Powstrzymać rozbłysk

,,Przybycie”

 

Hej profesorku! Zbliżamy się do celu, czy na pewno wiesz, w co się pakujesz? - rzekł przewoźnik kierując łódź w stronę pomostu oddalonego o około kilometr. Jankos powoli podniósł wzrok i skierował go na swojego towarzysza podróży. Przez ostatnie trzy godziny jedyne, co widział to ciemność Dniepru.

- Wiem, a przynajmniej tak mi się wydaje. – rzucił niepewnie Jankos i poprawił okulary.

- Czyli idziesz na ślepo, no cóż twoja sprawa, chociaż dalej nie mam bladego pojęcia, czego tutaj szukasz. Masz jeszcze ten rewolwer, który ci dałem czy już zdążyłeś go zgubić?

Jankos sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej krótkolufowy rewolwer GP100 i pokazał go lekceważąco mężczyźnie. Upewnił się, że broń jest w pełni naładowana i gotowa do użycia po czym wsunął ją z powrotem do kieszeni.

- Pilnuj go jak oka w głowie. To może być twoja jedyna deska ratunku, gdy znajdziesz się w sytuacji bez wyjścia, a w takich sytuacjach obcy znajdują się niesłychanie często. Wydaje mi się, że nie jesteś tutejszy… - skąd ty w zasadzie jesteś? – zapytał zaciekawiony przewoźnik

- Moje pochodzenie nie jest tutaj sprawą najważniejszą.

- Może i nie najważniejszą, ale przynajmniej będę wiedział, gdzie mam wysłać twoje ciało. Nie przeżyjesz w strefie nawet dnia, a z tymi barbarzyńcami to i godziny - Mówił, lecz odpowiedziała mu cisza.

Przewoźnik widząc bezcelowość ostrzeżeń zamilkł a pustkę wypełniły dźwięki silnika łódki pracującego na pełnych obrotach. Z przybliżającego się błyskawicznie pomostu dało się już usłyszeć ludzkie głosy, o których położeniu świadczyły światła bardzo mocnych latarek ręcznych rozświetlających ciemność nocy. Jankos zwróciwszy uwagę na liczbę strumieni światła stwierdził, że na pomoście znajduję się, co najmniej trójka ludzi, którzy powinni być tymi, których szukał. Po przybiciu do pomostu, zobaczył, iż byli oni ubrani w wojskowe mundury z przewieszonymi automatami kałasznikowa przez ramię. Z zewnątrz wyglądali na specjalistów, a świadczyły o tym elementy ich wyposażenia, jakim były zwisające z pasów maski przeciwgazowe oraz urządzenia przypominające coś na kształt dozymetrów. Najbardziej rzucały się w oczy emblematy na ramionach w postaci orła, eksponującego swoje złote, zabójcze szpony. Nad całym logiem srebrnie pobłyskiwał tajemniczo brzmiący skrót GMG. Gdy Jankos wyszedł z łodzi na pomost, łysy mężczyzna z czarnym wąsem zgasił palonego papierosa i powolnym krokiem ruszył w jego stronę. Dwójka jego towarzyszy chwyciwszy broń do rąk udali się za nim.

- Hasło! – powiedział pewnym i mocnym głosem żołnierz do mężczyzny.

- Stary płonień wybuchnie znów ogniem. - odparł Jankos, pochylony próbujący wydostać z łodzi walizkę, z którą tutaj przybył. Żołnierz usłyszawszy rzucone słowo popatrzył spod byka na przybysza, a pozostali dwaj podnieśli lekko swoje karabiny, pozostając w gotowości, na wypadek niewłaściwego rozwoju wypadków. Fakt ten wywołał lekkie przerażenie u przybysza, który odzyskawszy swoją walizkę, stał twarzą w twarz z tymi właśnie ludźmi, którzy definitywnie nie są skłonni do pomyłek.

- Zgadza się hahaha - krzyną Dany krztusząc się śmiechem. – żałuj, że nie widziałeś swojej przerażonej miny kurczaku, widok bezcenny - Ciągnął poklepując Jankosa po ramieniu.

- Bardzo zabawne - odparł mężczyzna przyciskając swoją dosyć ciężką walizkę do klatki piersiowej. Widać było po nim ulgę przemieszaną z niepewnością. Nie wiedział czego się spodziewać po napotkanych ludziach, zwłaszcza, że byli uzbrojeni, a zgodnie ze słowami przewoźnika nie byli to ludzie o dobrych nawykach.

- Ciekawe tu macie poczucie humoru. - wymamrotał Jankos poprawiając kurtkę.

- A i owszem, u nas zawsze jest wesoło, to trzeba przyznać. - ciągnął Dany. - ale spokojnie, jestem pewny, że wkrótce się do tego przyzwyczaisz. Ale dość już tego gadania. Musimy dotrzeć do obozu, jeśli chcemy zdążyć przedostać się do strefy wykluczenia jeszcze jutro. Za mną towarzyszu! - krzyknął do Jankosa obracając się i wskazując na wojskową ciężarówkę zaparkowaną nieopodal pomostu na drodze. Zabrawszy rzeczy wszyscy ruszyli w stronę samochodu. Gdy do niej dotarli, z kabiny wyszedł nieznany mężczyzna. Ręce miał całe umorusane w smarze jakby dopiero, co skończył grzebać przy silniku.

- To musi być mechanik. - pomyślał Jankos i zbliżył się razem z pozostałymi. Ukradkiem przyglądał się ciężarówce. Był to zmodernizowany polski Star 660. Poznał go bez problemu, gdyż za dzieciaka widywał podobne modele w Polsce. Cóż za zrządzenie losu, że gdzie nie pojedzie tam spotka coś ,,swojskiego” - pomyślał.

- Anton, widzę, że się opierniczasz, mam nadzieję, iż nasza pszczółka dowiezie nas cało na miejsce - powiedział jeden z żołnierzy.

- Jeżeli nie wysadzisz nas granatem po drodze to nic nam się nie stanie. - Odburknął ponurym głosem mechanik. - Ten sprzęt to porządny kawał stali, nie to, co dzisiaj się produkuje. Więcej elektroniki niż mechaniki, że bez elektryka i egzorcysty nie podchodź - Ciągnął pod nosem.

Jankos stojąc z boku przysłuchiwał się ciągnącej się dyskusji.

- Dosyć panowie. - przerwał im Dany. Poprawił swojego wąsa i dodał - Mamy drogę do pokonania. Nie każmy naszemu gościowi czekać. Jeden z żołnierzy podszedł do Jankosa. Wyciągnął rękę by zabrać mu walizkę, lecz mężczyzna zaoponował. Nie podobała mu się wizja rozstania ze swoją własnością. Nie zamierzał jednak stwarzać niepotrzebnych problemów już na tym etapie podróży.

- Spokojnie przyjacielu - rzucił nieznany mu żołnierz - weźmiemy tę walizeczkę na pakę, a ty pojedziesz z dowódcą w kabinie. Tak będzie wygodniej.

- Niech będzie odparł niechętnie Jankos - podał mu walizkę i ruszył za Danym w stronę kabiny ciężarówki. Mocnym ruchem otworzył dość oporne ze względu na swój wiek drzwi i oboje wskoczyli do środka. Miejsca wewnątrz było wystarczająco by czuć się swobodnie. Bez potrzeby podróży w ścisku. Z drugiej strony wsiadł Anton, który pełnił nie tylko rolę mechanika, ale również i kierowcy. Mężczyzna wsadził metalowy kluczyk do stacyjki. Przekręcił go, a leciwy już silnik zabrzęczał i uruchomił maszynę.

- Cała naprzód! - oznajmił Dany.

Anton wrzucił bieg i wcisnął gaz. Samochód zawył i powoli ruszył do przodu lekko kołysząc się na nierównościach. W myślach Jankos doskonale wiedział, że nie ma już odwrotu. Będzie już miesiąc, odkąd stracił w Polsce wszystko, na czym mu zależało. Teraz znajduje się w drodze do miejsca, do którego zawsze chciał pojechać. Czarnobylska Strefa wykluczenia. Trzydziestokilometrowy teren wyłączony z normalnego użytku znajdujący się wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej im. W. I. Lenina. Miejsce potwornej katastrofy jądrowej z roku 1986 i cel wypraw wielu śmiałków. W tym Jankosa. To właśnie ta fascynacja spowodowała, że ukończył studia w zakresie Bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej. Kierunek, który zagwarantował mu pracę przy jedynym działającym reaktorem w Polsce - reaktorze Maria. Jednakże do czasu, bowiem to już nic nieznacząca przeszłość, o której wolałby zapomnieć. Spoglądał przez przednią szybę. Auto wjechało do ciemnego lasu, w którym widoczność ograniczała się do reflektorów oświetlających drogę. Jechali po drodze delikatnie podskakując na wybojach. Wewnątrz kabiny panowała niezręczna cisza, której Jankos nie zamierzał przerywać. Wychodził z założenia, że im mniej musi mówić, zwłaszcza o sobie tym lepiej. Ciszę przerwało dźwięczne pogwizdywanie Danego, który przymierzał się do rozpoczęcia dyskusji.

- No dobrze towarzyszu. - rzekł powoli. - Trochę już czasu ze sobą spędziliśmy, więc nie jesteśmy już dla siebie tacy obcy. Co prawda tak jak mówią wódki ze sobą jeszcze nie piliśmy, ale ten etap zdążymy jeszcze nadrobić. Ja jestem Danylo, ale mówią na mnie Dany i jak zdążyłeś już zauważyć jestem dowódcą tego małego zbiorowiska zwanego oddziałem - Mówił spoglądając na Jankosa.

Mężczyzna starał się unikać jego wzroku, lecz bacznie wsłuchiwał się w każde jego słowo.

- Opowiadaj, więc kim jesteś i czego tutaj w zasadzie szukasz. Niecodziennie spotykamy ludzi chcących przedostać się do zony w taki sposób. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie parę miesięcy. Uwaga ta nie zdziwiła Jankosa. Faktycznie od kilkunastu miesięcy cała strefa wykluczenia znajdowała się w kręgu szczególnego zainteresowania rządu Ukrainy i organizacji prywatnych. To właśnie za ich sprawą cały teren został otoczony i odcięty kordonem wojskowym. Nie wiadomo do końca, w jakim celu, lecz jedno jest pewne. Nikt ani nic nie ma szans legalnie wjechać na ten teren. To samo dotyczy się opuszczenia czarnobylskiej zony.

- Możesz mówić na mnie Jankos, a odpowiadając na twoje drugie pytanie muszę przyznać, że sam do końca nie wiem co ja właśnie robię. – odpowiedział spokojnie.

Jankos… Jankos, dziwne imię. Nigdy wcześniej takiego nie spotkałem – powiedział Dany drapiąc się po głowie. - Musiało cię tu przywiać z zagranicy, mam rację? To jedyne sensowne wytłumaczenie twojego dziwnie brzmiącego imienia.

- Twoje przeczucie cię nie myli. Owszem nie jestem stąd.

- To skąd?

- Nie jest to istotne.

- Nie jest istotne powiadasz. – powiedział Dany. W ostentacyjny sposób sięgnął do kabury przyczepionej do swojego pasa i wyciągnął z niej pistolet. Widok ten lekko przestraszył Jankosa. Nerwowo obserwował ruchy wojskowego próbując nie dać po sobie poznać strachu.

- Widzisz pobyt w Syrii nauczył mnie jednej rzeczy, a mianowicie by nie ufać przesadnie ludziom. Zwłaszcza tym ludziom, którzy przychodzą nie wiadomo skąd, posługują się imieniem, które łudząco przypomina szpiegowski kryptonim i nade wszystko nie chcą zbyt wiele mówić o sobie. Krótko mówiąc zachowują się, jak gdyby mieli tylko wejść, zrobić swoje i wyjść, bez zbędnych ceregieli z mydleniem oczu przeciwnikowi. Czy nie brzmi ci to znajomo? Bo widzisz dla mnie idealnie wpisujesz się w ten obrazek i uwierz mi nie chcesz wiedzieć co przywykliśmy robić z takimi jak ty w Syrii, gdy okazało się, że przyszli nas szpiegować. – mówiąc to Dany próbował złapać z Jankosem kontakt wzrokowy, jednakże ten zwinnie unikał jego spojrzeń. Jankos czuł, że powoli zaczyna tracić grunt pod nogami. Jego serce biło szybciej z każdym słowem, które wojskowy kierował do niego, a po skroni spłynęły mu dwie krople potu.

- No to jak będzie? Zaczniemy wszystko jeszcze raz, tylko tym razem opowiesz mi wszystko ładnie i zgodnie z prawdą. Módl się, żeby twoja historyjka mi się spodobała, bo jedyne czego chce mój szef jest twoja walizka i jej zawartość. Ty jesteś jedynie zbędnym tragarzem, za którym nikt nie będzie płakać. Słucham więc…

Jankos przetarł skroń zastanawiając się co powiedzieć. Świadomość, że każde słowo może go słono kosztować nie ułatwiała mu niczego. Po chwili zebrał myśli i odpowiedział.

- Przyjechałem tu z Polski. - wymamrotał lekko poddenerwowanym głosem.

- Jesteś pierwszym Polakiem jakiego spotkałem w życiu. To by tłumaczyło twoje dziwaczne imię. Podobno wasz język brzmi jak szeleszczące liście na drzewach.

- Dla mnie brzmi normalnie.

- Tego się akurat domyśliłem. Skoro już zrozumiałeś jakich odpowiedzi oczekuje to powiedz mi szczerze czego tu do cholery szukasz.

- Tak jak już mówiłem, nie mam określonego celu. Wybrałem to miejsce, ponieważ jest opuszczone i zapomniane przez większość świata. Są to wręcz wymarzone warunki by odciąć się od dotychczasowego życia i zacząć wszystko od nowa w nieco mniej cywilizowany sposób.

Dany już zbierał się do odpowiedzi, lecz wtedy coś nagle wstrząsnęło całą kabiną pojazdu. Zaskoczony kierowca zatrzymał ciężarówkę, która pomimo braku nierówności na tym odcinku trasy wydawała się kuśtykać niczym kulawy pies z ranioną nogą.

- Anton do cholery! Co ty robisz? – wykrzyczał Dany do kierowcy.

- To nie moja wina. – Burknął otwierając drzwi. Wygląda na to, że opona nie wytrzymała i strzeliła z lewej strony. Zamiast się drzeć lepiej pomóż mi to odkręcić. – powiedział i wyskoczył z ciężarówki w ciemność.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Vespera 10 miesięcy temu
    Pomysł intrygujący, zapis pozostawia wiele do życzenia, ale nie jest tak źle, by nie dało się tego poprawić - wystarczy trochę samozaparcia i chęci do nauki.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania