Pożerający Mrok

Znacie te dziwne miejskie historie o tunelach, które nie mają końca? Zawsze myślałem, że to tylko jakieś bzdury, które mają uchronić ludzi przed wchodzeniem do takich miejsc.

Jeden z takich tuneli znajdował się niedaleko mojego miasteczka. Mój dziadek opowiadał mi, że kiedyś korzystało z niego niemieckie wojsko. Co ciekawe pociągi zawsze tylko wjeżdżały do tunelu, ale nikt nigdy nie widział, żeby z niego wyjeżdżały. W dodatku razem z kolegami starali się znaleźć wyjazd z tunelu. Niestety na próżno. Zupełnie jakby tunel nigdy się nie kończył. Po wojnie jakoś każdy zapomniał o tym, że tunel w ogóle istnieje. W dodatku w miejscu, gdzie rzekomo się znajdował tunel, powstał duży gęsty las, przez co mało ludzi zapuszczało się w tamte rejony.

Po czasie temat tunelu powrócił w momencie, gdy zaczęto interesować się złotym pociągiem. Do miasteczka przyjeżdżało sporo historyków i samozwańczych poszukiwaczy skarbów. Ponieważ pojawiła się plotka, że w pewnych starych dokumentach istnieje wzmianka o tutejszym tunelu. Niestety jak już wcześniej wspomniałem, tunel całkowicie zniknął w gąszczu drzew, ale to jednak nie powstrzymało tych wszystkich zapaleńców. Zaczęli więc sprowadzać ekipy, które miały wykarczować las, aby móc dostać się do tunelu. Nie wiem jakim cudem udało im się dostać pozwolenia na wycinkę tak dużej ilości drzew, ale jeszcze większym zaskoczeniem było to, co działo się później.

Wycinka drzew szła sprawnie, codziennie z kumplami chodziliśmy w tamte okolice, aby sprawdzić, czy w końcu udało im się „dokopać” do tunelu. Jednak jakoś po tygodniu w miejscu, gdzie niedawno wycięto wszystkie drzewa, te znów tam były. Zupełnie nietknięte. Staliśmy na wzgórzu i sami nie mogliśmy uwierzyć w to, co widzieliśmy. Robotnicy również musieli być tym zaskoczeni, ponieważ dało się słyszeć kłótnie z ich przełożonymi. Sytuacja ta powtarzała się co tydzień, zupełnie jakby coś, ktoś lub nawet sam tunel nie chciał być odkryty. W dodatku dopiero teraz zwróciliśmy uwagę, że pomimo iż był wtedy środek stycznia, to roślinność w tej okolicy cały czas była zielona, a drzewa i krzewy nie traciły liści.

Po mniej więcej dwóch miesiącach emocje poszukiwaczy skarbów opadły, aż w końcu całkowicie się poddali. Wtedy też razem z moimi dwoma kumplami Arkiem i Dominikiem uznaliśmy, że sami poszukamy tunelu.

Zaopatrzyliśmy się w odpowiedni sprzęt do surviwalu za pieniądze, które zarobiliśmy podczas ostatnich wakacji i umówiliśmy się, że spotkamy się na wzgórzu o 6 rano. Rodzicom powiedzieliśmy, że udajemy się na dwu dniowy kemping – co w pewnym stopniu było prawdą. Gdy już każdy z nas dotarł na wcześniej umówione miejsce, ruszyliśmy w stronę gęstego lasu.

Jak już wcześniej wspomniałem, pomimo niskiej temperatury, roślinność była niezwykle gęsta. Nigdzie nie było widać żadnej ścieżki i tak naprawdę szliśmy na oślep z nadzieją, że natrafimy na tajemniczy tunel. Po prawie trzech godzinach marszu zaczęliśmy czuć, że to tylko strata czasu i jedynie chodzimy w kółko.

- To nie ma sensu. Chodzimy jak dzieci we mgle. – odparł Arek.

- Też zaczynam myśleć, że to tylko strata czasu. - Stwierdził Dominik

- No co wy, chłopaki? Przecież jeszcze nawet nie minęło pół dnia. Mamy całe dwa dni na - poszukiwania. Nie poddawajcie się – Teraz myślę, że mój zapał i namawianie chłopaków do dalszych poszukiwań było błędem.

Morale chłopaków spadały z godziny na godzinę. W pewnym momencie myślałem, że naprawdę będą chcieli zawrócić. Gdy w końcu szczęście się do nas uśmiechnęło. Dominik dostrzegł fragment torów, o które się potknął. Uznaliśmy, że dobrym pomysłem będzie iść wzdłuż nich.

W końcu po kolejnym długim marszu udało się nam! Staliśmy jak wryci, przed wielkim tunelem kolejowym zarośniętym niczym wejście do świątyni Majów. Przez chwile nawet poczułem się jak jakiś pieprzony Indiana Jones.

Przez całą to ekscytacje nie zauważyliśmy, że zaraz się ściemni. Dlatego uznaliśmy, że rozbijemy obóz tuż przed wejściem do tunelu. Sprawnie podzieliliśmy się zadaniami, dzięki czemu w parę minut nasz obóz był już gotowy.

Grzaliśmy się przy ognisku, popijając herbatę i grillując domowe kiełbaski od taty Dominika. W pewnym momencie zaczęliśmy snuć teorie odnośnie tego, co znajdziemy w środku.

- Myślę, że to może być jakiś schron przeciwatomowy – rzucił Arek.

- Też tak myślę, albo coś w rodzaju bazy wojskowej tylko w podziemiach – Dodał Dominik.

- No co wy? To na pewno nie jest coś aż tak przyziemnego. – Odparłem.

- A co? Myślisz, że to może być jakiś portal? - Dominik lekko zachichotał.

- Nie wiem, ale jeśli to ma być tylko jakiś bunkier to czemu właśnie siedzimy wśród zieleni w środku marca, kiedy jest tak zimno?

- Masz racje, to jest mega porąbane. - przytaknął Arek.

- I jeszcze te odrastające drzewa. - dodał Dominiki.

Po tej rozmowie wszyscy popatrzyliśmy w stronę tunelu. Pomimo iż nie widzieliśmy jego końca, to jednak coś nieznanego powodowało, że chcieliśmy tam wejść i raz na zawsze odkryć prawdę, jaka kryje się w środku.

Gdy już się ogrzaliśmy i najedliśmy, podjęliśmy decyzje, że nie ma co czekać do jutra i jeszcze dziś wejdziemy do tunelu. Nasza ciekawość była zbyt silna, aby się jej oprzeć.

Stanęliśmy przed tunelem. Od początku coś tu było nie tak... Kiedy skierowaliśmy latarki w stronę tunelu, światło jakby znikało w ciemności, nie ukazując nic poza mrokiem. Zupełnie jakby sam mrok pochłaniał jakiekolwiek promienie z latarki. Arek wpadł na pomysł, aby przed wejściem zostawić parę ledowych pałeczek, abyśmy mogli określić, jak głęboko jesteśmy. Kiedy weszliśmy do środka poczułem się dziwne, jakbym całym ciałem zanurzył się w gęstym bagnie. Doprawdy dziwne uczucie.

Nasze pierwsze kroki były niepewne, ponieważ nie widzieliśmy nic w obrębie kilku metrów - nasze latarki były wyjątkowo mocne. Nie mam pojęcia jak wielki i długi był ten tunel, ale z każdym krokiem miałem wrażenie, że robi się coraz ciemniej, a latarki emitują o wiele mniej światła. Jakby otaczający nas mrok powoli nas pożerał. W dodatku jedyne dźwięki, jakie słyszeliśmy to odgłosy naszych kroków, brak było jakiegokolwiek echa.

Dominik i Arek wydawali się lekko poddenerwowani, ja również. W pewnym momencie Arek odwrócił się za siebie, aby określić, jak daleko jesteśmy od wyjścia.

- Chłopaki?

- Co jest? - odpowiedziałem mu.

- Coś tu jest nie tak?! Spójrzcie za siebie.

- O czym ty mówisz?

Kiedy Dominik i Ja spojrzeliśmy za siebie, o dziwo jedyne co widzieliśmy to ciemność.

- Czemu nie widać pałeczek, które zostawiłeś? - Spytał Dominik.

- Sam bym chciał kurwa wiedzieć. - Arek spojrzał na nas wielkimi przerażonymi oczami.

- Ile metrów przeszliśmy? - Zapytałem.

- Gdzieś z 20, może 30? - Odpowiedział Dominik.

- To niemożliwe żebyśmy nie widzieli pałeczek. - Stwierdziłem.

- No co ty nie powiesz? - W głosie Arka dało się wyczuć przerażenie.

- Na pewno dobrze je włączyłeś?

- No przecież sam przy tym byłeś. Jedna była czerwona, a druga żółta. A teraz nie widać nic tylko tą jebaną ciemność! - Arek krzyknął dość głośno, ale wciąż mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w jakieś próżni z powodu braku echa.

- Nie podoba mi się to. - Odparł Dominik

- Mnie też. Lepiej wracajmy. - Zasugerował Arek.

- Serio? Chłopaki, co z wami?

- Stary to jest porąbane. Nie chcę zginąć w jakimś zasranym tunelu. - Głos Dominika wskazywał, że z każdą chwilą boi się co raz bardziej.

- Ja też nie. Po za tym, możemy to zrobić jutro za dnia. - Zaproponował Arek.

Z początku nie popierałem ich myśli o odwrocie, ponieważ byłem niezwykle ciekawy tego, czy uda nam się dojść do samego końca tunelu. Jednak po chwili zastanowienia, chłopaki mieli racje i rozsądek sam podpowiadał mi, że nie powinniśmy iść dalej, ta ciemność i cisza była niepokojąca. Dlatego zgodziłem się na powrót.

Zaczęliśmy się cofać. A przynajmniej tak nam się wydawało, bo w ogóle nie widzieliśmy wyjścia z tunelu.

Nagle w pewnym momencie wszyscy poczuliśmy, że podłoże stało się lepkie i gęste. Mieliśmy wrażenie, że chodzimy w smole lub czymś podobnym.

- Cholera, chłopaki spieprzajmy stąd! Tu ewidentnie jest coś nie tak! - Dominik był mocno spanikowany obecną sytuacją – jeszcze nigdy go takiego nie widziałem .

- Gdyby tylko się dało. To „coś” spowalnia ruchy. - Odparł Arek.

- Co to do cholery jest?! - Głos Dominika łamał się z każdą jego wypowiedzią.

Naprawdę ciężko było nam się poruszać w tej mazi. Nagle Dominik wrzasnął na całe gardło.

- Aaaa!! Co to było!

- Co się stało? - Spytałem.

- Czułem jakby coś złapało mnie za nogę i nie chciało puścić!

- Nie żartuj sobie! - Wrzasnął w jego stronę Arek.

- Mówię serio! Kurwa, wiedziałem, że to zły pomysł wchodzić tutaj. - Dominik był na skraju płaczu.

- Przestańcie!! – Krzyknąłem w ich stronę – Marudzicie jak stare baby! – Naprawdę zaczęli już mnie wkurzać.

- Tak jakbym nie wiedział, że sytuacja jest o wiele bardziej niż dziwna! Ogarnijcie się, zaraz stąd uciekniemy!

Chłopaki poparzyli na mnie. Widziałem strach w ich oczach. Wiem, że się bali. Ja też, ale musieliśmy jakoś wydostać się z tego tunelu.

Gdy Dominik i Arek w końcu doszli do siebie, ruszyliśmy dalej. Szedłem z przodu, świecąc latarką, nagle wpadłem na przeszkodę. Była to czarna ściana jakiejś mazi. Była lepka i gęsta zupełnie jak to coś po czym chodziliśmy. W dodatku zatrzymywało światło latarki.

- Tego tu wcześniej nie było prawda? - Zapytałem chłopaków.

- No, raczej. – Odpowiedział Arek.

- Mam wrażenie, że jesteśmy przy wyjściu.

- Skąd wiesz? - Spytał Dominik.

- Nie mam pojęcia, ale myślę, że właśnie przez tą ścianę nie widzieliśmy twoich flar.

- To co teraz? - Odrzekł Arek.

- Może da się to przebić? - Zaproponował Dominik, po czym wyciągnął z plecaka nóż myśliwski, który dostał od swojego dziadka.

Dominik próbował wbić nóż kilka razy, jednak nic to nie dało. Ostrze po prostu znikało w środku mazi, nie robiąc jej nic. Po chwili zastanowienia coś mnie olśniło.

- Po prostu przejdźmy przez to!

- Że co? - Arek spojrzał na mnie jak na wariata.

- Skoro nóż tak łatwo przez to przechodzi, to znaczy, że my też możemy. Musimy tylko mocno na nią napierać.

- Powaliło cię? A co jeśli w tym ugrzęźniemy? - Zaprotestował Dominik.

- Właśnie, nie chcę skończyć jak jakieś owoce w galaretce. - Odparł Arek.

- No dalej! Ja spróbuje pierwszy.

Stanąłem naprzeciw ściany. Wziąłem głęboki oddech i z całych sił zacząłem napierać na czarną ścianę gęstej mazi. Nie wiem, kiedy to się stało, ale nagle znalazłem się w środku tego czegoś. Nie widziałem nic. Jedynie ciemność, przez co szedłem po omacku. Moje ruchy były niezwykle ociężałe. Przez co szybko zacząłem się męczyć. W dodatku nie mogłem brać głębokich wdechów i wydechów, bo czułem jak maź, wchodziła mi do ust.

Parłem naprzód, myśląc tylko o tym, aby przebić się na drugą stronę. Nie wiem co to było, ale nie raz czułem, że o coś zahaczam lub przepycham się przez coś ciężkiego. Może to tylko moja wyobraźnia, ale miałem wrażenie, że to były zwłoki, ponieważ poczułem coś na kształt dłoni.

W końcu udało mi się przejść i moje oczy ujrzały światło dzienne. Z wysiłku aż się położyłem na ziemi. Mięśnie bolały mnie jak po podnoszeniu ciężarów. Jednak niepokoiło mnie to, że wciąż nie było Arka i Dominika. Zacząłem się denerwować. Jednak po chwili dostrzegłem wystającą rękę. Szybko podbiegłem, aby ją chwycić. Ciągnąłem z całych sił, aż w końcu za smaru wyłoniła się twarz Arka. Przerażenie na jego twarzy pamiętam do dziś.

Nie przestawałem ciągnąć, aby pomóc mu się wydostać. Aż wreszcie udało mu się przejść.

- To.. Było... Po.. Poje..Bane! - Wydukał Arek łapiąc co chwile oddech, tak samo jak i ja.

- A... gdzie jest... Dominik. - Spytałem.

- Był tuż za mną....

- Chłopaki pomóżcie!!

Był to głos Dominika. Jego ciało wystawało do połowy za ściany mazi. Próbował się wydostać, jednak coś mu na to nie pozwalało. Szybko się pozbieraliśmy i zaczęliśmy ciągnąć go za ręce. Staraliśmy się ze wszystkich sił. Walczyliśmy o niego jak wilki. Jednak... Nie wiem jak to możliwe, ale ściana... Ściana mazi zaczęła zasychać niczym cement. Ta czerń, ta ciemność pochłaniała jego tylną część ciała. Dominik krzyczał wniebogłosy. My zaś z całych sił próbowaliśmy go wyciągnąć. Aż w końcu maź zaschła na dobre. Dominik darł się wniebogłosy z bólu. Wtedy też pociągnęliśmy go z podejrzaną lekkością. Po chwili uświadomiliśmy sobie, że nasz kumpel właśnie został przecięty na pół. Leżał na trawie w kałuży krwi z wnętrznościami na zewnątrz, skomląc i wydając z siebie ostatnie tchnienie.

Jeszcze ten ostatni raz spojrzałem w tunel, dysząc ze zmęczenia. Jedyne co widziałem to niekończącą się ciemność. Pożerający życie mrok.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Było kilka błędów interpunkcyjnych, ale ogólnie wyszło całkiem nieźle. Tylko, że tak trochę... Dziwnie rozegrane. Szybko weszli, szybko wyszli, jeden zginął i nie wiadomo dlaczego, co i jak.
  • Rozumiem, że brakuje jakby jakiejś puenty czy jakiegoś wyjaśnienia. Wiem też, że wydaję się jakby historia skończyła się w połowie. Jednak osobiście jestem fanem niedopowiedzeń czy to w filmach, grach czy książkach. Może nie wyszło mi do końca tak jak powinno, ale wciąż się uczę :D.
    Dziękuję za opinie :)
  • Trzy Cztery rok temu
    Prawdziwy Pożerający Mrok. Jak byłam mała, coś podobnego mieszkało w korytarzu łączącym piwnice jednej klatki bloku z piwnicami klatki drugiej. Po bokach było zimne, a nogi grzęzły w grubym mchu, jakby kurzu. Coś oblepiało twarz, jak tylko zrobiłam jeden krok do przodu. Szybko stamtąd uciekłam!

    Miejscami coś tam możesz dopracować w tekście. Z pierwszego akapitu wywaliłabym ten fragment: "W dodatku razem z kolegami starali się znaleźć wyjazd z tunelu. Niestety na próżno". Te dwa zdania pojawiają się jakby z opóźnieniem, dotyczą dziadka, a przecież już wprowadziłeś inne informacje, o pociągach. Nie jest też jasne, w jaki sposób dziadek wraz z kolegami szukał wyjścia - czy wchodził do środka tunelu, czy szukał tylko z zewnątrz. Jeśli wchodził, to jakim cudem wychodził? Te dwa zdania jakoś mieszają w krótkim akapicie.
  • Dzięki za konstruktywną opinie :)
  • Narrator rok temu
    Ciekawy, wciągający temat, umiejętnie budowane napięcie, ale dobrze byłoby doszlifować w niektórych miejscach styl (zwłaszcza łączenie zdań i płynność myśli), bo opowiadanie naprawdę niezłe. ?
  • Fakt mam problem z łączeniem zdań, czasem przepisuje jedno z kilka razy bo brzmi strasznie dziwnie albo jest bardzo chaotyczne.
    Dzięki za opinie :)
  • Narrator rok temu
    TenŁadnyZBagien

    Problemy stylistyczne można łatwo wyłapać i prędko usunąć.

    Pozwól, że się posłużę pierwszym z brzegu przykładem:

    „Jeden z takich tuneli znajdował się niedaleko mojego miasteczka. Mój dziadek opowiadał mi, że kiedyś korzystało z niego niemieckie wojsko. Co ciekawe pociągi zawsze tylko wjeżdżały do tunelu, ale nikt nigdy nie widział, żeby z niego wyjeżdżały. W dodatku razem z kolegami starali się znaleźć wyjazd z tunelu. Niestety na próżno.”

    „Razem z kolegami” starał się kto? Domyślam się, że dziadek, ale tutaj użyłeś liczby mnogiej, co jest źródłem niejasności.

    „W dodatku” nie jest dobrym połączeniem opowieści dziadka i jego usiłowań, lepiej zwyczajnie poprzestać na kropce.

    „Niestety na próżno” — „niestety” ma negatywny wydźwięk, sugeruje stratę czegoś, a jak wiemy do straty doszło, ale dopiero na końcu; tutaj chodzi jedynie o niezaspokojoną ciekawość. Ponadto zdanie jest zaledwie wtrąceniem, więc lepiej gdyby stanowiło część zdania złożonego. Wielu autorów uważa, że krótkie zdania dodają opowieści uroku i owszem mogą one czasem nadać mocniejszego akcentu, ożywić tempo akcji, ale we wszystkim należy zachować umiar.

    Uwzględniając wymienione uwagi, zredagowałbym powyższy fragment następująco:

    „Jeden z takich tuneli znajdował się niedaleko mojego miasteczka. Mój dziadek opowiadał mi, że kiedyś korzystało z niego niemieckie wojsko. Zaskakująco pociągi zawsze tylko wjeżdżały do tunelu, ale nikt nigdy nie widział, żeby z niego wyjeżdżały. Dziadek z pomocą kolegów na próżno starał się odszukać wyjazd z tunelu, co tylko wzmagało ciekawość.”

    Oczywiście to jedna z wielu sugestii; nie jestem autorem, to nie moje opowiadanie, więc trudno się w to wczuć i wymyślić na poczekaniu coś rewelacyjnego.

    Jeszcze jedno — wyrzuciłbym wyrazy „surviwalu”, „grillując”, bo to brzydka kalka z angielskiego. Ujdzie w dialogach, bo postacie mogą rzeczywiście tak mówić, ale razi w opisie. Jest tyle pięknych, rzadko używanych polskich odpowiedników; po co kaleczyć język obcojęzycznymi potworkami?

    Pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu kolejnych, trzymających w napięciu powieści. ?
  • Narrator Ale się rozpisałeś :D Jestem pod wrażeniem, że chciało ci się tyle pisać tylko po to by mi wskazać o co dokładnie chodzi. Na pewno wezmę wszystko pod uwagę przy pisaniu kolejnego opowiadania. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania