[Prolog] Butterfly Effect
Wstał z zmrużonymi oczami. Rozejrzał się i spróbował zrozumieć co się przed chwilą wydarzyło. Otóż nie pamiętał dokładnie wszystkiego - skrawki jego pamięci sięgały momentu gdy kładł swoje zmęczone ciało spać. Rossowi śniły się rzeczy, których w swoim życiu nie widział - zresztą był to już jego czwarty przypadek, gdy coś próbowało mu zamęcić w snach. Jednak tym razem było inaczej.
Zauważył, że dookoła niego panowała nicość - odczuwał ją tak wyraźnie, że postanowił się uderzyć lekko po policzku by sprawdzić prawdziwość tego snu. Przeszył go ból gdy ręka ze stłamszoną siłą uderzyła jego twarz. To nie jest sen - zrozumiał.
Ciemność wokół niego paraliżowała mu zmysły i z upływem czasu zaczął się gorączkowo zastanawiać nad tym, co powinien teraz zrobić. Panika powoli przejmowała władzę nad jego ciałem.
Jego starania przerwał nagły błysk światła który ciągnął się od niewyobrażalnie dalekiego punktu za jego plecami. Ciemność znikneła, jej miejsce zajeła wszechobecna jasność. Ross natychmiastowo zamknął oczy. Głowa pulsowała mu niemiłosiernie od nadmiaru światła - spędził zaledwie, w jego odczuciu 15 minut i zdążył się już przyzwyczaić do mroku. Kiedy zaczął powoli otwierać powieki jego oczom ukazały się małe, błękitne, a do tego przezroczyste motyle. Początkowo jeden, słabo zauważalny motyl przemienił się w całą chmarę lecąc pośpiesznie w jednym kierunku zwróconym ku niemu. Przeleciały nad nim, a czerwonowłosy podziwiał ich piękno z lekko zmrużonymi oczyma. Po kilku wolno upływających momentach motyle oddaliły się na tyle daleko, że Ross nie był w stanie ich dostrzec. Wpatrzony w dal próbował zrozumieć, co się właśnie stało, a co najważniejsze - gdzie jest.
Wszystko wokół niego zaczęło wirować, zupełnie jakby wypił całą butelkę mocnego wina - i jasna nicość zaczęła nabierać barw przedstawiający świat w którym się znalazł. Czekaj chwilę.
- Co to do cholery za miejsce? - Warknął i rozejrzał się dookoła.
Stał obok fontanny z wyrzeźbionymi dwoma humanoidalnymi krokodylami skierowanymi ku sobie. Całkowicie czysta woda leciała z nich strumieniami. Usiadł z wrażenia na krawędzi i rozejrzał się dookoła. Słońce było w najwyższym punkcie, więc ciepło szybko ogarnęło całe jego ciało. Fontanna stała otoczona różnymi straganami z towarami, a co gorsza - za nimi nie stali ludzie. Były to różne rasy poczynając od krokodylo-podobnych ludzi, kończąc po przezroczystych duchach z sylwetkami ludzi. Za nimi znajdowały się skromne budynki jedno piętrowe, ale dało się też zauważyć wiele większe budowle. O dziwo stosunki między sprzedawcami i klientami były bardzo dobre, każdy się ze sobą dogadywał. Handlowali towarami jakby znali się od dziecka. Ross spuścił wzrok. "Gdzie jestem? " - Zapytał się w myślach z lekkim zdenerwowaniem. *Wygląda jak świat rodem z gier fantasy.*
- Gier fantasy? - powtórzył.
Zastanawiał się, skąd znał te wyrazy, ale doszedł jedynie do wniosku że nic nie pamięta. Jedyne, co zna, to swoje imię. Nawet jego własny wygląd nie był mu dobrze znany. Czuł się jakby wszczepiono mu do pamięci najważniejsze umiejętności i doświadczenia, a resztę wymazano.
Nagle głos obok niego przemówił chropowatym głosem w którym slyszał nutę syczenia.
- Hej, widać, że nietutejszy! Pewnie jest jeszcze przodkiem Innesa! Wynoś się stąd i nie waż się więcej bezcześcić świetych miejsc! - Ross Energicznie wstał i przebiegł obok kilku stoisk z owocami i zatrzymał się. Podniósł wzrok. Budynek stojący przed nim unosił się w płomieniach tak wielce rozprzestrzeniających się, że zaczął się obawiać o mieszkańców. Poruszony słowami które dopiero co usłyszał, a do tego nie miał pojęcia o co nieznajomemu chodziło, postanowił udowodnić chociaż po części jego przyjacielskie nastawienie. Dom z bliska wyglądał na bardzo wielki - aczkolwiek mało szczegółów zwracało szczególną uwagę. Zwyczajny dom zwyczajnej rodziny - gdyby oczywiście nie płonął. O dziwo przebywał w tym świecie od kilkunastu minut, a poczuł się zoobowiązany pomóc, przede wszystkim dlatego aby zdobyć kilku przyjaciół i poznać ten świat. Stawił kilka kroków i spojrzał przez kilka zgromadzonych stworzeń.
- Co się dzieje? - Krzyknął, a do odpowiedzi zerwał się jeden z żeńskich duchów który niezwykle spokojnym tonem rzucił:
- Ktoś podpalił ten dom, widocznie ta rodzina miała jakichś wrogów. - Patrzyła na Rossa przez chwilę, przyglądając się jego oczom i włosom, po czym dodała:
- Ty nie jesteś stąd, prawda? - Czuł się zobowowiązany odpowiedzieć, ale zanim spostrzegł pobiegł ku płonącemu budynkowi. Ktokolwiek był w środku - nie zamierzał przestać.
Komentarze (8)
- Co to do cholery za miejsce? - Warknął i rozejrzał się dookoła.
- Gier fantasy? - (DUŻE P)owtórzył.\
Treść średniawa. Typowa trója.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania