Powstanie szkarłatnego smoka - Efekt przemiany - rozdział 8

Wróciłam do pokoju i ponownie rzuciłam się na łóżko. Było tak mięciutkie, że samo takie skoczenie sprawiało u mnie dziecięcą radość.

- Nie mogę tak tu leżeć! – Przycisnęłam głowę do poduszki i odwróciłam się na plecy.

Patrzyłam na śnieżnobiały sufit i oddałam się rozmyślaniom. Nie trwało to jednak zbyt długo. Założyłam krótkie spodenki i przeskoczyłam przez otworzone okno.

Idąc uliczką i mijając ludzi zrobiłam z trzy piruety, nim obrałam konkretny kierunek. Chatki po każdej stronie były takie same. Tylko jedna z nich była bardziej rozbudowana. Wchodzenie drzwiami uznałam za coś zbyt normalnego. Obeszłam więc dom i wśliznęłam się na pierwsze piętro dzięki rozłożystemu dębowi. Pokój niczym nie różnił się od mojego. Po cichu zbliżyłam się do postaci siedzącej przy biurku i rzuciłam się mu na kark.

- Zik... nudzi mi się…. – głęboko westchnęłam.

- Widzę, skoro zaczynasz już straszyć ludzi to, robi się niebezpiecznie. – Na chwilę oderwał się od papierów i jedną ręką pogładził mnie po policzku. – Może masz ochotę się troszkę ze mną pobawić?

- Nie! – odpowiedziałam zrezygnowana i opadłam na jego łóżko. – Robiłam to niedawno z Naro. Znęcałam się też trochę nad Kertem i uśmierciłam ci jakąś ludzką dziewczynę.

- Ludzką? – uniósł brew i uśmiechnął się, obracając w moją stronę.

- Wiesz, że mam słabość do krwi. – stwierdziłam. – Mogę ci jakoś pomóc? No wiesz… Zabić kogoś? Szpiegować….? Zabić…? Odnaleźć….? Zabić? – moje oczy zaświeciły, na co się roześmiał.

- A jak tam twój sługus? – dodał zaintrygowany.

- Szczerze…. Nie wiem. – Uśmiechnęłam się i puściłam mu oczko. – Na ciebie zawsze można liczyć.

Zik odszedł od biurka i położył się koło mnie. Podwinął mi koszulkę i zaczął krążyć mi kółka na brzuchu.

- Niewiele osób jest w stanie cię zaspokoić. Co powiesz o Naro? – zapytał nakręcając mnie.

- Hmm… jak na pierwszego, lepszego był zadziwiająco dobry.- Przeniosłam się nad niego i usiadłam mu na udach.

- Lepszy niż ja? – Jego dłoń pieściła moje piersi.

- Jeśli nie ćwiczyłeś nic przez ten długi czas, to być może i tak. – Uśmiechnęłam się i pocałowałam go namiętnie.

- Hmm… to było osiem lat temu… Nie porównuj mnie do tamtego gościa. – powiedział urażonym głosem.

- Osiem lat… Nie śpieszyło ci się. – Odsunęłam się od niego.

- Cóż ten świat musiał troszkę o tobie zapomnieć. Trochę odżyć. Zabiłaś większość ludności. To było niebezpieczne.

- Masz rację. Nie powinnam się była gniewać.

Ponownie zbliżyłam twarz do jego ust, a rękoma objęłam jego skronie. Liznęłam jego wargi. Nie śpieszyłam się, ale jeden szybki ruch nadgarstkiem, a pokój wypełniło donośne chrupnięcie. Odsunęłam się od niego i wbiłam palce w jego pierś.

- Ale się gniewam. – powiedziałam wyciągając amulet z jego piersi i chowając go do kieszeni. Oblizałam dłoń. Jego krew była taka smakowita… Rzuciłam się na niego z niepohamowaną rządzą. Przyssałam się do jego szyi i chciwie spijałam ciecz. Podniecało mnie to bardziej niż jakikolwiek stosunek. Gdy skończyłam nie pozostała w nim nawet kropelka. Dyszałam zmęczona, a zarazem niesamowicie rozbudzona. Nowa siła wypełniała moje wnętrze. Miałam dość monotonii i tego nieidealnego świata.

Wszystko stanęło w płomieniach. Płonęło wszystko, a ja przechadzałam się ulicami miasta. Ogień był drugą najpiękniejszą i najcudowniejszą rzeczą zaraz po świeżej, cieplutkiej krwi. Jęki i wrzaski dochodziły do mych uszu. Nasłuchiwałam ich rozradowana. Cieszyłam się nimi, jak najpiękniejszą muzyką na świecie. Mój psychiczny chichot przerodził się w przeraźliwy śmiech. Zabiłam wszystkich w mieście i miałam plan iść dalej przed siebie zabijając. Weszłam do mieszkania Jo. Zaślepiona mordem wyszukałam pośpiesznie domowników. Znalazłam najpierw Lajxerga. Przeszyłam jego wnętrzności, łączą jego krew z moją i tworząc potężnego sojusznika. Leny przyprowadził mi Jo i z nim postąpiłam tak samo. Trzej nieśmiertelni słudzy i ja. Każdy poszedł w swoją stronę.

Czterej aniołowie śmierci…. Cztery strony światła…. Szkarłatne niebo zalane krwią zstąpiło na ten świat. Afgan spopielał ogień i barwiła go krew przez czterdzieści dni. Śmierci nie ominął nikt. Na końcu spotkali się czterej wysłannicy śmierci. Dobro stało się złem. Zło obiegło świat i nie pozostał nikt przy życiu. Czterej aniołowie spojrzeli po sobie. Amulet smoczego wiatru wybrał następcę i wskazał im następny cel. ZIEMIA.

 

ZIK NIE ŻYJE. BYŁ TYM ZŁYM, A JEDNAK BYŁ JEDYNĄ NADZIEJĄ TEGO ŚWIATA. JEDYNĄ OSOBĄ MOGĄCĄ MNIE ZABIĆ. POKONAĆ. LECZ ZAMIAST TO ZROBIĆ, PRÓBOWAŁ OSWOIĆ CZYSTE ZŁO. KARA ZA TO SPOTKAŁA WSZYSTKICH.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania