Pożegnanie - cichy monolog
"Na początku istniał ból. Gorzki stan przepołowionych fragmentów myśli, które zmierzają w sobie znanych kierunkach.
Człowiek rodzi się w bólu, przeistacza się w ból, a na koniec spotyka się z bólem twarzą w twarz. Prosty schemat. Cierpisz i umierasz. Jałowa egzystencja. Myślę, że bliska wielu tymczasowym posiadaczom duszy.
Nic nie musisz robić.
Sytuacja się zmienia diametralnie, kiedy przejdziesz krok dalej. Zatrzymasz się, usiądziesz na mokrej od deszczu ławeczce, na przykład w parku i rozpoczniesz zadumę. Początkowo wyda ci się to zabawne, ba, może nawet przypomnisz sobie wesołe chwile, kiedy ganiałeś po lesie. Kolejne kilka minut pokaże ci sceny mniej przyjemne. Błędy. Najpierw drobne, naiwne, aż dojdziesz do serca siebie. Złapiesz szybki oddech. Zapierając się wnętrza, będziesz usiłował odeprzeć ten natłok obrazów.
I wtedy zdasz sobie sprawę.
Tak, ta bolesna świadomość to ból pierwotny. Świadomość istnienia. Wtedy dostrzeżesz zmarszczki na twarzy, siwiznę na włosach i gorzki posmak w ustach.
To nie zniknie. Nie. Musisz z tym żyć, bo życie…".
Spojrzałem znów na tę kartkę. Litery zlewały się w jednolitą, czarną masę. Nic tu nie miało sensu.
Przełknąłem ślinę.
Ukoronowanie mojego życia. Dzieło wybitne. Nie, nic z tych rzeczy. To tylko próba zadowolenia własnego ja. Kolejna zresztą.
Piszę, by żyć. Karmię się sztuką. A tak naprawdę sztuka jest jedynie ułudą. Bezkształtnym bytem. Jakimś urojonym darczyńcą sensu bycia.
Wstaję od biurka. Podchodzę do okna.
„Musisz z tym żyć”.
Dlaczego? Po co to zrobiłem?
Dlaczego nie mogłem zająć się czymś pożytecznym, przecież miałem perspektywy! Rodzina byłaby dumna.
Ponury żart. Duma nie przychodzi z oczekiwań, a z własnego samospełnienia.
Otwieram okno. Zapalam papierosa.
Porzuciłem wszystkie te cząstki egzystencji, które nie służyły mi jako człowiekowi. Pracować mogłem… to nawet najważniejsze… ale nad sobą. Wyłącznie nad sobą.
Ktoś chce dla ciebie dobrze, a w efekcie umierasz.
„Jałowa egzystencja”.
Podchodzę do tej sukienki. Wisi tu od lat.
Powiesiła ją. Potem odeszła.
Nie znałem drogi, którą poszła.
Nie znałem drogi, z której przyszła.
Pamiętam tylko ten cichy głos. Zamknięte oczy. I tę słodką, niewypowiedzianą tajemnicę. Usiłowałem ją uchwycić. Nadać jej odpowiedni kształt. Najpierw gestem, potem słowami. Odeszła. Pozostała nierealnością.
Blaknącą kliszą.
„Świadomość”.
Powtarzam ten ruch. Raz za razem. Wyćwiczony w głowie.
Skaczę.
Swobodny lot. Jestem ptakiem, który dryfuje do zrozumienia. Chciałem na końcu coś usłyszeć. Delikatny powiew wiatru otulił moją skórę. Pozbawił resztek człowieczeństwa.
Dotarłszy do końca wędrówki, oczom ukazało się lustro, a w nim odbicie. Rozwiązanie zagadki, za którą kroczy człowiek całe życie.
Dotknąłem gładkiej tafli. Osoba po drugiej stronie odpowiedziała tym samym.
Ja stary, a on młody.
Chciałem mu coś powiedzieć, ale nie mogłem.
Można było tylko stać i patrzeć.
„To nie zniknie”.
Kurtyna opadła. Następnie podniosła się znów do góry.
Scena pozostawała pusta.
Wszedłem na nią. Brawa toczyły się po całej sali. Nie milknęły na długo po zejściu. Ostatni raz. Zawsze ten jeden, ostatni raz.
Nic innego nie miało sensu.
Kolejna salwa braw. Kolejna. I kolejna.
„Cisza”.
Ukłoniłem się.
Kurtyna opadła.
Niczego wcześniej nie było. Niczego nie ma. Niczego później nie będzie.
Zamknąłem oczy.
Pozostała tylko cisza.
Komentarze (47)
Rozterki artysty, ale też o życiu... Ciekawe, jak zwykle zresztą
Mam inną tezę. Widzę to jak gra harmonii w chaosie, gdzie ból jest niczym nuta, która dodaje smaku życiu. Zawsze warto włączyć swoją melodię do tego wielkiego koncertu myśli.
Pozdrawiam serdecznie
Bycie cieniem na wielkiej scenie życia nie oznacza bezradności-to szansa na ciche obserwowanie i wnioskowanie. Czy w tej nieuchronności nie tkwi paradoksalna wolność? Wolność wyboru, jak interpretujemy nasze role i jak piszemy własny scenariusz.
Niech nasza egzystencja nie będzie jedynie labiryntem, ale fascynującą podróżą z pytaniami, wspomnieniami i nieustającym poszukiwaniem sensu, które nadają kolor naszemu cieniowi na wielkiej scenie.
Z pozdrowieniami, będącymi echem w tym nieskończonym teatrze życia :-)
Zapierając się sam siebie,
To tylko próba zadowolenia samego siebie. " - na tak krótki tekst za dużo zwrotu "samego siebie"
"...które nie służyły mi, jako człowiekowi." - przecinek zbędny
Wiem, wiem, czepiam się, ale w takim tekście (dobrze napisanym) deko rażą te "maleństwa".
Btw, chciałem jeszcze coś, ale widzę, że prace usunięte :(
''Ktoś chce dla ciebie dobrze, a w efekcie umierasz.'' - piękne zdanie. Ktoś chce dobrze, tylko nie zawsze czyjeś ''dobrze'', dobre jest dla innych. To tak jakby nikt nie potrafił wejść w skórę drugiego człowieka, spróbował ponieść jego krzyż.
Jak zawsze u Ciebie jest o czym pomyśleć...
''Na początku istniał ból'' - a tam gdzie ból jeszcze jest życie, ale jest i przeświadczenie, że ''musisz z tym żyć'', jakby próba pogodzenia, tylko ta świadomość jej odejścia i trzymanie jakichś resztek jej obecności... rozdrapywanie ran czy celebracja? Niemniej wszechogarniająca pustka, której nawet sukcesy mniejsze czy większe nie były w stanie zapełnić. Więc to ona była jedynym celem życia, bez niej jest tylko ''jałowa egzystencja''
I teraz tak się zastanawiam czy prawdziwa miłość jest darem, czy przekleństwem?
Dzięki za wgryzienie się w tekst.
Właściwie chciałem napisać nieco inaczej, więc dodam:
Ból i rozkosz to przeciwległe krańce tego samego spektrum; nie ma jednego bez drugiego, inaczej czulibyśmy tyle co kamień, dlatego w sztuce warto ukazywać obydwa uczucia, chociażby dla zaostrzenia kontrastu. Melodia jest tym smutniejsza, jeśli rozpoczyna ją kilka pogodnych taktów.🎶🎭
Dzięki za komentarz.
"Człowiek rodzi się w bólu, przeistacza się w ból, a na koniec spotyka się z bólem twarzą w twarz."
"Duma nie przychodzi z oczekiwań, a z własnego samospełnienia."
"Pracować mogłem… to nawet najważniejsze… ale nad sobą. Wyłącznie nad sobą.
Ktoś chce dla ciebie dobrze, a w efekcie umierasz." - Au. W sensie... trafiło w czułe miejsce. W tym momencie mojego życia potrzebuję trafić na to zdanie.
"Piszę, by żyć. Karmię się sztuką. A tak naprawdę sztuka jest jedynie ułudą. Bezkształtnym bytem. Jakimś urojonym darczyńcą sensu bycia." - czy to coś złego, że jest ułudą? Jeśli potrafi wpływać na realnych ludzi, wprowadzających pod jej wpływem realne zmiany w swoim życiu?
Całość oceniam na 4, ale są tu fragmenty, które zasługują na 5+.
Pozdrawiam ~
Wszystkiego dobrego dla Ciebie! :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania