Princess of Death | prologue
Pobliską uliczkę w całości opanował gęsty mrok rozświetlany jedynie przez małą, zardzewiałą przygasającą już latarnię o pomarańczowym, prawie niewidocznym świetle. Stare kamienice układały się w równe rzędy, tak że prawie niemożliwe było się ukryć między nimi. Do wszystkich tych domów prowadziła jedna, wąska i ciemna uliczka, z krzywym chodnikiem i stopniałym śniegiem. Wiatr szumiał, rozgarniając zagrabione liście, a mróz szczypał w oczy, zamarzając oddech, tak że zostawała z niego para wodna. Niebo schowane było pod chmurami; tego dnia nawet księżyc nie oświetlał miasta. Nagle czyjś śmiech rozdarł złowrogą ciszę, zagłuszając szum wiatru. Potem z czyjś ust rozległ się westchnięcie i niemal natychmiastowe stłumienie chichotu. Gdyby przyjrzeć się drzewom rosnącym w oddali, na co na szczęście nikt nie miał czasu, dostrzec można było niewyraźnie zarysy dwoje osób. Oboje widocznie skupieni czekający na coś lub na kogoś. Harper Wilson odgarniała właśnie kosmyk swoich czekoladowych włosów niesfornie opadających na twarz, jej brat, Alan, zaś wyciągnął z kieszeni płaszcza mały pistolet i odbezpieczył go upewniając się, że naboje są na miejscu.
— Al... — szepnęła dziewczyna po około dziesięciu minutach. Alan westchnął i przetarł dłonią spocone czoło.
— Harper, prosiłem, żebyś nie mówiła tak do mnie podczas akcji — na jego twarzy wymalowało się zirytowanie. Jego brwi zmarszczyły się, a na znak swojego zdenerwowania chłopak przewrócił oczami. Jego towarzyszka zaś była w świetnym humorze, co widać było wyraźnie, gdy na jej twarzy zagościł krnąbrny uśmieszek, a w jej oczach pojawił się błysk rozbawienia — Przecież...
Niedane mu, jednak było skończyć, gdyż dziewczyna uciszyła go jednym gestem. Oboje zapomnieli o sprzeczce i natychmiast wyciągnęli broń, spodziewając się, kogo zobaczą. Nie mylili się. Było to Thomas Williams, czterdziesto latek, który, zadłużony na około 100 000 dolarów został skazany na śmierć. Harper przyjrzała się mu dokładnie. Jego siwiejące włosy, które jeszcze parę miesięcy temu były kasztanowe, wyglądały jakby od miesięcy nie były porządnie uczesane. Był wychudzony i blady, zapewne wiedział, co wkrótce go czeka.
Nie wiedział jednak, jak szybko to nastąpi. Drżącą lekko dłonią włożył klucz do zamka i przekręcił. Nie miał pojęcia, że jest są to ostatnie chwile jego życia. Usłyszeli chrzęst zamykanego zamka, po czym nastał głośny hałas, jakby wybijanie szyby. Obydwoje zdawali sobie sprawę, co to oznacza. Nie zawracając już sobie głowy zachowaniem pozorów szybkim krokiem podeszli do mieszkania. Alan zapukał, Harper zasłoniła wizjer dwoma palcami. Dziewczyna wyraźnie słyszała rytm, który wybijało bicie jej serca, zdziwiona była, że Alan dotąd nie zwrócił na to uwagi. Wyglądał na skupionego, ale też podekscytowanego. Siostra nie podzielała jego entuzjazmu. Ona traktowała tego typu egzekucje jako przykrą konieczność, a on jako zabawę. O ile w jego umyśle wyraźnie było tylko jedno polecenie, w jej głowie trwała właśnie burza tworzona przez milion myślą atakujących ją w każdej sekundzie.
Czekali.
Kiedy nikt nie odpowiadał, Alan otworzył drzwi i ruszyli do kuchni, nie dbając już zupełnie czy ich kroki będzie słychać.
— Ręce do góry — mężczyzna z towarzyszącym temu głośnym hałasem upuścił torbę, podniósł ręce i powoli się obrócił. Miał przerażenie wypisane na białej twarzy, w jego oczach zaszkliły się łzy.
— Błagam... Ja... Ja nie chcę umierać — Wyjąkał, po czym natychmiast zalał się łzami.
Harper po raz kolejny w tym miesiącu poczuła niczym niewyjaśniony żal. Żal na brata, który ją w to wciągnął, żal na Victora, który tym przewodził, ale przede wszystkim żal na Alexa Wooda. Chłopaka, bez którego to wszystko nie miałoby miejsca. Po chwili wahania odpowiedziała najbardziej obojętnym tonem, na jaki było ją stać:
— Trzeba było spłacić dług w terminie. Już jest za późno — ledwo trzymając emocję na wodzy odbezpieczyła swoją broń. Mężczyzna zaczął szlochać. Wydawał się jeszcze mniejszy i bezbronniejszy.
— Proszę... Ja... Ja mam dzieci! Moja żona jest w ciąży! — krzyczał, jąkając się. Harper bardzo chciałaby w tym momencie poczuć radość z jego przerażenia tak jak jej brat, Madison, Victor czy Alex. Ale nie potrafiła. W czasem nauczyła się blokować wyrzuty sumienia, ale te po kilku dniach one wracały, i to z podwojoną siłą.
— Harper — dziewczyna dopiero teraz zdała sobie sprawę, że drży, niemal tak samo jak Thomas. Spojrzała na niego mimowolnie. Miał żonę, miał dzieci. Przeżył wszystko, co ją ominęło przez tego cholernego Wooda. Miał udane życie. Mężczyzna przestał płakać, widocznie pogodzony ze swym losem, osunął się pod ścianę i osłonił rękoma głowę. Dziewczyna położyła palec na spuście. Chwilę zajęło jej naciśnięcie go, czuła się, jakby jej dłoń przeszedł paraliż. I w tym momencie strzeliła. Mężczyzna drgnął lekko, a z jego ust wydobył się jęk. Potem jego ciało rozluźniło się, a oczy zamknęły już na zawsze. Nie chcą dłużej patrzeć na jego martwe ciało spojrzała na twarz brata. Jego mowa ciała, wyrażała niezdrową, wręcz obsesyjną ekscytację zaistniałą sytuacją. Jak zawsze odczuwał inaczej niż Harper. Ona było obrzydzona i znużona. Zaczęli przeszukiwać mieszkanie, ale bez skutków. Widocznie, czterdziesto latek faktycznie nie miał pieniędzy. To tylko spotęgowało wyrzuty u dziewczyny.
— Gliny jadą — oznajmił półszeptem Alan. Wyjrzała przez okno, ale nie musiała; syreny słychać było z daleka. Wytarli buty upaprane czerwoną cieczą. Schowali broń pod płaszcz i spokojnym krokiem wyszli. Na dworze, w krzakach już czekało na nich duże, czarne auto. Słyszeli syreny, ale niemiało to już znaczenia. Wsiedli do środka, prostując nogi. Kierowca i ochroniarz skinęli im głową, Harper nie odwzajemniła gestu. Nikt nie mógł dowiedzieć się o jej chwilowym wahaniu. Nie mogli dowiedzieć się, że ma jeszcze coś, takiego jak sumienie. W końcu, nie bez powodu nazywali ją księżniczką śmierci.
Komentarze (1)
"zamarzając oddech, tak że zostawała z niego para wodna." - nie ma potrzeby, by być aż tak "precyzyjnym". Przecież każdy wie, jak to wygląda, a opowiadanie to nie wypracowanie w szkole, że trzeba pisać byle co, byle dobić do wymaganej liczby słów.
"Niebo schowane było pod chmurami;" - raczej za chmurami
"Potem z czyjś ust rozległ się westchnięcie i niemal natychmiastowe stłumienie chichotu. " - z czyichś ust rozległo się... (choć nie mam pojęcia jak rozlega się westchnięcie i druga część zdania też jest raczej dziwna)
"Niedane mu, jednak było skończyć" - Nie dane mu jednak było skończyć
"Było to Thomas Williams, czterdziesto latek, który, zadłużony na około 100 000 dolarów został skazany na śmierć." - Był/czterdziestolatek i liczby zapisujemy słownie (w większości przypadków)
"głośny hałas" - masło maślane
"milion myślą" - myśli
"ledwo trzymając emocję na wodzy" - emocje
"Na dworze, w krzakach już czekało na nich duże, czarne auto." - to muszą być duże krzaki
*oczywiście to nie wszystkie błędy. Szwankuje jeszcze chociażby interpunkcja.
No i co mogę o tym napisać? Takie tam standardowe kino akcji, tyle że z błędami i raczej nieporadne. Też mi się przypomniało, że coś od ciebie wcześniej czytałem i... jest jakaś poprawa? Chyba? Tak czy owak, ekhm, czytałem na tej stronie już dużo gorsze rzeczy, a tu są przynajmniej jakieś podstawy, na których można pracować.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania