Poza moralnością. Część 1.

Biały sufit, właśnie to widziałem codziennie otwierając oczy. Kolejna nieprzespana noc, budzik marnie wyświetla 4:32. Warszawa jeszcze śpi, choć słyszę dziesiątki aut pędzących gdzieś na urwanie głowy, w pogoni za pieniądzem. No właśnie, za pieniądzem.

- Gdzie on znowu kurwa jest? Denerwuję się szukając portfela w stertach ciuchów.

Jednak bardziej otępia mnie kac i smak wódki w ustach, której sam nie wiem ile wczoraj wypiłem. Dobra mam Cię - pomyślałem. Otwieram niepewnie, jednak wiem, że ten widok nie będzie dla mnie miły. Kurwa... 14,20 zł - tyle pozostało do przetrwania. Nie do wypłaty, do przetrwania. Wypłata, a co to takiego? Hmm, dawno zapomniana i niewidziana rzecz w moim marnych 26 letnim życiu. Kupić alkohol i znowu się dobić czy jednak zostawić na chleb? Kompromisy - to lubię. Otwieram lodówkę i widzę, że coś na kilka dni zostało. Okej - myślę, została kasa i na alkohol i na jedzenie.

4:47 - ciężko o tym czasie zrobić zakupy w monopolowym. Dobra poczekam, może zasnę. Łóżko jak zwykle twarde i niewygodne. Kolejny koc pod plecami nic nie daję. W sumie sam już nie wiem czy to niewygodne łóżko czy moja zepsuta moralność nie daje mi spać kolejną noc. Dotykam brody - co za dziad, trzeba się ogolić bo już przypominam Andrzeja spod sklepu.

7:59 - nie wierzę! Jak udało mi się zasnąć? W sumie mam to w dupie. Bardziej niepokoi mnie myśl jak przetrwać resztę mojej marnej egzystencji. Dobra trzeba się wybrać na zakupy.

Uśmiechnięta pani sprzedawczyni, szczęśliwe małżeństwo i wielu innych wesołych ludzi daje mi do myślenia, jak udaje im się utrzymać ten szczęśliwy, życiowy stan? Też tak bym chciał. Ale nie potrafię tego uczynić. Wracam do mieszkania jeszcze bardziej dobity niż po przebudzeniu.

Kolejna godzina walki z myślami. Rozterka między dobrem a złem. Co zrobić?

Jestem dobrym człowiekiem, nigdy bym nikomu nie wyrządził krzywdy - myślę.

Ale co to za krzywda ukraść kilka drobniaków z sklepowej kasy? - usprawiedliwiam się.

Boże wybacz, muszę to zrobić.

Zakładam na siebie na tyle dobre i czyste ciuchy, żeby każdy mógł stwierdzić, że jetem człowiekiem z klasy średniej. Przechadzam się ulicami Warszawy, Warszawy tętniącej życiem w godzinach szczytu. Setki ludzi, którzy mnie mijają, setki różnych spojrzeń, tych dobrych i tych złych. Jednak bardziej skupiałem się na miejscu, gdzie mógłbym ukraść trochę pieniędzy. Centrum handlowe, supermarket, jubiler? Myślę. Co ja kurwa jestem? James Bond z super szpiegowskimi gadżetami, że dorobię się po jednym skoku 50 kawałków? Dobra schodzę na ziemię i szukam dalej. Mija 5 minut. W sumie mam, może nie perełka, ale 5 stówek powinno w nocy być. 24 godziny na dobę - super, mam duże pole do popisu jeśli chodzi o godzinę.

Zmotywowany do pierwszej akcji, wracam do domu. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Ciągle się zastanawiam, powraca walka z moralnością. Muszę - próbuję kolejny raz się usprawiedliwiać. Dobra, chuj zrobię to!

Cały dzień minął na rozmyślaniu, w końcu nadeszła noc. Leżę ubrany w dres, całkowicie czarny, jakby mój cień padał od razu na mnie. Sztywny w łóżku niczym trup czekający na pochowek. Budzik tępo próbuje mnie obudzić, wskazując godzinę 2:55. Wstaję z łóżka bez chwili zawahania. Z kuchni tylko biorę wcześniej przygotowany nóż. Zero myśli, jak sterowana maszyna. Wkładam klucz do zamka i ostatnia myśl - Marcin co Ty kurwa chcesz zrobić? Dobra już za późno - pomyślałem. Wychodzę. Mija jakieś 12 minut mojego spaceru, mojego wcześniej wymyślonego planu. Widzę go z daleka, ciężki oddech, zakładając kominiarkę myślę tylko o tym, żeby się udało.

Wbiegam do środka, krzyczę w stronę ekspedientki w kółko to samo, wymachując nożem - dawaj kasę! Pani za ladą cała blada i zapłakana, jednocześnie w nerwach próbuje wyciągnąć pieniądze z kasy fiskalnej. Będąc w tym amoku nie skupiam się na tym co mówi, jednak obija mi się o uszy - proszę, nie rób mi krzywdy...

Kobieta coraz bardziej zaczyna płakać, jednocześnie ponaglając łzy w moich oczach. Myślę sobie - kurwa nie wytrzymam, co ja zrobiłem!

W końcu kobieta rzuca mi torbę z pieniędzmi, jednocześnie chowając się za ladą.

Trzymam w ręce jakieś 2, może 3 tysiące złotych. Prawie się udało. Nagle puszczam worek, który pada na ziemię.

Uciekam ile sił w nogach z pustymi rękoma, tylko biegnę, nie wiem gdzie i przed czym jednak uciekam. Zatrzymuję się obok jakiegoś starego magazynu, próbując złapać oddech. Nieudolnie. Momentalnie twarz zakrywają mi łzy i myślę - kurwa, jak ja mogłem to zrobić.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania