bez powrotu
dzisiaj znowu padał śnieg, tak intensywnie,
że wyszłam za parapet i zbierałam garściami.
aż do zimna.
nie pozwalałeś mi marznąć, chociaż wziąłeś ze sobą całe ciepło.
od tamtej pory zawsze byłam na granicy przedwiośnia.
jeszcze lekki mróz, a już wracały ptaki.
krzykiem przecinały ciszę. za każdym razem myślałam,
że i ty wrócisz. w czyichś brązowych oczach.
Komentarze (34)
Dziękuję za przeczytanie komentarz
kolejny raz zaufałem
że słońce nie poparzy
teraz spotykam sen
który był życiem
zanim umarł
...
Pozdrawiam serdecznie 5*
Miłego dnia
"teraz spotykam sen
który był życiem
zanim umarł "
To jakiś cudowny sen, bo zazwyczaj to zanim umrą są tylko martwe. Widać tu rąsię pana Jezusa. A to sie porobiło, żywe zaczęło umierać, nic tylko hetakumba😫
Pozdrawiam i również miłego dnia...
"nie pozwalałeś mi marznąć, chociaż wziąłeś ze sobą całe ciepło."
Łepetyny poza parapet podstawówki to babko nie wysunęłaś stad takie bredzenie obok podstaw logiki
babko grafomańska, zacytowany fragment nijak sie ma do metafory. Na upartego, udając ślepego
na belkotliwoś możnaby oceniać go jako hiperbolę. Niestety logiki to w nim nie ma, podobnie jak w twojej ciasnej łepetynie.
Tak, ten wers z ciepłem... można inaczej, ale ja bym chyba tak właśnie chciała.
Raz jeszcze dziękuję za zatrzymanie przy wierszu...
Jesteś mordercą!!!
Bierz to na sumienie...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania