Przepraszam, że nie umiałem kochać
Miłości moja, co szeptem byłaś,
jak wiatr pośród cichych dni,
odejść musiałem, choć serce biło
jakbyś wciąż była częścią mnie.
W lustrze twarze zobaczyłem dwie —
swoją i kogoś, kto ranił Cię.
Strach mnie ogarnął, że mrok mój własny
zagasłby światło w oczach Twych jasnych.
Nie z braku uczuć, lecz z lęku przed sobą
puściłem rękę, co była ostoją.
Nie chciałem patrzeć, jak cień w nas rośnie,
jak ślad zostawia, gdy radość gaśnie.
Każde słowo, co chciałem powiedzieć,
brzmi teraz w ciszy, w samotnej przestrzeni.
Nie wiesz, jak boli to serce rozdarte,
gdy prawda każe odejść w niespełnione marce.
Więc piszę dziś, choć nie wiem, czy czytasz,
miłości moja, już nigdy nie przyjdę.
Nie z powodu braku pragnienia,
lecz z chęci dania Ci bezpieczeństwa, schronienia.
Niech świt rozproszy Twe smutki wszystkie,
niech znajdziesz kogoś, kto da Ci iskrę.
Ja będę cieniem, co z dala czuwa,
modląc się, by los Cię nie skrzywdził znów nigdy.
Twój, który odszedł, byś mogła trwać,
w miłości, co w sercu na wieki ma świat.
Komentarze (2)
I tak ci dopomóż buk
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania