Przesyłka

Wychowywałem się w bidulu, gdzie miałem zapewniony wikt i opierunek do osiemnastego roku życia. Tak się złożyło, że dość wcześnie zostałem sam i trafiałem do rodzin zastępczych, w sumie byłem w trzech rodzinnych domach dziecka. Pechowo trafiałem lub nieszczęśliwie wszystko zależy jak się na to spogląda. Pierwszą rodzinę pożegnałem po moim ciągłym dopominaniu się, kiedy będziemy jeździć na wycieczki tym nowym pięknym samochodem, który został zakupiony do tych celów. Żadnej wycieczki nie udało mi się odbyć i już byłem w drugiej rodzinnie. Tam nie chciałem opiekować się młodszymi dziećmi, bo to dorośli mną mają się opiekować i tymi malcami, za które biorą wynagrodzenie. Odtransportowano mnie do trzeciego, tam dzieci bito, w nocy uciekłem w piżamie do rozgłośni radiowej. Tam wszystko opowiedziałem i pokazałem siniaki i ślady po biciu. Poinformowałem słuchaczy, jak wcześniej dzieci żaliły się pracownikom opieki i policjantom i nic to nie poprawiło tylko pogorszyło. Jako nieprzystosowanego umieszczono mnie w Państwowym Domu Dziecka i tak mieszkałem tam do osiemnastych urodzin. Jako pełnoletni wychowanek musiałem się wyprowadzić, zostałem sam bez rodziny, przyjaciół, mieszkania, pracy. Choć byłem zdolny nie mogłem dalej się kształcić bez zaplecza, jakie mają inne dzieciaki od swoich rodzin. Zgłosiłem się do Urzędu Pracy, tam dostałem jedyną ofertę, jaką mieli skierowanie do pracy w Holandii. Podróż miałem opłaconą przez pracodawcę, a na miejscu otrzymałem zakwaterowanie i wyżywienie. Miałem zdolności do nauki języków, szybko opanowałem niderlandzki, dzięki temu dostałem stałą pracę i mogłem wynająć własne mieszkanie. Spotkałem tam na miejscu jeszcze trzech wychowanków bidula, postanowiliśmy trzymać się razem, spotykaliśmy się w każdą sobotę wieczorem w Amsterdamie. Byliśmy jak rodzina związana wspólnym dzieciństwem i podczas jednego z takich spotkań natknęliśmy się w barze na grupę Holendrów. Z jednym z nich pracowałem, podszedł przywitał się i przedstawił swoich kolegów, a ja swoich. Piliśmy piwo, rozmawialiśmy i oni narzekali na Rząd w swoim kraju, punktem wyjścia było zmniejszenie dopłaty do wynajmowanego mieszkania. W odpowiedzi opowiedzieliśmy o naszych władzach, wysłuchali i poddali się walkowerem. Namówili nas na zmianę lokalu na taki, w którym pali się trawę, ciekawość i wypity alkohol zaprowadził nas do tego lokalu. Tam zgodnie z prawem ludzie palili narkotyk i nic się nie działo. Opowiedziałem, iż w kraju z którego pochodzę, za same posiadanie niewielkiej porcji narkotyków, trafiłbym do więzienia, a co za ilość jaka jest w tym lokalu. Mówiliśmy Holendrom jak traktuje się ujawnione hodowle konopi, grupa policjantów filmowana przez kamery, wyrywa zielsko i pali go w ognisku bez masek i sprzętu ochronnego. Oni mogą być zgodnie z prawem pod wpływem narkotyków, wyrwało mi się kraj pełen debili. Zaczęły padać z obu stron przykłady głupoty urzędników, ja powiedziałem chyba pod wpływem samego dymu, że wystarczy wysłać psu do Polski działkę to właściciel będzie miał przesrane. Jeden z Holendrów kupił trzy i powiedział, nie wierzę udowodnij. W internecie poszukaliśmy kogoś sławnego, co posiada psa i jego imię było w jednym z wywiadów. Porcje zostały zapakowane i wysłane z danymi psa na adres jego właścicielki, uprzedziliśmy holendrów, żeby odebrać w Polsce przesyłkę z poczty, to trzeba okazać dokument tożsamości. Nikt tej przesyłki zgodnie z prawem nie odbierze. Po pięciu dniach znajomy Holender z pracy przybiegł do mnie, z wiadomością internetową o przeszukaniu domu i przesłuchiwaniu znanej polskiej piosenkarki, do jej psa przyszła przesyłka z narkotykami.

Zakład wygraliśmy, opiliśmy się piwem na koszt gospodarzy i za zdrowie debili.

Tylko gorycz w nas pozostała za przykrości, jaką ten głupi zakład spowodował.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania