Przewrotny los - Rozdział 1 - Prolog
Niebo miało ołowiany kolor a świat tonął w szarawej mgle. Zaraz po powrocie, taka pogoda oddawała nastrój Ethana, ale już nie teraz. Kilka dni wystarczyło, żeby zaaklimatyzował się w nowym miejscu. W Afganistanie upał może i nie był tak piekielny jak latem, ale dla grupki Amerykanów i tak było nadzwyczaj gorąco. Tutaj zima szalała w najlepsze nic sobie nie robiąc z biednych mieszkańców, zapakowanych w pikowane kurtki i obwiązanych szczelnie szalikami. Nowy Jork wydawał się niemal ginąć pod białą albo brudną - szarą warstwą śniegu, a z nieba wciąż sypało. Mężczyzna z taksówki wysiadł wcześniej, niż zakładał. Na jego decyzję wpłynęła przede wszystkim niechęć do podstarzałego i marudnego kierowcy. Przez kilka minut drogi zdążył zmęczyć go swoją paplaniną wobec której nawet chłód panujący na zewnątrz przestał być taki straszny. Znajdował się także w dobrze znanej mu okolicy – w której się wychował. Nogi niosły go więc drogą, którą pamiętał jeszcze z lat dziecięcych. Minął szkołę, w której kiedyś się uczył i boisko, na którym w ciepłe letnie wieczory grał z kolegami w kosza. Zszedł w dół schodami prowadzącymi do parku a wyłożony czarną kostką chodnik przeprowadził go na jego drugą stronę. Mimo sympatii do tego miejsca, szarość dnia odebrała niemal cały urok jaki posiadało. Kiedy czekał na zmianę świateł z łoskotem przejechała obok niego odśnieżarka. Ethan patrzył, aż pomarańczowy wóz zniknie z pola widzenia. Sygnalizacja dała znak i mężczyzna przeszedł na drugą stronę ulicy, na przystanek. Pomysł ze spacerem nie był trafiony, dlatego kiedy tylko otworzyły się drzwi autobusu wskoczył do środka. Cel znajdował się dobrych kilka kilometrów dalej a on zdążył już zmarznąć.
W autobusie tej samej linii, opatulona ciepłym szalikiem siedziała piegata Sol. Jej nos był lekko zaczerwieniony od ciągłego pocierania chusteczką a buzia blada. Czapka mocno nasunięta na czoło co jakiś czas obsuwała się za nisko tak, że przysłaniała jej świat. W dłoni ściskała uszy od reklamówki wypełnionej syropami i tabletkami, mającymi wyleczyć ją z doskwierającego przeziębienia. Dla tej kobiety choroba była kompletną dezorganizacją życia, na co najmniej dwa tygodnie. Urlop od baletu w tak gorącym okresie? Opuszczanie treningów? To nie było w stylu Sol i już sama myśl o tym bardzo jej doskwierała. Nie lubiła bezczynnie leżeć w łóżku a stan jej zdrowia właśnie tego wymagał. Siedziała gdzieś na tyle pojazdu, skulona tak, że prawie niewidoczna. Oparła policzek o chłodną szybę i przymknęła oczy.
Nagły skręt autobusu sprawił, że pasażerowie polecieli najpierw na prawą, a potem na lewą stronę. Dopiero po chwili zorientowali się, że pojazd przekręcił się wokół własnej osi. Część osób krzyczała z przerażenia. Trwało to dosłownie kilka sekund a zakończyło się tym, że autobus przechylił się i przewrócił na bok. Koziołkowałby dalej gdyby nie to, że oparł się o drzewo. Ethan odruchowo złapał się poręczy i zaparł mocno tak, że upadek nie spowodował u niego żadnych obrażeń.
-W porządku?
Wyciągnął dłoń do dziewczyny, która znajdowała się najbliżej niego. Kiwnęła głową pociągając nosem i podciągnęła się na oparciu fotela. Ustawiła jedną stopę na pluszowym obiciu a drugą na poręczy siedzenia. Autobus leżał teraz na boku więc wszystko obrócone było o 90 stopni.
-Tak, jasne.
Trochę się poobijała, ale siniaki to nic wielkiego, zagoją się bez bólu. Była trochę zdenerwowana, próbowała oswoić się z sytuacją. Wokół było zdecydowanie więcej wystraszonych i zszokowanych osób.
-A Pan? Wszystko dobrze?
Nie mogła swobodnie i stabilnie oprzeć lewej stopy, przez co balansowała przytulona do fotela. Mężczyzna z którym rozmawiała zdecydowanie zachowywał zimną krew. Bił od niego niezwykły spokój, jakby nic się nie stało, jakby nie było żadnego wypadku a pojazd po prostu zaparkował. Biorąc pod uwagę wykonywany przez niego zawód, nie było w tym nic dziwnego. Był opanowany, na jego twarzy na próżno było szukać oznak strachu czy niepewności. To jedna z tych osób, które potrafią myśleć racjonalnie nawet wtedy, kiedy wszyscy inni tracą głowę. Większość pasażerów jeszcze nie otrząsnęła się z pierwszego powypadkowego szoku a on już rozglądał się szukając jakiegoś sposobu na to by powalony autobus opuścić.
-Tak tak.
Przytaknął nie angażując się w rozmowę z rudowłosą. Miał teraz ważniejsze sprawy na głowie. Autobus leżał na boku, drzwi stykały się z podłożem, nie było więc mowy o tradycyjnym opuszczeniu pojazdu. Z fotela zeskoczył prosto na drzwi. Zbita szyba zatrzeszczała nieprzyjemnie uciskana przez jego ciężkie buty. Przy drzwiach wisiał czerwony młoteczek z ostrą końcówką. –Jednak się przydają.- pomyślał biorąc go w dłoń. Nie zamierzał czekać na odpowiednie służby, które łaskawe przyjechać i wydostać ich ze środka. Oparł jedną stopę o poręcz a drugą o siedzenie. Nad jego głową znajdowała się szyba, którą miał zamiar rozbić. Odchylił się nieco i obserwowany przez Sol przystąpił do działania. Patrzyła tak przez chwilę a potem sama złapała się fotela i stąpając ostrożnie zeszła na bok, gdzie dostrzegła jeszcze jeden czerwony młotek, dokładnie taki sam, jakim operował teraz Ethan. Wróciła na swoje miejsce, podparła dłonią i zaczęła stukać, dokładnie nad swoją głową, z ogromną jak na siebie siłą. Sol nie brała udziału w żadnym wypadku, nie do końca też umiała zachować trzeźwość umysłu w takich sytuacjach. Był to zupełnie inny rodzaj stresu niż ten, który zwykle jej towarzyszył. Była podatna na tremę chociaż z czasem nauczyła się z nią walczyć. Teraz nie miała występować a ocalić siebie a przy tym nie skrzywdzić się dodatkowo, co było jej dewizą, bo przyciągała drobne wypadki jak magnes. Do pomocy dołączyło kilku innych mężczyzn. Wspólnymi siłami rozbili szybę. Po oczyszczeniu wnęki z resztki odłamków kiwnął głową przywołując do siebie dziewczynę. Pomógł jej wyjść na zewnątrz, jako jednej z nielicznych chętnych na opuszczenie pojazdu. Reszta wolała poczekać na jednostki specjalizujące się w pomocy przy wypadkach. W oddali było już słychać wycie syren strażackich. Odbił się więc od fotela, podparł nogami o wypatrzone wcześniej punkty i po chwili siedział już na boku autobusu, który teraz robił za dach.
-Od razu lepiej.
Podniósł się z miejsca i zeskoczył z pojazdu na ziemię i ruszył w stronę dziewczyny. Śliska nawierzchnia pokonała także jego, wylądował na plecach uderzając głową o pokrywę śnieżną, co nie było przyjemnym doświadczeniem. Zamrugał kilkakrotnie oczami i powoli wstał.
-Nie widziałaś tego.
Dziewczyna zachichotała, bohater został pokonany przez lód na ulicy. Postanowiła jednak pominąć ten temat i wyciągnęła do niego rękę przedstawiając się.
-Sol.

Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania