POŻEGNANIE JESIENI W ZIMY PONUREJ NAJMROCZNIEJSZYM STANIE
migotliwie pieszczę czasu
zmęczoną mną już tarczę
słowami miarowego tykania
co łzami opadają na podłogę
jak groch rzucany o ściany wytrwale
...
tysiącami ich uderzeń się żegnam
z dotyku Twojego
niewysłowioną łagodnością
nieopisaną ilością futra
w powietrzu niesfornie fruwającą
dzieci moich uśmiechów
nagrodą i niewinnością
z marzeń pękiem co usechł
w wazonie swojej własnej niewoli
pożegnam się pocałunkiem
w warg Twoich wilgotnym szale
ust różowości przygryzaniem
jak języka nawoływaniem
by spróbował mnie poraz ostatni
smakujac ust krwawiących
bezustannie Ciebie wygłodniałych
palcami tak bardzo wyraźnie
podbrzusza wrażliwość nadwyrężę
niedelikatnie paznokci skradaniem
Twoją krwią moich listów do Ciebie
nie kończącą się litanię...
słów mi nie zabrakło nigdy
i już nigdy nie zabraknie
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania