Potwory budzą się po zmroku
Ze wschodu nadciągała burza. Słońce powoli zniżało się ku horyzontowi ogłaszając panowanie nocy i odbierając resztki poczucia bezpieczeństwa jakie można było jeszcze doświadczyć na tym świecie. Nie było dobrze. W pobliżu nie było żadnego domu, stodoły czy na tyle mocnego drzewa żebym mogła bezpiecznie spędzić noc, a na ziemi bałam się pozostawać w ciemnościach. Wtedy wychodzą One i zaczynają swoje polowanie. Nawet miejsce, w którym się znajdowałam, daleko od wymarłych miast, nie chroniło mnie przed atakiem. Wystarczy, że zwietrzą twój zapach i właściwie już możesz uważać się za trupa. A na tamten świat nie było mi spieszno.
Wampiry, tak je nazwali, ale nie dajcie się zwieść. To tylko nazwa użyta po to żeby jakoś nazwać te stworzenia wychodzące o zmroku. Okrutne istoty, które wcale nie przypominają przystojniaków z książek, od których wzięły swoją nazwę. To zwierzęta, nie istoty rozumne. Zawsze gotowe by dorwać swoją ofiarę, rozszarpać i pożywić się wnętrznościami.
Widziałam już wielu. Nie pomyli się ich ze zdrowym człowiekiem. Wysokie istoty o bladych skórach, łysej czaszce i czerwonych jak krew oczach. Ale najważniejsze jest to co przyozdabia ich dłonie i usta. Potężne szpony znajdują się na końcu wychudzonych palców, a z ust sterczą ostre jak brzytwa kły. Nabaw się zakażenia, a zasilisz ich szeregi. Do tego są piekielnie szybkie i zwinne. Zupełnie jak koty. Zawsze gotowe do ataku. Żerują najczęściej na terenie miast, ale to nie znaczy, że w lasach czy górach jest bezpiecznie. Nie. Tam też one są, tylko mniej liczne.
A ja podróżowałam samotnie i nie mogłam sobie pozwolić na choćby najmniejszy błąd. Szkoda, że właśnie go popełniłam. Przeceniłam własne siły i zamiast teraz kryć się na drzewach rosnących u podnóża gór stałam na skraju polany z drzewami, których gałęzie zaczynały się na wysokości jakiś sześciu metrów. Nie ma szans żebym się na nie wspięła. Byłam dobra z wuefu, ale nawet olimpijczyk by nie dał rady. No chyba, że miałby tyczkę i umiejętność posługiwania się nią…
Burza też nie pomagała. Zabije mój zapach, ale też spowolni mnie. A może nie miało to już znaczenia? I tak nie miałam się gdzie ukryć. Ale umierać też nie chciałam. Królestwo za choćby jedno drzewo, na które byłabym w stanie się wspiąć! Tak niewiele mi zostało. Byłam tak blisko i miałam przegrać? Daleko na horyzoncie majaczał szczyt, do którego pragnęłam dotrzeć. Te szczyty to moja jedyna nadzieja na ratunek. Na spokój, którego tak pragnęłam. Szansa na przespaną noc bez lęku i posiłek niezjedzony na szybko. Nie wiadomo czy ktoś tam kiedykolwiek dotarł. Nikt nas tam nie szuka. To my szukamy ich.
Bastion. Miejsce-legenda. Ostatnia przystań ludzkości. Wielu mówiło, że to mit, wielu go szukało. Tak jak ja. Bo Bastion był tym, czym kiedyś wiara. Szansą i azylem. Dlatego nie mogłam się poddać dopóki nie stanę u jego wrót. To nie jest legenda. Nie może nią być.
Tak. Głupia wiara.
Za mną rozległ się trzask gałązki. Złapałam mocniej strzelbę ukradzioną dwa lata temu, jeszcze na początku tego szaleństwa. Podstawa to broń. Bez niej jesteś tylko kolacją dla tych stworów. Słońce prawie całkowicie zniknęło za pasmem zieleni, burza pukała do wrót atakując coraz mocniejszymi podmuchami wiatru. Odwróciłam się celując w miejsce, z którego jak myślałam dochodził hałas. Byłam gotowa na odparcie ataku.
Nie zginę. Jeszcze nie teraz. Nie, gdy jestem tak blisko.
Komentarze (7)
W każdym razie mam nadzieję, że przez to małe faux pas nie olejesz czegoś, co definitywnie nie jest pojedynczym opowiadaniem.
Pozdrawiam.
Błędów nie widziałem, zgubiłaś tylko jeden przecinek, więc szacun :D Fabuła jest fajna i mam nadzieję, że będzie jakaś kontynuacja. Zostawię pięć.
Ale w kwestii wampirów - jak wyżej :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania