Przemyślenia alkoholika na terapii 《3》
Niedziela, dzień czytania prac pod tytułem „Litraż", mówiąc prościej podliczamy koszty naszych uzależnień. Piwo, wino, wódka, alkohol niespożywczy, narkotyki, papierosy i długi jakie zaciągnęliśmy w czasie naszych pijańskich, czy narkotykowych wybryków. Sumujemy to w litrach, przeliczamy na nietrzeźwe lata i pieniądze jakie pochłonęła nasza choroba przez ten czas.
Tę pracę mam już za sobą, mam dwadzieścia cztery lata. Pierwszy raz sięgnąłem po alkohol w wieku jedenastu lat, upiła mnie koleżanka mojej mamy drinkami z wódka i colą w sylwestrową noc, kiedy migotające na niebie iskierki żegnały stary rok, jednocześnie witając nowy. Jednorazowa przygoda, która miała duże odzwierciedlenie w późniejszych latach mojego życia. Osiem tysięcy piw, dwa tysiące butelek wódki, trzysta butelek alkoholu niespożywczego, tak zwanego bimbru, trzynaście tysięcy paczek papierosów i kredyty w bankach. Cena ponad osiemdziesiąt tysięcy złotych, tyle kosztował mnie mój nałóg. W przeliczeniu wszystkiego na litry wódki, trzy cysterny po tysiąc litrów. Nie szkoda mi tych pieniędzy, żałuję czasu jakiego już nie odzyskam. W ciągu dwudziestu czterech lat według przelicznika, przez siedem byłem nietrzeźwy. Czas, który mogłem spędzić z Mamą, kiedy była jeszcze zdrowa, bo teraz nie jest nawet w stanie mnie poznać. Straciłem ostatnią rozmowę z moim stryjem, osobą bliższą mi od ojca. Dlaczego? Bo śpieszyłem się na urodziny kolegi gdzie czekała już wódka na stole. Miałem nadzieję to nadrobić w Święta Bożego Narodzenia, które zawsze spędzaliśmy razem. Szóstego grudnia został zamordowany, nie zdążyłem usłyszeć co chciał mi powiedzieć, był moim wzorem do naśladowania. Ciężko pracował w policji całe życie, pamiętam dzień kiedy będąc jeszcze w wieku przedszkolnym odwiedził nas po pracy. Wyciągnął z kabury pistolet, rozładował go i dał przez chwilę potrzymać w moich małych dłoniach, założył mi swoją policyjną czapkę na głowę, o wiele za dużą. Kawałek zimnej, ciężkiej stali i orzełek na kaszkiecie rozpaliły serce małego dziecka, które pytane, o to kim chce zostać jak dorośnie dumnie i bez zastanowienia odpowiadał „Policjantem jak mój wujek!”. Nie odwiedziłem babci w szpitalu przed i po operacji, bo po za alkoholem nie widziałem nic. Zmarła kilka dni po powrocie ze szpitala, dostałem telefon od ojca, który w ten dzień zdążył ją jeszcze odwiedzić „Babcia nie żyje” to były jego pierwsze słowa, i jeśli chce się pożegnać to mam przyjechać nim zjawi się dom pogrzebowy. Taksówką dotarłem na miejsce, wszedłem do domu, jej ciało leżało w salonie. Dotknąłem jej lodowatych już dłoni, zdałem sobie sprawę, że te delikatne dłonie już nigdy nie będą mnie czule głaskały po głowie, już nigdy nie będą ciepłe. Nie było łez, rozpaczy malującej się na mojej twarzy, tylko myśl w głowie, jedno słowo. Przepraszam...
Straciłem to i wiele więcej, ale czy tak musi być zawsze? Czy wychowane w cieniu alkoholizmu swoich rodziców i domowej przemocy dziecko, może stać się wartościowym człowiekiem i wyjść z nałogu, tak by nie stracić więcej? Wierzyłem w to, że musi być coś w czym tylko ja jestem najlepszy. Tak, zwłaszcza ja, chciałbym ponownie w to uwierzyć. Zawsze się nad tym zastanawiałem, dlaczego świat dzieli nas na tych, którzy mają spokojny, bezpieczny, pełen miłości dom i tych, którzy zamiast tego mają krzyki, wieczny niepokój i strach, przed powrotem ojca do domu. Kto stworzył ten podział? Nikt nie wlewał mi tej trucizny do gardła siłą, a wyborów było wiele. Zakrętów i rozwidleń, gdzie miałem wybór, a ja widziałem tylko drogowskaz z napisem „ALKOHOL”, bo tak było łatwiej. Może właściwą drogę minąłem już dawno temu i wszystko jest już ustalone? Jeśli to prawda... Jaki sens ma moje dalsze życie?
Komentarze (2)
Drobne błędy:
1. "...rozpaliły serce małego dziecka, które pytane, o to kim chce zostać jak dorośnie dumnie i bez zastanowienia odpowiadał „Policjantem jak mój wujek!”."
Powinno być:
"...rozpaliły serce małego dziecka, które pytane, o to kim chce zostać jak dorośnie, dumnie i bez zastanowienia odpowiadało: „Policjantem jak mój wujek!”."
2. "Zmarła kilka dni po powrocie ze szpitala, dostałem telefon od ojca, który w ten dzień zdążył ją jeszcze odwiedzić „Babcia nie żyje” to były jego pierwsze słowa, i jeśli chce się pożegnać to mam przyjechać nim zjawi się dom pogrzebowy."
To nie powinno być jedno zdanie. Raczej napisałby to tak:
"Zmarła kilka dni po powrocie ze szpitala. Dostałem telefon od ojca, który w ten dzień zdążył ją jeszcze odwiedzić. „Babcia nie żyje” to były jego pierwsze słowa i jeśli chcę się pożegnać to mam przyjechać nim zjawi się dom pogrzebowy."
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania