Pożegnanie z Lenią
Codziennie obraz Twój mam przed oczami, lecz tak naprawdę Cię nie widzę
Głos Twój wypełnia meandry mej duszy, lecz tak naprawdę Cię nie słyszę.
Drobny okruch Ciebie znika zawsze gdy wschodzi słońce,
Otulasz mnie nieba ciepłymi barwami, słońca promieniem gorącym.
Zawieszona w toni niebytu niemoc dopada niespodziewana,
Gdzie mam Cię szukać Kruszyno, moja najmilsza, tak ukochana.
Jeśli potrzeba to do Hadesu za Orfeuszem się udam,
Tam stawie czoła śmierci,
Lecz jestem pewna, że ją pokonam.
Jeśli ktokolwiek w drogę mi wejdzie z pewnością litości nie zazna,
Bo Ty na mnie czekać będziesz malutka i Twoja aura przyjazna.
Lecz jeśli w niebiosach zasiadlaś pomiędzy pięknem a niewinnością,
Ja tam po Ciebie przyjdę Najmilsza,
by odbarzyć Cię znów miłością.
Lecz jeśli stwórca zdecydował, że miejsca tam dla Cie nie ma,
I w okrutnego piekła umieścił rozżarzonych płomieniach,
Ja tam do Ciebie przyjdę Malutka, strach swój ogromny pokonam
Tam z Tobą na wieki zostanę, niemożliwego dokonam
Bo prawda jest taka, moja Droga, moje dzieciątko Kochane,
że piekło niebiosom równać się musi, gdy w nim takie stworzenie oddane.
A jeśli Boga nie ma, ni piekła ni nieba
I więcej nie spojrzę w te piękne oczy, co wszechświat mieszczą gdy trzeba,
To wojnę wytoczę losowi, za to jaki okrutny być musi,
I wtedy polegnę, bo bez Ciebie moje serce się dusi,
I poczuje wtedy Twoja obecność, Twoją miłość bezwarunkową i oddam się całkiem mrocznej fali i zacznę wszystko na nowo.
Nasze dusze splecione na wieczność, połączone ze sobą na wieki,
Nie rozdzielone nawet na chwilę, odkąd zamknęłaś powieki.
Nie powiem żegnaj, bo to niemożliwość, coś nie naturalnego,
Prawda jest taka, że żyjesz we mnie, choć nikt nie zrozumie tego.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania