3. Porucznik Borewicz
„Zofia, mimo zmęczenia, przewracała się z boku na bok. Przez swoją matkę nie mogła zasnąć. Wydawałoby się, że stateczna wdowa, matka dzieciom, babcia wnukom, posiadaczka wielkiego i zaniedbanego pałacu w Nieradzicach oraz pani kilkunastoosobowej służby będzie miała dość zajęć na cały boży dzień. Dyspozycje kuchni i pokojówkom wydać, parobkami pokierować, ogrodnika doglądnąć – już tylko to zajęłoby czas od śniadania do obiadu. A jeszcze cieślę zgodzić, żeby nareszcie dach naprawił, krzywe drzwi i spaczone futryny wymienił… Śliwki kazać zebrać i konfitury smażyć, gruszki w ocet kłaść, grzybów suszenia doglądać… A matka? Kufer szykować każe i w powozie się mości. Dobrze, że chociaż powie, dokąd ta wyprawa, to woźnica i stajenny konie mogą odpowiednie dobrać. Nie dziwota, że każda dziewka i parobek robią, co im się podoba, ogrodnik pod jabłonią leży i okowitą się raczy, a kucharka z podkuchennymi jęzorami mielą miast kapłony oprawiać. O konfiturach śliwkowych nie wspominając.
Zofia podróżować nie lubi, na gościńcach niebezpiecznie, w gospodach pluskwy i wszy, a i wino podłe, powóz trzęsie, aż się w człowieku wszystko przewraca. Najbardziej lubi gospodarstwa doglądać, u niej konfitury dawno już posmażone, kiszonki dojrzewają, marynaty gotowe. I dach nie cieknie, a i drzwi się dobrze zamykają, do tego nie skrzypią. Pokojówki i kucharki zajęte od rana do wieczora, i dobrze, od lenistwa głupie myśli mogą się zalęgnąć. Do dzieci nową dziewkę trzeba było zgodzić, bo poprzednia na Zofię sarkała. Niewdzięcznica, taka to wdzięczność za to, że ją z wiejskiej chałupy do dworu wzięła, odziała i nakarmiła. I nic nie chciała za to. Przy dzieciach to przecież dla niewiasty nie jest praca. I ledwo czwórka, z tego troje już chodzi, tylko jedno trzeba nosić.”
I stoję. Jak porucznik Borewicz ze śledztwem. Jak koń w piachu.
Komentarze (8)
Wystarczyłyby dwa akapity.
Teraz początek drugiego sugeruje, że piszesz o kimś innym, nie o "statecznej wdowie, matce dzieciom, babci wnukom". Wygląda jakbyś w pierwszym akapicie opisywała jedną postać, a w drugim przeciwstawiała jej już kogoś innego.
Późnej się już to załapuje, ale na początku - słabiej. Po co te wątpliwości?
Przejście z pierwszego do drugiego mogłoby wyglądać tak:
Śliwki kazać zebrać i konfitury smażyć, gruszki w ocet kłaść, grzybów suszenia doglądać… A matka? Kufer szykować każe! I w powozie się mości! (ja tu dałam w końcówce wykrzykniki, ale to tylko maleńka propozycja).
Gdy te akapity połączysz - sytuacja stanie się jasna: w pierwszym opisujesz zachowania matki, które martwią Zofię, w drugim - samą Zofię.
I jeszcze jedno - to zdanie: "Dobrze, że chociaż powie, dokąd ta wyprawa, to woźnica i stajenny konie mogą odpowiednie dobrać" umieściłabym w zakończeniu tego akapitu. Wtedy lekceważący stosunek parobków, kucharek i ogrodników do swojej gospodyni (pani?) byłby powiązany z opisem jej zaniedbań, zw. z miłością do podróży.
Tak widziałabym ten fragment (po połączeniu dwóch pierwszych akapitów i przestawieniu jednego zdania na koniec):
Śliwki kazać zebrać i konfitury smażyć, gruszki w ocet kłaść, grzybów suszenia doglądać…A matka? Kufer szykować każe i w powozie się mości. Nie dziwota, że każda dziewka i parobek robią, co im się podoba, ogrodnik pod jabłonią leży i okowitą się raczy, a kucharka z podkuchennymi jęzorami mielą miast kapłony oprawiać. O konfiturach śliwkowych nie wspominając.
Dobrze, że chociaż powie, dokąd ta wyprawa, to woźnica i stajenny konie mogą odpowiednie dobrać.
Nie wiem, czy spodoba Ci się moje spojrzenie na budowę tego odcinka. Może się z nim nie zgodzisz. Ale tak to jakoś zobaczyłam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania