Dom przejściowy.
Przyzwyczajam się.
Stopniowo pochłania mnie mgła, sad,
ocean zieleni, który kwitnie pod paznokciami.
Wydrapałas mi oczy, dotyk, ciekłe współrzędne.
Jestem zgubiony i pod dywanem,
zamieciony z półek, uwieram w stopy
nawet przez podeszwę.
Przyklejam się i przepalam tkaninę do kości.
Przyzwyczaisz się, przyzwyczaimy.
Przyzwiemy wiatr i ptaki, drzewa i cegly
staną się uległe, zamieszkane.
Stopień po stopniu, schody nabiorą piachu,
zeszklą się z domem, w którym ktoś zapala
i scala się ze ścianą, jak cień lub pierwszy promień,
kiedy kawa paruje do środka, zawsze sypana,
skoro ta miałka jest tylko pretekstem.
A za dwie minuty wbije dwunasta.
Komentarze (8)
Heh.
I nawet w tym, myślisz raczej o niej niż o sobie
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania