Przemijanie
Słonecznym porankiem
Pośród gęstego lasu
Słychać odgłosy stukania
Roboty hałasu
To Maciej, syn Jana
Choć ciężkie te znoje
Dom swój z desek buduje
Dla rodziny swojej
Rąbie i tnie drzewa
Las pod dom karczuje
Bo żona Macieja
Dziecka oczekuje
A las to obserwuje
I choc dziś ustąpi
Kiedy przyjdzie pora
O swoje się upomni
Tuż przed samą zima
Maciej dom zbuduje.
Z żoną pierwsze święta
Z wiarą celebruje
Tuż po nowym roku
Doczekali syna
Na cześć dziadka Maćka
Małego Marcina
W sumie doczekali
Jeszcze dwojki dzieci
Nawet nie spostrzegli
Jak im życie zleci
A las na to czekał
Sto lat bez mała
Aż rodzinę Macieja
Śmierć pozabierała
I bluszcz już pędzi ku chacie
Wplatając w szczeliny
Zarosły gęsto podworze
Zdziczałe maliny
Rdza zawias przeżarła
Okiennica spadła
Niedługo tuż po tym
Chata się zapadła
Nikt już nie pamięta
Że w tej starej chacie
Tętniło tu życie
Które wskrzesił Maciej
Słychać głosy dzieci,
Płacze i radości
Pierwsze kroki w życiu
I pierwsze miłości
Kolęda przy świecach
I skromne prezenty
Lato na podworzu
I gorzkie lamenty
Dla nich to była wieczność
Oraz sens istnienia
A dla lasu chwila
Która nic nie zmienia

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania