Przejście - część 1

Dzisiaj cały dzień padał deszcz. Rozparta w fotelu obserwowałam jak krople uderzają w okno. Mogłabym tak siedzieć z gorącą herbatą w ręce bez końca. W takie dni przypominały mi się chwile z dzieciństwa. Wtedy tata opowiadał mi i siostrze historię o królu elfów, który wyprawiał bale o jakich mówiło się przez dekady. Marzyłam by odnaleźć tę magiczną krainę i ujrzeć te cuda na własne oczy. Tata opowiadał o ucztach, polowaniach i niezwykłych przyjaźniach w taki sposób, jakby naprawdę doświadczył tego wszystkiego.

Pewnego razu wszystko się skończyło. Dokładnie po śmierci mojej siostry, Uli. Pojechali razem na spływ kajakowy, ale wrócił tylko tata. Powiedział, że zdarzył się jakiś wypadek, podobno przewrócił się kajak Uli. Tata próbował ją uratować, ale nie dał rady. Nigdy sobie tego nie wybaczył. Od tamtego czasu prawie w ogóle się nie uśmiechał i coraz więcej czasu spędzał w pracy. Przestał też interesować się mną i mamą. Dawniej często wyjeżdżaliśmy gdzieś na weekendy a rodzice byli prawie idealnym małżeństwem. Dopiero po czasie zrozumiałam, że miałam życie, jak u Pana Boga za miedzą. Nie było problemu, którego razem nie bylibyśmy w stanie rozwiązać ani przeszkody, której nie moglibyśmy pokonać. Stanowiliśmy zgraną ekipę, a jedno skoczyłoby w ogień za drugim. Miałam wrażenie, jakby to Ula utrzymywała nas wszystkich w kupie. Kiedy jej zabrakło nasz świat legł w gruzach.

Nie sądziłam, że można być takim samotnym i opuszczonym jak ja teraz. Nie chciałam spędzać czasu w domu, bo każda rzecz przypominała mi o tym, co utraciłam. Gdy spotykałam tatę na posiłkach to tylko rozliczał mnie z wyników w szkole, wolnego czasu i miał pretensje, że nie wywiązuję się dosyć dobrze ze swoich obowiązków. W takich chwilach marzyłam tylko o tym, by jak najszybciej wyszedł do pracy. Po tym, jak znikał za drzwiami oddychałam z ulgą. Czasami wydawało mi się, że on też oddycha za progiem z ulgą. Z mamą nie rozmawiał tylko się kłócił. Miał pretensje o kocią sierść na podłodze, nie ugotowany obiad i jej wygląd. Widziałam, jak wszystkie te słowa ją ranią. Im więcej on mówił, tym ona bardziej się kuliła. Wieczorami słyszałam, jak płacze w poduszkę. Wiedziałam, że stara się udawać przede mną, ale strata córki bolała ją nie mniej niż ojca. Przeważnie to on na nią krzyczał, ona milczała i czekała aż mu przejdzie. Wkurzała mnie, miałam ochotę potrząsnąć nią za ramiona i wrzasnąć, by zaczęła o siebie walczyć. Była jak worek treningowy dla ojca. Czasami wyglądała, jakby chciała powiedzieć mu, by dołożył jej jeszcze bardziej.

Do czasu śmierci Uli pilnowała by w domu był porządek i żebyśmy dobrze się odżywiali a teraz to nie miało dla niej żadnego znaczenia.

A ja? O ile ojciec mnie nie rozliczał to byłam pozostawiona sama sobie. Rodziców nie obchodziło, jak się czuję, co myślę. Ważne było bym nie sprawiała kłopotów i dobrze się uczyła. Starałam się robić to najlepiej, jak umiałam, bo bałam się gniewu ojca. Tak naprawdę czułam się martwa. Nic mnie nie cieszyło ani nie smuciło. Nie potrafiłam wysiedzieć w domu. Kiedy wchodziłam do pokoju mojego i Uli czułam w piersi potworny ból. Jej rzeczy nadal stały na pułkach a jej łóżko było zasłane. Wszystko wyglądało tak, jakby zaraz miała wrócić ze szkoły. Nie potrafiłam posprzątać tych rzeczy, bo gdybym je powynosiła byłoby tak jakby znów umarła. Zamiast tego ja wyniosłam się z pokoju. Gdy w nim byłam, czułam się tak jakby ktoś wyciskał mi powietrze z płuc. Przychodziłam tam tylko na noc. Zanim zasnęłam zaciskałam powieki z całej siły i płakałam w poduszkę. Jak tylko się obudziłam uciekałam z pokoju zmęczona, jak po przegranej bitwie. Od roku naszego życia nie było, my po prostu wegetowaliśmy.

Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie nagły przeciąg. Wygramoliłam się spod koca i poszłam do kuchni. Drzwi prowadzące na taras były otwarte na oścież. Zdziwiło mnie to, bo byłam pewna, że pozamykałam wszystkie okna. Wracając prawie potknęłam się o Miaułka, naszego kotka.

- Jesteś głodny? – pogłaskałam kotka po brodzie.

Zwierzę prychnęło i dało nura pod stół. Chciałam wrócić na fotel, kiedy ktoś objął mnie od tyłu. Przerażona wrzasnęłam i próbowałam się wyrwać. Mój wzrok padł na nóż leżący na desce do krojenia. Udało mi się wyswobodzić z uścisku napastnika i rzuciłam się w tamtą stronę. Byłam już tuż – tuż, gdy nieznajomy podciął mi nogi, a ja jak długa upadłam na podłogę.

- Taka z ciebie waleczna sztuka? – parsknął mi do ucha. – Ciekawe, jak długo wytrzymasz.

Szarpnięciem postawił mnie na nogi. Do kuchni wszedł drugi mężczyzna. Wyglądał, jak typowy bandyta. Był wysoki i całkiem nieźle zbudowany. Na głowie miał czarną czapkę, spod której wystawały rude włosy. Jasne oczy były głęboko osadzone a nos wyglądał na kilkukrotnie złamany. W wąskich wargach obracał wykałaczkę. Podszedł do mnie i chwycił za twarz.

- No, no – cmoknął z aprobatą. – Janusz ma całkiem ładne córki – przyjrzał mi się uważnie. – Nie jesteś taka ładna, jak tamta poprzednia, ale niczego ci nie brakuje.

Czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Bardzo się bałam. Zaskoczenie i lęk mieszało się u mnie z gniewem. Na ojca, na tych ludzi, na cały świat.

- Skąd znasz moją siostrę? – wyrwałam twarz z jego uścisku.

- Znaliśmy się ledwie kilka chwil – wyszczerzył zęby w groźnym uśmiechu. – Szkoda, że musiałem ją zabić.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch.

- Co powiedziałeś?- zapytałam.

- Nie wiedziałaś, że to myśmy ją zabili? – jego uśmiech się poszerzył. – Tatuś ci nie powiedział?

Ten, który mnie trzymał zarechotał głośno. Czułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Miałam ochotę wrzeszczeć w niebogłosy a jednocześnie wiedziałam, że to bezsensu. I tak nikt by mnie nie usłyszał.

- Moja siostra utonęła podczas spływu kajakowego – głos zadrżał mi lekko.

- No… zgadza się… utonęła… - obrócił wykałaczkę w ustach – ale nie sama z siebie, troszku jej pomogliśmy.

Znów szarpnęłam się w uścisku napastnika. Czułam jak narasta we mnie gniew, nienawiść oraz żal. Żal do ojca, który dawno powinien wrócić z pracy. Jeszcze rano odgrażał się, że będzie wcześniej i lepiej żeby zastał mnie nad książkami. Przy okazji zrobił mi awanturę, że dostałam jedynkę z matematyki.

- Kim jesteście? – zapytałam. – I czego ode mnie chcecie?

- Od ciebie? – prychnął. – Niczego. Chcemy żeby twój tata zaczął współpracować. A ty pomożesz go do tego przekonać.

Z trudem dochodziły do mnie słowa, jakie wypowiada nieznajomy.

- Czego od niego chcecie?! – wycedziłam przez zaciśnięte usta.

- Zdenerwowałaś się? - udał zdziwienie. – Spokojnie, zaraz ci wyjaśnimy. Siadaj – wskazał na miejsce obok siebie.

Ten drugi posadził mnie siłą i stanął obok rudego. Był znacznie grubszy i niższy od wspólnika.

- Jak pewnie wiesz, twój kochany tatuś jest Opiekunem – wyjaśnił rudy bawiąc się nożem. – Nie opowiedział ci o swoim zawodzie? – roześmiał się widząc moją zdziwioną minę. – Biedactwo. Tamtej drugiej jednak chyba coś opowiedział .

Poczułam jak krew napływa mi do twarzy. Gdybym mogła to bym zabiła tych mężczyzn. Nie wierzyłam w ich ani jedno słowo. Sądziłam, że są wariatami, z którymi zadarł mój ojciec. Wariatami i bandziorami.

- Mój ojciec jest archeologiem! – wykrzyknęłam. – To co mówisz to jakiś stek bzdur!

- Oj, spokojnie – pogroził mi nożem. – Odkrywa to on może nowe groby, ale w swojej krainie. Och, szkoda, że nigdy nie powiedział ci na czym polega jego praca – westchnął teatralnie. – Z grubsza powiem ci, że powinien chronić swój dom przed takimi potworami, jak my, którzy dla pieniędzy oddadzą go jeszcze gorszemu od siebie – pochylił się w moją stronę. – Wiesz, nasz klient za serce Kasji zapłaci nam miliony.

Czułam jak od tych rewelacji boli mnie głowa. Nabierałam coraz większe przekonania, że padłam ofiarom chorych psychicznie przestępców. W duchu modliłam się, by ojciec zaraz wrócił. Może byłam egoistyczna, ale jeżeli miał coś wspólnego z tymi ludźmi to powinien mnie przed nimi bronić.

- Serce Kasji? – wydukałam.

Nie wierzyłam w tę historykę, ale chciałam grać na zwłokę. Nie miałam pojęcia do czego zdolna jest ta dwójka, jednak nie uważałam uświadamiania im szaleństwa za właściwe posunięcie.

Mężczyzna popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

- Każda kraina ma swoje serce, które jest pilnie strzeżone przez jej Opiekuna – rozparł się wygodniej na krześle. – W przypadku Kasji jest to twój ojciec. Wytrzymał, gdy mordowaliśmy jego jedną córeczkę – pogłaskał mnie po policzku. – Ciekawe, czy wytrzyma jak będziemy zabijać drugą.

Serce podeszło mi do gardła. Od odejścia Uli często myślałam o śmierci, ale nie sądziłam, że moja nadejdzie tak szybko.

- Zabiliście moją siostrę tylko dlatego, że chcieliście czegoś od ojca? – spytałam z niedowierzaniem.

Mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Nie pojmujesz tego prawda? – uśmiechnął się rudy. – Zaraz przekonasz się o czym mówimy. Starczy tego gadania.

Skinął na grubego, a ten postawił mnie na nogi. Wrzasnęłam dziko i próbowałam się wyrwać, ale uścisk mężczyzny był, jak imadło. Zaciągnęli mnie po starych schodach na strych. Oprócz sterty kartonów nie było tutaj niczego godnego uwagi. Kiedy szłam po deskach, skarpetami haczyłam o wystające z podłogi gwoździe. Mężczyźni poprowadzili mnie do jedynego okna. Było niewielkie, półokrągłe i otwierało się na zewnątrz. Ten, który ze mną rozmawiał, otworzył je i zwinnie wyskoczył na zewnątrz. Na nic zdały się moje próby stawienia oporu. Znów wrzeszczałam, kopałam i wierzgałam. Próbowałam się zapierać o ścianę, ale trzymający mnie oprych z łatwością wypchnął mnie na zewnątrz. Spadłabym, gdyby rudy w porę nie chwycił mnie za rękę. Złapałam go za dłoń tak mocno aż syknął.

- Nie bój się – przyciągnął mnie do siebie. – Jeszcze trochę pożyjesz.

Po plecach przebiegły mnie ciarki. Nie tylko z powodu wizji śmierci, ale wysokości na jakiej się znajdowaliśmy. Odkąd tylko pamiętam miałam straszny lęk wysokości. Nie byłam wstanie wejść nawet na drabinę, bo od razu dostawałam ataku paniki. W przeciągu sekundy zlał mnie pot a jedna katastroficzna myśl goniła drugą. Serce biło mi tak szybko, że wiedziałam, że zaraz stanie. Nikt nie musiał mnie zabijać, sama załatwię sprawę.

- Idziemy – mężczyzna pociągnął mnie do krawędzi dachu.

- Nie… – z moich ust dobył się jęk.

Czułam, jak spadamy. Zimne powietrze targało moje włosy i nieprzyjemnie kuło w policzki. Krzyczałam tak głośno, że zdarłam sobie gardło do krwi. Zacisnęłam powieki w oczekiwaniu na uderzenie. Nie chciałam umierać, to była jedyna myśl, jaka mi towarzyszyła.

 

Hejka, wracam do Was z kolejnym opowiadaniem. Mam nadzieję, że Was zainteresuje:)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MKP 2 miesiące temu
    Z tym sercem, to mi przypomina bajkę Witch
    Ogólnie fajnie napisane - tak zajrzałem i zostałem😉
  • Rut Krzeminkowa 2 miesiące temu
    Bajki nie kojarzę, ale nieświadomie mogłam coś komuś podkraść. Dziękuję:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania