Przeniesienie

Nocne niebo nad obozem wojskowym w całości pokrywały ciemne, burzowe chmury z których padały spore krople deszczu, a następnie głośno rozbijały się na dachach i szybach pokoi. W jednym z nich leżały porozrzucane ubrania i książki. W rogu stało małe biurko, a na nim włączona lampka oraz kilka pogniecionych, jak i zapisanych kartek. Obok biurka stało piętrowe łóżko, jednak spała na nim tylko jedna osoba – nastolatek Daniel. Donośne chrapanie dochodziło z dolnej części, najwyraźniej nie dał rady wejść na górne piętro, mogło na to wskazywać ubranie chłopca, a raczej jego częściowy brak. Miał on bowiem założone tylko brudne i podarte spodnie, koszulka, równie brudna, rzucona była w drugi róg pomieszczenia.

Drzwi delikatnie się otworzyły, do pokoju wślizgnęła się zmoczona, zakapturzona postać. Spokojnie zamknęła drzwi i na swych długich nogach ruszyła ku śpiącemu chłopakowi. Usiadła na łóżku, rozejrzała się po pokoju i pokiwała głową. Odwróciła się do śpiącego Daniela i powoli zbliżyła usta do jego szyi. Minimalnie je otworzyła i przyssała się do chłopaka. Daniel powoli otworzył oczy i nie wiedząc, co się dzieje chciał krzyknąć, jednak postać uniemożliwiła mu to poprzez zasłonięcie ust lodowatą i zmoczoną ręką. Chłopak gwałtownie drygnął i zaczął się szarpać.

- Baranie, uspokój się. To tylko ja. – zakapturzoną postacią, jak się okazało, była błękitnooka dziewczyna o delikatnym i melodyjnym głosie.

- Natalie? – chłopak przestał się wierzgać, po twarzy chłopaka dało się zauważyć wyraz ulgi, który jednak szybko zamienił się w grymas złości. – Zwariowałaś? Gdybyś nie zdążyła zasłonić mi ust, pół obozu, by się tu zleciało.

- Ale zdążyłam, więc po co się dąsasz? Jak zawsze, zamiast się przytulić na powitanie, czy coś w tym stylu to masz jakieś pretensje. -dziewczyna zdjęła kaptur, wypłynęły z niego średnio długie, kasztanowe włosy. Daniel podniósł się z łóżka i usiadł obok Natalie. Objął ją.

- Przecież wiesz, że się cieszę tylko wolałbym żebyś swoje wizyty zapowiadała, albo chociaż budziła mnie w bardziej konwencjonalny spokój. Teraz się powstrzymałem, ale następnym razem przez przypadek mogę zrobić ci krzywdę.

-Jasne z tymi twoimi umiejętnościami walki w ręcz to na pewno byś mnie trafił. – uśmiechnęła się i spojrzała Danielowi prosto w oczy. – Bo chyba nie zapomniałeś naszego pierwszego pocałunku?

Daniel przewrócił oczami i westchnął.

- A ty znowu do tego wracasz, mówiłem ci tyle razy, że było wtedy ciemno i ledwo cię widziałem. Z resztą, aż tak źle to chyba nie było, przecież nos jest całkiem blisko ust.

- No niby masz rację, ale po kimś kto trafia w jabłka ze stu metrów oczekuje się trochę więcej. – uśmiechnęła się do chłopaka, a on go odwzajemnił.

- A może bym ci wynagrodził to karygodne pudło? – spojrzał zalotnie na dziewczynę.

- Hmm. – zmarszczyła czoło i wygięła usta w geście udawanego myślenia. – Myślę, że mogę się na to zgodzi

Uśmiechnęli się i powoli zbliżyli do siebie. Daniel położył rękę na kolanie dziewczyny i zbliżył twarz do jej ust, ona nie pozostała dłużna i wyszła mu naprzeciw. Ich usta złączyły się, Natalie złapała Daniela za tył głowy, uniemożliwiający mu przerwanie pocałunku. Chłopak napierał na dziewczynę, przez co runęli na łóżko. Pocałunek zapewne trwał, by dalej, ale natura miała inne plany i rozdarła pochmurne niebo wiązką światła i głośnym hukiem który momentalnie wybił parę z miłosnej zadumy.

- Kurwa mać. Jak ja teraz do siebie wrócę w tą burzę, Ellie pewnie będzie się martwić. – Natalie wstała i podeszła do okna.

- Do rana na pewno przejdzie, a o koleżankę się nie martw na pewno ogarnie, co i jak. – Daniel wstał i poszedł w drugi kąt pokoju po bluzkę. Lekko ją otrzepnął i założył na siebie.

- Pewnie ogarnie, ale i tak będzie mnie pewnie moralizować jak wrócę, a tego strasznie nie lubię. – odeszła od okna i usiadła przy biurku, przejrzała zapisane kartki. –Już nigdy nie zakwestionuje decyzji kapitana. Naprawdę znowu w coś się wplątałeś? O co poszła tym razem?

- Długa historia. – Daniel zabrał krzesło i ustawił je obok biurka.

- To opowiadaj, jak na razie nie zapowiada się, by miało przestać padać – oparła łokcie na biurku i zaczęła słuchać.

- Skoro, aż tak bardzo chcesz wiedzieć – Daniel usiadł na krześle w najwygodniejszej pozycji jaka przyszła mu do głowy. – Mieliśmy mieć dzisiaj trening strzelania z łuku z Nevilem, pierwszy od miesiąca, bo poprzednie musieli odwołać, ponieważ , jak mówili chłopacy, biesy zniszczyły ładunki zaopatrzenia. Od samego rana na niego czekałem, sama wiesz jak lubię strzelać.

- Oj, wiem i to bardzo dobrze.

- Czyli pewnie się domyślasz, co poczułem, gdy zamiast Nevila na zbiórkę przyszedł Rogers i oznajmił, że mieliśmy strzelać, ale nastąpiła zmiana planów i będziemy mieli trening wydolnościowy.

- Oho, to pewnie nieźle się wkurzyliście.

- I to dużo bardziej niż nieźle, czekaliśmy naprawdę długo, by sobie postrzelać, a ten nagle przychodzi ze swoimi gówna wartymi humorkami – Daniel z nerwowym wyrazem twarzy spojrzał na zapisane kartki. – Ale do rzeczy. Może jakoś przeżyłbym tą decyzji, gdyby ten pajac nie zaczął wymyślać jak to sprawność fizyczna jest potrzebna na misjach poza osadą. Wtedy coś we mnie wstąpiło i powiedziałem, że faktycznie może nam się przydać skoro nie będziemy umieli walczyć.

- Uuuu. – Natalie zaśmiała się. – I po takim czymś kazał ci tylko napisać tą formułkę?

- No - przeciągnął i zrobił durny wyraz twarzy. - Nie do końca, bo do tego mieliśmy biegać dwa razy dłużej niż pierwotnie zakładał. Tępy kutas.

Natalie zaśmiała się jeszcze żywiej. Wydawało się, że już zupełnie zapomniała o panującej burzy, która dobitnie starała o sobie przypomnieć głośnymi grzmotami.

- Cały Rogers, lepiej z nim nie dyskutować.

- Jasne, a potem wyjedziemy z osady na misję i rozszarpie nas pierwszy lepszy bies, bądź lehim, bo jedyne, co będziemy potrafić to biegać w kółko.

- Przynajmniej z okrążeniem przeciwnika nie będziecie mieli problemu. – zaśmiała się, ale tylko na chwilkę, następnie spuściła głowę i zaczęła nerwowo bawić się dłońmi.

- A właśnie, nie powiedziałaś mi jeszcze po co przyszłaś. Bo zaczynam się martwić, że to coś poważniejszego niż moja przygoda z Rogersem.

- I słusznie, bo to coś dużo poważniejszego. – dziewczyna spochmurniała, Daniel nerwowo spojrzał na nią.

- No dalej mów, bo mnie zamęczysz tym przeciąganiem.

- Przenoszą mnie do Olimpu. Nasi wspaniali naukowcy to zasugerowali, a zarządca obozu zaakceptował ich prośbę. – spojrzała zaszklonymi oczami na Daniela i wzruszyła ramionami.

- Do Olimpu? Czemu akurat tam, przecież to drugi koniec strefy i co w ogóle mają z tym wspólnego naukowcy, z tego co mi się wydaje to nigdy nie mieli za dużo do gadania w tych kwestiach. Nie możesz odmówić? – Daniel zaczął pukać palcami po biurku, a głos z każdym kolejnym słowem stawał się coraz bardziej nerwowy.

- Nie, nie mogę odmówić, gdybym miała wybór to sam wiesz, że zostałabym z tobą. – wstała z krzesła i usiadła na podłodze obok łóżka, Daniel zrobił to samo i usiadł obok niej.

- Kurwa mać, ale czemu, aż tam?

- Dzisiaj razem z dziewczynami z mojej grupy mieliśmy badania kontrolne…

 

*

 

- Natalie! Wstawaj, musimy wychodzić, bo się spóźnimy. – Ellie stała nad łóżkiem i energicznie szturchała śpiącą dziewczynę. – No budź się.

- Jezuu… Ellie… - Natalie otworzyła oczy i momentalnie złapała dziewczynę za ręce. – Uspokój się, nie śpię już.

- No to teraz wstawaj i ubieraj się, tylko na jednej nodze, bo nie mamy dużo czasu. – dziewczyna szybko odwróciła się i ruszyła ku drzwiom, jak się okazało od łazienki. – Ja już praktycznie jestem gotowa, jeszcze tylko się uczeszę i mogę wychodzić.

Natalie przeciągnęła się i rozejrzała po pokoju. Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że to pokój dwóch dziewczyn. Panował w nim nieskazitelny porządek, ubrania poukładane w kosteczkę leżały na półkach dwóch niezbyt dużych drewnianych szafek, książki zaś tworzyły krzywą, ale stabilną wieżę na biurku. Jednak to czego Natalie szukała leżało na rzeźbionym masywnym krześle. Wstała i podeszła do niego, podniosła uszykowane ubrania. Koszulkę powiesiła na oparciu, a spodnie szybkim ruchem założyła. Zdjęła koszulę nocną i rzuciła ją na łóżko, na jej miejsce pojawił się zielony, obcisły t-shirt który idealnie podkreślał jej szczupłą i wysportowaną sylwetkę . Poprawiła ubranie i ruszyła w kierunku łazienki w której Ellie, z niezwykłą skrupulatnością, czesała blond włosy.

- Wytłumaczysz mi po jakie licho, aż tak się śpieszymy i po co czeszesz włosy na trening ? – Natalie spojrzała zaspanym wzrokiem na Ellie.

- Ty żartujesz? Co nie? – dziewczyna odłożyła grzebień i zdziwionym spojrzeniem zmierzyła współlokatorkę – Dzisiaj nie ma treningu, idziemy na badania kontrolne.

Natalie spoważniała i dynamicznie ruszyła ku szczotce do zębów, po drodze delikatnie zahaczając o Ellie.

- Psia mać, zupełnie mi to z głowy wyleciało. Jak dobrze, że mam ciebie. – wycisnęła pastę z tuby na szczoteczkę i energicznie zaczęła myć zęby.

Ellie skończyła czesać włosy i odeszła od lustra do którego od razu dopadła Natalie, następnie wyszła do pokoju i usiadła przy biurku. Zdjęła książkę z czubka wieży i otworzyła ją mniej więcej na środku. Pogrążyła się w lekturze.

- A, co oni w ogóle będą nam badać? – usłyszała dochodzący głos z łazienki.

- Z tego, co wiem to takie podstawowe rzeczy. Wzrok, wzrost, słuch, krew i tym podobne.

- Cholera, jak ja nienawidzę igieł. – Natalie wyszła z łazienki w ręku miała żółty ręcznik którym wycierała ręce i twarz.

- Ja za to je uwielbiam– ironicznym głosem powiedziała Ellie. – Nie ma to jak być pokłutą na dobry początek dnia.

- A po co w ogóle będą nam badać krew? Przecież z tego co wiem po Fuzji wszystkie chorób przestały występować.

- A no przestały, ale chyba nie dokończyłaś czytać tej książki, bo coś ci pani doktor umknęło.

- No, no nie wymądrzaj się tylko gadaj. – Natalie odłożyła ręcznik na miejsce i przesunęła krzesło do okna, usiadła i rozejrzała się po obozie. Z jej pokoju widać było dosłownie cały obóz, który od reszty świata odgrodzony był całkiem sporym murem, jedyne wejście do niego znajdowało się mniej więcej w połowie południowego mury, strzegły go dwie niezbyt duże wieżyczki, obie były raczej nie zadbane, bo na dobrą sprawę, warty na nich pełniono tylko za karę. Bandyci przecież nie mieli, po co napadać na obóz wojskowy dla młodzieży, a lehimy i biesy nawet jakby chciały to bramy nie dałyby rady sforsować. Na wschód od bramy znajdowały się sporej wielkości place do ćwiczeń na których młodzież ćwiczyła umiejętności walki oraz doskonaliła swoją formę fizyczną. Tuż za placem znajdowało się coś dużo przyjemniejszego, a mianowicie park w którym Natalie zawsze pod wieczór spotykała się z Danielem i spędzała tam naprawdę sporo czasu, a co ważniejsze w miły i bezstresowy sposób. Ale i tak najciekawszym widokiem z okna, zwłaszcza rano był plac zbiórek który znajdował się akurat pod jej oknem. Lubiła zawsze rano nasłuchiwać jak Rogers prawi swoje morały, a chłopcy wbrew sobie musieli mu przytakiwać, niektórzy nawet bardzo przekonywująco, co szczególnie ją bawiło. Mogła to robić, gdyż na jej szczęście chłopacy zaczynali zajęcia dwie godziny szybciej od dziewczyn, co często pozwalało się lepiej wyspać, ale za to trenowały dwie godziny więcej po południu.

- Ty mnie słuchasz w ogóle? – Ellie nerwowo zamknęła książkę i spojrzała na Natalie którą ewidentnie wybiła tym z zadumy.

- Ta słucham, tylko się delikatnie zamyśliłam.

Ellie wstała i podeszła do okna. Rozejrzała się po placu, po czym jakby z pretensjami na twarzy spojrzała na Natalie.

- Jego grupa już poszła na trening, słyszałam jak Rogers się na nich wydzierał, ale nie wiem o, co do końca chodziło bo przeglądałam książkę.

- Oby tylko w nic się nie wpakował, bo chyba go uduszę jak znowu się nie spotkamy bo będzie musiał pełnić karną wartę. Ale wracając do tematu, powtórzysz to o tej krwi? – Natalie zrobiła przemiły wyraz twarzy. – Proszę.

- No dobrze, ale słuchaj mnie teraz, bo trzeci raz już nie będę powtarzać.

Natalie odeszła od okna i usiadła na łóżku, Ellie obróciła krzesło w jej kierunku i usiadła.

- No to od początku. Jak pewnie wiesz z książek, około trzydzieści lat temu wybuchł wielki kataklizm, który ocaleli nazwali Fuzją światów, bądź też Kontaktem, bo jak to większość ocalałych naukowców stwierdziła światy na chwilę się połączyły, co pozwoliło wedrzeć się do nas lehimom, biesom i berderą…

Natalie przerwała.

- No to akurat chyba wie każdy i nie rozumiem co to ma wspólnego z badaniem krwi. – Natalie pochyliła się i oparła głowę na rękach.

- No ma dużo wspólnego, a ja też nie lubię zaczynać tłumaczenia czegoś od środka, więc jak chcesz się wszystkiego dowiedzieć to słuchaj i nie narzekaj.

Natalie westchnęła, ale nie zaprotestowała, więc Ellie kontynuowała:

- No to wracając. Poza lehimami, biesami i berderami do naszego świata dostało się jeszcze kilka gatunków które na nasze szczęście się nie przystosowały i wyginęły po kilku miesiącach od Fuzji. Ale znaczna większość ludzi podzieliła ich los, bo niestety biesy i lehimy w przeciwieństwie do berderów okazały się mało inteligentne i do tego rozsmakowały się w ludzkim mięsie. A gdyby tego było mało ludzka ewolucja znacznie przyspieszyła, co miała mnóstwo plusów jak na przykład całkowite wyeliminowanie chorób zakaźnych, ale i tyle samo minusów, bo niektórzy zaczęli ewoluować zbyt gwałtownie, czyli w skrócie mutowali. Większość nie przeżyła tak gwałtownych zmian w materiale genetycznym i umarła w męczarniach, ale byli też tacy których organizmy bardzo dobrze je zniosły i w konsekwencji czego zyskali nadnaturalne zdolności. Teraz takie mutacje naturalnie występują tylko w trakcie dojrzewanie i to niezwykle rzadko bo raz na kilka tysięcy nastolatków.

- Czyli, że badają nam krew, by sprawdzić, czy nie zaczynamy mutować?

- Gratuluję dedukcji. – Ellie klasnęła w dłonie.

- A tak w ogóle, to skąd ty to wszystko wiesz?

- Dużo czytam, interesuje się i poza tym mój dziadek przeżył Fuzję i dużo mi o tym opowiadał, przed tym jak zabrali mnie do obozu.

- Rozumiem, a naukowcy potrafią sztucznie wywołać takie coś?

- Nie tylko wywoływać, ale i kontrolować.

- Czyli, co to znaczy?

- Znaczy to, że mogą dokładnie określić na co mutacja ma wpłynąć, ale niestety takie coś jest bardzo ryzykowne i przeprowadza się je tylko na ochotnikach, a biorąc pod uwagę, że można je przeprowadzić tylko na dzieciach to teraz praktycznie nikt tego nie robi. Chociaż zaraz po Fuzji naukowcy masowo „tworzyli” takich mutantów, by chronili nowo powstające osady.

Po pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi, a zaraz po nim do pomieszczenia weszła wysoka i dobrze zbudowana, choć bardzo nie ładna, kobieta o czarnych włosach. Dziewczęta natychmiast wstały.

- Ellie. Natalie. – kobieta zmierzyła dziewczyny wzrokiem. – Chyba nie zapomniałyście o dzisiejszych badaniach?

- Skądże znowu – zaprzeczyła z kamienną twarzą Natalie. – Już szykowałyśmy się do wyjścia.

- No właśnie widziałam, ale już nie ważne, biegiem do skrzydła laboratoryjnego.

Kobieta odwróciła się na jednej nodze i wyszła z pokoju. Dziewczęta spojrzały na siebie i odetchnęły, następnie zabrały najpotrzebniejsze rzeczy i wyszły z pokoju na korytarz.

Korytarz choć naprawdę długi, był bardzo ciasny, dziewczęta musiały się nieźle po przepychać, by znaleźć odrobinę przestrzeni. Natalie rozejrzała się, w tłumie wypatrzyła kobietę która przed chwilą wyszła z ich pokoju, masywna figura bardzo utrudniała jej przechodzenie między grupami nastolatek.

- Dawaj tędy – Ellie złapała Natalie za rękę i wyminęła zgrabnie grupkę dziewczyn blokującą im przejście. – Jeśli się pospieszymy to może damy radę ustawić się na początku kolejki i wyjdziemy jeszcze przed południem.

- W sumie dobry pomysł, no to prowadź. – Ellie nie czekając, aż Natalie skończy szybkim krokiem ruszyła. Po drodze wyminęły sporo dziewcząt, jak usłyszała Natalie, niektóre nerwowe dziewczęta dopatrywały się u siebie, jak i koleżanek, objawów mutacji, inne spokojniejsze starały się przekonywać je, że opryszczka w żadnym z podręczników jako objaw nie była uwzględniana.

Gdy w końcu przedarły się przez tłum i dotarły do sporych szklanych drzwi które oddzielały korytarz od laboratorium Ellie gwałtownie się zatrzymała, na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że na jej twarzy pojawił się niepokój.

- Co jest? – Natalie spojrzała na wyraźnie przestraszoną Ellie.

- Nic, po prostu złapała mnie delikatna trema. – Ellie wyraźnie zaniżyła stopień zaniepokojenia w jakim się znajdowała, co nie umknęło Natalie.

- Sama mówiłaś, że te mutacje występują niezwykle rzadko.

- Ale zdarzają się. – Ellie nerwowo spojrzała na Natalie, jednak szybko zmieniła wyraz twarzy i ton głosu. – Ja… Boję się, że może to wystąpić u którejś z nas i potem nas rozdzielą, zabiorą na jakieś badania, czy chuj wie co jeszcze.

- Ellie, nigdzie cię nie zabiorą, nikt im na to nie pozwoli. – Natalie pokrzepiająco spojrzała na Ellie u której na twarzy oprócz uśmiechu pojawił się widoczny rumieniec. – Ale chyba nie muszę wprowadzać cię tam za rękę?

Ellie momentalnie się speszyła i zabrała dłoń. Po chwili niezręcznie się uśmiechnęła.

- Racja, no to wchodzimy?

- Wchodzimy. – Natalie otworzyła szklane drzwi, natychmiast uderzył w nią specyficzny zapach, nie umiała określić czemu, ale wywołał u niej złe samopoczucie. Żołądek stał się jakby cięższy i zaczął uciskać, a do tego, co jakiś czas delikatnie kręciło się jej w głowie.

Usiadły obok siebie na metalowych krzesłach pod gabinetem, tak jak sądziły kolejka była bardzo krótka, a perspektywa wolnego popołudnia poprawiła samopoczucie Natalie.

- Miałaś rację, by od razu tu przyjść. – powiedziała Natalie, po czym założyła nogę na nogę.

- No widzisz, co ty byś beze mnie zrobiła. – stwierdziła z wyraźną pretensją w głosie Ellie, Natalie udając, że tego nie zauważyła oparła się na krześle i zamknęła oczy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania