Przed przeszłością nie uciekniesz

Elżbieta Sowińska-Mackiewicz kończyła 40 lat. Była piękną i niezależną kobietą sukcesu. Była szefową dużej firmy, zarabiała bardzo duże pieniądze. Wcześniej była specjalistką od reklamy i marketingu, pracowała dla firmy konsultingowej. Jej drugi mąż, wiceadmirał Mackiewicz, wylatywał wraz z państwową delegacją na obchody 70.rocznicy zbrodni katyńskiej. Doszło jednak do tragedii...

Rządowy samolot, podchodząc do lądowania, uległ katastrofie. Dowiedziałam się o tym rano, w swoim warszawskim domu. Tego, co robiłam w tamtym momencie nie zapomnę nigdy.

Mogę zapomnieć o tym, kim byłam z zawodu, jakie mam wykształcenie, ba, mogę zapomnieć swojego imienia, ale tego kwietniowego poranka i najgorszego dnia w moim życiu nie zapomnę nigdy.

Całe moje życie dążyłam do sukcesu. Byłam dumna ze swoich dokonań zawodowych. W korporacyjnej sferze, w której spędziłam ponad 20 lat, byłam totalnym samoukiem.

Świat zarządzania i marketingu, w który tak się wkręciłam, on dopiero się rodził. Był to szalony czas, czas, w którym brakowało mnie czasu na wszystko. Z wyjątkiem pracy.

Mojego męża, już wtedy oficera Marynarki Wojennej, poznałam podczas wakacji w Gdyni. Połączyło nas to, że oboje byliśmy ambitni, nasza praca była pasją. Spalaliśmy się w niej, była całym naszym życiem.

Dzieliły nas wprawdzie dziedziny, w których działaliśmy- ja wybrałam biznes, on- wojsko. Ale z drugiej strony- nas dzieliło 12 lat.

Dziwnie się złożyło, że karierę wojskową zaczął robić w okresie stanu wojennego. Ktoś inny wycofałby się z zaplanowanej już wcześniej drogi wojskowej, ale mój mąż był państwowcem. Mawiał: Jakakolwiek jest Polska, jest moją ojczyzną, matczyzną i chcę jej służyć.

Byliśmy ze sobą jako małżeństwo 11 lat. 10 kwietnia wypadała rocznica naszego ślubu. I wciąż mnie się wydawało, że jesteśmy młodym, początkującym małżeństwem.

A dzisiaj jestem wdową. I rozwódką...

Wielokrotnie brałam udział w spotkaniach członków rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Często mnie pytano o ustalenia dotyczące śledztwa w sprawie tragedii smoleńskiej.

Czy chodziło o raport MAK, czy o późniejszy raport komisji Millera, mój smartfon nie milkł w ciągu dnia nawet przez moment. Dziennikarze dorywali mnie, pytając, co czuję.

To było straszne.

Przerażające.

Inni ludzie, nawet celebryci, mogą przeżywać rocznicę śmierci swoich bliskich prywatnie. Tutaj nie. Jest to sprawa publiczna, więc i żałoba też jest publiczna.

Kostnieję, oglądając w telewizjach informacyjnych relacje z właściwych pogrzebów, czytając o kolejnych ekshumacjach. Patrzę na negatywne uczucia wokół katastrofy.

Żadna szminka nie mogła namalować tęczy na niebie, żaden karmin nie barwił czerni moich myśli, a róż nie przywracał koloru twarzy.

A jednak myślałam, że nie będę wieczną wdową. Że ponownie wyjdę za mąż, że znów będę szczęśliwa wraz ze swoim ukochanym i moimi dziećmi.

Owszem, ponownie wyszłam za mąż, trzy lata po tragicznej śmierci męża.

Zakwitła we mnie nadzieja. Przez moment...

Szybko w małżeństwie byłam coraz bardziej samotna, czułam obcość swojego męża. Brakowało mnie czułości, zaangażowania, a drogie perfumy nie zaspokajały mojej potrzeby bycia wysłuchaną.

W końcu, po dwóch latach mojego trzeciego małżeństwa, wystąpiłam o rozwód.

Usilnie szukałam swojej nowej drogi życiowej, nie zamierzałam być wieczną wdową.

Chciałam budować swoje szczęście na swoim nieszczęściu. Nie udało się.

Jestem schowana za ciemnymi okularami wspomnień. Bolesnych wspomnień, od których chciałabym uciec.

Chciałam odłożyć na półkę bolesne wspomnienia o tej brzozie, na której rozbił się rządowy samolot z moim mężem. Wydawało mnie się, że ułożyłam sobie życie. Nie udało się, dołożyłam kolejną traumę. Tym razem piekło rozwodu.

Przeszłość jest tak wielką częścią ciebie, że nie możesz od niej uciec. Nie możesz jej zignorować.

Choćby dlatego, że dni, których nie znamy, jest coraz mniej...

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Enchanteuse 12.04.2017
    Dobrze napisane technicznie, wyczuwa się to w każdym zdaniu. Tematyka dość aktualna, ale napisana z innej perspektywy - bo na co dzień słyszymy tą historię raczej w wersji " radzieckiego zamachu" , a tu mamy do czynienia z prywatną żałobą. Nawet nie będę udawać, że wyobrażam sobie, co taka osoba czuje.
    Zasłużyłaś na 5
  • Okropny 13.04.2017
    A ja po przeczytaniu powiem tak: Powtórzenia, niedociągnięcia stylistyczne, niemalże banalne podejście do tematu, bezsensowne przeskoki między narratorem pierwszo- i trzecioosobowym. Historyjka krótka, zwięzła i trochę jak z "Chwili dla ciebie".
  • KarolaKorman 13.04.2017
    Opowiadanie zaczęłaś w narracji trzecioosobowe, a bez żadnej zapowiedzi przeszłaś do pierwszoosobowej i zastanawiałam się, co się dzieje? Historia jest poruszająca, ale przedstawiona pobieżnie, nie oceniam, pozdrawiam :)
  • Co do tego przeskoku dotyczącego narracji- w opowiadaniach mam tak, że wstępy zawsze piszę w trzeciej osobie. Poza tym całość jest w narracji pierwszoosobowej.
    Kilka zdań jest też zaczerpniętych z bloga Marty Potasińskiej, jednej z takich wdów. A pierwowzorem wiceadmirała Mackiewicza jest Andrzej Karweta.
  • KarolaKorman 14.04.2017
    To nie błąd z tą narracją, w opowiadaniu może być nawet kilku narratorów, ale taki przeskok trzeba w jakiś sposób zaznaczyć (gwiazdką, haszem lub czymś innym) Zdania zaczerpnięte, jeżeli są cytatami powinny być w cudzysłowie, jeżeli tyko się na nich wzorowałaś, nie muszą. Oglądałam wypowiedzi takich kobiet, nie pamiętam nazwisk - przerażające. Reporterzy potrafią zrobić swoje :(
    W opowiadaniach liczby piszemy raczej słownie (raczej, bo jeżeli są wszystkie pisane cyframi jest to dopuszczalne, ale jednak ładnie wygląda słownie)
    ,,Brakowało mnie czułości,'' - Tu wyszukałam taką regułkę, bo nie podobało mi się, kuło w oko słowo mnie, które powtórzyłaś w tekście więcej razy, cytuję: Zaimek ja ma dwie formy celownika: akcentowaną mnie i nie akcentowaną mi. Na początku zdania używa się tylko tej pierwszej, np.: „Mnie to daj” (ale „Daj mi to”). Formy mi można też użyć na początku zdania składowego, po spójniku, jeśli pada na niego akcent: „Robię tak, jak mi się podoba”.
    Poza tym początek zaczynający się od przedstawienia postaci z imienia i nazwiska wygląda trochę dziecinnie. Wiem, że chodzi o konkretną osobę i chcesz by czytelnik znał jej dane personalne, ale ładniej wyglądałoby to w trakcie opowiadania, a nie w pierwszych słowach. Zauważyłam, że piszesz o innych polskich sprawach, czytałam coś u ciebie wcześniej nie zostawiając komentarza - to się chwali. Mało jest osób poruszających takie sprawy, ale szczerze mówiąc nie lubię o nich czytać. Pozdrawiam serdecznie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania