Poprzednie częściPoszukiwanie cz.1

Poszukiwanie cz. 2 i cz. 3

Opowiadanie "Poszukiwanie"

 

Przypomnienie, co wydarzyło się w części 1.

 

W pewnym domu żyła matka z dwoma synami; starszym Darkiem oraz młodszym Dominikiem. W niedługi czas po tym, gdy kobieta owdowiała, Darek opuścił dom, bo otrzymał powołanie do wojska, i od tego czasu nic nie wiadomo o jego losie. Gdy pojawia się wiadomość o jego śmierci, matka i Dominik nie mogą się z tym pogodzić.

Dominik nie może uwierzyć, że jego brata może już nie być. Poostanawia się upewnić i odnaleźć go. Dostaje od matki na drogę prowiant oraz list i pakunek dla Darka. Jedyne, co wie o zaginionym, to to, że służył on w jednostce wojskowej, gdzie pracuje Generał Chmurny, i to u niego trzeba zasięgać dalszych informacji. Dociera do tej jednostki. Tam omyłkowo zostaje uznany przez żołnierzy za szpiega i aresztowany. Poturbowany przez żołnierzy, zostaje przyprowadzony do dowódcy jednostki; Generała Chmurnego, by ten go przesłuchał i zadecydował o jego dalszym losie. Generał wścieka się na żołnierzy, że pobili chłopaka i jeszcze nie chcą wykonywać jego rozkazów, by pomogli rannemu, i zarządza dla nich karę. Postanawia też, z pomocą swego zaufanego podwładnego Johna, zaopiekować się nieprzytomnym Dominikiem. Nie wiadomo dlaczego, czuje wielką litość i sympatię dla nieznajomego.

Gdy Dominik odzyskuje przytomność, rozmawia z Generałem. Chcąc dowiedzieć się czegoś o swoim bracie, przekazuje Chmurnemu list od swojej matki. Skutek tego jest taki, że mężczyźni odkrywają, że są braćmi, że Generał Chmurny, to w rzeczywistości zaginiony dawno temu Darek. Starszy brat bardzo ogólnie opowiada Dominikowi o swoich losach i kłopotach. Potem Generał Chmurny odbywa potajemną naradę ze swoim zaufanym podwładnym Johnem. Informuje go, że odnalazł swojego młodszego brata, i że zamierza razem z nim uciec z jednostki, by chronić jego i siebie przed zemstą swojego wroga; Generała Czarnego. Prosi Johna o cywilne ubrania, potrzebne do ucieczki. Wyjaśnia również, co zaszło między nim, a Generałem Czarnym. Dawno temu zdemaskował przestępcze działania swojego rywala Generała Czarnego, który podczas misji wojennej był winny śmierci cywilów. Ponadto Czarny zazdrości Chmurnemu awansu na dowódcę jednostki. Od tej pory Generał Czarny chce zemścić się na Chmurnym. Ma w tym wielu zwolenników, gdyż Generał Chmurny okazał się bardzo surowym dowódcą, i wielu żołnierzy bardzo chętnie by się go pozbyło.

Dalsze pozostanie w jednostce jest dla Dominika i Darka śmiertelnie niebezpieczne. Podejmują potajemną ucieczkę.

 

Poszukiwanie cz. 2

 

Ledwo dzień zaświtał, Darek obudził brata słowami, które obudzonego wbiły w twarde posłanie swoją grozą.

- Dominik, bracie, jeśli mamy ruszać, to ruszajmy zaraz, bo tu niebezpiecznie będzie niebawem, jeśli już nie jest.

Chłopak w lot pojął jego słowa, ale zrealizować tego nie mógł tak szybko jakby chciał. - - Darek, co się dzieje? Masz kłopoty? - Pytał schodząc z trudem z posłania, które zostawiło swe nieznaczne ślady na obolałym ciele chłopaka.

- Widzę, że moje żołnierskie łóżko nie przysłużyło się tobie. Masz delikatniejszą skórę niż ja. Masz, zasmaruj sobie te obtarte miejsca, bo jak tego nie zrobisz, to powstaną straszne ropne bąble i liszaje, i ta twoja tak bardzo zadbana delikatna skórka zacznie odpadać kawałami.

- Dzięki bracie. - Rzekł Dominik biorąc z rąk brata małe pudełeczko z mazią, która strasznie śmierdziała, ale choć zapach go odtrącał, wysmarował wszystkie, nawet najmniejsze zadrapania, a potem oddał pudełeczko.

- Cóż to za maś, którą kazałeś mi się nasmarować? Miała taki okropny zapach.

- To specjalny rodzaj maści, dzięki której nie będziesz czuł niczego nawet wtedy, gdy zabłąkana kula trafi cię. - Wyjaśnił krótko.

- A ty, też się nią nasmarujesz, by niczego nie czuć? - Zadał pytanie.

-Ja, nie. Na mnie ona już nie działa, za często jej używałem w przeszłości. - Rzekł patrząc na nagle pobielałą twarz brata ze strachu.

- Darek, ale ty musisz to przeżyć, ja z tobą chcę dotrzeć do domu. - Szepnął, bo strach o brata prawie odbierał mu mowę.

- Uwierz, że ja też chcę tam dotrzeć, ale trzeba być gotowym na wszystko.

- Masz rację, tylko to takie trudne. No przynajmniej dla mnie. - Dodał po chwili Dominik.

- Dla każdego jest trudna myśl, że może nie wstać na tym świecie, dlatego trzeba używać życia i dbać o nie, póki jest. - Rzekł cicho Darek.

Chwilę siedzieli w całkowitej ciszy a potem jeszcze rzekł:

- Zastanawiam się jak przemierzysz tę długą, i bądź co bądź, nie łatwą trasę.

- A autobus? - Zapytał Dominik nagle.

- Autobus, to nie głupi pomysł, ale trzeba będzie jakoś sprawdzić rozkład, no i obawiam się, że od bramy koszar będziemy musieli biec. Dasz radę? - Zapytał milknąc nagle, dając ręką znak, by Dominik się nie odzywał.

Pięć a może dziesięć minut później Dominik zapytał konspiracyjnym szeptem:

- Jesteś na mnie zły? Powiedz proszę, w końcu chyba jesteśmy braćmi.

- Tak jesteśmy braćmi, nie, nie jestem zły, słucham odgłosów tego miejsca. - Szepnął biorąc do rąk kartonik, by coś napisać na nim, tak samo zrobił z drugim kartonikiem.

- To na wszelki wypadek, trzymaj, schowaj tylko tak, byś mógł je szybko wyciągnąć w razie potrzeby.

- Widzę, że coś nie gra, czy to przeze mnie? - Zapytał ponownie, ale tym razem nie odpowiedziała mu cisza, ale cichy, ale zdecydowany głos.

- Nie, to nie przez twoje pojawienie się tu, ale przez wrogów, którzy osaczyli mnie i nie widzę drogi wyjścia. Bracie, obawiam się, że nie uda mi się opuścić obozu będąc żywym.

- Nie rozumiem, bracie, przecież jesteś Generałem i to najważniejszym, bo jesteś ich dowódcą. Wyjaśnij to proszę. - Rzekł z rozpaczą w głosie i po chwili dodał słowa, których Darek się nie spodziewał, a które pobudziły go do działania.

- Darek, jeśli nie wrócisz ze mną do naszej dobrej, kochanej matki, i to ja sam też tam nie wrócę, bo co miałbym jej powiedzieć, że jeden jej syn zginął, bo uparł się bronić honoru żołnierza? - Powiedział twardo.

- Dobrze już, możesz tak nie skrzeczeć? Właśnie obmyślam plan wyjścia dla naszej dwójki. Gdyby było ciut więcej czasu, tylko ciut, ale nie ma!

Oni mogą być tu lada moment.

- Darek, na miłość Boską, o kim ty cały czas mówisz? - Zapytał z przerażeniem patrząc na zmieniony wyraz twarzy brata.

- Nie bój się, przecież mamy broń i wiemy jak jej użyć, tanio nie sprzedamy naszego życia. Wiesz, mam myśl, którą łatwo można wprowadzić w czyn. - Zawołał nagle.

-Darek, przecież wystarczy, że zmienisz mundur na niższy rangą, albo w ogóle ubierzesz się po cywilnemu, to cię puszczą, nie ma bata, musi tak być. Jedynie, co musisz zrobić, to milczeć i dawać znaki, że nie słyszysz, i kaptur musisz mieć nasunięty prawie na oczy, by przygasić ten blask, który oni tak dobrze znają.

- Wolał bym ciemne okulary, bo nie daję gwarancji, że nie podniosę oczu na nich.

- Nie mam okularów, ale mam to, od biedy zasłonisz sobie oczy. - Powiedział dając mu chustę, którą zwinął mamie z szafy.

- Dobry plan, ale ja tu nie mam cywilnego ubrania więc... - Urwał patrząc, że Dominik wyciąga z plecaka spodnie drelichowe, koszulkę i gruby wełniany polar.

- To dla ciebie. - Mówi kładąc mały stosik ubrań przed zdumionym mężczyzną.

- A dla ciebie co? - Zapytał młodszego brata, który okazał się bardzo rezolutny i odważny.

- Ja mam taki sam zestaw ubrań, mam je pod tym. - Mówi uśmiechając się Dominik.

- Czas się zbierać, słychać jakieś głosy. Jesteś pewien, że to przebranie wystarczy? - Zdążył jeszcze zapytać Darek, ale odpowiedzi nie otrzymał, tylko szturchnięcie w bok zadane przez brata.

- Co to, cywile na terenie jednostki?! - Zawołał wartownik.

- Skąd wy tutaj?! Odpowiadać natychmiast, to rozkaz!

- Zgubiliśmy się, a szukamy drogi do wyjścia, ten teren jest tak rozległy. Ja jestem ogrodnikiem, niedawno zatrudnionym przez Generała dowódcę, a ten tu to mój pomocnik. - Wskazał na stojącego nieopodal

Darka, który znakomicie odgrywał swoją rolę, bawiąc się suwakiem zamka od kurtki, którą wziął z wieszaka stroju generała.

- Ma jedną zaletę, którą cenię nade wszystko. - Ciągnął swą historyjkę Dominik.

- No, słucham, cóż to za rzecz, której my, to jest ty i ja, nie mamy a może jednak mamy, tylko nie ujawniamy? - Zapytał zaciekawiony żołnierz, kierując wzrok na byłego dowódcę, którego w tym przebraniu nie był w stanie rozpoznać, tym bardziej, że Darek trzymał chustę przy twarzy i cały czas oczy przymknięte powiekami miał.

- No, Gadaj!! Nie myśl, szczeniaku, że ja mam czas, by tu stać i gadać, mam naprawdę masę zajęć.

- Jeśli tyle zajęć pan ma, to proszę sobie nie przeszkadzać, i je wykonywać, a ja z mym kompanem odejdziemy spokojnie. - Powiedział Dominik kierując się powoli w stronę bramy, którą od dawna widział.

- EE, nie tak szybko, przepustki! - Rzucił rozkazującym tonem wojak. - AA, co takiego ma twój kompan?! - Zapytał powtórnie.

- Tu masz przepustki. - rzucił na stolik dwa małe kartoniki, które Darek przygotował na tę okoliczność, wiedząc, że bez tego nikt ani nie wejdzie na teren jednostki, ani nie opuści jej strzeżonego terenu.

Powiedział lekko odchylając głowę w tył:

- Mój kompan nie słyszy, jest głuchy od urodzenia.

- Dobra, idźcie już, przepustki są wzorowe. - Powiedział ostatni raz zerkając na odchodzących, którzy, gdy tylko znaleźli się za tak znienawidzoną bramą jednostki, w której Darek miał służyć jeszcze rok, zaczęli szaleńczo biec i zatrzymali się dopiero na przystanku, skąd miał zabrać ich autobus numer ) pięć), który miał ich zabrać do ich rodzinnej wsi, ale nie przyjechał, ale zamiast niego pojawił się duży czarny samochód, który jak Darek wiedział, nie wróżył nic dobrego.

- Schowaj się. - Rzekł Darek do brata, który także stał i patrzył.

- To tak zwana więźniarka, samochód klatka. - Wyjaśnił cicho Darek trochę przerażonemu bratu.

- Co zrobisz, jak tu podejdą? - Zapytał chłopak.

- Jeśli zaatakują, będę strzelał, ale jeśli dadzą nam spokój, to pistolet zostanie w kaburze, tam, gdzie znajduje się obecnie. - Objaśnił spokojnie chłopakowi.

- Darek, ale to nie wojna, nie okopy. Tu jesteś na widoku i każdy może tu przyjść i domagać się spokoju, i odebrać ci broń. Tu jest miasto. - Zauważył cierpko.

- To co, twoim zdaniem, mamy się od razu poddać? Bez walki? O nie mój drogi, ja nie należę do tchórzy, ja jak walczę to do samego końca, nie ważne dla kogo, dobrego, a dla kogo trochę gorszego, bądź też całkiem złego.

- Patrz, naradzają się. A my?

- My naradę mamy już za sobą. - Odrzekł Darek i dodał:

- Dominik bardzo cię proszę, gdyby ta potyczka nie była dla nas po myśli, uciekaj. Niech biedna mama cieszy się choć z powrotu jednego syna.

- Darek, nieeee!!! - Krzyknął Dominik zapominając na chwilę, gdzie są.

- Ciszej, na miły Bóg. - Syknął starszy.- Zobacz, coś narobił swym krzykiem, teraz na pewno nie zostawią nas w spokoju. - Rzekł patrząc jak mężczyźni przybliżają się ostrożnie.

 

- Nie wyglądają jakby się bali. Stoją jakby byli wykuci z marmuru. - Rzekł jeden z świeżo przybyłych.

- Myślą, że ich nie widać. - Zauważył domyślnie drugi z szajki.

 

- To grupa gotowych na wszystko rzezimieszków. - Powiedział cicho Darek do brata.

- Bądź gotów na to, że jednak będę musiał strzelać. - Dodał po chwili.

- Co, ptaszki, myśleliście, że uciekniecie przed karzącą ręką sprawiedliwości? - Zapytał najwyższy z mężczyzn i zaraz dodał:

- Marjo i Damian zajmijcie się naszym ( słodkim Generałem, a ja zajmę się tym hmmm. szczeniakiem.

- Zdemaskowali mnie, bracie. Nie ma co dłużej grać tej maskarady. - A

do napastników powiedział:

- Zastanawiałem się dziś rano, kiedy zaatakujecie i mówiąc szczerze myślałem, że nie dacie nam przekroczyć bramy, ale wy widać mieliście inny lepszy plan, tylko nie wzięliście jednej małej rzeczy pod uwagę.

- Jakiej? - Zapytał trzeci z ludzi.

- A takiej, że ja będę miał broń. - Mówiąc to wyciągnął mały zgrabny pistolecik, który chociaż był prawdziwy, to wyglądał jak zabawka i to zmyliło napastników.

Dowodzący akcją drab, który nie powinien nosić miana żołnierza, rzucił się na przód z okrzykiem:

Dalej zuchy brać ich!

- odezwał się:

- Kto się zbliży choć o jeden krok, zostanie poczęstowany ołowiem. - Dziwna determinacja na twarzy już byłego żołnierza i oddany strzał w powietrze upewniły wszystkich, że nie żartuje i byłby w stanie nawet zabić.

 

- To wariat, albo robot. - Odezwali się obaj razem ci, którzy mieli się zająć obezwładnieniem byłego już dowódcy. - Za mało nas, potrzeba posiłków.

- To wezwij, jeśli uważacie, że rady nie dacie. - Odezwał się ten, który obrał za cel złapania w pułapkę Dominika, ale jakoś mu nie szło, stale się wymykał i łapiący nie mógł nadążyć i w końcu stało się tak, że sam wpadł w to, co przygotował dla zwinnego, ale nie małego Dominika.

- Eh, ty nędzna mała kreaturo, czekaj, i tak cię dopadnę! - Wrzeszczał uwięziony.

- Marjo podejdź tu i pomóż mi z tego wyjść, co z wami? - Pytał nie widząc przez siatkę, która omotała go całego, ale głowę i twarz najbardziej.

Nie wołał już, gdyż siatka go dusiła coraz bardziej i bardziej, ale kiedy myślał, że się udusi, poczuł, że czyjeś ręce rozplątują dziwne zwoje siatki i pomyślał:

" nie umrę zamotany w tym okropieństwie", ale gdy owa rzecz została z niego zdjęta, zobaczył kto przed nim stoi i zmartwiał.

- Może teraz dokończymy nasze stare sprawy Generale? - Zapytał głos, który należał do Darka.

- Jeśli szuka Pan typów, którzy przyjechali tu z drogim Panem, Generałem, to znajdzie ich pan tam. - Powiedziawszy to wskazał ręką na mały wzgórek ziemi, - Nie żyją. - Dodał cicho.

- Dlaczego to zrobiłeś? Chcesz mieć jeszcze większe kłopoty niż masz?

Przewróciło ci się w głowie?

- Nie, Nic z tych rzeczy. Pozwoli pan, że trochę powspominam. Byłem zastępcą dowódcy na tamtej już dość odległej misji, miałem wszystko a pan jednym małym wpisem zrujnował budowlę, którą budowałem z takim trudem, a teraz nie mam wyboru, muszę robić to. - I wyciągnął pistolet unosząc go nad głowę i strzelił w powietrze.

- Obawiam się, że pana też będę musiał zabić. - Rzekł z nutką smutku.

- Czekaj, Darek, pogadajmy normalnie jak generał z generałem. - Powiedział wojak z drżeniem w głosie patrząc na rękę uniesioną do strzału.

- A o czym tu gadać? Zniszczyłeś mi życie, wiedziałeś, że wysyłasz mnie i tuzin innych dzielnych chłopaków na pewną śmierć, ale wcale to cię nie obeszło. Twoja rodzina była bezpieczna wówczas, gdy moja musiała się męczyć w starym chlewiku, który został przerobiony na dom, w którym nie było nic, nawet elektryczności. A ty, gdy byłeś dowódcą, obciąłeś mi dodatek, choć wiedziałeś, że u mnie jest tak bardzo źle.

Gdyby nie pan i jego ludzie, siedziałbym sobie w cieple pod dachem, a tak muszę się tułać- uciekać myśląc czy ludzie, których spotykam, są przyjaciółmi, czy też nie. NO i jeszcze muszę myśleć o bracie, którego przysłała matka.

- Dlaczego uciekłeś z koszar jak tchórz? Nie miałeś odwagi tam stanąć twarzą w twarz i powiedzieć mi tego wszystkiego?

- Nie uciekliśmy, zostawiliśmy przepustki.

- Tak, to prawda, ale wasz bieg obudził czujność wartownika i wysłał ogon za wami.

- Przyznaję, to był błąd, ale u licha co mieliśmy robić? Gdyby autobus przyjechał, byście już nas nie widzieli.

- Tak, fakt, ale plan się nie powiódł i co zamierzasz teraz robić? - Zapytał siedzący wojak.

Darek w odpowiedzi uniósł ponownie pistolet i przesunął palec bliżej cyngla.

- Wiesz, że już masz dożywocie? Za tamtych dwóch, nie dokładaj sobie bardziej.

- Co robisz, szaleńcze?! - Zapytał gdy Darek przeciągnął go pod drzewo.

- Co robię? Hmmm. Wymierzam sprawiedliwość. - Powiedział związując siedzącemu ręce i nogi a nad to strzelił i utworzyła się mała ranka, z której pociekło trochę krwi.

- Nigdzie się nie ukryjesz, znajdą cię i osądzą tak jak na to zasługujesz. - Powiedział wojak i zamknął oczy.

- Dominik! Dominik! Gdzie jesteś, możesz już wyjść, jest bezpiecznie.

Teraz możemy wracać do domu.

- Jestem tu, ale boję się podejść. - Odezwał się cichy przestraszony głos, który prawie nie przypominał głosu chłopaka.

- Dominik, no chodź, ciemno się zaczyna robić, a jak zapadnie całkiem noc, to nie znajdziemy drogi.

- Ty nie jesteś mój brat, Darek. Jesteś obcy, bowiem on by się tak nie zachował! - Powiedział chłopak przez łzy i zakopał się jeszcze bardziej w swej kryjówce.

- Dominik, chodź, nie wygłupiaj się, to naprawdę ja. Przyznaję, może za ostro się wziąłem do tej zabijanki, ale nie łudź się, oni by zrobili tak samo. Tylko bardziej dystyngowanie i z klasą, bo w białych rękawiczkach wytrawnych trucicieli i zabijaków.

Musiałem to zrobić, by ciebie chronić bracie, bo oni bardziej tym razem czatowali na ciebie, a nie na mnie. Bowiem mnie już od dawna trzymali w swych parszywych łapach.

- Zakopiemy go? - Zapytał Dominik, który wyszedł z kryjówki, ale trzymał się w dość dużym oddaleniu od mężczyzny.

- Można to zrobić. - Rzekł i wykopawszy dziurę wrzucił tam ciało. - A teraz w drogę. - Powiedział niemal wesoło.

- " Jak bardzo może zmienić człowieka ciągłe patrzenie na śmierć"? - Pomyślał Dominik.

 

Poszukiwanie cz. 3

 

Dwa dni później, gdy są w trakcie marszu, Dominik wraca do niedawno minionych zdarzeń i pyta brata:

- Darek, czy naprawdę musiałeś tak zrobić? Nie dało by się ich inaczej załagodzić? Powiedz naprawdę była potrzebna ta strzelanina? A co będzie jak tamten wysokiej rangi wojak miał rację i już nigdzie nie jesteś bezpieczny?

- Dominik, bracie mój. - Odzywa się ciepło, ale stanowczo Darek.

- Bardzo proszę postaraj się zapomnieć o całej tamtej sprawie. To już przeszłość, która nigdy już nie będzie rzeczywistością, tamtego dnia skończyłem z służbą w wojsku oraz ze strzelaniem.

- To dobrze, miło mi to słyszeć, ale wiesz, moim zdaniem ty masz syndrom stresu pourazowego. Proszę nie gniewaj się, ale jak wrócimy do domu, to musisz zacząć jakąś terapię, bo inaczej ta twoja dzika skłonność do strzelania kiedyś zgubi nas wszystkich, mamę, ciebie, i mnie.

- Wiem, że muszę poszukać jakiejś terapii, ale nie wiem czy znajdę odpowiednią w naszym małym miasteczku. Hm. A co, jeśli wieści o moich niechlubnych czynach już tam dotarły? Przecież tam wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą.

- Rozchmurz się, na pewno nie jest tak źle. - Powiedział Dominik.

- No, w najgorszym razie zamkną mnie do klatki jak się zamyka groźne zwierzęta. - Powiedział Darek i po chwili dodał jeszcze:

- A może ty myślisz, że ja nie próbowałem się tego pozbyć?

- No, tak myślałem. - Rzekł szczerze chłopak.

- To wiedz, bracie, że nie raz próbowałem, ale trudno jest zmienić się w sytuacji, gdy przez całe długie lata trzeba było mieć się na baczności i stale trzeba było mieć w pogotowiu broń, i zabijać, czasem nawet wtedy, gdy wróg nie zrobił jeszcze nic. - Powiedział smutno.

- A dlaczego tak robiliście, że strzelaliście do spokojnych ludzi, którzy nie zrobili wam nic? - Zapytał, gdy Darek skończył mówić.

- Widzisz. - Zaczął znów cichym głosem.- Takie otrzymaliśmy rozkazy. Kto się nie podporządkował, był uznawany za kolaboranta, a wiadomo przecież, że za konszachty z ( wrogiem), kara była jedna, śmierć.

- To jak ty, który jak to mama wspominała nieraz wzbraniałeś się, by zabić nawet muchę, zacząłeś robić to z ludźmi? - Zapytał chłopak ze zdumieniem.

- Przepraszam, ale nie odpowiem na to pytanie, bo nie znam na nie odpowiedzi, ale teraz może zejdźmy i zjedzmy coś i wypijmy, chociaż mały łyk wody. - Rzekł rozglądając się bacznie na wszystkie strony.

- Co jest, czemu tak się podejrzliwie rozglądasz? - Zapytał niespokojnie chłopak.

- Eh, nic tak się rozglądam, szukam dobrego miejsca na mały postój. - Odpowiedział Darek.

- Rozumiem, to może usiądźmy pod tamtym dużym drzewem, nie będzie tak nam słońce dawało mocno w kość. - Odparł Dominik, który nie przeczuwał nadchodzących zdarzeń.

-Mieliśmy zatrzymać się nieco dalej. - Powiedział mężczyzna.

- Bowiem ledwo zajęli miejsce i przygotowali skromny posiłek składający się z twardych sucharów i wody, gdyż herbaty nie mieli. Nagle zza zakrętu wyjechał ciemny patrolowy wóz policyjny, który wzbudził zaniepokojenie Darka, bowiem stał w miejscu, które musieli minąć, a tam właśnie nie było żadnych drzew.

- No nie, jeszcze to! - Krzyknął wkurzony na maksa Darek.

- Co to, policja? - Zapytał Dominik zdumiony spoglądając na to, co tak zaniepokoiło i wkurzyło brata.

- Tak, to wóz patrolowy. - Objaśnił krótko.

- A co on tu robi?

- Jak widać stoi i zagradza nam jedyną drogę przejścia. - Po krótkiej ciszy Darek rzekł przyciszonym głosem:

- Błagam, Dominik zachowuj się jak najbardziej naturalnie i nie rób dużego hałasu, może nas nie zauważą i odjadą.

- Wątpię w to, ale dobrze. - Po chwili chłopak zapytał cicho siedzącego nie opodal:

- Schowałeś broń? Nie znajdą jej?

- Ci, ci. - Powiedział Darek kładąc palec na usta. - Tak, schowałem, masz mnie za głupca, co da tym hochsztaplerom do ręki dowody na moją winę? - Odrzekł cicho.

- To dobrze. - Po tej wymianie zdań zapadła cisza, w której było tylko słychać szum liści ruszanych lekkim wiatrem.

- No nic, trzeba dalej iść. - Powiedział Darek zbierając z trawy swoje rzeczy.

Dominik dojrzał cień strachu na twarzy brata, ale również zaczął pomału zbierać się do drogi, ale gdy miał już wszystko spakowane, odezwał się nagle:

- A może zostaniemy tu na noc?

- Tu, na noc? - Zapytał zdziwiony mężczyzna.

- Przecież nie mamy namiotu i śpiworów.

- Eh, nie zrozumiałeś mnie, chodziło mi o to, że będziemy udawali, że zostajemy tu na noc, a kiedy oni nabiorą pewności, że tak jest, my czmychniemy cichaczem.

- Chyba pojąłem. - Rzekł mężczyzna, ale dodał z wahaniem: - Zdajesz sobie sprawę z tego, że to szalony plan?

- Tak, ale jeśli chcemy obaj uratować swe skóry, to innego wyjścia nie ma.

Ja wciągnąłem ciebie w tą kabałę i ja muszę ciebie z niej bezpiecznie wyciągnąć.- Dodał chłopak.

-Moment, dobrze rozumiem, że chcesz ruszyć jak się ściemni?

Dominik tylko skinął głową w ramach odpowiedzi.

- Dobrze, ale co jak oni mają ze sobą latarki i psy tropiące? W koszarach na pewno znaleźli jakąś nie za dużą rzecz, dadzą powąchać takiemu psu i kaplica - Powiedział posępnie mężczyzna.

- Nie rozpaczaj, przecież ja jestem w takiej samej sytuacji, jak nas zgarną to razem.

- Tak, ale ty przecież nie zabiłeś nikogo, a mój rachunek zwiększył się o trzy osoby, i to tym razem bez wojny. - Zauważył Darek.

- Przecież to było działanie mające na celu ochronienie nas, przecież wiesz, że gdyby nie to, to mnie by tu z tobą nie było. - Powiedział uspokajającym tonem i położył rękę bratu na ramieniu.

- Eh, mogli by odjechać stąd, to towarzystwo nie jest pożądane. - Powiedział mężczyzna parę godzin później, gdy zaczęło się ściemniać.

- Myślisz, że zaczną strzelać jak się stąd ruszymy? - Zapytał chłopak.

- Tego nie wiem, ale wszystko w tym okropnie przeżartym przemocą świecie jest możliwe. - Odparł chłopakowi.

- Jak możemy się bronić?

- Też strzelając niestety. Innej drogi nie ma.

- Przecież to policjanci, na pewno znają też inne metody.

- Zapewne tak, ale to jest zwykle najprostsze.

- Rozumiem, A powiedz, oni mogą nas rozdzielić?

- Mogą i zapewne to zrobią, ale nie trać ducha, jeśli tak się stanie, to ja i tak znajdę drogę, by kontaktować się z tobą mój mały bracie. - Powiedział ostatni raz obejmując wzrokiem ,miejsce w którym stali.

- Chciałbym zapamiętać to malownicze miejsce, drzewa tutaj wyglądają jakby nikt nigdy ich nie wycinał, można odnieść takie wrażenie, że sama natura rządziła tutaj i robi to nadal.

- Tak racja, ale dlaczego tak mówisz, spodziewasz się aresztowania? - Zapytał chłopak.

- Tak, dowiedzieli się jakoś, że nie wróciłem do koszar, pogłówkowali i inteligencja wytrawnych tropicieli doprowadziła aż tu.

- Wszystko wskazuje na to, że to, co powiedziałeś jest prawdą, chociaż zastanawiam się czemu nie wyprowadzili psów.

- Taaa. To jest naprawdę mega zastanawiające.

- To kiedy się ujawniamy?

- Za dziesięć minut, chcę nacieszyć się ostatnimi minutami wolności. - Powiedział mężczyzna.

 

- Jesteś pewien, że to ci, których mamy złapać? Przecież oni nic złego nie robią, a my od dłuższego czasu ich obserwujemy, wiesz myślę, że gdyby to byli oni, to uciekaliby, gdzie pieprz rośnie. -Powiedział siedzący w wozie policjant.

- Zaczekaj jeszcze chwilę, a sam zobaczysz, że nie siedzimy tu na marne. - Odpowiedział mu kolega.

- A kogo my właściwie mamy złapać?

- Eh, ty ignorancie, przecież o tym całe miasteczko huczy, i ty mówisz, że nie wiesz?

- No, ja nie słucham plotek, którymi huczy nasze miasteczko.

- To nie plotki tylko najprawdziwsza prawda. Otóż wiedz, że generał, który przez ostatnie lata był dowódcą naj główniejszym z głównych, wyszedł z koszar w przebraniu, i mało tego, zastrzelił trzech żołnierzy, którzy przybyli prosząc, by wrócił i normalnie przekazał dowództwo, ale on tak nie zrobił, i dlatego go szukamy, okazuje się, że too groźny typ, dlatego proszę uważaj, gdyż nie chcę wieść cię na marach.

- I viceversa. - Odparł koledze.

- No dobrze, a po czym poznamy, że to on? Ma to wypisane na czole?

- Nie niestety nie, ale ma kaburę z pistoletem, taką dużą, czarną.

- Aha, ok to mi chyba wystarczy. A co z tym drugim, też ma coś na sumieniu?

- Nie, tamten, według informacji, które dostałem, jest czysty, choć do końca pewności nie ma, bo mógł go przekabacić na swoją stronę.

- Czyli chwytamy oba ptaszki?

- Tak.

 

- Co, nad czym tak myślisz Darek? - Zapytał chłopak gdy wychodzili na drogę.

- Ty mogłeś zostać bez podejrzeń, co ja narobiłem, teraz nasza matka może nie zobaczyć żadnego syna.

- Otrząśnij się! Przecież to ja wymyśliłem tą maskaradę i też muszę odebrać swoją część kary. - Powiedział niemal wesoło chłopak.

 

- O Patrz, idą jakby nigdy nic. - Zauważył policjant wychylając się bardziej przez okno auta.

- No i co widzisz? Ten wyższy ma coś w rękach? - Zapytał ten, który siedział z drugiej strony wozu.

- Nie, nic nie trzyma, mógł włożyć do plecaka, który jest dość sporych rozmiarów, choć wydaje mi się to mało prawdopodobne. - Powiedział.

Oni mi bardziej przypominają turystów niż zabijakę i jego pomocnika. Nie uważam, by ich zatrzymanie coś nowego wniosło do sprawy, ale ty jesteś tu szefem więc słucham, gonić ich, czy też nie?

- Gonić! Weź z sobą naszego Gregora, on nie rzuca się na niewinnych. A kłamców wyczuje na milę. - Rzekł ze śmiechem policjant.

 

Dwadzieścia minut później Dominik mówi do brata:

- Ciemno, że choć oko wykol, myślisz, że będzie się chciało komuś w taki pchli czas za nami iść?

- Myślę, że jeśli mają oczy jak koty świecące w nocy, to tak. - Rzekł mężczyzna.

Jakiś czas później, ale tej samej nocy:

- Darek, to ty tak mocno tupiesz?

- Nie, Wiesz to zabawne, bo chciałem zapytać cię o to samo.

- Zatem co to?

- Obawiam się, że moje najczarniejsze myśli właśnie się ziszczają, jesteśmy otoczeni.

- Zatrzymajmy się i posłuchajmy czy ten dźwięk się powtórzy. - Mówi cicho Dominik.

- Dobrze, skoro tego chcesz, to zatrzymajmy się na momentt. - Odpowiada bratu mężczyzna zatrzymując się.

Po chwili dziwny dźwięk ustaje i podchodzi do nich jeden tylko człowiek i odzywa się:

- Przepraszam, dokąd panowie zmierzają w tak paskudną i mglistą noc, nie lepiej było zostać w domu?

Darek patrzy na przybyłego i mówi:

- My właśnie wracamy do domu.

- Wracacie, a skąd, jeśli można wiedzieć?

Darek chciał powiedzieć w pierwszym odruchu prawdę, ale powstrzymał się i rzekł tylko:

- Idziemy z daleka.

Mężczyzna w policyjnym uniformie zaśmiał się krótko i rzekł dobrotliwym i szczerym tonem:

- Parę dni temu dwóch ludzi opuściło na pół potajemnie koszary i jeden z nich zastrzelił trzy niewinne osoby. Policja ich gwałtownie szuka, bo po przetrząśnięciu naszych- policyjnych akt, okazało się, że jeden z nich był notowany w przeszłości za kradzież i rozbój z bronią w ręku.

Pomyślał Darek:

- ( Jak to dobrze, że jest noc i mgła, przynajmniej nie może dojrzeć mej twarzy).

Tylko pech chciał, że właśnie, gdy tak pomyślał, przechodzili pod wielką ostro świecącą latarnią, a mgła na tą chwilę zniknęła jak pod dotknięciem czarodziejskiej różdżczki i policjant mógł się dobrze przyjrzeć byłemu generałowi. Gdy się napatrzył, odezwał się pięknym niskim głosem:

- No proszę kogo moje oczy widzą, jak to się mówi hmmmm. Kupę lat stary.

Teraz i Darek go rozpoznał i odezwał się do brata:

-Nie bój się, to mój, jak to rzec, hmm, stary znajomy.

- Można rzec i tak. mam nadzieję Chmurny, że wiesz, dlaczego tu jestem i zakłócam wasz spokój?

- Wiem, panie władzo, odkopaliście starą sprawę, dodaliście nową i mnie dopadliście. - Rzekł domyślnie Darek.

- Brawo, umiesz dodać dwa do dwóch. Tu nie daleko stoi nasz wóz, chodźcie, przejedziemy się trochę. - Rzekł policjant.

- Za podwózkę ślicznie dziękujemy, ale dziś się chętnie przejdziemy. - Powiedział grzecznie, ale twardo głosem, który brzmiał jak dzwon w nocnej ciszy. - Powiedział Darek patrząc w oczy rozmówcy.

- Ok, róbcie jak chcecie, ale wiecie, że więcej nie będzie takich rozmów jak ta. Dziś puszczam cię wolno, ale wiedz, że robię to niechętnie, bo mój honor policjanta na to nie dozwala, ale mam wzgląd na tego tu młodzieńca. Doprowadź go bezpiecznie do domu i aha, nie w pakuj

się w następną rozróbę, bo wtedy już nic tobie nie pomoże. - Ostrzegł sucho policjant.

- Dziękuję za ostrzeżenie, chętnie z niego skorzystam i nie będę wyściubiać nosa z domu. Zajmę się chorą matką, która jak słyszałem, całkiem na nogi zaniemogła. - Powiedział uspokojony nieco Darek.

- Dobrze, zatem dobrej drogi, nie zatrzymuję was dłużej, niech was dobre wiatry gnają, a od nas uciekają. - Powiedział i odszedł zastanawiając się jak wytłumaczy to, że jest sam.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania