Przygoda nocy letniej: To nie na mnie czekasz
Nie wiedziałem, kogo poszukiwałem.
Widzieliśmy się ostatnio dziesięć lat temu, przez tyle czasu mogła zmienić się nie do poznania lub — co gorsza — zapomnieć o naszej obietnicy, że spotkamy się przy naszej ulubionej budce z lodami, gdy tylko osiągniemy pełnoletność. Dokładna data przypadała właśnie tego dnia o godzinie dwudziestej. A że przygotowywałem się na to spotkanie całe swoje pierdolone życie, to przyszedłem kilka godzin wcześniej.
Po kilku minutach siedzenia na krześle w upale stwierdziłem, że nie wytrzymam — musiałem zapalić, mój organizm domagał się nikotyny. Wyjąłem z kieszeni spodenek e-papierosa, jednego z moich najlepszych przyjaciół, i zaciągnąłem się parą wodną o smaku earl grey. Przypomniało mi się, jak ostatnio na lekcji, tuż przed zakończeniem roku szkolnego, nauczycielka przyłapała mnie na paleniu, więc wcisnąłem jej kit, że to pistolet hukowy na parę wodną. Co dziwne — uwierzyła.
Pewnie nie przyjdzie — stwierdziłem, gdy okazuje się, że spóźnia się o pół godziny. — Albo jej nie rozpoznałem.
Postanowiłem zamoczyć stopy w morzu — woda była lodowata, ale w połączeniu z upałem, była przyjemna, orzeźwiająca. Gorąc dawał o sobie znać, mimo że słońce dawno temu uciekło za horyzont, plaże oświetlały odległe latarnie.
Włożyłem e-fajkę z powrotem do kieszeni.
— Idioto — warknąłem sam na siebie. — To było oczywiste, że o tobie zapomniała. Albo nie żyje — ostatnie słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
Czerwona, moja miłość z dzieciństwa, dziewczyna o brązowych włosach, bladej cerze i śmiertelną chorobą — niewydolnością szpiku kostnego. Niby byłem w technikum weterynarii, ale nadal nie miałem pojęcia, z czym dokładnie choroba się wiąże. Wiedziałem, że Czerwona wymagała częstych transfuzji koncentratu krwi i przeszła kilka operacji. Pytanie tylko, czy nadal żyła, przecież mogła umrzeć w każdej chwili, była jak bomba.
— Adrian — usłyszałem za sobą słodki głosik.
Odwróciłem się i zobaczyłem… o kurwa.
— Gabi? — zapytałem zdziwiony. — Co ty tu robisz?
Stojąca przede mną piękność uśmiechała się smutno, długie włosy znowu jej zjaśniały, uwydatniając ich rudy kolor; skórę miała jak zawsze bladą, lecz jej piegi na nosie i policzkach wydawały się mniej widoczne niż zwykle.
— Czyli się nie domyśliłeś — zaśmiała się smutno.
— O czym ty… Chwila.
Te oczy. Przecież widziałem je setki razy podczas wakacji dziesięć lat temu. Odcieniem przypominały deszczowe niebo, z którego powinien spaść deszcz, ale nigdy w mojej obecności nie zapłakała ani razu.
Oczy Gabrieli były dla mnie zbyt znajome odkąd tylko ją poznałem i dopiero wtedy odkryłem tego powód.
— Ty jesteś… — zacząłem, ale przerwała mi uniesieniem ręki.
— Nie — powiedziała cicho, niemal szeptem. — To nie na mnie czekasz. Nie jestem Czerwoną. Jestem jej siostrą bliźniaczką.
— Ty… — O kurwa, zdecydowanie za dużo informacji naraz. Gabriela wygląda jak Czerwona, ale nie jest Czerwoną, tylko jej siostrą bliźniaczką? Czy ja przypadkiem nie gram w serialu typu „Dlaczego ja?”, „Trudne sprawy”, czy „Ukryta prawda”?
Po kilku minutach dopiero do mnie dotarł sens jej słów.
— Nie kłamiesz? — Nadal nie mogłem w to uwierzyć — miałem na wyciągnięcie ręki coś, czego zawsze pragnąłem, ale równocześnie nie byłem w stanie tego dosięgnąć przez oddzielającą mnie od marzeń szklaną ścianę.
— Nie, przysięgam.
— Więc co z nią? Co z Czerwoną? — Musiałem ją ujrzeć, musiałem dotknąć, musiałem usłyszeć jej głos, jakby od tego zależało moje życie.
— Adrian… Ona umarła tego samego dnia, w którym wyjeżdżałeś.
I wtedy właśnie szklana ściana pękła, ale nie pozwoliła mi osiągnąć swojego największego pragnienia — jedynie jej odłamki wbijały się w mój umysł, mordowały szczęście, cel i nadzieję, których krew spłynęła mi po policzkach. Czerwona umarła. Umarła dziesięć lat temu, a ja przez te dziesięć lat łudziłem się, że możemy razem dzielić płochy sen, w którym to na zawsze mieliśmy być razem.
— Obiecałam jej, że ci to powiem — dodała po chwili, odwracając wzrok, jakby nie mogła dłużej na mnie patrzeć. — Przepraszam. Opowiedziała mi o tobie. Obiecałam, że cię znajdę.
— Nic już nie mów — szepczę.
— Ale… — przeniosła wzrok z morza znowu na mnie.
— Nic już nie mów! — warknąłem i przytuliłem ją do siebie mocno. Potrzebowałem wsparcia i otrzymałem je od dziewczyny, której wiecznie dokuczałem. Dostałem wsparcie od dziewczyny, która boleśnie przypominała moją pierwszą miłość z dzieciństwa.
Otrzymałem wsparcie od dziewczyny, która, od kiedy tylko ją poznałem, stała się moją prawdziwą miłością.
Komentarze (9)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania