Poza zasięgiem - Nikolai
Śnieg pod butami skrzypiał głucho. Na polanie panowała cisza, przerywana tylko krótkimi oddechami chłopaków.
Ciało leżało niedbale rzucone na śnieg, jak stara lalka. Kobieta miała nie więcej niż dwadzieścia parę lat. Twarz zamarznięta w wykrzywionym grymasie – oczy szeroko otwarte, jakby wciąż nie dowierzały, że to już koniec. Z kącików ust wypłynęła dawno skrzepła krew, zastygła w cienkich, brunatnych żyłkach. Skóra na szyi była sino-fioletowa, wyraźnie odciśnięte ślady palców i paznokci. Kurtka rozdarta na ramieniu odsłaniała bladość ciała, a na brzuchu ktoś zostawił ciemne, głębokie siniaki. Paznokcie były połamane – próbowała walczyć. Ryan cofnął się o krok, ręka powędrowała instynktownie do ust.
— Boże... — wyszeptał, a jego głos załamał się. — To przecież... mogła być moja siostra.
Luca przygryzł policzek, żeby nie okazać obrzydzenia. Wymusił krzywy uśmiech, który nie sięgnął oczu.
— W RedRiver zima jest gorsza niż wróg na froncie. Nawet śnieg tu gryzie. — Szybki żart, żeby coś zagłuszyć. Ale ręce drżały mu, gdy poprawiał kaptur. Markus stał najdalej, twarz miał kredową, oczy wbite w ziemię. Oddychał płytko, jakby zaraz miał zwymiotować.
— To... to jest chore — wykrztusił. — Tak po prostu ją zostawili?
Alexei podszedł najbliżej. Kucnął przy ciele i patrzył bez słowa. Ani grymas, ani cień reakcji nie przesunął się po jego twarzy. Tylko te jasne oczy, skupione, zimne, jakby notował każdy detal: siną skórę, rozdarte ubranie, martwy grymas. Nikolai przykucnął obok niego.
— Dławił ją — powiedział spokojnie, niemal bezdźwięcznie. — Długo. A potem zostawił, jakby była niczym.
Śnieg zaczął gęstnieć, przykrywając martwe ciało cienką warstwą. I wtedy trzask gałęzi. Na polanę wbiegła grupa policjantów, a na czele – kobieta. Średniego wzrostu, w mundurze, włosy spięte w ciasny kok, oczy wściekłe i zmęczone. Sierżant Padlecki.
— Co tu się dzieje?! — wrzasnęła, ledwo łapiąc oddech. — To teren policyjny! Wynocha!
Nikolai uniósł wzrok, nie drgnął.
— Byliśmy pierwsi.
— Pierwsi? — syknęła. — To mało ważne. To nasza sprawa, nasze śledztwo. Nie zamierzam się tu użerać z żołnierzami udającymi detektywów!
Carter podniósł ręce, jakby chciał złagodzić sytuację.
— Proszę pani, my tylko...
— Ty się lepiej zamknij, chłopcze — ucięła lodowato.
Luca parsknął pod nosem.
– Bella donna... – szepnął Luca, uśmiechając się lekko pod nosem. – Ale widać od razu, że z charakterem. Nie chciałbym jej mieć za wroga...
Ryan uniósł brew i spojrzał na niego kątem oka. – Luca, ona jest sierżantem. Już jesteś po jej nieprzyjaznej stronie.
— Nic dziwnego, że ciała się mnożą, skoro tak podchodzicie do roboty.
Sierżant spojrzała na niego ostro, już chciała coś odpowiedzieć, ale w tym momencie Nikolai wyszedł krok naprzód.
— To nie jest ani twoje, ani moje miejsce. To miejsce ofiary. I będziemy się trzymać procedur. Ty po swojemu, ja po swojemu. Ale mnie stąd nie przegonisz.
Cisza przecięła polanę jak nóż. Policjanci wymienili spojrzenia, ale żaden się nie odezwał.
Nikolai odwrócił głowę do kadetów. Jego wzrok zatrzymał się na Markusie, który wciąż nie podszedł nawet o krok.
— Weber. Skoro boisz się podejść, pójdziesz na autopsję. Będziesz patrzył, aż zrozumiesz, że śmierć to część twojej pracy.
Markus pobladł jeszcze bardziej. Ryan zerknął na niego z litością, Luca pokręcił głową, a Alexei wciąż patrzył na ciało – tak, jakby ono patrzyło tylko na niego. Śnieg padał coraz gęściej. Martwe oczy kobiety zdawały się wbijać spojrzenie w niebo, jakby czekała na odpowiedź, która nigdy nie nadejdzie.
Światło jarzeniówek odbijało się od zimnych, metalowych blatów prosektorium. W pomieszczeniu panował chłód, a zapach formaliny i środków dezynfekujących mieszał się z czymś nieuchwytnie organicznym. Kostnica w tym mieście nie miała nic wspólnego z telewizyjnymi laboratoriami – żadnych błyszczących ekranów, ani sterylnych ścian rodem z przyszłości. Tu wszystko było proste, trochę zużyte. Kafelki miały odbarwienia, lampy brzęczały nad głową, a metalowy stół nosił rysy po dziesiątkach skalpeli. W rogu stała stara lodówka, która co kilka minut wydawała z siebie jękliwy dźwięk.
Markus stał przy stalowym stole, ręce drżały lekko, choć starał się tego nie pokazać. Victoria, w białym kitlu i rękawiczkach, właśnie podnosiła dokumentację przy zwłokach kobiety z polany. Jej ruchy były precyzyjne, pewne, bez cienia emocji, które ogarnęły kadetów kilka minut temu.
Victoria, niska i drobna, w białym fartuchu i rękawiczkach, rozpromieniła się, jakby czekała na ten moment. Jasne włosy wymykały się z kucyka, ale nie poprawiła ich, zajęta przygotowaniem instrumentów. Markus, stojący obok, wyglądał jakby chciał uciec, zanim jeszcze zaczęli.
— Dobra — rzuciła wesołym tonem, aż Markus drgnął. — Zaczynamy od zewnętrznego oglądu.
Chwyciła notatnik i zaczęła mówić na głos, jakby wykładała studentom:
— Kobieta, około dwadzieścia trzy lata. Wysoka, szczupła. Włosy ciemne, długość do ramion. Twarz... — urwała na moment i zmarszczyła brwi. — Grymas agonalny. Najpewniej uduszenie.
Przez kilka minut panowała zupełna cisza, przerywana tylko metalicznym brzękiem narzędzi. Victoria przerwała:
—Trochę tu sztywno, nie sądzisz?
Jej czekoladowe oczy zabłysły, a uśmiech był tak szeroki, że aż rozświetlił zimne, sterylne światło prosektorium. Chłopak zerknął na denatkę – zdecydowanie nie załapała żartu. On sam też nie drgnął; jego twarz była niemal rzeźbiona w marmurze. Victoria westchnęła teatralnie:
— Ech, grobowa atmosfera...
Spojrzał na blondynę z lekkim uniesieniem brwi, a potem znów na martwą kobietę.
— Chyba jej zazdroszczę.
Patrzył, jak palce Victorii przesuwają się po szyi zmarłej. Faktycznie – siniaki układały się w kształt dłoni. Palce i paznokcie odbiły się wyraźnie na sinej skórze.
— To ślady manualnego duszenia. Ucisk mocny, długotrwały. — Spojrzała na kadeta. — Chcesz zanotować, czy mam ci podać długopis?
— Zanotuję — wymamrotał, wyciągając rękę.
— Dobrze. — Victoria przesunęła dłonie niżej. — Tu siniaki na brzuchu, głębokie. Kopnięcia albo silne uderzenia. A paznokcie... — uniosła dłoń zmarłej. Były połamane, z resztkami ziemi pod nimi. — Obrona własna. Może znajdziemy DNA sprawcy. — Spojrzała na Markusa. — Chcesz się założyć, że to facet?
— Nie ma znaczenia, jeśli nie znajdziemy go żywego — mruknął.
Parsknęła śmiechem, zupełnie nieprzystającym do widoku rozchylonych żeber. Markus odwrócił wzrok, ale kobieta tylko wzruszyła ramionami i sięgnęła po rozwieracz do ust.
— Zobaczmy, co mamy w jamie ustnej. — Pochyliła się, a po chwili mruknęła. — Krew w gardle, drobne otarcia. Możliwe, że próbowała krzyczeć.
Markus miał wrażenie, że serce wali mu jak młot. Victoria odłożyła narzędzia i wzięła skalpel. Jej głos spoważniał.
— Teraz sekcja wewnętrzna.
Jednym ruchem nacięła skórę wzdłuż mostka i brzucha, tworząc charakterystyczne cięcie w kształcie Y. Skóra i mięśnie rozwarły się pod ostrzem, a metaliczny zapach uderzył w nozdrza. Markus poczuł, że robi mu się słabo.
— Markus — powiedziała spokojnie. — Weź rozwieracz. Musisz się przyzwyczaić.
— Ja...? — jego głos zadrżał.
— Ty. — Uśmiechnęła się lekko, ale bez kpiny. — Inaczej nigdy nie zrozumiesz, na czym to polega.
Drżącymi dłońmi rozchylił żebra. Victoria pochyliła się nad klatką piersiową i skinęła głową.
— Płuca przekrwione, możliwe ślady aspiracji krwi. Serce... — urwała. Jej oczy zmrużyły się lekko.
Na powierzchni mięśnia sercowego widniały dziwne, ciemne plamy, niemal jak oparzenia. Nie przypominało to zwykłej martwicy.
— To nie wygląda naturalnie — wyszeptał Markus.
— Nie — przyznała Victoria. — A teraz patrz tutaj.
Odsunęła płuca i sięgnęła głębiej. W jamie brzusznej, tuż przy żołądku, tkwił mały przedmiot. Wyciągnęła go pęsetą i położyła na tacy. Był to zardzewiały, stary amulet w kształcie pentagramu. Zapadła cisza. Markus patrzył na niego z rosnącym niepokojem.
— To nie mogło znaleźć się tu przypadkiem — powiedział cicho. Victoria westchnęła, kręcąc głową.
— Ktoś chciał, żebyśmy to zobaczyli. Albo... ktoś naprawdę wierzył, że to ma znaczenie.
— Weber, to nie jest zwykła sprawa. — Spojrzała na niego poważnie.
Markus po raz pierwszy od początku sekcji nie myślał o mdłościach. Teraz miał przed oczami legendy, które dotąd traktował jak głupie bajki.
Komentarze (2)
Victoria wydaje się być ciekawą postacią. Czy zawita na dłużej?
No i rozumiem Marcusa, pewnie tak samo bym się zachowała na jego miejscu. Nie zmienia to faktu że niezbyt nadaje się na żołnierza, przynajmniej na razie.
Czekam na kolejne części!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania