Poprzednie częściPoza zasięgiem - prolog

Poza zasięgiem - Lena

„Gęste, ciężkie chmury spowijały niebo, zasłaniając ostatnie blade resztki światła dnia. Powietrze było duszne, przesycone zapachem wilgoci i mokrej ziemi, jakby burza tylko czekała na odpowiedni moment, by uderzyć. Wysokie łodygi kukurydzy szeleściły złowrogo przy każdym kroku dziewczyny, która biegła, potykając się o nierówności gruntu. Jej oddech był płytki, urywany, serce waliło w piersi jak oszalałe.

Za plecami słyszała kroki. Ciężkie, pewne, nieprzyspieszające – jakby ten, kto ją gonił, doskonale wiedział, że w końcu ją dopadnie.

Łodygi nagle się rozchyliły.

Krzyk ugrzązł jej w gardle, gdy silna dłoń zacisnęła się na jej ramieniu, szarpnęła ją do tyłu i rzuciła na ziemię. Uderzyła plecami o wilgotną glebę, kukurydza zaszeleściła wokół jak widownia obserwująca przedstawienie.

Pochylił się nad nią. Ciemna sylwetka, nieprzenikniona twarz. W oddali zagrzmiało, a pierwszy błysk pioruna rozświetlił jego oczy. Były zimne, pozbawione emocji.

— Myślałaś, że uciekniesz? — mruknął niskim, spokojnym głosem.

Nie miała siły odpowiedzieć. Nie miała już siły walczyć.

Dziewczyna wstrzymała oddech, gdy jego dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku. Był szybki, silny – zbyt silny, by miała jakąkolwiek szansę na wyrwanie się. Deszcz zaczął kropić, zimne krople uderzały w jej skórę, spływały po splątanych włosach.

— Zawsze uciekasz — jego głos był cichy, niemal rozbawiony, ale w tej ciszy pola kukurydzy brzmiał jak ostrzeżenie.

Szarpnęła się odruchowo, ale zamiast puścić, przyciągnął ją bliżej. Poczuła jego oddech na policzku. Pachniał metalem i lasem, jak coś dzikiego i nieokiełznanego.

— Nie boję się ciebie — wyszeptała, choć wiedziała, że to kłamstwo.

Nachylił się jeszcze bliżej, a jego palce musnęły jej podbródek.

— Kłamiesz — odparł z lekkim uśmiechem.

Piorun rozjaśnił na chwilę jego twarz. Oczy błyszczały intensywnie, jakby czerpał z tej chwili niepokojącą satysfakcję.

— Może tym razem nie pozwolę ci odejść.

Deszcz lunął nagle, otulając ich w ciemności, podczas gdy kukurydza szeptała sekrety w wietrze.

Dziewczyna przełknęła ślinę, czując, jak serce wali jej w piersi. Jego dłoń nadal ściskała jej nadgarstek, ciepła, silna, niemal przytłaczająca.

— Puść mnie — wymówiła cicho, ale w jej głosie zabrakło pewności.

Mężczyzna uniósł brew, jakby rozważał jej słowa, a potem powoli pochylił głowę na bok.

— A jeśli nie? — zapytał, a jego głos ledwo przebijał się przez szum deszczu.

Zacisnęła powieki, wciągając drżący oddech. Wszystko w nim było zagrożeniem — sposób, w jaki na nią patrzył, jak trzymał ją w miejscu, jakby miał nad nią pełną kontrolę. Ale w tej kontroli było coś hipnotyzującego, coś, co sprawiało, że nie mogła odwrócić wzroku.

— Czego chcesz? — wychrypiała.

Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, taki, który nie zapowiadał niczego dobrego.

— Ciebie.

Jedno słowo, a jednak brzmiało jak wyrok.

Zanim zdążyła zareagować, szarpnął ją ku sobie, zderzając ich ciała. Czuła bijące od niego ciepło, siłę, której nie miała szansy się przeciwstawić. Jego druga dłoń powędrowała do jej talii, przytrzymując ją blisko.

— Przestań... — szepnęła, ale dźwięk bardziej przypominał prośbę niż żądanie.

Pochylił się, a jego usta znalazły się tuż przy jej uchu.

— Nie wydajesz się przekonana.

Deszcz spływał po ich skórze, a burza rozświetliła niebo. W powietrzu unosiło się coś gęstego, elektrycznego, coś, co sprawiało, że granica między strachem a fascynacją zaczynała się zacierać.

Dziewczyna wstrzymała oddech, kiedy jego usta niemal musnęły jej skórę. Deszcz lał strugami, spływał po jej policzkach i mieszał się ze smakiem adrenaliny na języku. Nie wiedziała, czy bardziej dygocze z zimna, czy z czegoś zupełnie innego.

— To chore — wymówiła cicho, ale jego dłoń na jej talii zacisnęła się mocniej.

— Może — odparł bez emocji. — Ale nie zmienia to faktu, że należysz do mnie.

Serce ścisnęło jej się w piersi. Te słowa, ten ton – to nie była groźba. To była obietnica.

— Nie należę do nikogo — wysyczała, wreszcie odnajdując w sobie resztki oporu.

Jego palce powędrowały wyżej, wzdłuż linii jej kręgosłupa, leniwym, niemal czułym ruchem.

— Tak? — zamruczał. — Więc dlaczego nadal tu stoisz?

Wciągnęła drżący oddech, ale nie miała odpowiedzi. Nie była w stanie ruszyć się z miejsca, nawet jeśli podświadomość wrzeszczała, że powinna.

Złapał jej podbródek, zmuszając, by spojrzała mu w oczy. Jego wzrok płonął czymś surowym, pierwotnym.

— Nie zamierzam cię więcej gonić — oznajmił, pochylając się tak blisko, że czuła gorąco bijące od jego skóry. — Więc albo uciekaj teraz... albo zostań.

Jego oddech owionął jej usta. Wystarczyłby jeden ruch. Jedno słowo.

A mimo to, dziewczyna nie zrobiła ani jednego kroku w tył.”

 

Dźwięk telefonu przeciął dźwięk telewizora niedużego salonu połączonego z kuchnią. Sięgnęłam po pilota i zatrzymałam film. Odwróciłam głowę, zerkając przez ramię, a potem nad oparciem kanapy — prosto na aneks kuchenny. Mama właśnie podniosła słuchawkę starego, przewodowego telefonu. Kto w ogóle jeszcze używa takiego starocia? Przycisnęła go ramieniem do ucha, jednocześnie mieszając coś w garnku.

 

— Hej, Suzzie! Nie, nie przeszkadzasz, co u ciebie słychać? — rzuciła swobodnie, jakby prowadziła tę rozmowę od zawsze.

 

Przewróciłam oczami. Odkąd dostała awans na sierżanta w lokalnej policji, coś się zmieniło. Wracała późno, zmęczona, a jeśli już miała chwilę wolnego — spędzała ją na wszystkim... tylko nie ze mną.

Mój wzrok wrócił na zatrzymaną scenę „Żniwa" — ostatnio mój absolutny faworyt. Historia o zwyczajnej dziewczynie, Lucy, i facecie, który się w niej zakochuje. Problem w tym, że jest jej stalkerem. Widziałam ten film już chyba setkę razy.Westchnęłam cicho.

 

Mój telefon, leżący na poręczy niemodnej kanapy, zawibrował. Szesnasta — pomyślałam. Od jakiegoś czasu, codziennie o tej porze, dostawałam wiadomości od nieznanego numeru.

 

Na początku byłam pewna, że to jakiś głupi żart — może sprawka tej blondyny i jej przydupasa. Ale z czasem... coś przestało się zgadzać. Wiadomości przychodziły zawsze o tych samych godzinach. O 7:30: „Dzień dobry". O 16:00: „Jak ci minął dzień?". I ostatnia, o 23:00: „Dobranoc". Codziennie. Bez wyjątku. A ja? Ani razu nie odpisałam. Byłam przerażona, nie będę udawać. Ale potem... przywykłam. Mogłam zablokować ten numer. Pewnie powinnam. Tyle że... to były jedyne wiadomości, jakie dostawałam.

 

To głupie, ale zaczęłam czuć się jak bohaterka mojego ulubionego filmu. Wystarczyłby jeszcze jeden szczegół, żeby wszystko było idealnie — mój stalker musiałby się okazać przystojny.

 

Wzięłam telefon do ręki, palcem zsunęłam powiadomienie. Jak zwykle — „Jak ci minął dzień?". Bez emotek. Bez imienia. Bez oczekiwań. Tylko białe litery na czarnym tle, które powinny być bez znaczenia... a nie były.

 

Nie odpisałam. Jak zawsze.

 

Odstawiłam telefon i podwinęłam nogi pod siebie, wracając myślami do filmu. Lucy też ignorowała pierwsze wiadomości. A potem... nie mogła już uciec.

Z kuchni dochodził zapach duszonych warzyw i wołowiny. Ulubione danie mamy — czyli coś, czego ja nie znosiłam.

 

— Lena, obiad — zawołała a następnie wróciła do rozmowy.

 

— Nie jestem głodna — mruknęłam, choć żołądek właśnie przypomniał mi, że nie jadłam od rana.

 

Zignorowałam go. Zignorowałam też to uczucie w klatce piersiowej, jakby ktoś układał mi tam kostki lodu. To się zdarzało od jakiegoś czasu — od momentu, gdy rzeczy zaczęły się psuć.

Bo wcześniej byłam... normalna. Przynajmniej w jakimś sensie. RedRiver może i było zabitą dechami dziurą, ale znałam tu każdy zakamarek, każdą drogę na skróty. Miałam swoją najlepszą przyjaciółkę i kilku znajomych. Śmieszki w szkole, wspólne zdjęcia, spacery po lesie z psem sąsiadów. A potem wszystko się rozpadło. Z dnia na dzień. Bez powodu.

Mój telefon znów zawibrował. Serce mi zamarło. To nie była szesnasta. To był drugi SMS. Nietypowy.

„Nie byłaś dziś w szkole. Martwiłem się."

Zamrugałam. Przesunęłam ekran, patrząc na treść, która wyglądała... zbyt prawdziwie. Bo faktycznie — nie byłam. Bolała mnie głowa. A może miałam po prostu dość patrzenia na ludzi, którzy nie widzieli mnie wcale. Skąd on wiedział? Palce mimowolnie zawisły nad klawiaturą. A potem... w końcu napisałam jedno słowo. „Dlaczego?" Po krótkiej analizie skasowałam wiadomość. Kącik moich ust mimowolnie uniósł się. Czułam coś czego nie mogłam dostać od zabieganej w pracy matki ani od siedzącego ciągle przy komputerze ojca.

 

— Jasne! Nie będzie mieć nic przeciwko temu. Spotkamy się jak zawsze.

 

Głos mamy ponownie wyrwał mnie z zamyśleń. Przewróciłam oczami wiedząc, że nie spędzę wieczoru tak jak zaplanowałam. Czeka mnie niańczenie siedmioletniej Abby - córki Suzzie.

 

Przed rozpoczęciem zabawy w niańkę zachaczylam o wypożyczalnie fimów. Czerwony neonowy napis nad drzwiami "Video View" ledwo święcił.

 

— Kochanie! Jeśli moja słaba pamięć mnie nie myli dzisiaj masz wolne! - powiedziała staruszka z gigantycznym siwym gniazdem na głowie. Na ustach miała fotelową pomadkę, kolczyki w kształcie piorunów, które były tak duże, że niemal sięgały jej ramion oraz małe okulary na nosie. Siedziała za ladą, na której stał mały kwadratowy telewizor. Sądząc po dźwiękach oglądała hiszpańską operę mydlaną, których była ogromnym fanem.

 

— Dziś przyszłam jako klientka — odparłam z uśmiechem.

 

Ruszyłam w stronę działu z płytami. Sklep nie należał do największych. A mimo to znajdowała się tu masa fimow w różnych kategoriach. Mój wybór padł na ,,Barbie jako ksieznicza wyspy". Prócz mnie stałymi klientami były tylko trzy osoby. Pani Violet Turner - właścicelka, która jest aktualnie w sklepie, Gryson Williams - staruszek, który kiedyś był znanym i szanowanym lekarzem w RedRiver oraz Nikolai Sokolov — cichy, spokojny i przerażający. Na samą myśl o nim przechodziły mnie ciarki. A jednak dawałam radę. Przychodził raz w tygodniu żeby wypożyczyć filmy z tematyką historyczną.

 

— Proszę słońce — staruszka podbiła moją kartę a następnie podała do ręki płytę.

 

Państwo Smith mieszkali naprzeciwko wyporzyczalni. To zaledwie dwie ulice dalej od mojego domu. Śnieg skrzypiał pod wyblakłymi, czerwonymi trampkami a powietrze wydawało się być ostre i przeszywające.

 

Lubiłam to.

 

Kiedy dotarłam pod dom, drzwi otworzyły się, zanim jeszcze zdążyłam zapukać. Abby wystawiła głowę na zewnątrz, ubrana w różową bluzę z kapturem z uszami królika i spodnie w misie panda. W jednej ręce trzymała resoraka, a w drugiej coś, co wyglądało jak paczka herbatników rozszarpana przez niedźwiedzia.

 

— Leeeenaaa! — zawołała, przeciągając moje imię jakby było zaklęciem. — Wiesz, że jesteś najdłuższą osobą, jaką znam?

 

— Najdłuższą? — zaśmiałam się, poprawiając plecak. — Chyba najwyższą, co?

— Nie. Najdłuższą. Jak makaron spaghetti. Ale takiego jeszcze przed ugotowaniem.

 

Pani Smith pojawiła się w drzwiach z torebką w jednej ręce i szminką w drugiej.

 

— Abby, kochanie, nie porównuj ludzi do makaronu. Tadea, jesteś cudowna, że mogłaś przyjść. Potrzebuje się trochę odstresować z Lucy. I... nie daj jej zjeść całego cukru. — Rzuciła mi konspiracyjne spojrzenie i uśmiechnęła się szeroko, nim wybiegła na zewnątrz.

 

— To nie cukier, tylko energia! — krzyknęła Abby za mamą, a potem złapała mnie za rękę i wciągnęła do środka.

 

Zsunęłam buty i zdjęłam kurtkę, czując, jak ciepło domu rozpuszcza zimno w moich policzkach.

 

— Ej, a co to masz? — Abby zmarszczyła brwi i wskazała na moje czoło. — Wygląda jak... ugryzienie komara. Ale dużo komarów.

 

— To trądzik, Abby. Dorosłe ugryzienia komara. — Westchnęłam, rozsiadając się na sofie. — I nie pytaj, czemu mam ich całą kolonię, bo też nie wiem.

 

— Fuj. Czy one są zaraźliwe?

 

— Tylko jeśli się ich boisz — odpowiedziałam z powagą, robiąc groźną minę. — Wtedy czują strach i atakują.

 

Abby otworzyła szeroko oczy, a potem zaczęła się śmiać tak głośno, że aż zakrztusiła się własnym śmiechem.

 

— Ty jesteś najfajniejszą opiekunką ever. Nawet jak masz te komarze placki.

 

— Dzięki. A ty jesteś najbardziej bezczelnym siedmiolatkiem, jakiego znam.

 

Zasnęła później przy filmie, przytulona do mnie, z resztką herbatnika w dłoni i plamą czekolady na policzku. A ja przez chwilę pomyślałam, że może dobrze, że jestem tym spaghetti — pierwszy w historii makaron z trądzikiem. Dźwięk powiadomienia wyrwał mnie z zamyśleń. Zerknęłam na wyświetlacz smartfona. Nieznajomy.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Rubinowy 7 miesięcy temu
    Dobrze trafiłem. Przyjemna narracja, dobre tempo i dialogi. Ruch tu niewielki, więc musisz się liczyć z umiarkowanym odzewem, choć nie zerowym :)
  • naćpana żelkami 7 miesięcy temu
    Nie szkodzi, ja też nie zaglądam tu zbyt często. Bardzo miło, że ci się podoba moja praca ^^
  • jesień2018 7 miesięcy temu
    Fajnie napisane, choć początek, ten opis filmu, nieco mnie znużył (przede wszystkim za dużo przymiotników i przysłówków). To idę do następnej części - ciekawa jestem, co to za nieznajomy!
  • naćpana żelkami 7 miesięcy temu
    Cieszę się, że Ci się podoba ^^ Mam nadzieję, że kolejne części również cię zainteresują i nie będą nudne. Ta historia to mój mały pstryczek w nos dla tych wszystkich książek, które próbują wmówić, że stalking to coś romantycznego, ale wyjdzie to z czasem.
  • jesień2018 pół roku temu
    naćpana żelkami miałam kiedyś stalkera i kosztowało mnie to rok wracania do równowagi. Brrr. A on był bardzo romantyczny i tak bardzo mnie kochał!
  • naćpana żelkami pół roku temu
    jesień2018 Rozumiem Cię. Osobiście nie miałam stalkera, ale byłam świadkiem sytuacji u koleżanki ze studiów. Mimo że jasno i wielokrotnie odmawiała, ten facet potrafił czekać pod jej pracą, uczelnią, wypytywać obcych ludzi, gdzie może ją znaleźć. Do dziś pamiętam, jak spotkali się wieczorem, żeby "wszystko wyjaśnić", a on jeszcze na koniec prosił, żeby tylko odebrała prezent z jego samochodu… Odmówiła i na szczęście ich drogi się rozeszły, chociaż co jakiś czas próbował wracać. Gdy mi o tym opowiadała, miałam ciarki. Śmiałyśmy się potem, że mógł ją uprowadzić, mimo że nigdy nie był agresywny. Bardzo niekomfortowa sytuacja i trwała dość długo. Ale faktycznie był bardzo romantyczny i kochał do szaleństwa
  • jesień2018 pół roku temu
    naćpana żelkami to brzmi identycznie, jak było u mnie! Aż serce mi z nerwów przyspieszyło, kiedy czytałam... a to było tak dawno temu (też na studiach BTW).
  • LittleDiana 4 miesiące temu
    To wszystko jest bardzo w moim stylu,na pewno będę czytać dalej :)

    Tylko w pierwszym segmencie stalker na początku powalił dziewczynę na ziemię a potem sytuacja była tak opisana jakby stała.

    Spodobała mi się postać Leny, taka normalna ale nie nudna.

    Czemu umieściłaś akcję w USA? Pytam bez złośliwości bo często mnie po prostu zastanawia czemu autorki tak robią

    Mam nadzieję że nie będzie to kolejny dark romance:)
  • naćpana żelkami 4 miesiące temu
    Bardzo się cieszę, że udało mi się trafić w Twój klimat ^^

    Masz rację, w tamtym fragmencie faktycznie zrobiłam wpadkę bo najpierw bohaterka leży, a później jakby stoi 🤦‍♀️ Przeoczyłam to, dzięki za zwrócenie uwagi. Na razie traktuję to jako brudnopis: dopisuję sceny, testuję pomysły i nie planuję wydawać, więc mogą pojawiać się niedoskonałości. Zależy mi jednak, żeby pomysł nie przepadł, dlatego publikuję kawałki po trochu.

    Co do Leny, ja sama mam wrażenie, że jest dość zwyczajna, ale właśnie to jej przyziemne życie ma swój urok.

    Jeśli chodzi o miejsce akcji, wybrałam USA głównie dlatego, że język angielski jest bardziej uniwersalny, a w historii pojawiają się też postacie z różnych narodowości, więc wydawało mi się to bezpiecznym rozwiązaniem.

    Od razu uspokoję, że dark romance to zupełnie nie moje klimaty, takie historie raczej mnie cringe’ują

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania