Poprzednie częściPrzeklęta - 00 | Ktoś, kto rozumie

Przeklęta - 03 | Choroba

Chciałam krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle. Na szczęście nagle poczułam, że znów mogę władać nogami, dlatego czym prędzej odwróciłam się i wpadłam do domu, ciężko dysząc, tak jakbym właśnie przebiegła kilometr. Chryste! Co to było? Kusiło mnie, żeby podejść do okna i popatrzeć na świat za szybą z bezpiecznej odległości, ale moje serce wciąż galopowało jak szalone i czułam, że nie starczy mi na to odwagi. Zsunęłam się po drzwiach w dół i usiadłam na zimnej podłodze, drżąc. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i mocno objęłam je ramionami. Usiłowałam się uspokoić. Co to było? Czy to stało się naprawdę, czy to była jedynie moja wyobraźnia? Nie, na pewno nie. Wyraźnie słyszałam ten mrożący krew w uszach śmiech. Można się przesłyszeć raz, ale nie trzy. I ten biały podmuch, który przemknął między drzewami. Kolejny duch? Nie, co ja w ogóle plotłam! Duchy przecież nie istniały! Powtarzałam sobie to zdanie w myślach, ale drżenie mięśni nie chciało ustąpić. Czułam się prawie tak przerażona jak na cmentarzu, gdy przeczytałam napisy na nagrobku Adama, a potem usłyszałam jego głos za moimi plecami. Czy to było możliwe, by mówił prawdę? Jeśli duchy faktycznie istniały? Zaraz, co on wtedy powiedział? „To nie ja jestem twoim wrogiem”… „Ktoś chce cię skrzywdzić. Musisz się wszystkiego dowiedzieć, zanim będzie za późno”. Cholera. Czyżby to wszystko miało większe znaczenie niż przypuszczałam? Ktoś chciał mnie skrzywdzić? Ale kto? I dlaczego? Gwałtownie wstałam i aż zakręciło mi się w głowie. Nagle mój niepokój jeszcze bardziej się wzmógł. Jason! Czy on też widział i słyszał to, co ja? A może stała mu się krzywda? Szybko wyjęłam telefon i wybrałam jego numer. Przygryzłam wargę do krwi, czekając na połączenie. Dwa sygnały… trzy… cztery…

- Odbierz! – szepnęłam w nicość.

- Halo? – usłyszałam i natychmiast zalała mnie fala ulgi.

- Och, nic ci nie jest – szepnęłam. – Dlaczego nie odbierałeś tak długo?

- Jasne, że nic. Przepraszam, nie czułem, że telefon dzwonił. Co się stało?

- Nic – odparłam, już spokojniej. – Przepraszam, martwiłam się. Jest już tak ciemno, a ty nie wziąłeś żadnej latarki.

- Właśnie wszedłem do domu. Nie martw się o mnie.

Mój strach na chwilę opadł, ale po chwili znów poczułam skurcz w brzuchu. Byłam głodna, ale wiedziałam, że nic nie przełknę. Powoli weszłam na górę po schodach. Drgnęłam gwałtownie, gdy jeden stopień zaskrzypiał przeraźliwie. Mama chyba już spała, bo nigdzie jej nie widziałam. Zamknęłam drzwi od mojego pokoju i natychmiast pozapalałam w nim wszystkie światła, by poczuć się nieco bezpieczniej. Otarłam krew, która wypłynęła z przygryzionej wargi i przysiadłam na łóżku. Co tu się działo? Czy ja już wariowałam? Może to był zespół objawów występujących po śmierci kogoś bliskiego? Na tym świecie było mnóstwo chorób, zarówno fizycznych, jak i psychicznych, połowa pewnie była jeszcze niezidentyfikowana. Może szok związany z wypadkiem wpłynął na mnie na tyle mocno, że zaczęłam widzieć i słyszeć różne rzeczy? Może to była jakaś odmiana schizofrenii? Tak, to było możliwe. Momentalnie wyobraziłam sobie, co mógłby pomyśleć ktoś, kto widział mnie poprzedniego dnia na cmentarzu. Pewnie Adam istniał tylko w mojej głowie, a w rzeczywistości nikogo tam nie było. Pewnie tam stałam i gadałam do siebie. Choć nie powinno, nagle ogromnie mi ulżyło, że nie zwariowałam. Najwidoczniej po prostu byłam chora. Choroba potrafiła opanować całe ludzkie ciało, zniszczyć żyjące w nas komórki, doprowadzić młodego człowieka do śmierci. Pewnie równie łatwo wytworzyła w mojej podświadomości kogoś, kto nie żył, ale jednak żył. Może to dlatego, że tak bardzo chciałam, by mój tata nie umarł. Tak, to miało sens. Byłam zwyczajnie chora. W obecnej sytuacji to słowo wydało mi się błogosławieństwem.

***

Przetrwałam następny dzień i jeszcze następny, aż przyszła sobota. Dzień, który powinien być radosny dla uczniów, bo oznaczał choć trochę wolnego od szkoły. Dla mnie był jednak zmorą od przeszło miesiąca, ponieważ to oznaczało, że nie miałam co z sobą zrobić. Jasne, czasem spotykałam się z Jasonem, uczyłam się czegoś, słuchałam muzyki, ale to wszystko robiłam od niechcenia. Ponieważ robiło się coraz zimniej, więcej przebywałam w domu, co też nie ułatwiało sprawy. Starałam się jakoś żyć – wiedziałam, że tata na pewno by nie chciał, bym całymi dniami siedziała i tępo patrzyła w ścianę albo non stop wypłakiwała sobie oczy – ale nic nie mogłam na to poradzić, że cokolwiek robiłam, wciąż czułam ten promieniujący ze środka mnie ból. Naprawdę chciałam być bez serca. Chciałam być pustą panienką niezdolną do okazywania i odczuwania uczuć. Często widywałam takich ludzi – wyniosłych, pewnych siebie, zmieniających obiekty zainteresowań jak codzienną bieliznę. Zachowywali się tak, jakby nie szli za rękę z człowiekiem, ale z kukłą, którą następnego dnia bez zastanowienia wymieniali na nową. Robili, co chcieli, nie przejmowali się cudzymi uczuciami ani swoimi – bo albo ich nie mieli albo nauczyli się je tak kontrolować, by ich nie odczuwać. Chciałam być teraz takim człowiekiem. Chciałabym machnąć ręką na śmierć taty i rzucić się w wir zabawy. Chciałabym być smutna jeden dzień, a potem wyjść ze znajomymi na miasto i nie pamiętać, że ilekroć wrócę do domu, na każdym kroku będę odczuwała nieobecność jednego rodzica. Czy tak się w ogóle dało? Na samą myśl, że tata już nigdy się do mnie nie uśmiechnie, nie przytuli, nie zapuka do moich drzwi, była tak bolesna, że natychmiast w oczach stawały mi łzy. Wyobrażałam sobie, że tata patrzy na mnie z góry i próbuje mi wysyłać znaki, że wciąż tu jest, że jest ze mną i wcale mnie nie opuścił. Wyobrażałam sobie, że choć nie mogę go zobaczyć, on nade mną czuwa. Gdybym tylko mogła mieć taką pewność, a nie tylko wyobrażenie, pewnie żyłoby mi się choć trochę łatwiej.

Jak zwykle w sobotę już od rana byłam na nogach. Wolałam nie przesadzać z ilością tabletek nasennych, więc w sumie przespałam może dwie godziny. Przestałam myśleć o tych dziwnych zdarzeniach, które ostatnio miały miejsce. Odkąd uświadomiłam sobie, że być może to tylko choroba, a nie rzeczywistość, poczułam ulgę. Postanowiłam nawet, że zapiszę się do lekarza, który ostatecznie potwierdzi moje przypuszczenia, ale wciąż to odkładałam. Przez te dwa dni zupełnie nic się nie działo – nikt nie pojawiał się znienacka za moimi plecami, nie śmiał się śmiechem jak z horroru ani nic w podejrzanym kolorze nie przemykało w oddali. Może kluczem do sukcesu było uświadomienie sobie tego, że to fikcja, wytwór mojego umysłu. Zamierzałam utrzymać ten stan, bo nie uśmiechało mi się znów umierać ze strachu. Nawiasem mówiąc, nieco irracjonalnego.

Zaparzyłam sobie kawę, nasypałam do miski trochę płatków, które od jakiegoś czasu jadłam wyłącznie na sucho i poszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi, usiadłam przy biurku i przyciągnęłam do siebie stos książek. Niemalże cieszyłam się na myśl o długiej, niekończącej się liście zadań do zrobienia – napisać notatkę o lekturze, przeczytać ostatni temat z historii, nauczyć się słówek na kartkówkę, rozwiązać zadanie z matematyki… Szkoła całkiem nieźle radziła sobie z odwracaniem uwagi od bolesnych rzeczy i wspomnień. Zanim się zorientowałam, było już południe. Przeciągnęłam się na krześle, pomasowałam zesztywniały od garbienia się kark i postanowiłam zrobić sobie przerwę. Odsunęłam na bok zeszyty i książki i przyciągnęłam do siebie laptopa. Otworzyłam go i poczekałam, aż się włączy. Upiłam łyk zimnej kawy i zalogowałam się na Facebooka. Rzadko tu ostatnio wchodziłam – wszelakie rozrywki na takowych portalach przestały mnie bawić – ale przynajmniej miałam możliwość porozmawiania z Jasonem. Choć dla wszystkich znajomych byłam w trybie offline, Jason był wykluczony z tej listy. Od razu do mnie napisał:

JASON: Cześć.

LESLIE: Hej.

JASON: Jak się czujesz?

LESLIE: Dobrze, a ty?

JASON: Niezbyt. Tata wylał dziś na mnie wodę, żebym się obudził.

Parsknęłam cicho pod nosem.

LESLIE: Możliwe, że to ja podsunęłam mu ten pomysł.

JASON: No, wielkie dzięki. Cała moja pościel jest teraz mokra, a ponieważ jest cholernie zimno, nie wiem, czy w ogóle się wysuszy.

LESLIE: Zawsze możesz przenocować u mnie.

JASON: Tak? Świetnie. Będę za dwadzieścia minut.

Znowu parsknęłam. To było naprawdę niesamowite, że choć odrobinę potrafił mnie rozśmieszyć nawet przez komunikator.

LESLIE: Zamierzasz od razu iść spać?

JASON: A czy istnieje jakaś zasada, że śpi się tylko w nocy?

Przekomarzaliśmy się jeszcze parę minut. Miałam właśnie pisać Jasonowi, że wracam do lekcji, gdy napisał:

JASON: Sam nie wiem, czy o to pytać, ale chciałabyś pójść na tą szkolną potańcówkę?

LESLIE: Jaką?

JASON: Słyszałem, że organizują jakąś imprezę na dużej hali. Wiesz, powitanie nowych uczniów i takie tam. Wiem, że to średni pomysł, ale pomyślałem, że zapytam. Jeśli nie masz ochoty iść, powiedz natychmiast, zrozumiem.

Zabębniłam palcami o blat biurka. Wpatrywałam się w jego wiadomość i nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Czy chciałam iść na szkolną potańcówkę? Pierwsza odpowiedź – absolutnie nie. Było grubo za wcześnie na to, bym miała ochotę chodzić gdziekolwiek. Przecież wciąż pamiętałam wszystkie okropne szczegóły z tamtego dnia. Moje złamane podczas wypadku żebro wciąż dawało o sobie znać. Nie byłam teraz najlepszym kompanem do spotkań towarzyskich ani do imprez. Poza tym czułabym się okropnie będąc na jakiejś dyskotece, gdy zaledwie miesiąc temu straciłam tatę. Z drugiej strony… mogłam tam iść choćby tylko po to, by zrobić coś ze sobą. By nie siedzieć wciąż w domu i co chwilę natykać się na wspomnienia po tacie. Były wszędzie. Mama zamknęła ich wspólną sypialnię i od czasu wypadku spała w salonie na kanapie. Ulubiony kubek taty wciąż stał na szafce z przeszkloną szybą, więc codziennie widywałam jego zarys. Ostatnio natknęłam się na opakowanie po płynie do golenia. Wszystkie małe szczegóły, rzeczy, które były taty, których kiedykolwiek dotknął, bolały jak kawałeczki rozżarzonego węgla, którymi atakowano moje ciało. Naprawdę nie chciałam siedzieć w domu. Moich uczuć ani żałoby i tak nie zmieni żadne wyjście, więc… czemu nie?

LESLIE: Możemy pójść. Nie mam nic przeciwko temu.

Jason przesłał mi zasłyszane informacje o imprezie, a ja wróciłam do robienia zadań. W końcu zgłodniałam i zeszłam na dół wziąć sobie coś do jedzenia. W kuchni natknęłam się na mamę. Wyglądała okropnie – blada, z podkrążonymi oczami, w starym szlafroku. Spojrzała na mnie tak, jakby ledwo mnie poznała.

- Cześć – powiedziałam automatycznie.

- Cześć, Leslie – odpowiedziała mama, drżącą ręką sięgając po dzbanek z kawą. – Jak spałaś?

- Dobrze. – Kłamstwa wychodziły mi coraz lepiej. – Jest coś do jedzenia?

- Nie wiem. – Mama machnęła ręką. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz robiłam zakupy.

Z kubkiem kawy w ręce podreptała do salonu, a ja otworzyłam lodówkę i zlustrowałam jej żałosną zawartość. Tym nawet krasnoludek by się nie najadł. Z westchnieniem zgarnęłam spod wazy nieco banknotów i postanowiłam pójść do sklepu. Ubrałam się i wyszłam. Zaczynało się już ściemniać, więc przyspieszyłam kroku, by nie chodzić po nocy. Sklep był jeszcze otwarty. Zaczęłam przechadzać się wzdłuż półek, zastanawiając się, co najlepiej kupić i na co właściwie mam ochotę. Ale czy istniało coś takiego? W końcu zgarnęłam do koszyka pierwsze lepsze produkty. Ani ja, ani mama nie paliłyśmy się teraz do gotowania, więc nabrałam dużo gotowych rzeczy – zamrożoną pizzę, pierogi w pojemniku, karton z sokiem i parę innych rzeczy. Szybko zapłaciłam i wyszłam ze sklepu, uginając się pod ciężarem zakupów. Znowu szłam szybko, bo było mi zimno. Wiał ostry wiatr, a ja nie zabrałam szalika. Niemalże czułam zbliżające się przeziębienie. Pchnęłam drzwi wejściowe i otrząsnęłam się, czując zachęcające ciepłe powietrze z wnętrza domu. Rozpakowałam zakupy, większość schowałam do lodówki; jedynie pierogi zostawiłam na wierzchu. Nie chciało mi się ich podsmażać, dlatego zjadłam parę zimnych i popiłam wodą. Od razu umyłam naczynia i wróciłam do siebie. Stanęłam w progu i nagle wpatrzyłam się w ciężkie zasłony, zakrywające okna. Nie pamiętałam już nawet widoku z mojego pokoju. Czy tata chciałby, żebym aż tak zamykała się w sobie? Westchnęłam i podeszłam do zasłon, odciągając je na bok. Chwilę później odskoczyłam do tyłu z wrzaskiem. Potknęłam się o coś i wylądowałam na podłodze, ale wzrok miałam cały czas utkwiony w wykrzywionej przerażającym uśmiechem twarzy, która patrzyła na mnie zza okna.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 13

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (39)

  • candy 22.09.2016
    Dziękuję za piątki, ale nie obraziłabym się za komentarze :D
  • Freya 23.09.2016
    No dobra, wreszcie napisałaś ze trzy zdania o mamie Leslie, bo już można było odnieść wrażenie, że "przeklęta" mieszka samotnie. Ten mroczny świat który puka do drzwi dziewczyny, najwyraźniej nie jest monotematyczny. Ścierają się w nim wartości dobra z tymi przeciwnym, skąd my to znamy. Wychodzi, że wszędzie jest tak samo, kurde, albo gorzej. Leslie będzie musiała się spotkać z tym cmentarnym typkiem, skoro zaczynają ją napastować ci gorsi już w chałupie. Od niego dowie się, o co kaman. Może niech zaprosi go na tę potańcówkkę (pozna przy okazji Jasona i się zakumplują), niech się chłopak trochę zabawi i rozgrzeje, bo z niego taki jakiś "sztywniaczek". Przecież wcale nie musi być tak, że po tamtej cmentarnej stronce jest tylko jakiś horror. Jeśli zaczyna się robić taki ruch w interesie, to czemu duch jej taty jeszcze nie przyfrunął, czy jak mu tam.;-)
  • candy 23.09.2016
    E tam, już wcześniej trochę napisałam o jej mamie i o ich obecnych relacjach ;) heh, na potańcówkę go nie zaprosi, ale co do jej taty, to wszystko się okaże :)
  • Freya 23.09.2016
    Kwestia postrzegania obecności rodziców w życiu dzieci, staje się szczególną po utracie jednego z nich. W twoim opku ojciec Leslie jest wyidealizowany aż do przesady, natomiast jej mama prawie niezauważalna. Tak naprawdę, to pewnie było odwrotnie (mam na myśli relacje przed tragedią), tyle, że mama była szarą codziennością, a ojciec im bardziej niedostępny, tym więcej uwielbiany. Do tego jeszcze córki potrafią widzieć w ojcach, wyobrażenie przyszłych partnerów życiowych i teges ;-)
  • candy 23.09.2016
    Czemu uważasz, że jest wyidealizowany aż do przesady? Wiadomo, że po jego utracie bohaterka na pewno nie myśli o wszystkich złych rzeczach, które się zdarzyły czy kłótniach z nim, a wspomina te dobre chwile i tęskni za tym, jaki tata był dla niej.
  • Freya 23.09.2016
    Staram się tylko zrównoważyć wartość obojga rodziców. Mogę tak próbować poprzez obiektywizm, który jest ponoć wyłącznie wybujałym chciejstwem i go nie ma. Idealizowanie bliskich zmarłych, to naturalny proces "przeżywania żałoby" (taka pozytywną retrospekcja), ułatwiający akceptację zdarzenia i wjście z traumy.
  • nagisa-chan 23.09.2016
    Ja kocham mojego tate i jest on naprawde super mimo ze nie raz mam na niego wkurwa ale no ja bym raczej po jego stracie nie pomyslala sobie np. no i teraz sie doigral za to ze nie puscil mnie na ta impreze xd
  • nagisa-chan 23.09.2016
    * te
  • Ginny 23.09.2016
    Jejku! Aż ja się wystraszyłam XD Czytając te wszystkie rozdziały, chyba przy dwóch się wzruszyłam, co u mnie dziwne... :v Czekam na kolejną część ^^
  • candy 23.09.2016
    Haha :D cieszy mnie to :D
  • Julsia 23.09.2016
    Super :) czekam na dalsze części :)
  • candy 23.09.2016
    Dziękuję :)
  • nagisa-chan 23.09.2016
    Takze sie wystraszylam xd
  • candy 23.09.2016
    Tak miało być :D
  • dainty 23.09.2016
    Zastanawiam sie czemu tak duża role w opowiadaniu odgrywa ojciec bohaterki?
  • candy 23.09.2016
    Wyjaśni się ;)
  • dainty 23.09.2016
    W sensie denerwuje mnie fakt (podobnie jak u Frei), ze matka odgrywa role takiej typowej matki Polki w żałobie, ojciec natomiast to wielki autorytet zarówno przed śmiercią, jak po. Czemu zdecydowałaś sie na tatę, a nie na mamę? Co toba kierowało?
  • candy 23.09.2016
    Nie chodzi o autorytet, tu jest po prostu dogłębna tęsknota. Owszem, mama odgrywa tu mniejszą rolę, ale czy to coś złego? Ten pomysł pojawił się u mnie już od pierwszego rozdziału; może dlatego, że nawet ja w swoim życiu mam lepszy kontakt z tatą. Moja mama jest dość specyficzną osobą i częściej jest tak, że w ostatecznym rozrachunku to z tatą potrafię się dogadać, a nie z nią. Tata Leslie był w jej życiu ostoją, człowiekiem, na którego zawsze mogła liczyć. Chyba nic dziwnego, że jest często wspominany przez bohaterkę.
  • dainty 23.09.2016
    candy czyli tak jak sądziłam - wzorowałaś się na realiach :)
  • candy 23.09.2016
    dainty powiedzmy
  • Kociara 24.09.2016
    Już nigdy nie czytam tego o tak późnej porze!! Przestraszyłaś mnie! Chociaż czułam że coś będzie za tymi zasłonami to i tak przestraszyłaś jeszcze że północ już jest.. Brrr.. Za to przy rozmowie na czacie śmiałam się xD piąteczka ❤️ (jak mi się przez ciebie koszmar przyśni to się fochne)
  • candy 24.09.2016
    Hah... mi się przyśnił... :D ale dziękuję! <3
  • Kociara 24.09.2016
    candy masz szczęście, nie przyśnił mi się, ale nowy rozdział przeczytam jutro w dzień xD
  • candy 24.09.2016
    Kociara no wiesz co xdd
  • KarolWes 24.09.2016
    Jest po prostu wybornie. 5
  • candy 24.09.2016
    Jej, dziękuję :)
  • DarthNatala 24.09.2016
    Nie no, jak czytam takie przeżycia dziewczyny po stracie jej ojca które trwają tak długo. Czuje się taka wyprana z uczuć, jak to widzę. No i ciekawa końcówka :D
  • candy 24.09.2016
    Haha XD czasem to nawet lepiej :D dziękuję :D
  • DarthNatala 24.09.2016
    candy Wiesz ja myśl, że nie byłabym w stanie tak przeżywać śmierci nikogo. Fajnie było jak żył ale jak by mi umarł ktoś bliski to przecież nic nie jest wieczne. Życie trwa dalej. Takie moje smętne podejście. xD
  • candy 24.09.2016
    DarthNatala a no wiesz, podejścia są różne, ja często zbyt wiele rzeczy przeżywam za bardzo. Jak ostatnio nie zdałam prawka za pierwszym podejściem to ryczałam cały dzień, a teraz się z tego śmieję xD
  • DarthNatala 24.09.2016
    candy Hah no ja właśnie przeżywam drobne rzeczy o wiele bardziej. A jeśli chodzi o śmierć to jakoś tak już jest i to akceptuje. Czasem brakuje mi czegoś co było związane z moją babcią, ale nie rozmyślam o tym w ogóle. A zajmuje się pierdołami typu: Czy oni mnie zatrudnią? Czy nie obrażę kogoś robiąc to coś? Czy na pewno powinnam to robić? itp.
  • candy 24.09.2016
    DarthNatala masz trochę racji, wiadomo, że śmierć jest naturalną koleją rzeczy, ale jednak każdy inaczej to odczuwa :)
  • Julia 30.09.2016
    kiedy coś dodasz? ;)
  • candy 30.09.2016
    nie wiem czy w ogóle dodam
  • Julia 30.09.2016
    a czemu ? Candy co się stało ?
  • candy 30.09.2016
    Brak weny, zdarza się xD
  • NikoRetka 06.12.2016
    Dobra, udało się znaleźć czas xD Taki luźniejszy rozdział bez akcji. Też jestem szczęśliwa, że nareszcie wspomniałaś coś o matce. Poważnie zaczynało to wyglądać tak, jakby jej wcale nie było. Co do wcześniejszych komentarzy: Jak dla mnie różne są relacje z rodzicami i nie jest to szczególnie dziwne, że wolała swojego tatę od mamy. Co lepiej, ojciec jeszcze zginął, więc wiadomo. A co do relacji matka - córka po śmierci ojca, to domyślam się, że mama Leslie bardziej niż córkę ceniła sobie męża (zdecydowanie poważną ma tę żałobę). No i tak nawiasem, to wszyscy w Twoim opowiadaniu jak na razie wykazują aż niesamowitą wiarę w nieistnienie zjawisk paranormalnych xD
    I zdania:
    „Duchy przecież nie istniały! Powtarzałam sobie to zdanie w myślach,” - Tak, zawsze jest ta możliwość wmówienia sobie czegoś xD Doskonale rozumiem bohaterkę xD
    „Wyobrażałam sobie, że tata patrzy na mnie z góry i próbuje mi wysyłać znaki, że wciąż tu jest, że jest ze mną i wcale mnie nie opuścił.” - Trochę hipokryzyjnie... Nie wierzy w duchy, ale wierzy w to, że ojciec może dać jej jakieś znaki tego, iż jej nie opuścił (tak, tak, wiem, psychika musi mieć trochę czasu. Tak tylko piszę xD).
    „Niezbyt. Tata wylał dziś na mnie wodę, żebym się obudził.” - Zdecydowanie zbyt brutalna pobudka człowieka w sobotę! Jego tata nie ma uczuć xD
    „Szybko zapłaciłam i wyszłam ze sklepu, uginając się pod ciężarem zakupów.” - Chyba nie nosiła dotychczas zbyt dużo po wizytach w sklepie xD
    „Nie chciało mi się ich podsmażać, dlatego zjadłam parę zimnych i popiłam wodą.” - Ona to przełknęła? o.o
    A tak odbiegając od tematu. Osobiście wierzysz w duchy? (spodziewam się, że tak, ale mogę się mylić xD Jakoś mnie to interesuje xD). Oczywiście zostawiam 5 xD
  • candy 07.12.2016
    Psychiki są różne, można wierzyć, że jest życie po śmierci, ale niekoniecznie w to, że dusze sobie zstępują z góry i chadzają po ulicach jako duchy :-)
    ja też często jem pierogi na zimno xd
    Co do mnie, hmm, sama nie wiem, czy wierzę :P trochę mnie przeraża idea, że mogą faktycznie być wśród nas, więc staram się raczej o tym nie myśleć, ale kto wie, może kiedyś mi się odmieni. Dziękuję ;)
  • Paradise 01.10.2017
    Czekałam aż pójdzie na cmentarz, ale sie nie doczekałam xD matka w żałobie, ale powinna wziąć się w garść dla córki i chociaż zakupy zrobić, dobrze, że w domu mają ciepło. Czy coś się wydarzy na tej potańcówce?:D 5 i lecę dalej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania