Poza zasięgiem - prolog
Zima zawsze pachnie chłodem i samotnością. Śnieg chrzęści pod moimi butami, gdy przyspieszam kroku. Jest już późno, ulice są niemal puste. Tylko gdzieniegdzie światła latarni rozlewają się po asfalcie, tworząc żółtawe plamy, które znikają w ciemności. Wiatr smaga mnie po policzkach, a ja naciągam kaptur na głowę, wbijając wzrok w chodnik.
Wszystko jest w porządku.
Przynajmniej tak sobie powtarzam.
Mimo to czuję... coś. Nie potrafię tego nazwać. To dziwne mrowienie w karku, jakby czyjś wzrok ślizgał się po moich plecach. Zatrzymuję się na moment, niby poprawiam szalik, ale tak naprawdę rozglądam się ukradkiem.
Nikogo.
Mimo to moje ciało jest spięte. Palce ściskają pasek plecaka, jakbym w każdej chwili miała zacisnąć go mocniej, przygotować się na atak. To śmieszne. Gdybym faktycznie miała stalkera, czułabym strach, prawda?
A jednak... nie czuję.
Zamiast tego serce bije mi szybciej. Dziwny dreszcz przechodzi po kręgosłupie. To adrenalina? A może coś innego? Myśl o tym, że ktoś mógłby mnie obserwować, nie powinna mnie ekscytować. Nie powinnam wyobrażać sobie cienia między latarniami, kogoś, kto śledzi moje kroki, kto wie o mnie wszystko. Ale nie mogę się powstrzymać. Przez chwilę bawię się tą myślą. Co jeśli naprawdę ktoś tam jest? Co jeśli oddycha tym samym zimnym powietrzem, patrzy, jak moje policzki różowieją od mrozu, słucha, jak przyspieszam kroku? Wtedy coś miga w moim peryferyjnym widzeniu. Zatrzymuję się gwałtownie. Moje serce wali w piersi. Odbicie w witrynie sklepowej. Za mną, w cieniu, coś się poruszyło. Przez sekundę wydaje mi się, że widzę sylwetkę.
Zamieram.
A potem, bardzo powoli, odwracam głowę.
Komentarze (6)
Na razie wiemy mało, ale czyta się przyjemnie
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania