Powstanie szkarłatnego smoka - Efekt przemiany - rozdział 6
Muzyka niedługi czas temu ucichła. Leżałam na ramieniu Naro i rozmyślałam nad tą chwilą. Przejechałam pazurkiem po jego nagim umięśnionym brzuchu. Uśmiechnął się pod nosem nadal nie otwierając oczu. Odwróciłam się na drugi bok. Po chwili jednak się przeciągnęłam i wstałam. Na nagie ciało wciągnęłam bieliznę i ubrałam jakąś koszulę, którą wygrzebałam w szafie.
- Hmm... Szybki numerek i już mnie zostawiasz?- zamruczał pod nosem przyglądając się jak moje ciało znika pod jego ubraniem.
- No cóż nie było mowy o niczym więcej - popatrzyłam na niego krzywo- chyba, że chcesz bym rozsadziła ci jaja- uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Na takie układy to ja się nie piszę- obdarzył mnie szczerym uśmiechem i podparł się na ramieniu- jesteś głodna? Przyrządzę coś.
- Nie dzięki. Wychodzę.- nie dodając nic więcej opuściłam pomieszczenie.
Było około trzeciej. Chłodne powietrze owiewało moje nagie nogi, ale dzięki mocy nie czułam już zimna. Stanęłam na środku ulicy i zaczęłam głęboko wciągać powietrze.
- Ktoś tu pięknie pachnie...- powiedziałam do siebie i poszłam kierowana instynktem.
Najpierw doszedł mnie zapach, później usłyszałam bicie serca, poczułam gorącą krew krążącą w żyłach, aż w końcu zobaczyłam młodą kobietę. Niczym zwierzę, biegnące od czasu wyczucia jej z odległości dwóch i pół kilometra, przebiegłam cały odcinek w czasie dziesięciu minut i rzuciłam się na ofiarę. Kobieta nie była w stanie nawet krzyczeć. Pewnym i dokładnym ruchem sztyletu odcięłam jej głowę, tak że trzymając się jeszcze trochę skóry opadła na plecy. Ciało sparaliżowane przez nerwy stało w bezruchu. Krew tryskała nieprzerwanie z rozciętej aorty. Skapywała ona na mnie niczym deszcz, a ja otwierając usta i wystawiając na wierzch język łapałam pojedyncze krople. Gdy ciało w końcu opadło na asfalt podniosłam je i rozerwałam rękoma na pół. Jedną połowę odrzuciłam, a z drugiej zlizałam cieknącą szkarłatną ciecz. Otarłam usta i tak zakrwawioną dłonią. Ściągnęłam z siebie przesiąkniętą krwią koszulę i na środku ciemnej ulicy zamieniłam ją na własną sukienkę. Nieswoje ubranie spaliłam, tak samo jak obie połówki ciała.
- Najlepsza i jedyna dobra rzecz w ludziach to ich krew.- powiedziałam śmiejąc się i przyglądając nienasyconym widokiem płonącym szczątkom.
Byłam od niej uzależniona... Ale czego się dziwić skoro to właśnie ona dawała mi siłę. Piłam ludzką krew od kiedy wyczytałam w księdze, że potęguje ona moc smoczych użytkowników. Wiedziałam o tym tylko ja, co robiło ze mnie kogoś potężniejszego niż Zik. Byłam bogiem i nikt nie byłby w stanie mnie przewyższyć. Wszyscy byli jedynie wyrzutkami tego świata. Marnymi chwastami, marną trawką, którą bez przeszkód mogłam spalić. Pyłem i niczym więcej, a ja mam w ręku moc, dzięki której jestem w stanie decydować o ich życiu, a jak dla mnie mogliby wszyscy zdechnąć.
Gdy pozostał jedynie żarzący się popiół obróciłam się na pięcie i z morderczym wzrokiem poszłam do domu. Położyłam się tylko na trochę tak od niechcenia. Zamknęłam oczy i znalazłam się we własnej podświadomości. Przez biel spojrzałam w dal, a gdy się już przyzwyczaiłam ujrzałam rudą dziewczynkę siedzącą na ziemi.
- Uroczo tu masz- uśmiechnęłam się drwiąco.
- Można się przyzwyczaić nie mając nic do roboty - odparła oschło.- Wiesz, że jesteś potworem?- spytała patrząc w dal.
- Wiem... I to jest we mnie najlepsze.
Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do siebie.
- Zgnij tam.- Słowa te wprawiły mnie w jeszcze głębszy zachwyt.

Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania