Problemy wyssane z palca- na motywach piosenki champagne problems Taylor Swift cz. 1
Prolog
Worcester, Worcestershire, grudzień 1913 roku
Lady Elizabeth szła, co sił w nogach do Burgundowej Komnaty na piętrze. Z opuszczoną głową przeszła przez długi korytarz, a potem zamknęła drzwi komnaty na klucz. Musiała przemyśleć swoje dalsze działania. Nie mogła zostać ani chwili dłużej w Snowhill Manor. Do końca swojego pobytu musiałaby się mierzyć z potępiającymi spojrzeniami, pełnymi pogardy rozmowami i upokarzającymi szeptami mieszkańców dworku.
Czym prędzej, ubrała się w swoją satynową koszulę nocną i usiadła na łożu z baldachimem. Niespełna tydzień temu rzeczywistość wokół niej malowała się w jasnych barwach. Ten gobelin
z Cesarstwa Indyjskiego, który wisiał nad łożem, mógł należeć teraz do niej. Tak samo, jak dwadzieścia innych komnat w Snowhill Manor, które wchodziły w posiadanie rodziny Bowery. Chciałaby móc wytłumaczyć sir Williamowi Bowery , co zaszło niespełna parę godzin temu w sali balowej. Na myśl o nim przeszły ją zimne dreszcze po ciele. Musiał pałać do niej teraz nienawiścią.
Może minęła godzina, a może całe wieki nim usiadła przy stoliku. Zapaliła świecie, wzięła pióro i pergamin, żeby napisać mu list. Chciała, by choć przez chwilę spróbował ją zrozumieć. Wzięła oddech, po czym słowa spłynęły z jej serca niczym atrament na kartkę.
Rozdział 1
– Witamy w Worcester, lady Elizabeth. – powiedział sir William Bowery za kierownicą czarnego automobilu Chevrolet. Choć wiejskie drogi bywały kręte i niebezpieczne, Sir William ze spokojem pokonywał każde przeszkody. Ów pojazd został sprowadzony specjalnie dla niego ze Stanów Zjednoczonych, gdzie przebywał w delegacji.
– Nie byłam tutaj od czasów studiów. A co, jeśli lokalne gazety poznają prawdę o mnie? – zapytała Lady Elizabeth. Miała rozmierzwione włosy i zaróżowione policzki od chłodnego, zimowego wiatru.
– Pokryłem koszty wszelkich artykułów i pogłosek na twój temat na tyle, żebyś mogła z czystym sumieniem wieść życie u mego boku. – w głosie sir Williama wybrzmiała irytacja, ale Lady Elizabeth wydawała się niewzruszona. – Nie powinnaś zaprzątać swojej ślicznej główki męskimi interesami. Już dokonałaś wyboru sukni na Bal Bożonarodzeniowy?
– Mam jeszcze trzy dni, żeby się nad tym zastanowić. Poza tym muszę wyglądać wystarczająco elegancko i dystyngowanie, by nie odstawać od reszty twojej rodziny. – rzekła ze smutkiem w głosie.–Williamie, zdejmij ręce z kierownicy. – powiedziała, jakby
z oddali, choć siedziała obok niego
Zdezorientowany Bowery na początku się skrzywił, ale z minuty na minutę grymas zaczął opuszczać jego twarz. Lady Elizabeth odwróciła się na fotelu pasażera i położyła głowę na jego ramieniu.
– Ty i twoje problemy wyssane z palca! Co się tym razem stało? – sir William nie wiedział, jak długo wytrzyma jej humory. W ciągu jazdy z Oxfordu poprosiła go o przytulenie już trzeci raz z rzędu. Snowhill Manor było coraz bliżej, ale mil nie ubywało.
– Przeszedł mnie dreszcz, a dłonie już od dawna mi się trzęsą. – powiedziała, po czym dała dłonie na jego brzuchu. Sir William obdarował je pocałunkami, a potem zaczął je pocierać
o swoje.
– To pewnie przez zimno. Jak będziemy w Snowhill Manor zrobię wszystko, żebyś zapomniała o zimnych temperaturach na dworze. – wyszeptał jej do ucha swoim niskim głosem. Choć pochodził z Worcester, w jego głosie pobrzmiewał dźwięczny akcent z Oxfordu. Na twarzy Lady Elizabeth po raz pierwszy tego dnia zawitał szeroki uśmiech.
– W takim razie chcę już tam dojechać. – powiedziała z rozbawieniem w głosie.
Resztę drogi pokonali w ciszy. Po wielu zakrętach dotarli do posiadłości ziemskiej rodziny Williama. Lady Elizabeth dostrzegła przed dworkiem jej posiadaczy wraz ze służbą.
– Moja droga Lady Elizabeth, jak miło Panienkę widzieć po tak wielu latach. – rzekła hrabina Bowery. Miała na sobie błyszczącą sukienkę w kolorze jaśminu. William był do niej bardzo podobny z wyglądu.
–Nawzajem, hrabino Bowery.
–Znamy się nie od dzisiaj, Elizabeth. Proszę mów mi Violet. Jak minęła wam podróż?
–Obyło się bez niespodzianek, mamo. – zabrał głos William, gdy służba po uciskach z lady Elizabeth zabrała się do wnoszenia bagaży.
–To wspaniale, Williamie. Pani Task pokaże wam waszą komnatę. Za godzinę zapraszamy was na powitalny obiad. – hrabina Bowery bez dwóch zdań była podekscytowana widokiem syna z jego ukochaną. Gdy zniknęła w korytarzu, jej miejsce zajęła Pani Task. Jak powiedziała jej rodzina zajmowała się prowadzeniem Snowhill Manor od wieków.
– Miło mi Panią ponownie widzieć, Lady Elizabeth. Tym razem – mam nadzieję, że proroczo – przydzielono Pani i Sir Williamowi Burgundową Komnatę. Zdaniem hrabiny Bowery to oaza dla bliźniaczych dusz połączonych przez los. Jak wszyscy wiemy, hrabina słynie z romantyzmu – ta cecha po śmierci hrabiego się nasiliła – ale trzeba przyznać jej rację. Ta komnata jest znana ze swojej niezwykłej aury. – Lady Elizabeth rzuciła Pani Task swój uśmiech, specjalnie wyćwiczony na taką sytuację. Wprawdzie nie należała do pruderyjnych kobiet, ale poczuła się odrobinę nieswojo.
–Dziękujemy za wszystko, pani Task. – powiedział William, gdy pani Task zniknęła
w korytarzu.
–Chcę poznać aurę tego pokoju i to, jak najszybciej. – powiedziała Lady Elizabeth, a po chwili William przeniósł ją na łoże z baldachimem. Mężczyzna żarliwie całował ją w usta, szyje i brzuch. Po chwili na podłodze spoczęły suknia i elegancka koszula. Lady Elizabeth usłyszała wtedy w ciemnościach głos Williama.
– Powinniśmy już skończyć. Zaraz będzie uroczysty obiad.
– Masz rację, Williamie. – rzekła, uspakajając oddech. –Nie jesteśmy już tacy młodzi.
– Elizabeth. Chodź, tu. – powiedział, przyciągając ją bliżej do siebie na łóżku. Lady Elizabeth położyła głowę na jego ramieniu.
– Cieszę się, że tu ze mną jesteś. Że w ogóle tutaj jesteś.
– Jestem wniebowzięta, że mnie uratowałeś z tego ponurego życia, jakie prowadziłam. Nie wiem, czy uda mi się kiedykolwiek spłacić ci mój dług wdzięczności.
–Już go spłaciłaś. Dosłownie przed chwilą. – powiedział z uśmiechem na twarzy William.
–Ale ja jestem czymś więcej niż ładną twarzą i młodym ciałem. – Lady Elizabeth zabrzmiała, jakby
z oddali oglądała swoje wspomnienia z dawnej przeszłości.
–Udowodnij mi to. Ja tutaj nie widzę niczego więcej. – rzekł surowo William, zostawiając Lady Elizabeth samą, nagą na łożu. Po jej policzkach popłynęły łzy. –Znowu robisz to samo! Jesteś tak przewrażliwiona na swoim punkcie, że nie można ci nic powiedzieć. Niedługo przestanę w ogóle do ciebie mówić, bo
i tak zrozumiesz wszystko po swojemu.
–To przestań mnie ranić.– krzyknęła w przestrzeń Lady Elizabeth.
–Tylko na to cię stać? A niby jesteś taka mądra, bo jako jedna z niewielu kobiet ukończyłaś studia. – jego krzyk dudnił jej w uszach, jak erupcja wulkanu. – Możesz udawać kobietę
z wyższych sfer, jak to mówiłaś elegancką i dystyngowaną, ale tylko ja wiem, kim jesteś naprawdę.
Płacz Lady Elizabeth zmienił się w agonię, gdy sir William wrócił pamięcią do najbardziej przykrych dla niej wydarzeń. Miał rację. Była ścierwem. Zasługiwała na każdy cios słowny i fizyczny, który zaczął jej zadawać. Gdy po jej twarzy zaczęła spływać krew, skuliła się na łożu.
–Jak przestaniesz beczeć, zejdź na dół na uroczysty obiad. Jeśli nie udowodnisz mi na nim, że jesteś kobietą, następnym razem się nie pozbierasz. – po tych słowach William opuścił komnatę i zostawił ją samą ze swoimi smutkami.
**
Pokojówce Jane udało się przykryć ślady po ciosach tak starannie, że lady Elizabeth prawie zapomniała o ich istnieniu. Dawały one znać o sobie tylko wtedy, gdy wybuchała głośnym śmiechem, dlatego całkiem z niego zrezygnowała. Jane musiała usłyszeć o tym, co się stało, ale ani przez chwilę jej za to nie wzgardziła. Przed wyjściem z sypialni Lady Elizabeth poprosiła ją o dyskrecję, póki nie zrozumie, co jest przyczyną jej wiecznych humorów, które doprowadzają jej ukochanego mężczyznę do białej gorączki.
Lady Elizabeth przyszła do Szkarłatnej Jadalni w momencie, gdy bliscy Williama żywo dyskutowali o sytuacji geopolitycznej na świecie. Miała na sobie długą, fioletową suknię
i złotą spinkę z motylem we włosach. Nie zerknęła nawet na Williama, ale była zmuszona usiąść obok niego przy stole.
– Jest mi niezmiernie przykro z powodu mojego spóźnienia. Długa podróż odbiła się na moim zdrowiu. – rzekła, nakładając sobie potrawkę.
– Nie tylko podróż. – powiedział pod nosem William. Lady Elizabeth zignorowała jego uwagę i zaczęła rozmawiać z pozostałymi członkami jego rodziny.
– Och, moja droga Elizabeth nie mogę się nadziwić, że cię widzę. Opowiedz mi, co się zmieniło, od kiedy się ostatnio widziałyśmy.
– Odnowiłam kontakt z Pani synem, hrabino Bowery. Jego obecność była dla mnie zbawienna, gdy nie miałam grosza przy duszy. – William spojrzał na nią swoimi błękitnymi oczami zza potrawki.
– W rzeczy samej. – odparł dumie. – Spotkałem Lady Elizabeth w Regens Park, gdy oboje jej rodziców zmarło na tyfus. Uczyła wówczas w pierwszej szkole dla dziewcząt w Wielkiej Brytanii.
– Straciłam również narzeczonego, Lorda Hifflingtona, który wyruszył statkiem RMS Titanic do Stanów Zjednoczonych.
– Moje biedne dziecko. – rzekła z troską w głosie hrabina Bowery.
– Nie jest wcale taka biedna, mamo. – powiedział, posępnym tonem William. – Miała tyle szczęścia
w życiu, by poznać mnie.
– Mój brat, jak zawsze nie grzeszy skromnością. – lady Daisy uśmiechnęła się do Lady Elizabeth z drugiej strony stołu. –Już w dzieciństwie przejawiał skłonności do przechwałek.
– Lepsze to od fałszywej skromności. – szedł w zaparte William – Ja przynajmniej nikogo nie udaję. – mruknął bardziej do siebie niż do pozostałych.
– Pamiętam Lorda Hifflingtona, często nas kiedyś odwiedzał. Był naprawdę zabawny. William zawsze się z nim droczył, jak był mały. Mały Will zawsze musiał mieć rację i wygrywać wszystkie zabawy.
– Daisy, daj mi już spokój z tym opowieściami. Zaraz spłonę rumieńcem. Lady Elizabeth na pewno nie chcę tego słuchać.
– Ależ czemu tak sądzisz, mój drogi? Ja z przyjemnością posłucham opowieści z twojej przeszłości.
– Biedny Hifflington. Wszystkie gazety rozpisywały się o tym, jak wyjątkowym statkiem był RMS Titanic. – hrabina Bowery powiedziała między kęsami.
– Niech Bóg chroni jego duszę. – dorzuciła lady Daisy.
Po obiedzie lady Elizabeth wróciła do Burgundowej Komnaty na poobiednią drzemkę.
We śnie jednak powróciła znów do przeszłości, która prześladowała ją za każdym razem, gdy patrzyła na Williama. Zlana potem otworzyła oczy. Na swojej toaletce dostrzegła liścik od Williama.
Najdroższa,
Wyjeżdżam pilnie w interesach do Londynu na jeden dzień.
Pod moją nieobecność nie splam mojego honoru jeszcze bardziej.
Wiem, że masz zszarganą reputację, ale na miłość boską mnie jej nie pozbawiaj.
William
**
Londyn, County of London, wrzesień 1912 roku
Londyn tonął w strugach deszczu. Mimo późnej pory jego mieszkańcy nie chcieli nadal zapaść w sen. Mężczyźni pili piwo w pubach, a kobiety stały na ulicach. Jedną z nich była Rose, w koronkowej sukience z wyeksponowanym biustem i czerwonymi ustami zapraszała panów do Tawerny Muza. Ze szczekającymi zębami w końcu sama weszła do środka.
W Tawernie Muza rozbrzmiewały irlandzkie przyśpiewki wymieszane z dymem
z papierosów. Rose poszła, jak najszybciej do piwnicy gospody, żeby uniknął spotkania
z madame Grizabellą. Tym razem jednak szczęście się do niej nie uśmiechnęło.
– Dziewucho, co ty się tak ociągasz! To dom publiczny nie przedszkole . Płacę ci pensje za liczbę stosunków, nie za twoje zbolałe miny. No, bierz się do roboty! – krzyknęła, po czym wepchnęła Rose do jednego z pokoi.
Tam czekał już na nią mężczyzna. Choć Rose wykonywała tę pracę od wielu miesięcy, każde spotkanie
z mężczyzną przyprawiało ją o szybsze bicie serca. Przez jej ciało przeszły zimne dreszcze, dłonie zaczęły się trząść, a głos ugrzązł jej w gardle. W takich chwilach czuła, jakby emocje oplatały całe jej jestestwo. Zamknęła oczy, po czym spojrzała na nowego klienta. Miał jasne włosy, a w jego oczach błyszczały iskierki. Ten mężczyzna wyglądał zupełnie jak William Bowery. Co niby Will robiły na Camden Town? Na pewno znał więcej bardziej odpowiednich miejsc na spędzanie sobotnich wieczorów niż dom publiczny w Tawernie Muza.
W końcu go pocałowała. Na początku żarliwie, a potem delikatnie. Po chwili jednak mężczyzna odsunął ją od siebie i spojrzał na nią swoimi błękitnymi oczami. Rose ponowiła próbę pocałunków, ale mężczyzna położył ją ze sobą na łóżku, po czym otoczył ją ramieniem.
– Elizabeth… – powiedział niskim głosem z akcentem z Oxfordshire.
– Proszę Pana, zaszła pomyłka. Ja jestem Rose, spełnię wszystkie Pańskie życzenia. – rzekła Rose , po czym odsunęła się i wyszła z łoża. – Z tego, co wiem, Elizabeth już dawno została pogrzebana
w zgliszczach wspomnień.
– Potwierdziła Pani tylko to, że moja ukochana z czasów studiów nadal żyje.
– Niestety nie ma jej dzisiaj w pracy. Co mam jej przekazać?
– Proszę, niech Pani jej przekaże, że William Bowery jej szuka. Dostrzegł już wszystkie swoje błędy
i prosi o jej wybaczenie. – ciepły ton głosu Williama zawisł w powietrzu. Rose czuła się zdezorientowana całym zajściem.
–A jeśli Elizabeth nie przyjmie Pana przeprosin?
–Wrócę do Oxfordu z pogrzebanymi marzeniami i złamanym sercem. Niedługo otrzymam Order Brytyjskiego Imperium za zasługi, więc będę nieudacznikiem z tytułem.
–Niektóre kobiety z wyższych sfer pewnie i tak będą Pana pragnęły. Zresztą nieudacznik z tytułem jest lepszy od nieudacznika bez. – głos Rose nagle stał się miękki. Od tak dawna nie rozmawiała z nikim, kto widziałby w niej coś więcej niż ładną twarz i młode ciało, że nie była w stanie się nadziwić, jak swobodnie może wyglądać przebieg rozmowy.
– Tak zapewne odpowiedziałaby mi Elizabeth, gdyby tu była. Jeśli jednak nie ma jej dzisiaj w pracy, nie będę już zajmować Pani więcej czasu. – rzucił, po czym stanął przy drzwiach. – Zapłacę Pani tyle szylingów, ile będzie Pani chciała. Zupełnie tak jakby, między nami doszło do stosunku. Zasługuję Pani na dogodne życie. – w dalszym ciągu nie odchodził od drzwi. Cierpliwie czekał na reakcję kobiety.
–O, Will. – kobieta rzuciła mu się w ramiona. Po jej policzkach popłynęły łzy.
–Elizabeth. Opowiedz mi, jak to się wszystko stało. Jak tu trafiłaś. – zaczął głaskać ją po włosach.
–Byłam zaręczona z lordem Hifflingtonem, który zginął na statku Titanic. Moi rodzice odeszli razem
z nim do Krainy Umarłych. Zawsze byłam z ubogiej szlachty, więc bez nich zostałam bez posagu, posiadłości i tytułu. Straciłam honor, a teraz jestem niczym. Kobietą do towarzystwa, która swoimi czerwonymi ustami ma cię zachęcić do ściągnięcia ubrań. – Elizabeth mówiła między oddechami – Kobietą, która ma Ci pokazać drogę do świata rozkoszy, choć sama każdego dnia budzi się w piekle.
– Nie powinienem był dać ci odejść. Gdybym mógł cofnąć czas, uczyniłbym cię moją najdroższą żoną
i mieszkalibyśmy razem w Snowhill Manor. Nie musiałabyś mierzyć się z ubóstwem, mężczyznami
z Camden Town. Twoje życie byłoby pozbawione wszelkich trosk.
–Skąd wiedziałeś, że mnie tutaj znajdziesz? – spojrzała na niego z zaciekawieniem.
–Mam licznych szpiegów na Camden Town. – rzekł ze śmiejącymi się oczami.– Jak mniemam dawno już nie byłaś na Bond Street . Może chciałabyś ze mną tam się przejść
i przypomnieć sobie o pięknie drzemiącym w lady Elizabeth?
– Już zapomniałam o jej istnieniu. Jednakże krótki spacer w duchu dawnych czasów mi nie zaszkodzi. – rzekła z ulgą. – Musimy znaleźć sposób, żeby odwrócić uwagę madame Grizabelli.
Komentarze (2)
Przechodząc do samej historii - byłam ciekawa, jak ta historia się potoczy i to już duża zaleta, bo chyba nie ma nic gorszego niż czytelnik umierający z nudów. Niestety technicznie opowiadanie jest w mojej ocenie słabe i nie mam tu na myśli błędów jako takich (chociaż one też są, ale raczej przymykam na nie oko - pomijając te totalnie losowo tworzone akapity), ale samą konstrukcję historii, jej bohaterów. Chyba najwięcej pracy powinnaś włożyć właśnie w budowanie wiarygodnych postaci i powiązanych z nimi wydarzeń. Tutaj myślenie głównej bohaterki jest niesamowicie płytkie, jeśli wziąć pod uwagę skalę problemu, którego się podjęłaś jako autorka - przemoc, stan bezradności, marzenia o lepszym życiu, prostytucja. Stany emocjonalne bohaterów zmieniają się jak w kalejdoskopie i nie widzę w tym naturalności. To chyba najważniejsze i na początek wystarczy.
Pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania