Poznanie

Zatrzymał się przed lustrem. Ogromnym, w dębowej oprawie. Takie lustra bardzo często można spotkać w centrach handlowych, tych wzorowanych na styl amerykański. Krzykiem mody w Stanach było wystawianie owych ogromnych luster w halach, gdzie ludzie mogli je podziewać i rozmyślać nad ich znaczeniem w ogólnym przepychu tych miejsc. Tafla szkła była niesamowicie czysta, idealnie odbijała padające na nie światło pozwalając osobie patrzącej na nie dostrzec własne odbicie. Keda zwrócił uwagę na rzeźbienia dębowej oprawy. Drewno wcięte było na głębokość kilku centymetrów. Wgłębienia skrywały w sobie wyciosane gargulce, podtrzymujące jeden drugiego. Piętno czasu zdążyło zostawić na ramię swój ślad. Niektóre figury miały urwane poszczególne części ciał. Brakowało nóg, rąk, szponów oraz rogów. Tragizm przemijania… Keda przyglądał się swojemu odbiciu. Zazwyczaj nie przywiązywał uwagi do szczegółów takich jak swój wygląd, nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Uważał, że w jego fizyczności nie ma niczego pociągającego. Idealna przeciętność. Jego czarne oczy lustrowały swoje odbicie. Ubranie było schludne. Ciemna koszulka, jasne jeansy ze zwężonymi nogawkami. Na nogach miał noszące ślady pokonanych kilometrów New Balancy. Spojrzał na twarz i wykrzywił usta w potwornym grymasie śmiechu połączonego z kpiną. Średniej długość włosy z grzywką zaczesaną do góry pod katem odsłaniały gładkie czoło. Długi nos, lekko zakręcony przy końcu, małe usta. Zarost sprawiał, że wyglądał na starszego niż był w rzeczywistości. Cechą, która wyróżniała go najbardziej były czarne jak noc oczy. Zupełnie takie same jak u Agnik. Łączyła ich właśnie ta cecha fizycznego wyglądu. Czarne, niespotykane nigdzie indziej oczy. Powiadają, że w oczach dostrzec można duszę człowieka, ocenić jej piękno. Oczy są zwierciadłem uczyć. W tych ogromnych oczach nie widać było niczego. Jedynie pustkę. Nicość, która mogła sugerować brak jakichkolwiek pozytywnych uczuć. W tych oczach było coś przerażającego. Opuścił wzrok, jakby sam nie miał ochoty oglądać swoich oczu. Stał tak przez moment kontemplując swoją osobowość. Czy odbicie w lustrze było na pewno jego? Czy mógł nazywać się panem swojego ciała? Od pewnego czasu zadawał sobie to pytanie, chociaż wcale nie powinien tego robić. Nie był przyzwyczajony do uczuć, a na pewno nie do tych pozytywnych. Właściwie ich nie odczuwał, w jego pracy liczyło się „brak odczuwania” pozytywnych emocji. Odwrócił się na pięcie i odszedł od wielkiego lustra. Skierował się w stronę centrum, gdzie umówiony był z pewnym mężczyzną. Mężczyzną niezwykle tajemniczym. Agnik miała rację, został wezwany do szefa, aby odbyć rozmowę na temat swojego „podopiecznego”. Spodziewał się, że będzie ona trudna, a jej wynik może znacząco zmienić życie chłopaka, o którym będą rozmawiać. Zatrzymał się przed wielkim budynkiem, stara odrapana z tynku budynku odpychała. Obskurne miejsce, idealne dla prac, jakie tutaj wykonują. Wszedł do środka, niepewny swojego. Uczucia, uczucia, uczucia. Tak trudno było je kontrolować. Były najtrudniejszym, co otrzymał, najbardziej wymagające ze wszystkich darów. Jeżeli darem można je nazwać. Zazwyczaj cechy, które otrzymujemy, wymagają pracy nad nimi. Nigdy dostajemy prostych wyjść, gotowych rozwiązań. Smak zwycięstwa jest tym większy, im więcej pracy włożymy w jego osiągnięcie. Taką zasadą kierował się Keda, szukał swoich dróg. Miejsc, w których nie będzie musiał udawać.

Trzecie piętro, drzwi po prawej stronie. Dotarł tutaj. Stare drzwi z niedużą metalową klamką. Na nich tabliczka.

 

„Dr. Recyful Creims – Specjalista ds. psychologii poznawczej”

 

Ironia.. Pomyślał Keda. Akurat on, uważa się za specjalistę. Moment zawahania zanim pociągnął za klamkę. Drzwi ustąpiły z delikatnym trzaskiem. Przekroczył próg. Wewnątrz nie było okien. Ponura atmosfera panowała w całym niedużym pokoju. Czarne ściany, na których wisiał różnej maści obrazy. Czarnooki nigdy nie zdołał przyjrzeć się im bliżej. Rzadko przebywał tutaj dłużej niż kilka minut. Nie przepadał za tym miejscem. Napełniało go obawą. Jeden z obrazów przedstawiał scenę tryumfu Michała Archanioła nad diabłem. Pierwsza wojna aniołów dobiegła końca, a potężny niosący światło, został pokonany i haniebnie strącony w czeluści piekieł. Keda, odwrócił się.

Pod ścianą naprzeciwko niego stało drewniane biurko, jednak w tym momencie nikt za nim nie siedział. Jedna nieduża lampka dostarczała skąpo światła. Po lewej kolejne drzwi, prowadzące do gabinetu doktora. Podszedł i zapukał.

- Proszę wejść! – Donośne krzyknięcie doniosło się zza dębowego materiału. Otworzył drzwi i wśliznął się do środka. – Witam, Keda!

To pomieszczenie tak samo jak poprzednie nie posiadało okien. Było tutaj jednak zdecydowanie jaśniej, po obu stronach pokoju tuż przy czarnych jak smoła ścianach stały duże lampy przykryte czerwonymi abażurami. Stał teraz na ogromnym czerwonym dywanie dokładnie naprzeciwko ogromnego dębowego biurka. Na samym blacie nie było niczego nadzwyczajnego, ot lampka stos dokumentów w starych zniszczonych teczkach. Jednak mężczyzna, który siedział za nim budził grozę. Niesamowicie szczupły, o długim szpakowatym nosie, krótkich i siwych włosach oraz oczach czarnych jak otchłań. Dokładnie takiego samego koloru jak oczy Kedy. Budził respekt, niesamowity respekt.

- Domyślasz się zapewne, dlaczego wezwałem Cię tutaj dzisiaj? – Rozpoczął retorycznie. – Wydaje mi się, że od pewnego czasu nie jesteś w stanie poskromić dzikich uczuć twojej małpki. Bardzo mi się to nie podoba Keda… Bardzo.

Był niezwykle stanowczy, pewny siebie. Jego głos zdradzał, że, na co dzień mógł zajmować się prowadzeniem rozmów na najwyższych szczeblach. Posiadał dar przekonywania, wprowadzania grozy oraz napięcia. Nie można było się skupić w jego obecności.

- Panie Doktorze. Ja nie… Nie rozmawiałem z nim jeszcze. To kwestia czasu, ale jestem pewien, że nasze sprawy pozostaną niezmienione. Skutecznie wybiję małpce te uczucia z głowy, ręczę swoją pozycją.

- Twoja pozycja, głupcze zależy tylko i wyłącznie ode mnie. – Podniósł się z krzesła, na którym do tej pory spoczywał. Lekceważąc czarnookiego, odwrócił się i podszedł do szafki pełnej dokumentów. Pogrzebał w niej chwilę, po czym spojrzał na Kedę. – Ten chłopak od dobrego miesiąca odczuwa coraz więcej. Jest zafascynowany tą małą pokraką, która zawróciła mu w głowie.

- Tak, ja zdaję sobie z tego sprawę, ale…

- Jak śmiesz mi przerywać? – Zmierzył go surowo wzrokiem. – Powierzyłem Ci zadanie Keda. Bardzo proste zadanie. Miałeś pilnować, by po raz kolejny nie wpadł w wir uczuć. Trzy razy Ci się wymknął, teraz uczynił to po raz czwarty… Pozwala mi to powątpiewać w twoje kompetencje.

- Panie Doktorze… - Czuł grunt uciekający mu spod stóp. Znajdował się w bardzo niebezpiecznej pozycji. Musiał się ratować, po prostu musiał. – Ja dołożę wszelkich starań, aby naprawić swój błąd. Udam się do niego jeszcze dzisiaj i rozpocznę działania, które w przeciągu najwyżej tygodnia przyniosą pożądany przez nas skutek. Gwarantuję.

- Niczego mi nie gwarantuj… Kiedy pojawiła się ta nędzna mała szmira o blond włosach musiałem wysłać Alu. Ty oczywiście nie poradziłeś sobie z tym zdaniem! Następna była ta niska, piegowata… Jak mogłeś wtedy po raz drugi tak bardzo zaniedbać swoje obowiązki?! Nie zauważyłeś, że ON ZACZYNA CI SIĘ WYMYKAĆ?!

- Proszę o jeszcze jedną szansę…

- Obrażasz mnie, Keda. – Głos Recyfula stawał się twardy niczym skała. Pewny swojego. Wyczuwało się w nim brak jakiejkolwiek litości. Czyste zło. – Kiedy Ty nie dawałeś sobie rady, Aisa poradziła sobie bezbłędnie. Nauczyła Twoją małpkę, że uczucia nie są dla niego! Dlaczego Ty sam, osobiście tego nie uczyniłeś?!

- Tym razem jestem pewien, że się uda. Proszę tylko o jeszcze jedną szansę. Ostatnią.

- Miałeś swoje trzy minuty Keda… Piekło czeka na takich jak ty. Nieudaczników, oczekujących w kółko kolejnych szans! – w tym wyczuć można było ogromną groźbę. – Agnik jest gotowa by przejąć to zadanie. W jej umiejętności nie wątpię.

- Doktorze! – Keda podniósł głos. Natychmiast jednak opuścił go, niepewny sytuacji. Ten wyskok jednak zadziałał, ponieważ na twarzy Creims’a pojawił się delikatny uśmiech. – Ostatnia szansa, jeżeli mi się nie powiedzie… Odeślesz mnie.

- Uwierz mi, uczynię to z ogromną przyjemnością. Masz tydzień Keda. Ten tydzień zadecyduje o Twoim życiu. Bądź tego świadom.

Rzucił mu teczkę z imieniem i nazwiskiem swojego „podopiecznego”. Czarnooki otworzył ją. Chłopak ze zdjęcia był dokładnie lustrzanym odbiciem jego samego. Różniły ich jedynie dwa szczegóły. Chłopak ze zdjęcia miał niesamowicie głębokie niebieskozielone oczy, oraz szeroki i szczery uśmiech. Keda natomiast… Keda nigdy się nie uśmiechał.

Tego wieczora Czarnooki zastanawiał się jak powinien rozegrać najważniejszą, a zarazem najtrudniejszą partię szachów w swoim życiu. Partię, która zdecydowanie zmieni jego życie, będzie decydująca. Chciał żyć, bardzo… Determinacja, była ogromna. Największa z możliwych. Już wiedział, co musiał zrobić i był zdecydowany to zrobić. Tym razem nic nie stanie mu na przeszkodzie. Wykona swój cel. Spojrzał w lustro, a w jego oczach zapłonęła iskierka zaciętości połączona z nienawiścią.

- Albo pozbędziesz się tych uczuć, albo zginiesz. Po raz kolejny Ci nie ustąpię Adek, nie tym razem…

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania