Postanowienia Noworoczne (1)

2015

 

Jest zimno i od czterech minut mamy rok 2015. Jest zimno tak jak wcześniej.

 

Stoję na środku ulicy w starych podartych spodniach i swetrze, jakby z okazji Nowego Roku przeziębienie mnie nie obowiązywało, patrzę w górę i prawie czuję jak te wszystkie światła na ułamki sekund odbijają się w moich oczach. To trochę dołujące. Ludzie dla frajdy starają się rozpalić i ogrzać bezdennie chłodne niebo, albo przyćmić gwiazdy. Dokładają wszelkich starań, by to ich fajerwerk wybuchł najjaśniej, ale jakkolwiek by się nie starał i jaki nie byłby rezultat, to bez sensu. Bo choć może i malutki wycinek świata zapłonie z jego dłoni, to czas zgasi ten płomień, nim zdążymy go pojąć. Czym jest i po co? Co z sobą niesie i co znaczy?

Dlaczego ludzie dobrowolnie poświęcają tak wiele czemuś tak ulotnemu?

Przecież każdy mógłby wziąć kamień i wyrzeźbić w nim coś własnego, a pewnie doczekałby następnych pokoleń. Może ktoś rzuciłby tym kamieniem w kota sąsiada, albo policjanta? Kamień jest o wiele bardziej materialny.

Ale może o to chodzi. Może ludzie wyrażają tym istotę swoich nowych wielkich oczekiwań. Bo, czy naprawdę wierzymy w noworoczne postanowienia, czy może zadowalamy się samymi ich cieniami? Ideami? Przez sekundę odrywamy się od ziemi, przeczymy grawitacji, lecimy wysoko z bojowym okrzykiem i wybuchamy. Jasno i gwałtownie. Potem nasz krótki czas się kończy i opadamy. Gaśnie to coś w naszych oczach. Wbijamy je w ziemię i odchodzimy, bo nasz wyjątkowy czas się skończył. Stajemy się ciemniami naszego wybuchu, dręczeni własnymi ambicjami odpuszczamy.

Bo upadek zawsze jest bolesny.

 

- Zimno, chodźmy już do domu – mówi mama.

- Zjemy jakąś kolacyjkę? - pyta głos taty.

 

Wchodzimy do środka. Jakby nigdy nic, a ja trzęsę się trochę z zimna, trochę z ekscytacji. Wchodzimy do środka jakbyśmy wrócili z zakupów, a ja od całych trzynastu minut jestem nowa. Czysta, świeża i mam ochotę wylecieć przez okno niczym Małgorzata.

 

- Wychodzę – oznajmiam odkładając niedopity kieliszek szampana. Nie potrafię odpowiedzieć na zmartwione spojrzenia. Pewnie zastanawiają się, czy ich dziecko ma autyzm. Może zaraziła się od koleżanek w szkole? Ta młodzież cała taka jest.

 

A ja wyfruwam. Ubieram coś i idę gdzieś. Głośna muzyka, alkohol i mnóstwo pulsujących życiem ciał. Nie mówię, że przyszłam tu tańczyć, albo pić- zresztą prawnie to pierwsze jest poza zasięgiem kogoś, kto zapomniał dowodu i wygląda jak dziecko, a nie chcę kłopotów. Staję z boku i patrzę na gorączkę tych wszystkich tańczących istnień.

Zwracam uwagę na szczegóły. Kolczyk w brwi chłopaka stojącego na prawo ode mnie. Muzyka dudniąca w uszach jak drugie tętno. Rzemyk na mojej szyi, pachnący szamponem. Kolorowe strumienie świateł. Resztka rozmazanego tuszu w kąciku oka dziewczyny, która przeszła obok mnie wychodząc z toalety. Fragment rozbitej butelki obok mojego buta.

 

Czuję na sobie spojrzenie chłopaka z prawej. Stoi jak ja i patrzy na parkiet. Pewnie myśli, że czekam tu na kogoś. Kogoś takiego jak on. Myśli, że dziś spełniają się sny, a ja jestem czekającą na niego księżniczką na jedną noc. Bawi mnie to.

Jest istotą ludzką. Pełen życia i siły. Może być wszystkim, a szuka czegoś tak prozaicznego. Jaki jest tego sens? Po co mu to? Obudzi się jutro i o ile będzie cokolwiek pamiętał i zachowa pieniądze, to wszystko przeminie i za rok znów będzie tu stał sam, rok starszy, znów szukając księżniczki na jedną noc.

Jest przystojny, nie będzie mu ciężko.

 

Nie wiem jak to się dzieje, że do mnie podchodzi i zasłania mi widok na salę. Chcę mu powiedzieć, że jest tu intruzem, ale on to wie. Wie i bezczelnie się uśmiecha.

 

- Sama tak stoisz? - czytaj: Masz chłopaka, który zaraz przemebluje mi twarz? Biedny chłopaku, idź sobie. Nie jestem normalna.

Nie odpowiadam. Denerwuje się. Przeczesuje dłonią idealnie brązowe włosy. Chce mi się śmiać, bo palec na chwilę grzęźnie mu w sklejonym od żelu kosmyku. Mój uśmiech odbiera za dobrą kartę.

- Może potrzebujesz pomocy? - pyta z rozbrajającym uśmiechem na ustach. Myśli, że jestem TAKA. W odpowiedzi odchodzę kilka kroków dalej. On zostaje sam.

 

Musi być bardzo tępy, bo podchodzi do mnie znów i znów zabiera mi widok. Do tego zapiera się ręką o ścianę. Jego dłoń jest gdzieś obok mojej głowy i wkurza mnie ta świadomość. Cwaniaczek próbuje być nonszalancki i pewny siebie. Postanawiam dać mu nauczkę.

Ale nie wiem jak.

 

- Nie podoba ci się impreza? Trochę sztywno, prawda? - pyta idiotycznie. - Może chcesz sobie stąd pójść? - znów głupio się szczerzy. Wkurzający typ. Zerkam na niego ponownie. Jest szczupły, ale nie wychudzony, ma na sobie bluzkę z napisem „chuligan” i osobiście uważam, że „idiota” bardziej by pasowało. Przez uniesione ramię, koszulka nieco się uniosła ukazując fragment bladej skóry twardego brzucha. Wpadam na świetny pomysł. Nie wiem, na czym polega, ale jest świetny.

Chyba nie jestem w formie.

- Może pojedziemy do ciebie? - pytam zimnym tonem. Mam wrażenie, że w klubie jest ciszej niż wcześniej. Jego mina mówi wszystko. Patrzy jak wygłodzony szczeniak na pełną miskę. Przekonamy się jaki z ciebie cwaniak.

Przechodzi mi przez głowę, że mogę zginąć, zostać porwana, albo zgwałcona, ale nie wierzę. Nie wierzę, żeby takie rzeczy działy się mi.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Amy 02.05.2015
    - Zjemy jakąś kolacyjkę? - pyta głos taty.
    Moim zdaniem powinno być "tata", no bo głos sam w sobie nie może pytać.

    Nie mówię, że przyszłam tu tańczyć, albo pić- zresztą prawnie to pierwsze jest poza zasięgiem kogoś, kto zapomniał dowodu i wygląda jak dziecko, a nie chcę kłopotów.
    Taniec jest zakazany? :)

    Podobało mi się. Takie inne... Na pewno będę śledzić.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania