Pośrodku niczego

Pośrodku niczego

 

Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem niebo, które stanowiło jedyne najwyraźniejsze wspomnienie nim tu trafiłem. Później zdałem sobie sprawę jak nieznośne może być życie bez błękitu nad głową. Otwierając oczy codziennie widzę sufit, z wolna niszczony przez grzyb, który przegryza tynk i powoduje pęknięcia. Nie rozróżniam już zapachów, wszystko ma podobną woń. Materac, ubrania i własna skóra cuchną stęchlizną. Ciepła cela, chociaż teraz bardziej mój znienawidzony dom, składa się z pokoju, a w nim jedyne co można znaleźć to najprostsze stalowe łóżko z przytwierdzonym pożółkłym materacem, nie dostałem w zestawie poduszki ani pościeli. Naprzeciw łóżka ustawiono drewniany stolik pod telewizor, a na nim ten przeklęty płaski ekran narzucający mi rutynę, kilkadziesiąt cali grozy, które cyklicznie cztery razy w ciągu dnia, niszczą mój umysł niezmienną treścią płynącą od nieznajomego nadawcy. Pewnie ktokolwiek zapytałby mnie o to, dlaczego go nie zniszczę lub nie wyłączę? Otóż mebel jak i odbiornik osłania akwarium z twardego i przezroczystego szkła. Drugie i ostatnie pomieszczenie to ciasna łazienka, w niej rozklekotana pralka, służy do prania jedynego kompletu szarych ubrań i podartej bielizny, obok niej w rogu stał sedes, a naprzeciwko prysznic. Całość okrasza zimne światło płynące z okrągłych i małych lamp diodowych, zamontowanych w kątach sufitu w obu pomieszczeniach.

 

Można stąd wyjść przez żelazne drzwi, które jak do tej pory nigdy nie zostały nawet uchylone, w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć kiedy i jak tutaj skończyłem oraz kim jestem. Biorę zatem za pewnik, że trafiłem nieprzytomny w to osobliwe miejsce, a moja pamięć została wyczyszczona za pomocą jakiegoś narkotyku. Dwa razy dziennie ktoś opuszczał klapę rewizyjną. Za pierwszym razem wielka dłoń w czarnej rękawiczce podaje mi plastikową tackę, a na niej zawsze jest miska ryżu bez pałeczek bądź widelca, a obok szklanka wody i szczoteczka do zębów z nałożoną pastą, zestaw ten nigdy dotąd nie uległ zmianie. Czasami dla ironicznego urozmaicenia dostawałem nową rolkę papieru toaletowego, albo woreczek z proszkiem do prania. Na spożycie posiłku i higienę jamy ustnej mam równe dziesięć minut. Potem klapa opada po raz drugi, więc natychmiast po wykonaniu wszystkich czynności muszę zwrócić tackę z miską i szklanką. Próba odmowy zwrotu kompletu doprowadza do aktywacji stalowej obroży ciążącej na szyi, by ta boleśnie mogła mnie razić prądem. Dawniej chciałem nawiązać kontakt z osobą zza drzwi, lecz tajemnicza persona nigdy nie raczyła reagować na jakiekolwiek zaczepki, próba łapania za dłoń rzecz jasna kończyła się tym samym, co próba nie oddania tacy.

 

Każdy dzień zaczynam tak samo - po środku niczego, owszem są tutaj te wszystkie rzeczy, które wymieniłem, ale one nie przypominają mi o tym, że żyję, one boleśnie uświadamiają mi, że bezcelowo tutaj tkwię i wegetuję niczym kanarek złapany w klatkę. Chciałbym się zabić, ale to raczej niemożliwe, jestem pewien że przy takiej próbie zadziałałaby obroża, poza tym nie miałem za bardzo czym zrobić sobie krzywdy. Osoby które mnie tutaj wtrąciły bez wątpienia obserwują każdy mój ruch. Doszedłem do tego metodą prób i błędów, ponieważ gdy łamię niepisane zasady lub istnieje cień podejrzenia że coś kombinuję, to z miejsca jestem karany. Nigdzie jednak nie znalazłem kamer, być może schowali je w telewizorze lub lampach.

 

Plan dnia wygląda w ten sposób, że na pobudkę wyje syrena strażacka, trwa to dłuższą chwilę. Początkowo szybko wstawałem z łóżka, bo przez stres męczyła mnie chroniczna sraczka. Obecnie czekam do końca syreny leżąc bez emocji, ale po przerwaniu irytującego dźwięku i tak muszę powstać na baczność by mieć oczy wlepione prosto w telewizor, próba posadzenia tyłka na łóżku zawsze skutkowała karą, odwrócenie wzroku od ekranu również.

 

Dziwny film puszczany w ciągu każdego dnia życia w celi, zawsze jest identyczny. Początek nagrania przedstawia mównicę ujętą w centrum kadru, echem niosą się donośne oklaski. Wygląda to na obrady jakby parlamentu, tak mi się wydaje. Tuż za mównicą wisi duża i wyraźnie dostrzegalna czarna flaga tworząca pełne tło, symbol umiejscowiony w jej górnym lewym rogu ukazywał złotą dłoń dzierżącą krwiście czerwony sztylet, dłoń jakby gotową brutalnie zadźgać kogoś atakiem od tyłu. Wtem nastaje cisza, a do mikrofonu podchodzi mężczyzna, ubrany w grafitowy garnitur i białą koszulę oraz niebieski krawat. Nie potrafię określić czy jest niski czy wysoki, ale na pewno stwarza wrażenie postawnego i pewnego siebie. Oryginalne nagranie zapewne prezentuje twarz oratora. Nigdy dotąd nie było mi dane poznać pierwowzoru, montażysta nałożył blur na twarz delikwenta. Zniekształcono również jego głos, do takiego stopnia, że niezrozumiałe słowa przypominały bzyczenie muchy zamkniętej w słoiku. Końcówka filmu nadciąga w momencie gdy ten składa pokłon przed publicznością. Mężczyzna kończąc przemowę nagle pada, rażony kulą w klatkę piersiową, zapewne z jakiegoś karabinu. Nagranie trwa stosunkowo długo. Policzyłem na palcach sekundy i wyszło równe 4444 sekund, a gdy ustaliłem ile to godzin, wyszło 1,234 godziny, dziwne liczby, chociaż nie wiem z czym są związane.

 

Najgorszy okres przebywania w tym miejscu następuje pomiędzy filmami.

Ostatnio chętniej oczekuję na dźwięk syreny. Zamknięcie w takiej małej przestrzeni powoduje, że zderzenie myśli rodzi tsunami, słyszę jakieś głosy w głowie, chyba kilka wersji samego siebie. Podstawowe zajęcie to robienie pompek, lubię też ćwiczenia rozciągające. Prowadzę sztuczny dialog za pomocą intonacji głosu, klaszczę i układam melodie gwiżdżąc. Kiedyś spróbowałem posłać inwektywy wobec oprawców, lecz skończyło się to długim smażeniem za pomocą obroży. Tęsknię za wizerunkiem drugiego człowieka, i nieważne czy byłby to wróg bądź przyjaciel, uściskałbym go ze łzami w oczach. Nigdzie nie ma lustra, a akwarium otaczające telewizor jest na tyle przeźroczyste, że minimalnie odbija światło, więc nie ma mowy by zobaczyć jak wyglądam. Dotyk nie pozwala mi na poznanie kształtu twarzy, zwyczajnie nie czuję jej gdy zbliżam dłonie i kładę je na policzkach, ciągle mnie to przeraża. Jakie to jest abstrakcyjne i okrutne, ale tak biegnie każdy mój dzień, który według wypracowanej rutyny, kończę po filmie puszczonym po raz czwarty.

 

Oczekując na tacę, spodziewałem się tego co zawsze. Jednak tym razem dostawa wzbudziła zaskoczenie, a zarazem zachwyt. Pod miską z ryżem leżał obity metalem notatnik, z długopisem przywiązanym na taką wysokość, która swobodnie pozwalała mi w nim pisać, w okładce płynął prąd powodujący stopniowe drętwienie palców przy jego dłuższym dzierżeniu. Chciałem zwrócić notatnik z tacą, lecz czarna ręka wrzuciła go z powrotem do celi. Szczęście aż wybuchło wewnątrz mnie, a motylki łaskotały gdzieś po brzuchu. Teraz piszę to co chcę, czyli to co czytam albo czytasz. Minimalnie czuję coś wewnątrz. Chociaż to i tak namiastka tego czym wydaje się odległe wspomnienie błękitu nieba.

 

Trwając tak po środku niczego, nie mam właściwie o czym pisać. Nadszedł jednak moment przełomu, który dał mi do zrozumienia, że nigdy nie opuszczę tego miejsca. Wiecie jak już wygląda każdy dzień, ale nie wiecie co to za miejsce i po co tu jestem. Wszystko opiszę najdokładniej.

 

Po zakończeniu pierwszego seansu, usłyszałem stukanie, jakby obok mnie. Nietypowy dźwięk wzbudził ekscytację, bowiem znałem tu wszystko, dźwięki również, ale ten stukot zwiastował coś nowego. Dochodził on zza drzwi.

Drzwi jakby nigdy nic zostały otwarte! Nieprzyjemny chłód napływał do celi. Zaskoczenie chwilowo wbiło mnie mocniej w łóżko, cierpiałem na bezruch. Umysł serwował przeróżne myśli, jednakże najczęściej dobijały się te mówiące o nadchodzącej wolności. Powstałem na równe nogi i bez zawahania opuściłem celę. Okropny mróz i ciemność panowały na zewnątrz, pod stopami w tle bijącego światła z celi zauważyłem czerwoną kostkę brukową. Przeraziła mnie ta sytuacja, przez okrutną temperaturę i niewiedzę, zapewniam was, że w tym otoczeniu, otwarte drzwi wcale nie oznaczały wolności. Uznałem, że zaraz zamarznę i najlepiej będzie jak wrócę do swojej klatki. Zobaczymy co mnie spotka później, na pewno tutaj to opiszę o ile wrócę...

 

Jego ostatnie życzenie

 

Stojąc w drzwiach celi, w oddali dostrzegł lewitujący czerwony punkcik, który powoli leciał w jego stronę. Dziwne światło kazało mu stać w miejscu, by po chwili wydać mu bezsłowny rozkaz podążania za nim. Widząc z czym on ma styczność, uznał, że to jakiś niesamowity koszmar albo choroba pętająca świadomość. Podążał za specyficznym świetlikiem, niczym lunatyk, do momentu aż ten zgasł i nastała nieprzenikniona ciemność, a martwa cisza uwydatniła bicie serca. Trzęsło go z zimna, jego stopy przywarły do chodnika, nie miał na tyle sił by je oderwać.

 

Niepokojącą sytuację przerwał krzyk, przeraźliwy, jakby tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. Skazany wtedy sobie wszystko przypomniał, kim był i co zrobił, jedynie jego imię pozostanie tajemnicą. Odrażające obrazy zbrodni przebiegały w jego myślach. Widział stosy trupów, wojsko strzelające do tłumów, bombardowanie miast, wypalanie upraw, programowanie mas za pomocą mediów. Widziałem jak kręcił przerażony głową i przecierał oczy chcąc odrzucić te okropne wizje. Przerwałem jego zderzenie z przeszłością ze świata żywych.

 

– Witaj na swym ostatnim procesie bezimienny. – powitałem skazanego.

 

– Chwila! – rozejrzał się dookoła mimo mroku – Kim jesteś i gdzie się chowasz?

 

– Żywi nazywają mnie diabłem, tak naprawdę nie mam imienia, a to wszystko tutaj, żywi nazywają piekłem. Przed chwilą w myślach przepłynęły ci zbrodnie przeciwko innym ludziom, niektórych mordowałeś na własną rękę, a inni ginęli przez twoje rozkazy. Władza jaką posiadałeś zabrała ci rozum i ostatecznie wtrąciła, aż tutaj. Uwierz mi lub nie, mało dusz tutaj trafia.

 

– Czekaj! Co? - zszokowany próbował zrozumieć zaistniałą sytuację – Może i nie pamiętam swojego imienia, ale nie wierzę w żadne piekło i ten pokój z telewizorem. To co się działo w moich myślach to też fikcja. Przestań kłamać! Masz mnie stąd wypuścić! Wystarczająco długo siedziałem w tym więzieniu, a teraz koniec! Masz mi zwrócić wolność!

 

– Fikcją jest ludzka siła i bogactwo oraz bezkarność. Fikcję tę zawsze zakańcza śmierć. Nagranie, które widziałeś na ekranie telewizora, nie jest niczym innym jak momentem złudnej hegemonii którą się chełpiłeś przed tłumem klaszczących marionetek. Cha! – parsknąłem donośnie w kierunku skazanego – jak widać wśród twoich poddanych był ktoś, kto wysłał cię prosto w to miejsce. To co widziałeś przed przyjściem tutaj było projekcją twojego piekła...

 

– Nie rozumiem o czym gadasz do mnie diable. Nawet jeśli dokonałem tych zbrodni, to wytłumacz do czego nawiązujesz mówiąc o projekcji mojego piekła – w drżącym głosie skazanego narastał strach i niepewność.

 

– Każdy człowiek za życia ma jakąś fobię, ty od zawsze bałeś się zamknięcia w pomieszczeniu, bez okien i widoku na świat, z dala od świeżego powietrza i powiewu wiatru. Mam tu coś, co pokazało twoje przyziemne pragnienie, to najważniejsze pragnienie. – przed oczami skazanego począł lewitować tlący na żółto dziennik, a ja zacytowałem pierwsze słowa zapisane przez skazanego – „Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem niebo, które stanowiło jedyne najwyraźniejsze wspomnienie nim tu trafiłem. Później zdałem sobie sprawę jak nieznośne może być życie bez błękitu nad głową.”

 

– Przestań to robić! Chcę wracać do domu! Rozumiesz! Nie zrobiłem ci nic złego, nawet cię nie znam, a to co mówisz wydaje się wyssane z palca. Pewnie za chwilę otworzę oczy i zakończę ten koszmar! To na pewno koszmar, a ja tylko śpię. Nie zrobisz ze mnie idioty! Że niby diabeł? Jaki diabeł? – skazany stracił kontrolę nad nerwami, musiał zrozumieć, że to nie sen.

 

– Zamilcz! – przerwałem jego rozpaczliwe łkanie – Zostajesz skazany na powrót do miejsca, w którym się przebudziłeś, utkniesz tam na wieczność! Dodatkowo zwrócę twoje wspomnienia wraz z imieniem. Telewizor, na którym widziałeś swoją śmierć, od momentu orzeczenia wyroku zapozna cię ze śmiercią twych ofiar, setek milionów ofiar! Przez wieczność odczuwać będziesz cierpienie i ból każdej z nich, każdej z osobna!

 

– Wybacz mi. Albo chociaż daj mi szansę niewidzialny panie! – załamany skazaniec odczuł pierwsze piętno swoich grzechów.

 

– Twoje kara jest już zatwierdzona, a ty zostałeś z nią zaznajomiony. Jesteśmy w najgorszym wymiarze piekła, a stąd nie ma ucieczki do raju lub krainy żywych. Jednakże masz prawo do ostatniego życzenia, którego nie muszę spełnić, ale mogę. Czego więc chcesz nim cię wyślę do celi?

 

– Teraz wiem, że mnie nie wypuścisz plugawy pomiocie! Gardzę tobą i tym miejscem, gardzę piekłem! – grzmiał rozwścieczony – Ale wiesz co? Możesz mi chociaż oddać ten dziennik. Chciałbym go zabrać do pokoju i nadal coś pisać.

 

– Nie możesz zabrać niczego do celi oprócz bólu ofiar i własnych wspomnień, z resztą nie będziesz miał okazji pisać.

 

– To chociaż daj go komuś, kto go przeczyta. Przecież i tak nikt nie uwierzy w to co tam napisałem. Tam są ostatnie moje słowa, nie wiem czego mógłbym pragnąć w takim miejscu jak to.

 

– Dobrze, w dzienniku zapisałem twój szybki proces. Upuszczę go w świecie ludzi, właściwie czemu nie? Jeśli to twoje ostatnie życzenie to właśnie je spełniłem...

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Joan Tiger pół roku temu
    Ładnie opisane odczucia bohatera. Czyta się dobrze. Gdzieniegdzie brakuje przecinków i dialogi trzeba poprawić. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania