Przychodnia
7.05.2025
Środa, siódmego maja dwa tysiące dwudziestego piątego roku przywitała mnie piękną pogodą bezchmurnym niebem słoneczkiem, które uśmiecha się z wysoka, i małymi czarnymi samolocikami latającymi po niebie.
Choć jest trochę chłodno, ale to mi nie przeszkadza. Chodząc po mieszkaniu, radośnie podskakuję, klaszcząc w dłonie.
Okolo piętnastej poszłam odebrać z przychodni całoroczne zlecenie na wkłady higieniczne dla mamy.
W drodze powrotnej w Dino zrobiłam małe zakupy.
Komentarze (11)
Zanim weszłam do domu, spojrzałam jeszcze raz w niebo. Samoloty robiły się coraz większe, poczułem gwałtowne wibracje, obniżały lot, to były rosyjskie bombowce. Oszołomiona nie mogłam się ruszyć. Jak zahipnotyzowana stałam i patrzyłam na bombę spadająca mi na łeb.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania