Pościg za zdrajcą cz. 1

Zlecenie? Kurde!: 1

 

Nie wiem co ja sobie myślałem kiedy nauczyciel w szkole podszedł do mnie na przerwie i zapytał o moje plany na przyszłość a ja głupi odpowiedziałem że chciałbym zostać strażnikiem czasu. Wtedy ten zawód wydawał mi się najbardziej pociągający-jak niezliczonemu gronu innych idiotów. Darmowe podróże i to w czasie, wysoka płaca oraz dreszczyk emocji. Tymi słowami zachęcano potencjalnych młodych agentów i trzeba przyznać ze smutkiem że nie kłamali. Ze smutkiem bo gdyby nie dotrzymali słowa miałbym się z czego przyczepić a tak to kicha. Pracowałem za najwyższą krajową więc nie musiałem martwić się o pieniądze, byłem już w wielu miejscach na świecie w najróżniejszych okresach czasowych i ten cholerny dreszczyk emocji przez który co noc mam koszmary.

Dobra. Na początku nie było źle przyznaje. Dwie pierwsze misje choć diabelnie trudne udało mi się wykonać i wrócić nie tknięty. A musisz wiedzieć ze my agenci lądujemy w miejscach niebezpiecznych gdzie łatwo stracić głowę- jak inną może ważniejszą część ciała. Jesteśmy do nich szkoleni od dziecka bo tak naprawdę potencjalni agenci są wybierani już w czasach ich narodzin i nieważne jaką obierze drogę w życiu i tak przez całe swoje życie od czasów dziecinnych przechodzą przez różne kursy. Najpierw i najwcześniej uczy się nasz wszystkich możliwych języków a następnie do nich dochodzą kursy rodem z szkoły przetrwania.

Kiedy osiągnąłem wiek piętnastu lat dwaj agenci przyszli do mnie do sierocińca i zapytali czy chce zostać strażnikiem. Wtedy głupi i pełen zapału odpowiedziałem że chce.

Od tamtej pory minął rok a ja wykonałem chyba z setkę zleceń. Mój zapał minął a ja co dnia wyzywałem się od cholernych idiotów kiedy szedłem do pracy. Życie omal nie straciłem z milion razy i zacząłem mimowolnie się zastanawiać czy pech i szczęście nie grają między sobą w jakąś grę którą celem jest by jeden utrzymał mnie przy życiu kiedy drugi bez przerwy próbuje mnie ukatrupić. Tyle razy już podczas misji wpadałem w takie gówno że każdy już dawno nie żył a ja jakimś cudem zawsze wychodziłem z nich żywy.

Dziś jak co dzień siedziałem w swoim biurze czekając aż ten cholerny sadysta mój szef uzna za właściwe wysłanie mnie na kolejną samobójczą misje. Byłem strasznie niespokojny, jestem już od dwóch godzin w pracy i jak na razie nieprzyszła mi faksem wiadomość że mam zgłosić się w biurze szefa w celu uzyskania informacji na temat nowej misji. To było strasznie podejrzane. Z reguły ledwie wchodziłem do biura a już dostawałem wiadomość a teraz dwie godziny i nic. Zapewne przesadzam z tym niepokojem ale jakoś nie mogłem się oprzeć wrażeniu ze za chwile dostane misje po której będę mnie jeszcze gorsze koszmary niż te z Afryki kiedy omal tubylcy mnie nie pobawili mojej męskości.

Nie. Na pewno przesadzam. Szef po prostu niema dla mnie odpowiedniego zlecenia i tyle.

Usłyszałem szmer a potem z mojego faksu wyszła wiadomość. Nie musiałem jej czytać co tam jest. Spuściłem głowę i wypuściłem głośno powietrze po czym wyszedłem z biura zmierzając prosto do gabinetu.

Przed wejściem do gabinetu bez pukania mogli wchodzić tylko ci którzy mieli dostać zadanie. Nasz szef nazywany przez wszystkich smokiem – wyjaśnię później – nie lubił gdy ktoś wchodził do niego do gabinetu bez pukania i zawsze takiego delikwenta karał jakimś psikusem. Tak psikusem! Nasz szef ma dziwne poczucie humoru

Wszedłem do skromnego prosto umeblowanego aczkolwiek z wyrafinowaniem pokoju. Wszystko w nim było utrzymane w zimowych barwach z pewnymi jesiennymi akcentami.

Za dużym drewnianym biurkiem w bujanym fotelu siedział smok.

Ksywka mogła zmylić lecz to tak naprawdę był niewysoki facet z lekką nadwagą w ciemno niebieskim dres o niebieskich oczach, kilku dniowym zaroście i włosach koloru miedzi. Właśnie popijał cos z czarki a przednim stał talerz pełen sushi. W swych rankach trzymał parę pałeczek z taką wprawą że rodowity Japończyk by się nie powstydził. Można pomyśleć dlaczego smok? Jeszcze chwila.

–Akta leżą na ławce. –Powiedział wskazując szkolną długą ławkę na której leżała czarna teczka.

Ta ławka niestała bez powodu. Szef specjalnie ja tu umieścić by agenci w moim wieku poczuli się jak na dywaniku u dyrektora. O dziwo to działa. Nikt tak jak ja nie lubił siadać na tej diabelnej ławce która odbierała nam pewność siebie. Mimo to usiadłem jak zawsze bez słowa biorąc do ręce akta a moc ławki zaczęła powoli działać.

–Jak tam twój japoński? –Zapytał połykając kolejny kawałek ryby.

–Dobrze. –Odparłem nieświadom niczego po czym powiedziałem płynnie po japońsku zwracając uwagę na akcent i formę grzecznościową„ Nie gorszy niż pański”.

Szef uśmiechną się zadowolony i pokazał gestem ranki bym przejrzał akta.

Zrobiłem to. Otworzyłem je na pierwszej stronie i od razu do oczu rzuciły mi się znaki kanji . Ten system znakowy nie był mi obcy ale dawno nie używany miałem problem z go odczytaniem.

–Nie męcz się teraz. –Uprzedził mnie smok kiedy miałem już zacząć odczytywać znaki. –Na to będziesz miał czas później teraz zapoznam cię przelotnie z tym co tam znajdziesz. –Smok położył czarkę i pałeczki na stole. – Chce żebyś najpierw się dowiedział że ta misja będzie bardzo niebezpieczna dla ciebie ale w tej chwili nie mam nikogo innego kto mógłby się tą robotą zająć a czas też nam nie pomaga. –Twarz szefa była strasznie poważna. – Długo przed wezwaniem ciebie zachodziłem w głowę czy aby na pewno postępuje mądrze. Jesteś moim najlepszym strażnikiem ale ta misja będzie od ciebie wymagała niemal niemożliwego. Będziesz działał niemal ślepo. Poznasz cel misji, będziesz wiedział w jakim państwie jesteś i roku ale to tyle co będziesz wiedział tak jak my.

Że co proszę? Tak mało informacji? To żart tak? Przecież on nie morze mówić na serio?

Szef najwidoczniej spostrzegając moje nie dowierzania skończył wywód i przeszedł do konkretów.

–Jeden z naszych agentów zdradził. Wykradł plany nowoczesnej broni, trochę sprzętu i mapy świata. Zanim spostrzegliśmy co się dzieje skoczył przez portal przestrzenny wykasowójąc namiary.- Szef przerwał bym mógł sobie to wszystko przyswoić po czym kontynuował. – Kazałem sprawę utajnić a naszym specom poleciłem by spróbowali odtworzyć jego namiary. Udało im się ale częściowo. Wiemy że znajduje się właśnie w Japonii roku 1614.

Czekaj wróć kiedy? 1614? O ile dobrze pamiętam z kursów historii tego kraju to właśnie wtedy Szogun wywalał z kraju wszystkich obcokrajowców grożąc że jeżeli tego nie zrobią zginą. Spojrzałem smokowi w oczy a ten dobrze odczytując moje spojrzenie powiedział:

–Tak wiem. Rozumiem że to jak wrzucanie czarnoskórego do budynku pełnego skinheadów ale ja nie mam na tę chwile żadne Japończyka pod ręką więc sorka. – Szef rozłożył rance w przepraszającym geście. – A musimy jak najszybciej dorwać tego zbuntowanego strażnika zanim zdąży namieszać w czasoprzestrzeni. Jesteś specem od spraw z góry przegranych wiec masz ty największe szanse na wykonanie misji. Nie patrz tak na mnie bo to i tak ci nie pomoże a dostaniesz w mordę. Zbuntowany agent nazywa się Hanzo .

Znałem tego agenta. Zawsze miał skłonności do łamania zasad. Raz jak byłem z nim na misji to przemycił pistolet do średniowiecznej Anglii mimo że regulamin zabrania zabierania nowoczesnej broni i innych przyrządów poza wyposarzeniem niezbędnym agentowi. Nawet mnie nie smuci jego zdrada. Od chwili kiedy zastrzeli wtedy na misji zemną czterech strażaków których mogliśmy na spokojnie uniknąć przekradając im się za plecami zyskał moją niechęć. Rzecz jasna nie naskarżyłem na niego do szefa i nie wspomniałem o tym w raporcie. Bo na kolegów się nie donosi choćbyś ich nienawidził.

–Po wyjściu z gabinetu będziesz miał półtorej godziny na zapoznanie się z aktami i odpowiednie przygotowania. Ta misja jest aktualnie najważniejsze dlatego udzielam ci wszelkim możliwych zezwoleń i uprawnień. Możesz wynieść akta z biura, wejść do archiwum i wziąć bez pytania każdą teczkę, Wziąć każdy sprzęt jaki uznasz za właściwy ale na boga masz dorwać tego skurwiela i zwisa mi czy żywego czy martwego chce wiedzieć ze jest nie groźny czy to jasne?

Kiwnąłem twierdząco głową.

Dlatego nazywamy go smokiem. Mimo swojego niegroźnego wyglądu i nawet łagodnemu usposobieniu to jak się wkurzył i stawał poważny biedny był ten co z nim zadarł. Kiedyś jak sam był aktywnym strażnikiem to wykonywał misje w obozie koncentracyjnym w Polsce w czasie drugiej wojny światowej. Znosił jak każdy wszystkie trudy i cierpienia. Będąc tam poznał mała dziewczynkę z którą się tam zaprzyjaźnił łamiąc wszelkie zasady zabraniające zaangażowania emocjonalnego podczas misji. Kiedy na jego oczach niemiecki oficer zmasakrował dziewczynkę a potem zastrzelił na jego oczach smok wpadł w zimny okrutny szał. W nocy po kryjomu wymordował wszystkich strażników a tego oficera podał ponoć strasznym torturom sprawiając że przez całą noc czuł cierpienie gorsze od śmierci. Po tym zajściu został zawieszony na pół roku w pełnieniu obowiązków strażnika.

Wiem to od starszych agentów którzy pracowali tu zanim smok został szefem.

Wyszedłem z biura smoka zmierzając wprost do zbrojowni po drodze pobieżnie czytając akta. Znajdowała się w nich dokładna mapa ówczesnej Japonii, zarys historyczny z tamtego okresu i kilka innych ważnych informacji.

Po drodze wpadłem niechcący na kolegę ale zawsze tak jest gdy chce się połączyć chodzenie z czymś jeszcze. Przeprosiłem go i szybko wsiadłem do windy do której wchodziło trzech innych agentów. Wcisnąłem przycisk-2 i czekałem aż winda dotrze na moje piętro.

Jazda windą wbrew pozorom ciągnęła mi się w nieskończoność. Może przez nagłe rozmyślania które mnie napadły? Hanzo był draniem ale żeby zdradzić? Nie mogłem sobie poradzić z myślą że któryś z strażników był do tego zdolny. Wszyscy byliśmy sobie bliscy. Znaliśmy siebie wszyscy jak nikt a tu jeden zdradza nasze zasady. Dlaczego? Co mogło nim kierować?

A na dodatek to ja musiałem go ścigać. Musiałem zanim przenieść się do Japonii z którą wiązały mnie tragiczne wspomnienia. Moi rodzice kiedy miałem pięć lat zabrali tam mnie i siostrę. Ojciec był ważnym prokuratorem i miał wsiąść udział w sprawie przeciwko szefowi Yakuzy który popełnił wiele zbrodni w Ameryce. Sprawa cała nie miała być zbyt długa a że były wakacje ociec wziął nas byśmy nie stracili wspólnych wakacji. Tydzień po przyjeździe do wynajmowanego przez nas domku wkradło się pięciu ubranych na czarno ludzi. Byli Ninja. Zabili mi matkę, ojca i śpiącą słodko siostrę. Mi udało się uciec ale sam nie wiem jakim cudem. Z tamtej nocy pamiętam tylko ciemnie sylwetki w mroku i krew. Krew która była wszędzie.

Nieważne jaki to był rok nie chciałem już wracać na tę ziemie choćby nie wiem co. Gdyby nie to że mam obowiązek bez słowa sprzeciwu wykonać rozkaz szefa to kazałbym mu wsadzić sobie całą tą misie w dupę. A zresztą on wiedział o moich wspomnieniach związanych z tym krajem dlatego dlaczego nie może wysłać kogoś innego? Nawet jak niema teraz dostępnych Japończyków to jest wielu innych strażników którzy by wykonali to zadanie. To że udało mi się przeżyć akcje ze skokiem do wulkanu – a raczej wrzuceniem – nie znaczyło że zawsze będzie mi się udawało.

Zakończyłem te rozmyślania i wyszedłem z windy. Gdy drzwi windy się zamknęły podszedłem do drugich po lewej drzwi w korytarzu i je lekko pchnąłem do środka.

Zbrojownia była wielkim pustym pokojem. Na środku pokoju stało biurko a zanim na krześle siedział Bob.

Bob jak zwykle siedział z nogami na biurku w plażowych sandałach, szortach i hawajskiej koszuli a w dłoni trzymał połówkę kokosa z parasolką i wystającą słomką. Ubiór o tyle nie pasował do ponurego pomieszczenia co świetnie wyglądał z łysą głowa Boba długą brodą i pełnych wesołości oczami.

–Siema pisklak! –Zawołał na mój widok wyciągając w geście powitalnym rankę.

Odpowiedziałem skinieniem głowy.

Bob zmierzył mnie zrezygnowanym spojrzeniem.

–Zawsze wyglądasz i zachowujesz jakbyś połkną metalowy kij. –Wziął łyk z kokosa przez słomkę.

–Nie wolno pić alkoholu podczas pracy. –Zwróciłem mu uwagę wiedząc że nie pije teraz mleka kokosowego.

Zrobił zbolałą minę.

–Chcesz to powiedz to samo szefowi i przekaż mu że ta jego sake to psie szczyny nie prawdziwy alkohol.

Żebym jeszcze miał odwagę.

–Mam misje i potrzebuje broni.

Bob spojrzał na mnie.

–Gdzie i kiedy? – Padło z jego ust rutynowe pytanie.

–Japonia tak w siedemnastym wieku. –Odparłem i szybko dodałem. –Szef zdjął zemnie zakazy i dał wolna rankę. Będę potrzebował coś jeszcze z naszych czasów.

Bob zagwizdał ale wcale nie wesoło.

– Smok musi mieć powód skoro daje strażnikowi wolną rankę. –Po tych słowach wstał odstawiając połówkę kokosa na stole.

Podszedł przed biurko i tupną dwa razy nogą. Z podłogi wystrzelił okrągły słup sięgający do jego brody.

–Ej Nero! –Zawołał Bob do słupa. –Wysuń nam regały o numerze 4 i 5!

W odpowiedzi z ziemi wystrzeliły dwa regały obok siebie pod ścianą. Sprzęt nawet w zbrojowni trzymany jest pod ziemią ale jakimś sposobem Hanzo udało się ukraść parę rzeczy.

Podszedłem do obu regałów widząc kotem oka że Bob znów trzyma drinka w kokosie i siedzi na biurku. Gdybym go nie znał doszedł by do wniosku że Hanzo po prostu skorzystał z jego nieostrożności ale ja wiedziałem że to tak naprawdę pozory i że mimo tego iż na mnie nie patrzy to wciąż jest czujny. Nie. Hanzo musiał znaleźć sposób by dobrać się do broni pod ziemią.

Na jednym regale wisiała broń pasująca do miejsca do którego się wybieram. Były tam min: katana, ashiko, kama, kusarigama, manriki-gusari a także metsubischi w małych woreczkach i wiele innej broni.

Na drugim regale znajdowały się wszelkiego rodzaju granaty a także wiele rodzajów broni palnej.

Nie byłem amatorem i wiedziałem że branie współczesnej broni albo jakiejkolwiek innej rzeczy nie należącej do tamtego okresu czasowego jest niebezpieczne. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo że ją zgubisz albo co gorsza ktoś ją zauważy. Z drugiej strony wiele razy byłem w sytuacji w której broń palna ułatwiła by mi wiele roboty i oszczędziła dużo nerwów i wysiłków.

–Wezmę Katanę, Wakizaschi oraz pistolet z tłumikiem –mniejsza model – z dwoma magazynkami. –Wymieniłem nie patrząc na Boba.

–Dostarczę za półgodziny do Sali przygotowawczej.

Przyglądałem się z uwagom półkom chłonąc każdy szczegół. Broń była za pancerną szybą niedostępna dla nikogo poza kilkoma osobami. Hanzo się do nich nie zaliczał.

–Bob czy nic ci ostatnio nie zginęło? –Spojrzałem ukosem na Boba.

Od razu przytakną głową.

–No nawet już byłem z tym u szefa. –Bob przyjrzał mi się uważnie. –Skąd wiesz? Czyżbyś coś o tym wiedział.

–Kiedy zauważyłeś że broń ci zniknęła? –Zignorowałem jego pytanie.

Bob wzruszył ramionami.

–Jak zwykle gdy przyszedłem do roboty poleciłem Nero by sprawdził zawartość magazynu. –Bob odstawił drinka. –Kiedy skończył powiedział ze brakuje paru mieczy.

Odwróciłem się w stronę Boba.

–Co dokładnie zniknęło?

–Czemu pytasz?

No właśnie. Czemu? Moim zadaniem nie było odkrycie jak to zrobił a dopilnowanie by nie namieszał w czasoprzestrzeni. Ja nie muszę tego wiedzieć. Smok zlecił innym rozwiązanie tej zagadki mnie rozkazał go dorwać. Więc czemu chce wiedzieć.

–Nie muszę odpowiadać na twoje pytanie. – Odpowiedziałem mu siląc się by to nie zabrzmiało niegrzecznie. – Proszę odpowiadaj na pytania.

Bob przez chwile mierzył mnie lodowatym wzrokiem. Nie lubił gdy ktoś młodszy od niego mówił mu co ma robić. Znałem go i nigdy mu nie rozkazywałem ale teraz to inna sprawa.

–Dwa miecze ninja, ashiko, kama, shikoro-ken . –Wymienił po dłuższej chwili. –Gdy poszedłem z tym do szefa zbył mnie miał coś ważnego na głowie.

Dalej ma.

podsumowując Hanzo ukradł rzeczy tylko pasujące do tamtej epoki ale niewykluczone że niema współczesnej broni. Może mieć własną. Gdy się z nim spotkam będę musiał zachować pełną ostrożność.

–Nie domyślasz się jak złodziej mógł je ukraść.

Bob pokręcił zdecydowanie głową.

–Nie mam bladego cholera pojęcia. –Bob podszedł do kolumny. –Nie mógł tego zrobić tutaj przy pomocy Nero. Ma on wgrany program rozpoznawania głosu i jest naszpikowany różnymi skanerami. Nikt poza mną nie mógł mu rozkazywać a tylko on mógł wysunąć regały.

Więc jak on wykradł broń? Bob nie mógłby przeoczyć że wynosi stąd bron przy nim. Miał doskonały wzrok i słuch. Był mistrzem dyskretnej obserwacji.

Wciąż zadając sobie to samo pytanie „jak?” wyszedłem z zbrojowni. Podszedłem do drzwi naprzeciw i je otworzyłem.

Ten pokój wszyscy nazywaliśmy miejscem totalnej męki. Wnętrze olbrzymiego pokoju było różowe że aż miałem zawsze ochotę rzygnąć. Pokój był zastawiony wieszakami na których wisiał wszystkie stroje świata z każdej epoki. W powietrzu unosiła się słodka woń truskawek a uszy drażniła słodka muzyka o miłości. Każdy zdrowy na umyśle człowiek nie wszedłby do tego pokoju z własnej woli choćby mu dopłacali.

Rozejrzałem się w koło próbują opanować odruch wymiotny który aż się cisną. Po przeżyciach w wiosce kanibali kiedy widziałem jak na moich oczach zjadali innych ludzi nauczyłem się kontrolować ten odruch. Dalej pracuje nad stłumieniem tego dobijającego okropnego uczucia.

–Amanda! –Zawołałem wypatrując dziewczyny.

Nagle spomiędzy ubrań wyjechała na hulajnodze ładna blond dziewczyna. Miała ładną sympatyczną twarz, duże piwne oczy, drobny nos i usta a także nienaganną figurę. Nosiła niebieskie dżinsy i białą koszulkę.

–Czołem Erik. – Przywitała się. –Po kostium jak sądzę i gadżety.

Przytaknąłem wiedząc że to nie pytanie.

–Jaki kraj i epoka?

–Japonia siedemnasty wiek.

Amanda spojrzała na mnie zaskoczona z domieszka niepokoju.

–Czekaj Japonia kiedy? –W głosie dziewczyny brzmiała troskę. –Przecież wtedy było tam niebezpiecznie dla obcokrajowców.

Amanda miała większą wiedze historyczną ni Bob. Niedziwne ze się domyśliła.

–Nie mamy aktualnie Japończyków na stanie. – Wyjaśniłem wzruszając ramionami. – Ja już tyle razy byłem w podobnie niebezpiecznych sytuacjach że szef uznał że jak komuś ma się udać to właśnie mi.

Moje wyjaśnienia nie za bardzo się jej spodobały.

–Powinieneś kazać mu się pocałować w dupę.

I stracić jedyne źródło utrzymania, pomyślałem a nagłos powiedziałem.

–Mogłem mu kazać mi naskoczyć ale i tak bym musiał wykonać zadanie.

Dziewczyna nie mogła zaprzeczyć temu argumentowi ale i tak była strasznie nie zadowolona.

–Przygotuje ci wszystko co potrzebujesz. –Oznajmiła ale jej głos świadczył że jest strasznie niezadowolona. –Dam ci takie kimono żebyś nie rzucał się w oczy i miał pełną swobodę ruchu. Dętego torba, amulet, słomiany kapelusz byś mógł ukryć twarz nie zwracają niczyjej niepotrzebnej uwagi.

Skinąłem głową.

–Amanda czy nic ci nie zginęło ostatnio z magazynu? –Zapytałem dobrze wiedząc jaką usłyszę odpowiedz.

–Tak. –Potwierdziła. –Ciemno niebieskie kimono, torbę, słomiany kapelusz, shinobi shozoku i kilka słomianych poje…

Przerwała a jej oczy się rozszerzyły. Na twarz zaczął jej wypływać grymas przerażenia. Wiedziałem co odkryła. Niebyła tylko lepsza z historii od Boba ale lepiej pozwiązywała fakty i dostrzegała zbieżności.

–Twoja misja jest związana z kradzieżą? –Zapytała niepewnie a ja tylko wymownie milczałem. –Ktoś zdradził? –Ta myśl musiała ją nieźle przerażać.

–Domyślasz jak mógł się tu dostać złodziej? –Zapytałem wiedząc ze moje pytanie może się równać z odpowiedzią twierdzącą.

Amanda milczała przez chwile ale szybko wróciła do siebie.

–Nie wiem każdy. Mój magazyn nie jest tak strzeżony jak zbrojownia. Utrata kilku strojów nie jest uważana za taką tragedię jak strata kilku karabinów. –Te ostatnie zdanie wypowiedziała z wyraźnym gniewem.

Rzeczywiście tu to jest łatwiej. Wystarczy podprowadzić Amandzie klucz albo skorzystać sprawnie z elektronicznego wytrychu. Hanzo tu miał najłatwiej. Problem mógł mieć jeszcze w archiwum wykradając projekty i mapy. Tam był pełen monitoring. W cieniu nie mógł się przemknąć. Tam niektóre kamery mają wmontowany noktowizor. Ale Hanzo znał ten pokój. Mógł zapoznać się z rozmieszczeniem kamer i przy dużej ilości szczęścia był w stanie je wykraść.

Szybko wyszedłem z pokoju żegnając się pośpiesznie z Amandą która dalej trawiła to co odkryła. Ruszyłem biegiem w stronę archiwum. Musiałem wiedzieć jakie papiery wykradł Hanzo.

Przez dziesięć minut rozmawiałem z Wallem wypytując go o zawartość zabranych dokumentów. Straconymi papierami były w większości mapy historyczne dotyczące prowincji Igi oraz projekty broni palnych używanych w wojnie napoleońskiej. Szybko i pobieżnie zapoznałem się z kopiami akt i wtedy mi coś przeskoczyło w głowie.

Hanzo był Japończykiem. Szybko poprosiłem go by dał mi kopie akt Hanzo. Miałem w głowie już pewną teorie względem miejsca aktualnego pobytu Hanzo ale musiałem się upewnić. Od razu kiedy je dostałem zacząłem szukać informacji o rodzicach Hanzo a konkretnie o jego przodkach. Nie było tego wiele ale to co znalazłem sprawiło że moja misja stała się bardziej możliwa do wykonania. Znałem potencjalną pozycję wroga.

Wziąłem mapy historyczne i terenowe prowincji Igi wychodząc z archiwum. Ruszyłem pewnym zdecydowanym krokiem w stronę windy i pojechałem nią na piętro 10 a stamtąd do pokoju przygotowawczego miałem już nie dużo czasu.

Nałożyłem Białe ubranie od Amandy które wyglądało w pełni na nieużywane i nierzucające się w oczy. Z pasem Obi miałem większy problem niż z opaską biodrową. Kiedy byłem już ubrany zacząłem pakować rzeczy do torby. Najpierw wsadziłem futon potem pojemniki z ryżem i na końcu zabezpieczony pistole z nałożonym tłumikiem i dwoma magazynkami zawinięty staranie w kimonie na zmianę.

Pewny że wszystko co trzeba spakowane a pistoletu nie widać wsunąłem za pas dwa miecze jeden długi drugi krótki. Upewniłem się że hakama dobrze leżą pod kimonem i że mi nie spadają. Wsunąłem na stopy tabi a potem klapki. Byłem Gotów. Zarzuciłem torbę na plecy, wziąłem słomiany kapelusz i ruszyłem w stronę wrót.

Jeżeli spodziewałeś się jakiś wielkich mistycznych drzwi rodem z gier fantasty albo portalu z „gwiezdnych wrót” to cię rozczaruje. Wrota czasu to był metalowy duży okrąg z masą podłączonych do nich kabli i urządzeń a wokół masa ludzi przy nich.

Podszedłem do przełożonego naukowców który właśnie rozmawiał ze smokiem. Wymiana zdań była dość ostra. Smok darł się na niego nie miłosiernie za tak małe postępy w odzyskiwaniu danych i wyzywał od niekompetentnych wałów którzy powinni wrócić do szkoły podstawowej bo tylko tam się nadają. Kiedy do nich podszedłem Szef przestał się znęcać nad naukowcem.

–Wybacz Erik ale musimy cię wystrzelać niemal na ślepo. –Oznajmił mi Smok uspakajając się . –Ci darmozjadzie nie są w stanie odzyskać żadnych więcej informacji. –To mówiąc posłał gniewne spojrzenie naukowcowi.

–Próbowaliśmy ale Hanzo zastosował skuteczny program kasujący namiary. –Bronił się naukowiec. –To że udało nam się odzyskać informacje względem roku i państwa jest i tak wielkim osiągnięciem.

Smok poczerwieniał ze złości.

–Tymi informacjami to ty sobie możesz dupę podetrzeć ja chce konkretów! –Naukowiec wręcz odskoczył jak oparzony.

Patrzyłem na szefa i doszedłem do wniosku ze pierwszy raz go takiego widzę. Pierwszy raz zobaczyłem tego niebezpiecznego potężnego strażnika o jakim mi opowiadano. Dzisiaj uwierzyłem we wszystkie o nim historię jakie słyszałem i w te których jeszcze nie poznałem.

–Ja chyba wiem gdzie mógł przenieść się konkretnie Hanzo. –Powiedziałem przerywając kolejną fale gniewu smoka lejącą się na biednego profesorka.

Smok razem z naukowcem spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.

–Odkryłeś? –Odezwali się jednocześnie a ich głos zdradzał niedowierzanie.

–Trochę powęszyłem w aktach –Zacząłem formując słowa tak by nie wpaść wy długą tyradę. Smok ich nie lubił a ja sobie obiecałem że nigdy już z nim nie zadrę. – dowiedziałem się trochę o planach które wykradł . W większości to były mapy historyczne i terenowe prowincji Igi. Igi było uważane za matecznik ninja a i broń jak i ubrania pasowały do tej profesji. Zaciekawiony tym tropem poszukałem w jego aktach informacji na temat jego przodków i odkryłem że byli ninja.

Smok nagle się rozpogodziła a naukowiec wciąż patrzył na mnie z podziwem.

–Moja mordo. –Zawołał smok chwytając mnie w objęcia. –Ja cię po prostu adoptuje.

Zaskoczony tym gestem i słowami zamarłem. Nie spodziewałem się aż tak entuzjastycznej reakcji. Kiedy smok mnie puścił posłał profesorowi lodowate spojrzeń.

–Dzieciak sam jeden odkrył rzecz której wasza cała jebana setka niebyła wstanie dostrzec. –Znów spojrzał na mnie a na jego twarzy malował się uśmiech. –Erik wiedziałem ze jesteś w chuj bystry ale teraz to zdobyłeś mu szacunek na wieki.

Nagle klasą w dłonie zwracając uwagę naukowców którzy już i tak od paru chwil się na nas patrzyli.

–Dobra ludzie ustawiajmy współrzędne! –Zawołał pełen entuzjazmu którego we mnie nie było już od dawna. –Japonia rok 1614 prowincja Igi dzień i godzina ustalamy zgodnie z naszą tradycją kiedy tych informacji nie mamy czyli na chybił trafił! –Spojrzał na mnie wciąż uśmiechnięty. –Teraz tylko dorwij Hanzo i wracaj do nas.

Najpierw będę musiał go znaleźć a choć nie muszę już przeszukiwać całej Japonii to i tak przeszukanie całej prowincji będąc obcokrajowcem nie będzie łatwe. Tam każdy samuraj będzie chciał mnie zakatrupić. Poklepałem się po mieczach u pasa. Bez walki i rozlanej krwi na pewno się nie obędzie. Hanzo też będzie walczył. W jego krwi płynie krew ninja a oni nie dają się złapać żywcem.

Stanąłem przed okręgiem a potem gdy wszystko było gotowe skoczyłem.

 

Motywacje, Więzy i Niespodziewane początki:2

 

 

Jak to jest przechodzić przez wrota czasu? Na początku czujesz się podobnie jak podczas jazdy diabelską kolejką. Pierwsze sekundy są spokojne a potem zaczyna się jazda bez trzymanki. Bezgłośny krzyk posiłek podchodzący pod gardło i takie tam. Ale przejście przez portal ma tą zaletę ze potem czujesz się jakbyś szybował w powietrzu. Lecisz na autopilocie który prowadzi cię bezpiecznie do celu a potem… koniec jesteś na miejscu a w głowie ci szumi.

Za kilkoma pierwszymi razami czułem zawsze smutek z powodu końca podróży ale później się przyzwyczaiłem choć ochota by dłużej polatać została.

Znajdowałem się w lesie to było pewne. Wszędzie były drzewa a miejscami korony drzew przysłaniały całkowicie słońce. Musiał znaleźć wyjście z lasu i za… Obok mnie otworzył się nowy portal z niego wyskoczyła postać w ciemno niebieskim kimonie. Na początku go nie poznałem ale po chwili go rozpoznałem. Hanzo!

Miał czarne jak noc włosy i ciemne skośne oczy. Twarz nieprzyzwoicie przystojną. Za pasem obi nosił długi miecz a obok miecz ninja. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

Oboje staliśmy tak przez bardzo długą chwile wpatrując się w siebie jak dwa posągi. Hanzo dalej się uśmiechną ale dostrzegłem że ręka powoli zaczęła zmierzać w stronę miecza. Ja zrobiłem to samo. Oboje trzymaliśmy za swoje miecze ale ich nie dobywaliśmy. Patrzyłem na uśmiechniętego Hanzo.

–Ciekawe. –Odezwał się nagle. –Tego to się nie spodziewałem. Od jak dawna tu jesteś?

–Przed chwilą sam się tu przeniosłem. –Odparłem klnąc na siebie ze schowałem pistolet do torby. Zdecydowanie lepiej mi szło strzelanie niż walka w zwarciu jak Hanzo.

Hanzo się zaśmiał.

–Ciekawe. –Powtórzył. –Myślałem że mój wirus usuną moje współrzędne. Chyba jedna nie doceniłem tych techników.

–To że przeniosłeś się do Igi sam odkryłem po dziesięciu minutach w archiwum i rozmowie z Bobem i Amandą których okradłeś.

Hanzo znowu się zaśmiał ale teraz dłużej.

–Coś czułem że jak smok ci rozkaże mnie dopaść to jakimś sposobem odkryjesz gdzie uciekłem. –W jego głosie nie usłyszałem fałszu ani drwiny tylko szczery podziw. –Mogę wiedzieć tak szczerze –bo zapewne tego z archiwum się nie dowiedziałeś –skąd poznaliście dokładne namiary?

Pomyślałem ze to dobra okazja do zaspokojenia ciekawości.

–A mogę liczyć ze ty też odpowiesz szczerze na moje pytanie?

Skiną głową.

–Palnęliśmy na chybił trafił. –Przyznałem szczerze.

Hanzo znowu rykną śmiechem tylko trochę głośniejszym.

–Tego się mogłem domyślić. Zwyczaj smoka w takich sytuacjach. Dobra teraz ty pytaj.

–Jak okradłeś zbrojownie? Cały czas się nad tym zastanawiałem i nie mogłem dojść jak tego dokonałeś.

Hanzo uśmiechnął się wyzywająco.

–Spiłem kiedyś jednego z tych informatyków od nas i zręcznie wyciągnąłem od niego kod awaryjny wyłączający Nero i uruchamiający system zdalnego sterowania. –Oznajmił z dumą w głosie. –Wkradłem się do zbrojowni w nocy użyłem kodu. Usunąłem Nero pamięć o tym zdarzeniu.

Genialne. Proste a zarazem genialne. Ukłoniłem lekko głowę w znaku uznania.

–Też byś na to wpadł po jakiś czasie. –Oznajmił z przekonaniem. –Ja tak naprawdę dowiedziałem się o istnieniu kodu zupełnie przypadkiem. Poszedłem kiedyś do toalety i przez przypadek podsłuchałem rozmowę dwóch informatyków. Mówili właśnie o tym kodzie.

Znów zapanowała cisza. Oboje nie mierzyliśmy się wzrokiem. Po prostu staliśmy i na siebie nawzajem patrzyliśmy. Żadnego sprawdzania charakteru czy psychologicznej wojny.

–Dlaczego zdradziłeś? –Zapytałem czując że wypadało by zapytać.

Hanzo pokręcił przecząco głową.

–Sam to odkryj geniusz. Miała być szczera odpowiedz na jedno pytanie. –Hanzo zlustrował mnie wzrokiem. –Amanda odwaliła kawał dobrej roboty. –Stwierdził z uśmiechem. –W tym stroju i tym słomianym kapeluszu w ogóle nie rzucasz się w oczy. A wiesz ze to ci tu będzie potrzebne.

Pokręciłem przecząco głową.

–Ja wracam a ty razem zemną. –Oznajmiłem mu z mocą.

Spojrzał na mnie sceptycznie.

–Myślisz że dasz radę mnie zmusić siłą. Bo wiesz że będziesz musiał jej użyć. Dobrze wiesz też że jestem od ciebie lepszy.

Hanzo rzeczywiście był ode mnie szybszy i zwinniejszy w walce zwarciu. Nie było co siebie okłamywać. Gdyby udało mi się jakimś niewiarygodnym cudem wyjąć pistolet z torby, załadować i do niego strzelić i to zanim on by mnie poćwiartował to bym wygrał. Ale nawet ja nie mam złudzeń ze tyle szczęścia mieć będę. Dlatego będę musiał walcz w zwarciu i na pewno przegrać. Choć z drugiej strony już wole żeby on mnie zabił niż patrol samurajów lub smok gdy wrócę do domu nie wykonując zadania. U niego miał przynajmniej zapewnioną szybką śmierć bez znęcania się a co do tamtych nie miał złudzeń.

Wypuściłem z rezygnacją powietrze.

–A więc walka. –Stwierdziłem i wyjąłem przed siebie miecz.

Hanzo przytakną i też wyją miecz o ząbkowanym ostrzu.

–Obiecuje ci najmniej bolesna śmierć. –Obiecał a ja czułem że nie kłamie.

Potem oboje zwarliśmy się.

Świst i zgrzyt. Miecze się spotkały. Starałem się już na samym początku zdobyć przewagę wykorzystując to że byłem od niego o dwa lata młodszy i do tego szybszy. Niestety walka na miecze nie należała do moich ulubionych dziedzin. Przez chwile dominowałem spychając go w tył ale ostrze mojego miecza ani razu mu nie zagroziło. Jego obrona była szczelna jak mur tarcz. Za każdym razem kiedy próbowałem go dosięgnąć moim mieczem jego niezmiennie stawało mi na drodze. Jeszcze cały czas się uśmiechał w sposób który pytał: i tylko na tyle cię stać? W końcu zacząłem czuć zmęczenie i moje natarcie osłabło co on wykorzystał bez litości. Teraz to on dyktował tępo które w moim mniemaniu było mordercze. Zaczął mnie spychać przygniatając gradem cięć i pchnięć które gdybym nie sparował okaleczyły by mnie dotkliwie.

Puściłem jedną ranką katanę i dobyłem Wakizaschi kryjąc nią mój lewy bok. Przeraźliwy zgrzyt metalu wypłoszył z lasu chyba całe ptactwo i zwierzynę. Byliśmy tu chyba tylko my dwaj, las i prześwitujące przez korony drzew promienie ciepłego słońca. Zbiłem Wakizaschi cięcie w moją szyje które pewnie mogło by mi ją odciąć i rozpaczliwie wyprowadziłem pchnięcie kataną. Wykonał unik i zawirował mi za plecy. Wykonałem obrót tak szybki że aż zakręciło mi się w głowie ale i tak byłem o dwie sekundy zwalony. Jego ząbkowane ostrze cięło mnie w prawe ramie. Ostrze zgrzytnęło o kość a mi gwiazdy stanęły przed oczami. Zagryzłem aż do krwi dolną wargę by stłumić krzyk bólu. Odpędziłem go rozpaczliwym zamachnięciem kataną. Odskoczył ode mnie a ja sam przyklęknąłem na jedno kolano. Rzuciłem Wakizaschi na ziemie i chwyciłem się ranką za zranione ramie. Od razu tego pożałowałem. Syknąłem z bólu jak zaszczute zwierzę. Rana była głęboka a krew spływała wzdłuż mojego ramienia po same koniuszki palców którymi wciąż ściskałem katanę.

Hanzo stał chwile patrząc się na mnie a jego uśmiech zniknął mu z twarzy.

–Odejdź –powiedział w końcu spokojnie i powoli wypowiadając każde słowo. –Niema sensu byśmy walczyli ze sobą. Proszę cię jako agent innego agenta: podaj się. Ja nie chce cię zabijać.

Usłyszałem jak chowa miecz do pochwy. Usłyszałem jak się odwraca i odchodzi. Zamknąłem powieki. Jak ja bardzo chciałby wrócić do domu. Nie musieć tu być. Nie musieć walczyć z kimś lepszym od siebie wiedząc że i tak nie mogę wygrać. Chciałbym też nie musieć wstać. Chciałbym nie musieć podnieść Wakizaschi. Chciałbym opatrzyć ranę i odpocząć. Chciałbym by krew nie wsiąkała w rękaw kimona i spadała na ziemie. Ale niestety rzadko możemy robić to co chcemy.

Hanzo staje i się do mnie odwraca. Widzę jak bardzo mu się to nie podoba i jak bardzo mu przykro. A potem odwraca się i ucieka a ja zanim. Biegnę jak szalony nie zważając na zmęczenie i zawroty głowy spowodowane ubytkiem krwi. Rana rwała niemiłosiernie.

Biegliśmy aż w końcu przez barierę bólu dotarł do mnie coraz głośniejszy szum wody. Hanzo biegł przez las jak gazela przeskakując nad konarami powalonych drzew i manewrując między nimi z gracją baleriny. Był szybki jak jasna cholera. Starałem się nad nim nadążyć ale oddech miałem coraz cięższy a moje ciało coraz głośniej protestowały. Niemalże czułem szum upływającej mi z ciała krwi.

W końcu szum i plusk wody się wyostrzył. Dudnienie niemal opadającej kaskadami wody wprawiało mój umysł w konsternacje. Hanzo nagle się zatrzymał a ja chwile później. Rozejrzałem się z trudem. Właśnie stanęliśmy na kamiennym brzegu jeziora który spadał wodospadem kilka metrów w dół do zbiornika wodnego z którego odpływały strumień ginąc gdzieś w lesie.

–Jack! –zawołał Hanzo przekrzykując wodę. –Błagam cię! Nie wygrasz zemną. Jestem o ciebie lepszy. To starcie morze się skończyć tylko w jeden sposób.

Wziąłem parę głębokich orzeźwiających wdechów próbując rozjaśnić umysł. Czułem jak strużki potu spływają mi po twarzy i po ciele. Moje długie włosy pozlepiane w strączki przyklejały się do głowy.

–Dlaczego zdradziłeś?! –zdobyłem się na wypowiedzenia tego pytanie przekrzykując szum i dudnienie wody.

–Nie zrozumiesz tego.

–Sprawdź mnie.

–Dobrze. Jack czy nie zastanawiałeś się kiedyś co by było gdyby dajmy na to ktoś zabił Hitlera zanim dotarł do władzy. Albo sprzątnął Stalina i Lenina?

–Co by się stało gdyby ninja mieli już teraz nowoczesną broń palną –dokończyłem czując do czego to zmierza.

Hanzo uśmiechnął się promiennie rozpościerając rance jakby chciał objąć cały świat.

–Zgadza się Jack. Ale z tą nowoczesną bronią bym nie przesadzał. Kilka tylko lat różnicy.

–Nie w Japonii.

–Ah Jack –westchnął Hanzo splatając rance na piersi. –Zawsze trzymasz się sztywno regulaminu mimo iż wielokrotnie utrudniał tobie i innym agentom zadanie.

–Zasady nie zostały wymyślone bez potrzeby. Powstały by historia nie została zmieniona.

–Ale dlaczego nie! Czemu niewolno nam ulepszać historii. Czemu nie sprzątnąć takiego szubrawca z przeszłości i uratować kilka miliony istnień. Czemu nie możemy ulepszać świata skoro mamy do tego narzędzia. Czemu nie powstrzymać powstania komunizmu i nazizmu. Powstrzymać komunistyczną rewolucje w chinach. Czemu mielibyśmy nie uratować mojego narodu i twoich rodziców.

Wstrzymałem oddech. W głowie mi się zakręciło ale nie od utraty krwi. Staliśmy przez chwile patrząc na siebie.

–Powiedz mi Jack. Czy nigdy cię nie korciło by wrócić do przeszłości i uratować swoją rodzinne? Nigdy nawet o tym nie pomyślałeś?

–To niema znaczenia –powiedziałem przez zaciśnięte zęby i rzuciłem się na Hanzo.

Dobył miecza zanim się zorientowałem. Świsnęła stal a potem zgrzytnęło. Czując napływ nowej siły naparłem na Hanzo spychając go na samą krawędź. Ten mnie jednak odepchną i skoczył zgrabnie na jeden z okrągłych kamieni wystających z dna jeziora. Niewiele myśląc skoczyłem na kamień tuż obok. Był strasznie śliski i omal się nie poślizgnąłem ale szybko odzyskałem równowagę i wykonałem zamach na Hanzo który bez trudu je sparował i wyprowadził natychmiastową kontrę. Czułem pulsujący narastający bul w rance w której trzymałem Katanę ale go zignorowałem i sparowałem jego kontrę Wakizachi.

Hanzo przeskoczył w bok na kolejny kamień i potem w prawo na drugi. Poszedłem w jego ślad parując kataną cięcie w głowę i markując cięcie w brzuch. Hanzo machną mieczem zatrzymując mnie i skoczył do tyłu na kolejny kamień. Sięgnął pod kimono wolną ranką a potem wyrzucił ją przed siebie. Świsnęło a ja poczułem że coś wbija mi i się przez kimono w udo. Było to kunai zatopione głęboko w lewe udo. Ryknąłem jak zarzynane zwierzę dając upust bólowi i niezgrabie natarłem na Hanzo przeskakując na inny kamień. Czerwona kotara bólu i wściekłości zsunęła mi się na oczy mobilizując do dalszej walki. Hanzo z smutną miną sparował serie moich ataków i z oczami pełnymi bólu pchnął mnie niezauważalnym ruchem w brzuch.

Zadziałał instynkt. Nadziałem się głębiej na miecz Hanzo wypuszczając do wody moją broń. Chwyciłem go pełny nienawiści za szyje. Staliśmy na dwóch zrośniętych kamieniach szamocąc się. Hanzo przytrzymał mnie jedną ranką a drugą wyszarpał miecz z mojego brzucha z dużym kawałkiem moje ciała. Poczułem ból o jakim nie śniłem. Czułem jak krew wypływa obwicie z rany razem z płynami fizjologicznymi. W ostatnim porywie wyszarpałem z jego torby która podczas naszej szamotaniny lekko się otworzyła metalową tubę. Słyszałem jakby z daleka jego krzyk a następnie kiedy wpadałem opadnięty z sił zamajaczyła mi jego ranka przed nosem. Wpadłem z chlupotem do lodowatej wody której prąd porwał mnie z zawrotną siłą i szybkością ku wodospadowi. Dalej nie pamiętam wiele poza przeświadczeniem że się dusze i że dalej ściskam w moich skostniałych palcach żelazną tubę jakby to było moje życie którego boje się puścić.

Potem był tylko mrok.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Znalazłem to przed chwilą w swoim kompie. Jest to jeden z wielu projektów które zacząłem i po pewnym czasie porzuciłem bo nie byłem pewien czy dobrze mi idzie. Piszcie jak wam się podoba.
  • Monia999 13.08.2014
    Jest trochę błędów, które warto byłoby poprawić, ale fabuła bardzo ciekawa, więc pisz dalej. :)
  • Amatorka 29.08.2014
    Masz bardzo ciekawe pomysły.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania