Praktyczność filozofii, czyli kilka słów o edukacji seksualnej

1) Kilka dni temu posłanka lewicy Wanda Nowicka złożyła w sejmie projekt ustawy o obowiązkowej edukacji seksualnej w publicznych szkołach i z tej okazji ogłosiła szerokiej publiczności, że (cytuję):

 

Edukacja seksualna jest tak samo potrzebna w szkole jak geografia czy biologia, wiedza to mniej niechcianych ciąż, mniej dramatycznych wyborów.

 

W związku z tymi słowami pani posłanki – słowami będącymi zarazem głosem całej lewicy – warto przypomnieć kilka faktów; a ściślej – warto przypomnieć co to jest „wiedza naukowa”, na którą tak pani Wanda, jak i cała jej partia tak chętnie się powołują. Zatem do dzieła!

Każda nauka zajmuje się pewnego rodzaju przedmiotem – fizyka ciałami stałymi, biologia zaś ciałami ożywionymi, socjologia społeczeństwem itp. A z przedmiotami tymi jest tak, że jedne z nich pozwalają się poznawać dość jednoznacznie i precyzyjnie, inne natomiast nie. Oto szczegóły sprawy:

Jeśli jestem geologiem i badam taki przedmiot jak skały czy gleby to łatwo zauważyć, że przedmiot niejako pozwala mi na pewnego rodzaju badawczą jednoznaczność; w przypadku geologii (ściślej mówiąc) łatwo jest odróżnić geologa-naukowca od geologa-szarlatana a łatwo jest to zrobić dlatego, iż geologia zajmuje się takim przedmiotem (np. skałami) co do którego mamy jasność, że poznaje się go w sposób x (czyli np. eksperymentem), a nie w sposób y (czyli np. fantazją czy wyobraźnią). Gdyby ktoś chciał badać skały przy użyciu fantazji czy wyobraźni albo na przykład analizując nazwy poszczególnych skał to oczywiście można by było autorytatywnie orzec, że taki ktoś nie tyle uprawia geologię ile raczej jakąś geologiczną kpinę.

Nie wszystkie jednak nauki przypominają pod tym względem geologię….

Zupełnie na przykład nie przypomina jej pod tym względem psychologia, czyli nauka, której przedmiotem jest ludzka psychika. Psychika ta ma – jak wiemy – o całe nieba bardziej złożoną naturę niż najbardziej nawet wyszukana gleba czy skała; i właśnie ta złożoność psychiki ludzkiej nie pozwala na to, by móc poznawać ją jednoznacznie określoną metodą x metodę natomiast y odrzucić czy zdezawuować. Przypomnijmy, że wiele było pomysłów na mogącą zbadać psychikę ludzką metodę:

(a) Psychikę należy starannie badać analizując przejęzyczenia i sny jakie miewa dany człowiek. (Tak utrzymywał Freud a za nim cała masa psychoanalityków).

(b) Psychikę należy badać starannie opisując to, jak się człowiek zachowuje; w badaniach tych należy zupełnie pominąć wszystko to, co dotyczy samopoczucia, introspekcji etc. (tak utrzymywał Brutus Skinner i wielu tak zwanych behawiorystów).

Mógłbym jeszcze dalej kontynuować tu tę wyliczankę – ale nie ma takiej potrzeby. Już te dwa (a, b) wymienione przykłady pokazują, jak różne (i nieraz nawzajem się wykluczające) są pomysły na to, jak badać ludzką psychikę.

Zauważmy teraz takie bardzo ważne konsekwencje tego stanu rzeczy:

Jeśli Iksiński wyobraża tylko sobie najróżniejsze skały i twory swej wyobraźni nazywa „badaniem skał” to wiadomo, że geolog z niego (najprościej mówiąc) żaden; by wiedzieć coś o skałach trzeba je poddać doświadczeniu (to sprawa jasna dla wszystkich geologów-naukowców). Jeśli jednak Igrekowski bada ludzką psychikę analizując ludzkie sny i przejęzyczenia to jedna grupa psychologów (ta od behawioryzmu) może co prawda nazwać go pseudo-psychologiem; nie będzie to nic innego, jak tylko prywatna opinia pewnej grupy psychologów; inna ich grupa (ta psychoanalityczna) na pewno wygłosi tu zupełnie inną opinię (zgodnie z którą Igrekowski jest psychologiem wybitnym). Mamy tu zatem opinię przeciw opinii i jak dotąd nie urodził się jeszcze taki mądry człowiek, który potrafiłby podobne spory wewnątrz psychologii rozstrzygać. Skutek tego nierozstrzygnięcia jest taki, że całkiem różne (sprzeczne) twierdzenia na temat ludzkiej psychiki wręcz muszą być uważane za pełnoprawnie naukowe twierdzenia psychologiczne. Świat naukowy – rzecz jasna – liczy się z tym stanem rzeczy i (póki co) daje równe prawo egzystencji na swoim terenie różnym kierunkom i szkołom psychologicznym. W naukowych przybytkach – czyli uniwersytetach – pracują i badają ludzi zarówno psychoanalitycy, jak i behawioryści… I tak powinno być – dodam od siebie!

Zadajmy sobie teraz takie pytanie:

Czy jest coś takiego jak jedna naukowa „wiedza seksuologiczna” ? czy też raczej istnieje wiele różnych „wiedz seksuologicznych” które równie zasadnie można nazywać naukowymi?

Otóż nie ulega najmniejszej wątpliwości, że właściwa odpowiedź na to pytanie brzmi tak: żadna jedna naukowa seksuologia najzwyczajniej w świecie nie istnieje; istnieje natomiast wiele różnych, a równie naukowych systemów „wiedzy seksuologicznej”. Nie może być inaczej skoro seksuologia to po prostu część psychologii.

Zastanówmy się teraz jakie ma to konsekwencje dla czegoś, co lewica szumnie nazywa „rzetelną i naukową edukacją seksualną”.

 

2) Manipulacja seks-edukacyjna numer 1

 

(a) Wyobraźmy sobie, że jakaś grupa psychologów-psychoanalityków zgłasza do Ministerstwa Nauki taki oto projekt: „tylko psychoanaliza jest psychologią rzetelną i naukową, behawioryzm i inne kierunki psychologiczne są zaś ideologicznym śmieciem, dlatego żądamy tego, by na uniwersytetach uczono jedynie psychoanalizy; każdy student psychologii ma ją studiować wedle zasad psychoanalizy i koniec”. Jestem pewien, że:

 

Gdyby taka sytuacja (a) miała miejsce każdy rozsądny człowiek dobrej woli natychmiast obruszyłby się na to bardzo mocno – przecież ci psychoanalitycy narzucają psychoanalizę wszystkim psychologom i wykorzystują do tego przymus ustawowy (czy też nakaz prawny)! Jest (zauważmy!) jasne, że:

 

Wanda Nowicka i Lewica chcąc obowiązkowej (!!!) edukacji seksualnej robi dokładnie to, co robią psychoanalitycy w powyższym przykładzie (a). Z drugiej strony – czemu się tu dziwić? W końcu „wyzwalać przez zniewalanie” to stały motyw wszelkiej maści lewactwa….

 

3) Manipulacja seks-edukacyjna numer 2

 

Pomysł obowiązkowej edukacji seksualnej, jaki opisałem w (2) stanie się tym bardziej odrażający, gdy uświadomimy sobie taką rzecz:

Edukacja seksualna każdego typu musi poruszać kwestie moralne i światopoglądowe. Prowadząc tego rodzaju edukację trzeba na przykład uznać antykoncepcję za moralnie dopuszczalną (albo nie!) a tak samo trzeba zrobić w przypadku seksu przed ślubem, pornografii, homoseksualizmu, rozwodów, etc. Edukacja seksualna musi (inaczej mówiąc) mieć w sobie element moralnej oceny tego rodzaju zachowań i czynników. Każdy uczeń (czy rodzic) ma jednak prawo mieć tu swoją własną ocenę!!! (może np. każdą sztuczną antykoncepcję mieć za zło moralne – jego rzecz!). Wynika z tego w prosty sposób, że przymusowe lekcje dotyczące przykładowo sztucznej antykoncepcji (a między innymi to właśnie zakłada projekt lewicy) najzwyczajniej w świecie gwałcą wolność sumienia (będą zmuszać pewnych ludzi do edukacji w duchu obcych im wartości i zasad, ściślej mówiąc). Pomysł Lewicy polega zatem na tym: „przesyconą lewicową wizją seksualności edukację seksualną nazywać naukową (jedynie słuszną  że tak powiem) i jako taką właśnie narzucić wszystkim ludziom w ramach szkolnego obowiązku”. Nie ma jednak tylko jednej nauki o seksualności – i nie ma też jednej seksualnej moralności (pokazałem to, jak mniemam, całkiem jasno). Oto zatem ciąg dalszy lewackiego „wyzwalania przez zniewalanie”.

 

4) Manipulacja seks-edukacyjna numer 3

 

Często powtarzane przez lewicę zdanie: „w polskiej szkole nie ma edukacji seksualnej” jest czystej wody manipulacją. Edukacja ta odbywa się w tejże szkole od dawna.... Edukacja ta jednak oparta jest na tradycyjnym systemie wartości (z moich szkolnych lat pamiętam, że prowadzący ją pan z wielkim zdecydowaniem twierdził, że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia). Powiedzieć – za lewicą – że „taka edukacja seksualna to pseudoedukacja” jest czymś takim samym, jak powiedzieć za psychoanalitykiem, że behawioryzm to nie psychologia (co jest po prostu zaborczością i zamordyzmem, a nie otwartością); albo powiedzieć za Carnapem, że Heidegger nie był filozofem…. Zauważmy jednak taką rzecz – obecna w szkołach tradycyjna edukacja seksualna nikogo do niczego nie zmusza; nikogo nie zmusza (ściślej mówiąc) do tego, by wychowywał swe dzieci w tradycyjnym systemie wartości. Wprost przeciwnie, stawia sprawę uczciwie, czyli tak: – „skoro opieram się na tradycyjnej aksjologii nie mogę być przedmiotem obowiązkowym” (że pozwolę sobie na małą personifikację).

Na chwilę obecną edukacja seksualna jest w polskich szkołach dobrowolna (zgodna zatem z duchem wolności i szanująca różne światopoglądy); działa zatem tak, jak każda edukacja seksualna powinna działać (jeśli ma być rzeczywiście edukacją, a nie ideologiczną tresurą). Oby zatem lewackie zniewolenie (nazywane przez nich „wyzwoleniem”) i w tej sprawie nie stało się rzeczywistością……….

Grzegorz Klicki

Średnia ocena: 2.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Patriota 20.11.2021
    Bardzo ciekawy esej i analiza tematu. Dodałbym tylko, że tutaj akurat, zupełnie odwrotnie niż w innych społecznych eksperymentach lewackich, chyba hasło "wyzwalanie przez zniewolenie", określa meritum ich zamierzeń nie całkiem precyzyjnie, w tradycyjnym rozumieniu. Bo przeciętny nie myślący lewak powie, co złego w takiej edukacji, jak zresztą w każdej innej.
    Tutaj to zniewolenie polega na próbie uzależnienia ludzi od seksu, uczynienia z nich seksoholików i na nauce rozwiązłości. Dodałbym więc do tego "wyzwalanie przez promocję rozwiązłości". Tutaj akurat jawne łamanie konstytucyjnych praw rodziców do wychowania dzieci według własnego światopoglądu wcale lewakom nie przeszkadz.
  • SwanSong 20.11.2021
    Odpowiedziałbym na ten pełen błędów bełkot, ale nawet nie sposób go zrozumieć.
  • Grzecki 20.11.2021
    Słusznie zwracasz uwagę, że postulowana przez lewicę OBOWIĄZKOWA (!!!) seks-edukacja uderzy w prawa rodziców do wychowania dzieci w duchu akurat tych wartości, które rzeczeni rodzice wyznają; ten anty-rodzicielski motyw mieści się wprawdzie w tym, co ja nazwałem "łamaniem sumień" przez obowiązkową seks-edukację...ale dobrze jest rzecz (tę anty-rodzicielskość) pokazać wyraźnie!
  • Patriota 20.11.2021
    Autorze, poza tym doskonale sobie zdajemy czego chce uczyć dzieci taka lewica, czy szerzej lewactwo. Dla nich ta edukacja to element demoralizacji narodu. Ty być może w ten sposób na to nie patrzysz, ale ja tak.
    Poza tym jak słusznie zauważyłeś, edukacja seksualna już jest, pod różnymi innymi nazwami, jak choćby nauka o życiu w rodzinie.
    Dziękuje za odpowiedź.
    Pozdrawiam.
  • Grzecki 20.11.2021
    Patriota zgadzam się z tym, że wiele nowoczesnych programów seks-edukacji jest demoralizujących; powiem więcej - momentami zakrawa nawet na legalizację pedofilii i kazirodztwa... To obecne "wychowanie do życia w rodzinie" (sam przez nie przechodziłem w czasach szkolnych) też jest (można powiedzieć) ideologiczne (zakłada np. pewien system wartości), ale po pierwsze: (a) nie może być nie-ideologicznej seks-edukacji, a po drugie (b) w przypadku tegoż "WDŻ" nikt nic nikomu nie nakazuje (zajęcia te są dobrowolne). Pozdrawiam!
  • pansowa 20.11.2021
    " W końcu „wyzwalać przez zniewalanie” to stały motyw wszelkiej maści lewactwa….|" - a to dobre :)))
    Zapewne prawactwo tak wyzwala historię, gdzie nie ma juz miejsca dla obiektywnie istniejących osób, bo subiektywnie nie pasują do koncepcji polityki historycznej.
    Czyli też jest wiele szkół historii, więc nie należy jej uczyć.
    Skończ te brednie pseudo-naukowe autorze, bo żenujące intelektualnie są twoje treści.
    I oczywiście jesteś neutralny ideologicznie i tylko o dobro prawdy ci chodzi :)))
  • Grzecki 20.11.2021
    Jedyna merytoryczna uwaga w Twoim komentarzu brzmi tak (cytuję): "Czyli też jest wiele szkół historii, więc nie należy jej uczyć".
    Tak, to ciekawa uwaga, ale zauważę:
    (1) z przesłanki "jest wiele szkół w seksuologii/psychologii" ja nie wyprowadzam wniosku, że "nie należy prowadzić edukacji seksualnej "; wniosek jaki wyprowadzam jest inny, a brzmi tak: "nie należy prowadzić OBOWIĄZKOWEJ edukacji seksualnej" [a właśnie takiej OBOWIĄZKOWEJ edukacji seks. chce lewica]. Taka jest po prostu natura materii - seksuologicznej materii - że po prostu nie da się jej uczyć jako przedmiotu obligatoryjnego nie uderzając jednocześnie w czyjeś sumienie....
    (2) natomiast co do historii to:
    (a) jest prawdą, że można ją uprawiać na różne sposoby, np. spojrzenie polskich i - przykładowo - francuskich historyków na Drugą Wojnę Światową jest diametralnie różne. Obawiam się, że o konsensus między historykami obu tych narodowości byłoby bardzo trudno (gdyby ktoś popróbował taki konsensus osiągnąć). Podejrzewam, że nawet datę rozpoczęcia owej Wojny inaczej się widzi w Polsce a inaczej we Francji... Nie zmienia to jednak faktu, że:
    (b) wśród polskich historyków pewien elementarny konsensus dotyczący ważnych zdarzeń z historii Polski jest możliwy - i właśnie na bazie tego konsensusu powstają szkolne programy nauczania tego przedmiotu. Poza tym nauka historii Polski nigdy nie dotyka drażliwych sprawy sumienia (z pewnością nigdy nie robi tego w takim stopniu, jak seks-edukacja).
    (c) Przypominam, że jestem nie tyle przeciwnikiem seks-edukacji, ile jej obowiązkowego statusu.
    (d) Wdzięczny będę za komentarze z nieco większą ilością uwag ad rem...
  • pansowa 20.11.2021
    Grzecki Nie odniosłeś się do najważniejszej uwagi, wskazującej na odchył ideologiczny przykryty płaszczykiem pseudo-naukowości.
    I to właśnie jest brak jakiejkolwiek merytoryczności w tekście, który jest agitką, ukrytą pod płaszczykiem rozważań filozoficznych.
    Baj.
  • Grzecki 20.11.2021
    pansowa Pewnie chodzi Ci o tę swoją uwagę: "oczywiście jesteś neutralny ideologicznie i tylko o dobro prawdy ci chodzi".
    Ja nie służę żadnej partii politycznej, organizacji czy czemuś w tym rodzaju... Tak! chodzi mi tylko o prawdę i dzielę się tym, jak ona wygląda z mojego punktu widzenia.. Nikomu przy tym nie każę się ze mną zgadzać..
  • pansowa 20.11.2021
    Nie rozbawiaj mnie więcej niż trzeba.
  • Grzecki 20.11.2021
    Ty też... mnie.
  • pansowa 20.11.2021
    Grzecki Produkuj dalej te pierdolety pod płaszczykiem nowego uzera :)
  • Grzecki 22.11.2021
    pansowa rzecz w tym, że nigdzie argumentami nie wykazałeś, iż ja piszę "pierdolety"... Jeśli nie pasuje Ci to, co piszę - proszę bardzo: polemizuj z tym do woli; do woli, ale merytorycznie! Żegnam
  • pansowa 22.11.2021
    Grzecki ja też. Szkoda czasu na ciebie.
  • Tjeri 20.11.2021
    Widzę Autora mi nieznanego, myślę: "zajrzę".
    Doczytałam do tego fragmentu: "Każda nauka zajmuje się pewnego rodzaju przedmiotem – fizyka ciałami stałymi, biologia zaś ciałami ożywionymi".
    Niestety, ale pisanie wymaga wiedzy. Jeśli się jej nie ma, to trzeba badać, sprawdzać, szukać. Czasem nawet zwykłe drabble, którego pisanie zajmuje 10 minut, wymaga researchu.
    Jedno zdanie w ramach wstępu może spowodować spory niesmak i niechęć do dalszego czytania. Niby drobiazg, a jednak świadczy o jakości warsztatowej.
    Pozdrawiam i do następnego. Postaraj się bardziej.
  • Grzecki 22.11.2021
    Tjeri... no widzę, że jakiś wielki teoretyk nauki objawił się światu w Twojej postaci - taki, co to potrafi wskazać taką naukę, która nie ma swojego przedmiotu. Jeśli możesz mi zdradzić jak na to wpadłeś, to będę wdzięczny, bo w literaturze metodologicznej (Kamiński, Sady, Ajdukiewicz, Kotarbiński, Cackowski, Fleck, Kuhn, ba, nawet Feyerabend) nic na temat nauki bezprzedmiotowej znaleźć nie sposób.... W pewnym sensie np. nauki realne mają nawet podwójny przedmiot materialny i formalny..
  • Tjeri 22.11.2021
    Grzecki no niestety nie trzeba być wielkim teoretykiem, by nie przeczytać bez zażenowania, czym zdaniem autora tekstu zajmują się wspomniane nauki. Na takie drobiazgi też trzeba zwracać uwagę w pisaniu. Research jest ważny nawet we wstępie.
  • skandal 21.11.2021
    Gniot
  • Patriota 21.11.2021
    Sam jesteś gniot.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania