Prócz.
Szelest, który do tej pory był kołysanką,
wręcz onieśmiela.
Zatrzymuje gdzieś między półkami,
więc wpadam za nie i tykam zaledwie.
Ograniczam się do miesięcy,
skoro jesień w grzejnikach i rzygać się chce,
od tego ciepła, które usypia.
Może to i dobre.
Za mną tylko wilgoć, pleśń
i pająki.
Przede mną ty, półleżąc
podsuwasz kolana niemal pod fotel.
Zaczytujesz się w czekaniu,
w moich słuchawkach zaciągniętych na uszy.
Nie działających odkąd przepadałem
gdzieś w okolicach Vonneguta i Herberta,
którzy też przecież - tak samo jak ja, tylko dawniej.
Dogania cię szelest, więc zerkasz w tę stronę,
skąd odchodzą wszystkie głosy.
Nieruchomiejesz, choć przecież zdawało się,
że już jesteś martwa.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania