Przy wschodzie słońca

Czułam zbliżające się niebezpieczeństwo. Gdzieś z oddali dochodziły mnie odgłosy walki, płacz dzieci, jęk poległych. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko uciekać. Musiałam przeżyć. Nie byłam przyzwyczajona do śmierci. Dotychczas omijała mnie ona szerokim łukiem. Tym razem będzie podobnie.

Biegłam przed siebie, nie patrząc, gdzie się kieruję. Omijałam wszelkie przeszkody, jakie tylko spotykałam na drodze. Nawet strome zbocze nie robiło na mnie wrażenia.

Mając pewność, że zgubiłam wroga, w końcu się zatrzymałam. Oparłam się o pobliski pagórek i odczekałam chwilę. Oddychałam spokojniej, a nogi powoli wracały do normalnego stanu. Nagle jakaś tajemnicza postać szarpnęła mnie za ramię. Pojawiła się krew. Próbowałam wyswobodzić się z jej uścisku, lecz coś mnie blokowało. Powtórzyłam próbę i nic. Przez moją głowę przelatywały różne myśli, pojawiały się obrazy dobrze zapamiętanych wydarzeń. Śmierć była tak blisko. Czułam jej zapach. Nie miałam siły walczyć. Kończyny opadły, a sam mózg wysłał sygnał: „To już koniec, poddaję się”.

 

***

- Wschodząca, wstawaj. To nie pora na sen.

Usłyszałam przytłumiony głos. Nie do końca jednak wiedziałam, czego ode mnie oczekuje.

- Ty chyba nie rozumiesz, co się do ciebie mówi. Gdzie ty się wychowałaś? W Ashanie takie zachowanie nie jest tolerowane.

Nieznajomy uderzył mnie mocno w twarz. Syknęłam z bólu i automatycznie otworzyłam oczy. A więc nie umarłam. Wciąż żyję.

- Kim jesteś? Czemu mnie bijesz?.. W ogóle, gdzie jestem? Nie rozumiem… - zdołałam wykrztusić.

Rozejrzałam się wokół, chcąc wyszukać jakieś znajome obiekty. Niestety niczego takiego nie znalazłam. W dodatku siedziałam przyparta do ściany, a moje ręce obwiązane były grubym sznurkiem i zaciśnięte w taki sposób, iż nie mogłam nimi swobodnie poruszać. Każdy nawet najmniejszy ruch sprawiał mi ból.

- Związaliście mnie jakbym była jakimś złoczyńcą. A tymczasem jestem…

Dziwne. Nie mogłam sobie przypomnieć, jak się nazywam. Czy to w ogóle możliwe? Co się ze mną stało?

- No więc, jak masz na imię? – zapytał mężczyzna.

- Nie wiem. Nie znam swojego imienia – odpowiedziałam zasmucona.

Mężczyzna podszedł do mnie bliżej. Dopiero wtedy zauważyłam, że wcale nie jest taki stary. Spokojnie mógłby mieć z osiemnaście lat. Kiedy spojrzałam na jego twarz, onieśmieliłam się. Spoglądały na mnie duże, ciemnozielone oczy. Miały w sobie jakiś urok, błysk. A włosy bujne, intensywnie brązowe. Niesamowite…

- Hmm… W takim razie zostaniesz Wschodzącą - oznajmił.

A teraz muszę już iść. Bądź cicho, a nie przysporzysz nam kłopotów.

- Czekaj. Co z moimi pytaniami? I… jak mam się do ciebie zwracać?

Młodzieniec zmarszczył brwi.

- Wszystko w swoim czasie, Wschodząca. A mów mi Oktawian.

Gdy to powiedział, po raz pierwszy się uśmiechnął.

 

***

Przespałam w „celi” dość długi czas. Myślałam, że w ten sposób szybciej przypomnę sobie choć część wydarzeń z mojego tajemniczego życia. Niestety – skutek był zupełnie odwrotny. Wciąż powracałam do przeszłości, nie mogąc znaleźć niczego, co pomogłoby mi zrozumieć teraźniejszość. W dodatku słowa Oktawiana... Co oni zamierzają ze mną zrobić?... Obym przetrwała ten okres i wróciła do domu. Tylko gdzie on jest?... Nie pamiętam przecież rodziców. Czuję się taka bezbronna. Jeszcze te powrozy, przez które nie mogę rozprostować kończyn. Dlaczego traktują mnie jak więźnia? Gdyby była możliwość ucieczki, skorzystałabym z niej bez wahania. Cudem uniknęłam śmierci, a więc los mi sprzyjał. Może nie będzie tak źle…

Z trudem przewróciłam się na bok. Nie miałam pomysłu co robić, toteż spróbowałam znów zasnąć. Wolałam, żeby ten czas oczekiwania jak najszybciej minął. Sen był chyba jedynym, najlepszym wyjściem. Mijały minuty, potem godziny. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś muska mi policzek. Przestraszona, wzdrygnęłam się. Samoczynnie otworzyłam oczy. To był Oktawian.

- Nie bój się, Wschodząca. Nie zrobię ci krzywdy – powiedział.

- A jeśli chodzi o wczoraj… Wybacz. Chciałem cię tylko obudzić.

Pozwoliłam mu się dotknąć. Przy nim czułam się bezpieczna.

- Uderzając pięścią w twarz?... Dziwny sposób. – Zaśmiałam się.

- Owszem. – Uśmiechnął się.

W tej samej chwili drzwi się otwarły. Ujrzałam dwóch wysokich mężczyzn ubranych w takie stroje, jakie czasem noszą rycerze czy wojownicy. Wyglądem przypominali postaci z filmów fantasy. Byli tacy podobni do Oktawiana. Jedyną wyraźną różnicą między nimi był kolor oczu i włosów. Pierwszy odznaczał się jasną czupryną i morskimi oczami. Drugi zaś wyróżniał się gęstymi, czarnymi włosami oraz bursztynowymi oczami. Obaj patrzyli na mnie groźnie.

- Co tu się dzieje? – zawołał donośnym głosem blondyn.

Oktawian zabrał rękę, a następnie odsunął się ode mnie.

- Bracie, jesteś proszony do Nataniela – oznajmił bursztynooki.

- A co ze Wschodzącą? – Zaniepokoił się Oktawian.

Wszyscy trzej obrócili się w moją stronę. Przygryzłam wargę.

- Spokojnie, zajmiemy się nią.

 

***

Powiedz nam Wschodząca, czy pamiętasz cokolwiek ze swojej przeszłości?

Pytań nie było końca. Męczyło mnie już ciągłe powtarzanie, że nic nie wiem. Mężczyźni się jednak nie poddawali. Może powinnam czuć wdzięczność za okazaną pomoc, ale jakoś ciężko było mi to przyjąć. Czy moi rodzice w ogóle wiedzą, że zaginęłam? Próbowali mnie szukać? Boże… niech ten koszmar się skończy.

- Mówiłam już, że niczego nie pamiętam, oprócz swojego wieku. A w zasadzie… jak mam się do was zwracać?

Bursztynooki spojrzał na mnie znacząco.

- To Jonatan. – Wskazał na swego towarzysza. – A ja jestem Ariel.

- Miło mi… - zaryzykowałam.

- Nam również. – Wyrwał się Jonatan.

Ariel skarcił go spojrzeniem.

- No dobrze. Dziś nie będziemy cię więcej męczyć. Wypocznij. Zaraz Oktawian przyniesie ci coś do zjedzenia. Ashan słynie ze smacznych posiłków. – Zaśmiał się.

- A dlaczego akurat Oktawian? – spytałam ostrożnie.

Ariel zerknął na Jonatana, a potem znów na mnie.

- Hmm… bo jest z nas najmłodszy. Poza tym widzę, że dobrze się ze sobą dogadujecie.

Przez moment pomyślałam, że może coś sugerować. Później jednak zignorowałam to.

- No więc adios! – zawołali jednogłośnie.

„Adios” brzmiało jakoś znajomo. Wiedziałam, co to oznacza. Hiszpański?... O tak! Byłam na dobrej drodze.

 

***

Kiedy Oktawian wszedł do „celi”, poczułam ulgę. Nareszcie przyszedł ktoś, komu ufałam i kto nie zamierza mnie wypytywać. Ucieszyłam się również na widok czekoladowego deseru z lodami.

- Spróbuj, Wschodząca. Oby ci smakowało. – Z uśmiechem na ustach podał mi łyżeczkę. – Ups. No tak. Twoje ręce…

Młodzieniec odstawił pucharek na stolik, a następnie zerknął podejrzliwie.

- Chyba nie uciekniesz? Chociaż gdybyś nawet ruszyła do biegu, dogoniłbym cię. My, w Ashanie dbamy o kondycję. Jesteśmy bardzo szybcy, więc lepiej nie ryzykuj.

- Hehe. Nie zamierzam. Nie znam tego miejsca. Daleko bym nie uciekła – przyznałam.

Po chwili namysłu Oktawian podszedł bliżej, sięgnął po grube sznury i zaczął rozwiązywać pęki. Zajęło mu to około pięciu minut, a gdy skończył, podał mi ręce i powoli mnie podniósł.

- Boże, jak boli. Tak czy inaczej, dziękuję – oznajmiłam pogodnie.

- Drobiazg. Hmm… mogę ci jakoś pomóc? – wyczułam w jego głosie niepokój i coś w rodzaju troski.

Położyłam dłoń na jego ramieniu.

- Już tyle zrobiłeś. Czyż nie za dużo od siebie wymagasz?

Gdy to powiedziałam, zachwiałam się. Oktawian od razu zareagował. Przytrzymał mnie, a potem zawołał:

- Nic ci nie jest?

Podniosłam głowę, spojrzałam mu głęboko w oczy. Były takie piękne, wciąż zadziwiały swym blaskiem. Wpatrywałam się w nie jak zaczarowana. Ciekawe, czy w mojej krainie mieszkają tacy przystojni młodzieńcy. W sumie nie jest tu tak źle, ale tęsknię za własną ojczyzną. Gdziekolwiek się ona znajduje.

- Dlaczego tak na mnie patrzysz? – Oktawian nie krył zdziwienia.

- Bez powodu. – Zarumieniłam się. – Lepiej podaj mi deser. Zaraz lody się rozpuszczą.

Oktawian sięgnął po naczynie.

- Masz rację. No to smacznego, Wschodząca. – Uśmiechnął się zachęcająco.

 

***

- Był bardzo smaczny. Dawno nic nie jadłam, poza tym lubię słodkie przysmaki. Trafiłeś w dziesiątkę. Gratuluję i dziękuję.

- Oktawian skinął głową.

- A teraz… chodź ze mną. Chcę ci coś pokazać.

- Co takiego? – Podniosłam brwi.

- Wschodząca… zobaczysz.

Po opuszczeniu „celi” udaliśmy się do kilku miejsc Ashanu. Najpierw zwiedziliśmy (jak to się nazywa?) jadalnię. Właśnie tam przygotowywane są posiłki. Później weszliśmy do wielkiej biblioteki mieszczącej się na drugim piętrze. Było tam mnóstwo zbiorów: starszych z czasów wojny, a także literatura obca, beletrystyka, powieści przygodowe czy książki bibliograficzne. Nigdy nie widziałam aż tylu ksiąg.

- Niesamowite. Jak tu pachnie… - Zrobiłam piruet z wrażenia.

Zakręciło mi się w głowie tak, że wpadłam na stojącego obok Oktawiana.

- Ojej. Przepraszam. – Zmieszałam się.

Młodzieniec zauważył, że drzwi od biblioteki są lekko uchylone. Położył mi palec na ustach. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku.

- Cicho. Przejdźmy do ogrodu.

Oktawian poprowadził mnie w głąb prawdziwej doliny piękna. Byłam bardzo podekscytowana widokiem kilkudziesięciu gatunków roślin. Rozpoznałam jedynie dwanaście z nich. Pozostałe objaśnił mi mój towarzysz.

- Tu rosną róże. W Ashanie mamy ich trzy rodzaje. Otóż istnieje wiele barw kwiatów. Każdy ma w sobie urok.

- Mhm. Dobrze wiedzieć – oznajmiłam jakoś niepewnie.

Oktawian zauważył zmianę na mej twarzy.

- Heh. Od razu widać, że nie jesteś stąd. Hmm… mniejsza z tym – zawahał się. – W sumie miałem zapytać, ile masz lat. Słyszałem, że pamiętasz…

- Owszem. Wiek akurat tak. W tym roku skończyłam szesnaście.

- Naprawdę? Trudno uwierzyć, że jesteś ode mnie młodsza zaledwie o dwa lata. – Uśmiechnął się.

- No widzisz. – Wzruszyłam ramionami.

Nagle przypomniałam sobie, że zbliża się noc. Nie powinnam tak długo bywać poza „celą”. Jeszcze sprowadzę jakieś kłopoty. A przecież tego nie chciałam.

- Oktawianie… - zaczęłam. – Dziękuję ci za ten cały czas, który spędziłeś dziś ze mną. Było wspaniale. Naprawdę. Tylko wiesz… robi się późno. Lepiej, żeby nikt nas o tej porze nie znalazł.

Oktawian nic nie odpowiedział. Na początku wydawało mi się, że się obraził. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że nie chodziło o to. Osiemnastolatek był po prostu smutny. Jego oczy straciły blask.

- Ej, co jest? Nie żegnamy się na zawsze. Pewnie jeszcze dużo czasu minie, zanim rodzice mnie odnajdą. Zobaczymy się jutro. – Próbowałam go pocieszyć.

Po tych słowach skierowałam się do wyjścia. Jednakże Oktawian podążył za mną. Chwycił mnie za rękę, obrócił ku sobie tak, że teraz nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Nie pozwalał mi mówić, bo kiedy tylko otwierałam usta, zasłaniał je dłonią. Potem przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Czułam jego oddech na skórze i szybkie bicie serca. Oktawian odgarnął mi ciemne kosmyki z twarzy, z czułością dotknął mojego policzka, a na koniec pochylił się, by mnie pocałować. Ja natomiast stałam w bezruchu, a kiedy nasze usta się zetknęły, odpłynęłam. Nastolatek położył mi dłonie w talii, a ja objęłam go za szyję. Pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Wiedziałam, że to zakazany owoc, lecz nie potrafiłam przestać go całować. Nie musiałam długo czekać. Oparty o moje czoło, szepnął:

- To nie w porządku, Wschodząca. Nie mogę kochać zaginionej. Przepraszam.

Gdy to powiedział, natychmiast się ode mnie odsunął. Nie patrzył mi w oczy, co bardzo bolało.

- Kochać? Czy dobrze usłyszałam? – zapytałam z nadzieją.

-Zapomnij o tym… Idź już.

Zerknęłam na niego po raz ostatni, a potem wyszłam bez słowa.

 

***

Minął miesiąc. Przez cały ten czas pobytu w Ashanie wiele się zmieniło. Po pierwsze: poznałam osobiście pozostałych braci oraz przywódcę, czyli Nataniela. Ponadto zaprzyjaźniłam się z Jonatanem i Arielem. To naprawdę wspaniali ludzie. Po drugie: odkryłam jeszcze inne zadziwiające zakątki. Najbardziej podobała mi się sala wojskowa, w której znajdowała się siłownia. Dowiedziałam się, że to właśnie tam bracia spotykają się, by ćwiczyć. Po trzecie: po wielu próbach przypomniałam sobie większość istotnych rzeczy ze swojego życia. Znałam imiona rodziców, kojarzyłam miasto, wiedziałam czym się interesuję, mianowicie czytelnictwem oraz jazdą na łyżwach. Oprócz tego byłam pewna, że nie mam rodzeństwa, a polski i hiszpański to tylko dwa języki z pięciu, które rozumiałam. Najważniejsze było jednak to, że „odzyskałam” swoje imię. Przyzwyczaiłam się do Wschodzącej, ale tak naprawdę jestem Diana. Dzięki Natanielowi dowiedziałam się, co wydarzyło się tamtego dnia, kiedy mnie zabrano do Ashanu. Po prostu szukałam przygód. Udałam się na pustynię, a z braku płynów zemdlałam. Ktoś musiał mnie zranić, ponieważ miałam sińce na ciele. A potem zjawili się bracia, z Oktawianem na czele. A co z Oktawianem? Od naszego pocałunku nie rozmawialiśmy. Cóż.. przykro.

- Diano, mam dla ciebie wspaniałą wiadomość – oznajmił pewnego dnia Nataniel.

- O co chodzi? – zapytałam, zaskoczona nagłym wyznaniem.

- Dziś wracasz do rodziny. W końcu udało nam się z nimi skontaktować.

- Naprawdę? O mój Boże. To cudownie. Kiedy przyjadą?

Nataniel odłożył talerz na półkę.

- Za niecałą godzinę. Rzeczy masz już spakowane. – Uśmiechnął się.

- Jakie rzeczy? – Zdziwiłam się, bowiem niczego nie posiadałam w Ashanie.

- Dar od braci. Nie dziękuj, Diano – powiedział stanowczo.

- A więc wyjeżdżasz? – usłyszałam głos Oktawiana.

Obróciłam głowę i powoli podniosłam oczy, by na niego spojrzeć.

- Tak… Zaraz będą tu moi rodzice. Bardzo się cieszę – powiedziałam bez entuzjazmu.

- To dobrze… - wyznał, patrząc mi w oczy.

Bolał mnie widok jego pięknych, lecz smutnych oczu. Musiałam zareagować. Teraz albo nigdy. Pokonałam przestrzeń, która nas dzieliła, a potem bez wahania wtuliłam się w jego bezpieczne ramiona. Oktawian odwzajemnił uścisk. Trochę trwało, zanim mnie puścił.

- Moja Wschodząca – szepnął.

- Mam na imię Diana. – Mrugnęłam do niego.

- Dla mnie i tak pozostaniesz Wschodzącą, bo odnalazłem cię przy wschodzie słońca. – Uśmiechnął się szeroko. – Musisz wyjeżdżać?

Rozejrzałam się wokół. Nataniel zniknął.

- Tak, Oktawianie, bowiem taki był mój cel…

 

***

Po rozmowie z rodzicami wiele sobie uświadomiłam. Zdałam sobie sprawę, że miłość wymaga poświęceń...

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • alfonsyna 14.05.2016
    Chciałam sobie zerknąć na jakąś Twoją prozę i wybrałam coś, pod czym nie było komentarzy. Okazuje się, że sprzed roku, więc pewnie od tego czasu wiele się zmieniło, ale w sumie dobrze trafiłam, bo historia jest na swój sposób urzekająca. Romantyczna aż nadto jak dla mnie, ale właściwie nic w tym złego. Dzięki temu, że wykreowałaś taki przyjemny w odbiorze klimat, ten romantyzm mi w ogóle nie przeszkadzał. :)
    Brak gdzieniegdzie przecinków, ale w sumie przez lenistwo chyba nie będę tego wytykać. Mogę tylko powiedzieć, że są też drobne błędy w zapisie dialogów, być może teraz już znasz te zasady, ale krótko powiem - jeśli po myślniku mamy czynność "gębową" (powiedział, rzekł, stwierdził, zapytał, oznajmił itd.) to przed myślnikiem nie dajemy kropki. Jeśli natomiast po myślniku mamy jakąś czynność "niegębową" (bohater coś robi, np. uśmiechnął się, zamyślił się, podniósł rękę, podrapał się po głowie) to stawiamy kropkę przed myślnikiem, a po myślniku mamy już nowe zdanie, więc zapisujemy do wielkiej litery - mam nadzieję, że za bardzo nie zagmatwałam. :D
    "Spoglądały na duże" - spoglądały na mnie
    "Wszyscy troje obrócili się" - wszyscy trzej, bo byli to sami mężczyźni, "troje" odnosiłoby się do towarzystwa mieszanego płciowo
    "Obi ci smakowało. – z uśmiechem na ustach podał mi łyżezkę" - oby, łyżeczkę; no i "Z uśmiechem" wielką literą w tym przypadku, o czym pisałam wyżej
    "dłonie na tali" - talii; nie wiem, czy nie brzmiałoby lepiej "w talii"
    W dialogach momentami miewałam drobne wrażenie nienaturalności, np. poprzez nadto poważnie brzmiące słowa:
    "W ogóle, gdzie się znajduję" - chyba bardziej naturalnie by zabrzmiało "gdzie ja jestem?"
    "jak mam się do ciebie odnosić" - nasunęło mi się raczej "jak mam się do ciebie zwracać?"
    Ale to generalnie takie drobiazgi, skoro opowiadanie trochę starsze, to i warsztat Ci się pewnie nieco zmienił od tamtej pory, ale skoro już wpadłam to nabazgrałam po sobie komentarz, mam nadzieję, że nie masz mi za złe. ;)
    Ogólnie mówiąc, nie zostało wiele wyjaśnione odnośnie szczegółów, jakie sprowadziły naszą bohaterkę do obcego dla niej miejsca, ani też odnośnie tego, jak w końcu odnalazła rodzinę. W sumie trochę mi tu tego brakuje. Cóż, pozostają mi tylko domysły. :) W sumie zostawię za całość solidną 4, bo całkiem przyjemnie mi się czytało. :)
  • Łowczyni 15.05.2016
    Alfonsyno, bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz! Masz rację - jest to tekst, który napisałam sporo miesięcy temu, a więc nieco (przynajmniej tak mi się wydaje) poprawiłam swoje umiejętności. Tak czy inaczej, błędów należy się wystrzegać. Twoje poprawki/sugestie są zawsze mile widziane. :) Jeśli chodzi o dialogi, rzeczywiście wcześniej się nie orientowałam, jak należy je zapisywać. :)
    Zdecydowanie podzielam Twoje zdanie. Powinnam była rozwinąć nieco wątek dotarcia do Ashanu oraz powrotu do rodziny. Jednak - było to opowiadanie na konkurs, dlatego musiałam się zmieścić w określonej liczbie stron. (Wszędzie te limity! :D) Dziękuję raz jeszcze za wszelkie uwagi, które wezmę sobie oczywiście do serca. Serdecznie Cię pozdrawiam! :)
  • alfonsyna 15.05.2016
    Tak, wydaje mi się, że limity to jednak wielka zmora dla wszystkich, którzy próbują sił we wszelakich konkursach. Sama wiem, że niełatwo opisać wszystko dokładnie tak, jak się zaplanowało, gdy ma się jakiś limit z tyłu głowy, ale z drugiej strony, można się przy tej okazji nauczyć wyciągać z historii wyłącznie te najważniejsze rzeczy, co oczywiście łatwe nie jest. Niemniej jednak, warto próbować. :)
  • Łowczyni 15.05.2016
    Zgadza się. :)
  • vilemo 19.06.2016
    To bardzo piękne opowiadanie. Owszem, są błędy ale pisałaś to rok temu I na pewno poprawiłaś swój styl. Ja od niedawna jestem na opowi. Przeglądam różne teksty i trafiają mi się takie perełki jak twoje opowiadanie. Na pewno będę cię czytać. Daję 5
  • Łowczyni 19.06.2016
    O, bardzo dziękuję! :)
    Wpadłam tutaj na chwilkę, ale coś mi się zdaje, ze niebawem powrócę na opowi i będę tu wchodzić regularnie.
    Jak tylko pojawię się tutaj następnym razem, chętnie poczytaj coś Twojego. :)
    Pozdrawiam!
  • Łowczyni 19.06.2016
    Poczytam *

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania