Przedostatni.

Już niemal nie wiało.

Drogi pokryte pęknięciami,

na których znienacka wyrosła zieleń,

okazały się tylko mirażem, fatamorganą.

Widziane z czwartego piętra,

bolały niemal tak samo jak roztrzęsione dłonie,

stłuczone żebra - i odcisk na prawej stopie,

który również pękł samoistnie,

powodując niemożliwości.

 

Zimno, więc z braku dostępnych zakryć,

ubieram kilka z nich, jak płaszcz. I wychodzę.

Na klatce spotykam dziury w ścianach,

linie papilarne mieszkania, w którym przyszło mi przeżyć.

Wychodzę, a wiatr wzmaga się,

jakby mało mi było piasku pod powiekami,

jakbym już nie musiał walczyć ze sobą,

o każdy najmniejszy krok,

zbliżający mnie do ostatniej, ocalałej ławki w parku.

Doczołgam się do niej jakoś, może.

Otrzepie z kotów, skoro wiatr załatwił resztę za mnie.

 

I już mnie nie będzie.

 

Z cyklu : Detoks

Tydzień trzeci, w nowym roku pańskim.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Dekaos Dondi rok temu
    Szalej.↔"I już mnie nie będzie... ''→męczyć ten niezrozumiały świat. Ta "jedna ławka" ma więcej w sobie, niż wszystko wokół↔Chyba przesadziłem z dziwnością skojarzenia:)↔Pozdrawiam?:)
  • Dekaos Dondi rok temu
    P.S↔"Przedostatni"→ważne też, ilu przed nim. Chyba?:)
  • Szalej. rok temu
    Dekaos Dondi heh. Trochę porównanie z tymi przed nim - jak strzał w potylicę. Ale ok.

    A ta ławka, to wyspa taka. Taki równoleżniki.
    Dzięki za czytanie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania