Przybłęda

Smutek szedł i szedł, i szukał kogoś, kto go będzie potrzebował. Żadna osoba go jednak nie chciała przy sobie. Jedni uciekali w przestrachu, bojąc się go, jak jakiejś swędzącej zaraźliwej wysypki czy grypy, która uziemi człowieka w łóżku bez sił. Absolutnie nie chcieli być w pobliżu niego. Wszędzie, byle z dala od smutku. Niektórzy wbiegali na drzewa, inni do kanałów. Mówili " wolę się chować w najobrzydliwszym lub najwyższym miejscu, niż być przy smutku". Jeszcze inni mówili mu prosto w smutne oczy, że nie jest potrzebny. Mógłby nie istnieć.

Kolejni inni przeganiali go. Mówiąc, że jego obecność jest zbędna w ich życiu. Krzyczeli na niego, strzepywali teatralnie, z obrzydzeniem wręcz z siebie niewidzialny pył jego obecności. Działo się to gdy nieplanowanie i bez uprzedzenia smutek dotknął ich swoją obecnością, a oni nie chcieli być ją naznaczeni. Były też osoby, które za wszelką cenę próbowały go rozbawić, a tym samym... zmienić Smutek. Przemienić w kogoś innego. Nie pomagało tłumaczenie, że smutek jest smutkiem, tak jak Słońce jest Słońcem i nigdy nie będzie Księżycem. Smutek nigdy nie nauczy się żartować ani śmiać. Ludzie podejmowali parę prób rozbawienia i rozluźnienia smutnej atmosfery, ale finalnie, nie widząc efektu, uznawali że przynajmniej sami się pośmiali ze swoich żartów i zapominali o smutku stojącym tuż obok nich. Także i to był sposób - żarty były dobre na zapomnienie o istnieniu smutku. Było też sporo osób które krzyczały na smutek jak na jakiegoś intruza. Smutek nie do końca rozumiał co krzyczą. Jedyne co usłyszał to to, że tylko plącze sie pod nogami i pożytku z niego nie ma żadnego. Było mu tak głośno od tych krzyków, że zaczął się oddalać.. aż zniknął.

Smutek zniknął. Ale tylko z oczu ludzi. Bo tak naprawdę stał się parą, powietrzem, atomami, cząsteczkami. Zamiast oczekiwanego nigdzie zaczął być wszędzie. Im bardziej miało go nie być - tym bardziej był.

Smutek rozsiadł się swoimi cząsteczkami w każdym miejscu przebywania człowieka. Był w szufladach, w wannie, w lodówce, w łóżku, w metrze, w sklepach, w restauracjach i pubuch, w parkach i lasach. Był wszechobecny i nieprzewidywalny w zderzeniu z sobą. Miał być nigdzie. A mnożył sie, pęczniał, rosl i zajmowal coraz większą powierzchnie, chociaż go nie było widać . Stawał się ciezki. Ludzie przestali swobodnie oddychac. Kazdy wdech był dla nich coraz trudniejszy. Smutek w formie nieistnienia zabierał życie. Mało tlenu było w powietrzu. Większość pierwiastków pochłaniał smutek. Myśl o tym, że kiedyś będzie miał przyjaciela zupełnie porzucił. Kto by chciał mieć za przyjaciela smutek przy którym nie można oddychać?

Aż nagle usłyszał " AAAAAA SERCE MI SIE POPSULO! Nie działa! Nie działa! "

Och! Jakie to smutne... Jakie to najsmutniejsze na swiecie.- pomyślał.

Przeniósł się sobą do dziewczyny, która trzymała w dłoni przedarte na pol serce z papieru"

Och! Zepsuła Ci praca, nad którą tyle pracowałaś? Tak mi przykro...

Tak!!! Moje piękne serce!! Teraz jest w kawałkach! Tak się starałam, wycinałam z ostrożnością, kolorowalam najpiękniejszymi odcieniami, brokatem obsypałam, przykleiłam nawet na tekturę aby było solidniejsze i co... Podarlo mi się w dłoniach!!!"

Smutek nie znał się na papierze. Na tekurze. Na brokacie. Na kolorowaniu i wycinaniu. Smutek nie zna się na niczym. Smutek nie daje rad, bo nie ma rozwiązań. Dlatego go wiele osób nie chciało za towarzysza. Na co im towarzysz bez działania?

Smuteczek zapytał czy może z nia trochę zostać. Dziewczyna przytaknąła.

I tak siedzieli sobie. Smutek i dziewczyna.

Siedzieli tak chwilę. Smutek przysunął się do niej i objął ją ramieniem w postaci swych czasteczek mówiąc:

- To takie smutne gdy psuje się serce.Jestem tu. Może chciałbyś popłakać? I wtedy... Dziewczyna zalal się łzami. Płakała. Łzy jej kąpały na zepsute serce A smutek siedział przy niej i mówił: Płacz. Płacz jest okej. Możesz płakać. I ona płakała. I płakała. I mówiła, ze to najgorszy dzień jej życia. Gdy pękło jej serce.

Aż nagle przy nich usiadła inna dziewczyna. Która trzymała podobne przedarte serce. Miała wściekłość w oczach.

"aaaaaa nienawidzę tej miękkiej tektury, nienawidzę tego niedziałającego kleju, niezatemperowanych kredek, przecież to się nie mogło udać! Nienawidzeeeeee!!! "

Druga dziewczyna siedząc obok. Podała jej swoją tekturę, zatemperowane kredki, nowy solidny klej.

Na co tamta odpowieodpowiedziala: Ja nie chce tego robić od nowa!!!! Ja nie chcę tych materiałów. Nie chcę nic robić!!! Mam to gdzieś.

Na co smutek odpowiedział. Gdy zdecydowałaś się przyjść do mnie musisz wiedzieć że ze mna się nie działa. Spędzając czas że mną musisz wiedzieć że nie będziemy szukać rozwiązania aby natychmiastowo zmienić to co czujesz. Ale mogę pomóc Ci to zauważyć i w tym pobyć. Ja z założenia hamuje działanie. Ja nie lubię działania. Nie pasuje do mnie. Lubię bycie. Ta dziewczyna ci dała te materialy nie dlatego że są gwarancją sukcesu mimo że są lepszej jakosci. I dziewczyna dała drugiej także swoje przerwane serce. Smutek dodał - ona Ci pokazuje, że mając lepsze materiały jej serce też jest w kawałkach.

I smutek zapytał czy są gotowe płakać nad złamanymi sercami i odrzucić chęć naprawiania, chęć szukania lepszych materialow ... Bo to nie na to czas ani towarzystwo. I dziewczyna wściekłość w oczach przemienila we łzy. Obie siedziały i plakalay. Przyjmując to, że te serca po prostu są przedarte. Nie zastanawiają się nad naprawa. Nie krzycząc że nigdy więcej nie będą tworzyć serc. A smutek je obejmował i powtarzal: To musi być bardzo bolesne taka strata serca w całości. To musi być bardzo trudne zobaczyć że to co tak skrupulatnie tworzylyscie przestało istnieć w takiej formie jak pragnęlyscie. To musi być takie smutne... To trzeba opłakac. To jest warte oplakania! Będę z wami tak długo aż wejdziecie w działanie co z tymi sercami zamierzanie zrobić... I wtedy.. Odejdę. I to będzie koniec naszego dobrego spotkania. Pójdę wtedy dalej sprawdzac, kto mnie potrzebuje. I kto jest gotowy spędzić ze mną czas akceptując i przyjmując formę w jakiej się pojawiam i jestem. Gdy ktoś mnie zacznie wyganiać jak to zdarza się bardzo często... Nie będę się narzucać. Ale będę musiał znów się gdzieś ukryć, bo istnieć nie przestanę nigdy choćby ktoś naprawdę fenomenalnie ignorował moja obecność. A gdy zacznę nie mieścić się w szufladach, szafach, torbach i plecakach, wtedy po prostu z nich wyfrune w najmniej oczekiwanym momencie. Nie lubię gdy mi tak ciasno. Kto by to wytrzymał?

 

Pierwszy raz w życiu coś napisałam. Dzielę się. Klaudia.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania