Pożegnanie z pisaniem
Pisałem, goniąc za umykającą doskonałością, łudząc się przyszłym sukcesem. Gombrowicz, Dostojewski, czy też Lem, gdyby żyli, czuliby mój oddech na plecach. Byłem bliski wyduszenia podziwu dla kolejno wyrzyganych dzieł życia. Powiedziałem jednak dość! Znalazłem pozytywną banalność w morzu niekończących się możliwości.
Zostałem przepychaczem sanitarnym stawiającym czoło nawet największym zatorom. Czy znacie uczucie oczekiwania na smród, wyłączając oczywiście zatwardzenie? Ja właśnie jestem utęsknionym i wyczekiwanym odorem. Nie przyjadę na zawołanie, tak od razu i nie będą was mamić tanimi, nieskutecznymi sztuczkami. Czekacie na mnie, a ja nigdy nie zawodzę. Nigdy!
Podjeżdżam furgonetką z napisem "Strefa wolna od miękiszonów" i nikt nie śmie negować wyzywającego napisu. Żaden lewak, prawak, środkowiak nie da rady podejść, mimo iż ma na nosie, wymuszoną przez rząd maseczkę. Ona nic nie daje w starciu z unoszącym się wokół dramatycznie zniechęcającym zapachem. Nawet straż miejska omija furgon z daleka, gdy parkuję w niewłaściwym miejscu. Jestem przemieszczającą się, uderzającą po nozdrzach strefą wolności, oczekiwaną przez znajdujących się w tarapatach obywateli. Często czekają na mnie w dziwnych pozach, z mocno zaciśniętymi pośladkami.
Mogłem pisać, doskonalić fach i zostać niemal geniuszem. Tylko po co? Niczego nowego wymyślić nie mogę, a więc co najwyżej będę wyśmienitym naśladowcą. A mój wkład do PKB będzie znikomy, by nie powiedzieć żaden. Pasożyt goniący za uznaniem, nie jest nikomu potrzebny. Pisarze oraz malarze malują świat i oczekują na nienadchodzącą sławę. Gruba kreska, a może cienka? A jaka paleta barw? Szarość, czerń i biel z elementem walącego po oczach błękitu, a może jaskrawość wbijająca w fotel, by wszystko było oczywiste wśród nieoczywistości.
W branży kanalizacyjnej jestem kimś z otwartą drogą do osiągnięcia mistrzostwa. Przepychać rury może każdy, ale wypucowanie ich na połysk jest nie lada wyzwaniem, przynoszącym pełnię satysfakcji. Ubieram specjalistyczną maskę, o niebo lepszą od szmat noszących przez resztę luda i budzę się w świecie niekończących się możliwości.
Rozmontowuję kibelek oraz rury łączące je z niechcianymi pozostałościami organizmów ludzkich i sięgam tam, gdzie wzrok nie sięga. Wyczuwam nabrzmiałą podpaskę. Już wiem, co to jest, jednak popuszczam wodze fantazji i w piękny słoneczny poranek znajduję się na lazurowym wybrzeżu, wdychając rześkie morskie powietrze. Pod ręką czują coś jeszcze i mam przed oczami pląsające w zielonkawej, przeźroczystej wodzie delfiny, które muskam opuszkami palców. Pod specjalistyczną maską wypływa na twarzy błogi uśmiech, niedostrzegany przez osoby postronne. Wydobywam pozostałości po domownikach i czuję się jak poszukiwacz podmorskich skarbów, co rusz mając w ręce nową, mięciutką niespodziankę.
Z pisania wyżyć trudno, to i tak delikatne stwierdzenie. Będąc zaś królem toalet, pławię się w luksusach, budzących ukrywaną zazdrość u niczego nieświadomych sąsiadów. Tak, oni nie wiedzą o przynoszącej mi krocie robocie. Ale skąd mieliby wiedzieć, nie widząc mojego wozu, parkowanego na wynajętym parkingu. Żeby było zabawniej, również i oni potrzebują pomocy przepychacza rur i wchodzę do ich domów w gumowym kombinezonie, w masce zakrywającej twarz, a oni mnie nie poznają. Jestem niczym kameleon, który po dobrze wykonanej pracy odbiera przyciśnięte kamieniem pozostawione na chodniku pieniądze.
Pisząc, tworzyłem postacie, próbując nadać im charakterystyczne cechy, ukazać wnętrze i sprzedać ich niebanalną historię. Będąc mistrzem toalet, niepodejrzewany przez nikogo, wpływam na relację rodzinne. Od niechcenia rzucam.
– Podpaska zablokowała odpływ.
Mimo, iż rura zapchana była przez papier toaletowy. I wiem, że będą pretensje, nawet te niewypowiedziane. Coś się popsuje. Innym razem mówię jedynie.
– Wyślę na pani telefon zdjęcie. To była przyczyna.
I kobieta otrzymuje fotkę nagiej kobiety z niewyraźnie napisanym telefonem komórkowym. Pisząc, kreowałem nieistniejący świat i bawiłem się słowem. Przepychanie rur pozwoliło mi wniknąć do prawdziwego świata i wpływać na niedomyślających się niczego domowników. Chwila nieuwagi, a ja mam klucz do ich domu. Odrobina zaufania i już obciążam rodzinę pierwszymi okruchami nieufności, które po latach rozbiją ich związek.
Wyczekiwany wybawiciel pozostawia ukryty fałsz, o którym trudno zapomnieć. Kamerka, podsłuch także nie jest obcym dla mnie narzędziem, z którego coraz chętniej korzystałem. Głuchy telefon, anonim robi resztę. Mistrzostwo w jednym pociągnęło za sobą kolejny, można by rzec psychopatyczny fach. Sunę na linie rozciągniętej nad przepaścią i mącę wśród niczego nieświadomych ludzi. Zło prześladujące mnie w pisaniu, krok po kroku kusi i przyzywa. Ukazuje coraz to nowe rozwiązania i mami chwilową satysfakcją. Nie muszę wymyślać świata, a jedynie zainicjować odpowiedni kierunek i historia pisze się sama.
Wolna wola zamienia ludzi w potwory, a ich świat w niekończącą się tragedię.
Zło, czy też dobro – nie umiem już ich rozróżnić. Wiem jedynie, że życie to gra, której ostatecznym aktem jest śmierć. Może warto więc być rozgrywającym i patrzeć z satysfakcją, jak nieistniejąca podpaska, podrzucone niewyraźne zdjęcie, czy też głuchy telefon staje się przyczyną upadku? Kiedyś to pisanie nie dawało mi spokoju, teraz kolejne intrygi.
Może jednak warto wrócić do pisania?
Komentarze (18)
Ile czasu zajmuje napisanie krótkiego opowiadania, dajmy na to jakieś 3500 słów? Dwa dni niech będzie. Jeden dzień pisanie właściwe, następny dzień edycja, korekta, itp. W tym czasie mógłbym napisać program komputerowy o potencjalnej wartości 10 tys. USD. Oczywiście trzeba jeszcze znaleźć klienta i to nie jest takie łatwe, ale jak się trafi klient-złota żyła to można takie programy pisać taśmowo, szablonowo, nieomal bezmyślnie, z niewielkimi zmianami. 50% sztuka, reszta wyrobnictwo. A w tworzeniu prozy 100% sztuka, a zarobek żaden. Zresztą, co tam zarobek. Po pół roku żałosne 80 odsłon, z czego najwyżej 20 to ludzie, pozostałe boty. A nawet i z tej dwudziestki może zaledwie połowa przeczytała do końca, inni klikają i prędko wychodzą.
To po co pisać? Owszem pisanie daje przyjemność, z kolei programowanie pieniądze, za które można sobie kupić coś, co też daje przyjemność. Jaka to różnica? Może rzeczywiście pisanie jest dla straceńców, albo... geniuszy :)
Daję 5 (wiem, że wolałbyś 5000 USD) i pozdrawiam.
Trzeba mieć tą siłę, która popycha do pisania, no i jeszcze odwagę na publikowanie. Pewnie jest wiele ciekawych dzieł na kartkach papieru, które zna jedynie twórca.
Pozdrawiam i dzięki za komentarz
Ale ja już jestem stary i nie mam tyle pary, co młodzi (gdzieś mi się rymnęło). Jeżeli naprawdę w dwa dni potrafisz zrobić choćby szablon softu za 10 patyków zielonych, to już jestem Twoim kumplem i już Cię lubię:)
A co do wieku — też nie jestem najmłodszy, ale określenie „stary” zamieniłem na „doświadczony”, „obcykany”. Znam ludzi po studiach co nic nie umieją, w pracy myślą tylko o cipkach i oglądają na okrągło porno. Z takich żaden pożytek. Dlatego, głowa do góry, na nic nie jest za późno!
Dziękuję za komentarz do komentarza.
Piszę dla siebie, bo chyba muszę?. A jak komuś się uda, to super. Jest tu kilka osób z fajnym warsztatem, fajnie gdyby im się udało
Pozdrawiam i także życzę Wesołych Świąt.
Dzięki
Pozdro:)
Dzięki za komentarz i dobre słowo.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Świetny tekst. 6
Dzięki za miłe słowa.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania