Pragnienie bogactw
Spokój w naszym miasteczku zakłóciła seria niezwykle makabrycznych i trudnych do wyjaśnienia morderstw. Wszystko wskazywało, że sprawca wślizgiwał się do domów ofiar nocą i, nie przerywając ich snu, wyszukiwał cenne przedmioty oraz kosztowności: kufry z drogimi kamieniami, złote lichtarze, zabytkowe wazony czy stare, zdobione księgi. Następnie wracał do sypialni, by przy pomocy znalezionych przez siebie skarbów, roztrzaskać lub zmiażdżyć nieszczęsne głowy ich właścicieli.
Największe zdumienie budził, rzecz jasna, fakt, iż mimo że z reguły wybierał domy bogaczy, nigdy nie dokonywał w nich rabunku.
Mieszkańcy miasteczka, szczególnie ci, którym wiodło się nieco lepiej, ulegli przerażeniu - prześcigali się w instalowaniu coraz bardziej skomplikowanych alarmów, chowali się w schronach lub uciekali do odległych krain. Trwała beznadziejna pogoń za okrutnym i tajemniczym mordercą. On sam, jak gdyby nigdy nic, brał w tym czasie ślub. Piękna wybranka jego serca truchlała z powodu zatrważających zdarzeń, lecz nie miała pojęcia, że są one dziełem jej ukochanego. Mimo że jej znajomi i bliscy także nie uświadamiali sobie jego najgorszych czynów, nie akceptowali ich związku i ostrzegali:
– Nie wychodź za niego, to jakiś kretyn: nosi się jak obdartus i nigdy się nie uśmiecha!
Lecz ona nie słuchała:
– Przestańcie się go czepiać; rzadko się śmieje, ale ciągle żartuje. Poza tym jest czuły i ma takie piękne oczy!
W ceremonii ślubnej uczestniczyło ledwie paru przyjaciół akceptujących ich małżeństwo, a po jej zakończeniu odbyła się krótka, skromna impreza. Nowożeńcy tłumaczyli, że dzieje się tak dlatego, że pragną cieszyć się sobą. Była to prawda, jednak marzyli także o tym, by uciec od wszechobecnego zgiełku rozmów i komentarzy. Z tych samych względów na urządzenie Miesiąca Miodowego nie wybrali żadnego z obleganych miejsc, lecz małą chatę zatopioną w leśnej głuszy, będącą własnością Pana Młodego. Jego sympatia tak bardzo przejęła się dramatycznymi zajściami w miasteczku, że nawet małżeńskie noce z dala od cywilizacji nie były wolne od wywołanych przez nie trosk:
– Co za szczęście, że wyjechaliśmy z tego "Miasta Trupów"! Kto mógł zrobić coś takiego? - rozmyślała, tuląc się do niego.
– Ja - nie potrafił jej okłamywać, zresztą był pewien, że uzna to za jego kolejny żart. I tak było:
– Czy ty nigdy nie możesz być poważny? - zapytała z udawaną wściekłością, uderzając go w ramię swoją niewielką piąstką, a po chwili znów zatonęła w jego objęciach. - Cholernie mnie ciekawi, dlaczego to zrobił? Co sobie myślał?
– Kochanie, nie myśl o tym. Masz zbyt szlachetną duszę.
– Ale chyba jeszcze ciekawsze: co czuły jego ofiary?
– Nie wiem, co czuły, ale wiem, co ty zaraz poczujesz - szepnął obejmując ją mocniej i nie pozwalając zadawać dalszych pytań.
Żałowała, że Miesiąc Miodowy dobiega końca, ale też stęskniła się za miasteczkiem. On też. Niedługo póżniej zatłukł jakiegoś faceta jego własną, zresztą niezwykle stylową, popielniczką. Jednak szybko okazało się, że wszystko zarejestrowały kamery, które denat zdążył jeszcze zainstalować w swoim mieszkaniu.
Dociskany przez śledczych wyznał, że zabijał z zazdrości:
– Zawsze byłem biedny. Kiedy skończyłem studia i zacząłem pracę, udało mi się trochę odbić, ale wciąż zarabiałem grosze. Wielu z tych, którzy mieli trochę lepiej, śmiało się ze mnie. Czułem się upokorzony. Chciałem ich ukarać. Szybko zrozumiałem, że by tego dokonać nie należy odbierać im majątku, tylko życie.
Groziło mu wieloletnie więzienie, a nawet dożywocie, jednak jego ukochana, która zrozumiała, że mimo wszystko nadal go kocha, wynajęła niezwykle skutecznego papugę. Mecenas zdołał przekonać Sąd, że morderstwa, których się dopuścił były wynikiem szału wywołanego długotrwałym prześladowaniem. Wskazał też biegłych, którzy skutecznie podważyli podejrzenia mówiące o jego chorobie psychicznej oraz postarał się, by uwzględniono fakt, że współpracował z Wymiarem Sprawiedliwości, przyznając się i składając szczegółowe zeznania. Rysowała się wielka szansa, że opuści więzienie, jeszcze przed późną starością. Oboje niezwykle się z tego cieszyli. Niestety, stało się inaczej: pewnego dnia wdał się w bójkę ze współwięźniami. W jej trakcie doznał obrażeń, w wyniku których zmarł.
Komentarze (41)
Teraz też w więzieniu zapewne nie ma radochy.
"lecz małą chatę zatopioną w leśnej głuszy, będącą własnością Pana Młodego."
Spodobało mi się format Pana, ponieważ wyniosłem, że jesteś bardzo religijny...
Bóg Pan, greckim i niespotykanie podobnym sposobem był uosobieniem późniejszego Jezusa, ze świątyniami było podobnie ?
Atrybutami Pana była syringa, kij pasterski, wieniec jodłowy lub jodła w ręce. Poświęcona była mu świątynia w Atenach. Był pasterskim bogiem ?
Z bogami jest kłopotliwe pojęcie, skoro nie umierają – to znaczy że istnieją wszyscy poprzedni. A to by znaczyło, że są ich tysiące. Tysiące Bogów prawdziwych i jedynych ? Pozdrawiam
Widzisz, wicus, pałki innym stawiasz, to i Tobie stawiają ? Odnośnie do tej pisułki, to cóż, jakby jaj zabrakło, znaczy bigla, pieprzu, kapujesz?
Biedny wicusiu sformatowany ?
Biedny wicusiu ?
Bez śladu i bez wartości odżywczych.
Wszystko można w literaturze. Nawet z najmniejszej pierdoły zrobić coś ciekawego.
Ty zwyczajnie nie podołałeś.
Tekst jest po prostu miałki i bezjajeczny.
Do Twojej mentalności pasuje postać ojca...(zapomniałem imienia) z mojego opka "Łuna".
Samą historię odbieram jako swoistą współczesną przypowieść. Momentami nieco niewiarygodną psychologicznie (do obrony, gdyby nieco inaczej tekst poprowadzić), ale rozumiem cel. A przynajmniej tak mi się wydaje :)).
No, rozbudować opowiadanie można zawsze.
Nie ma problemu ;D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania