Proscenium.
Przy stoliku, przy którym zwykliśmy,
obok wazonu wypełnionego suszonymi mandarynkami,
jest jeszcze miejsce, czy dwa.
Nic się nie kończy.
Na ścianie wiszą cienie w liczbie mnogiej,
wydłużają korpusy aż nikną w suficie,
a potem tańczą, powyłamywane.
Przyglądamy się temu, nadal nieruchomi,
bojąc się choćby odkaszlnąć.
Zwrócić na siebie uwagę kogoś spoza,
skoro chowamy dłonie na stoliku
- moje pokryte twoimi, czy na odwrót -
ocieplajac tym samym wnętrze.
Karmiąc te cienie, które już teraz są
niewyobrażalne,
a przecież to zaledwie pierwszy rozdział,
didaskalia dopisane gdzieś na rubieżach.
Zerkam na ciebie, zdając sobie sprawę,
że odwzajemniasz mnie od dłuższego czasu,
odkąd tylko weszliśmy poza próg,
rzucając wspólny cień.
Komentarze (16)
Chyba, że masz do powiedzenia coś na temat tekstu - poza powyższym - to zapraszam serdecznie.
Dobrej nocy.
Dziękuję, przemyślę jeszcze :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania