Przygoda pana Michała
Pan Michał Wołodyjowski pułkownik Korony bronił oblężonego przez Turków Kamieńca Podolskiego. Wraz z nim w twierdzy przebywała jego małżonka Barbara, zanim została żoną pana Michała była już trzykrotną wdową. Całkowicie odbiegała charakterem i urodą od przedstawionej postaci w ostatniej części Trylogii Henryka Sienkiewicza.
Pan Michał miał wiele nałożonych obowiązków i w trakcie oblężenia zaniedbywał żonę, cały swój czas poświęcał na odpieraniu ataku wrogów. Natomiast miedzy walkami doglądał murów obronnych, kondycji żołnierzy oraz nadzorował opatrywanie rannych i pochówek poległych. Żona nudziła się coraz bardziej, czuła się porzucona, zaniedbywana, samotna. Małżonek wpadał na kwaterę, tylko na posiłek i zmianę brudnych gaci. Zaczynała szukać towarzystwa na samotne wieczory i przegonienie zmór nocnych. Jak ktoś szuka to znajdzie, dla kobiety atrakcyjnej w fortecy pełnej znakomitego wojska. Nie stanowiło to większego problemu, poznała porucznika saperów. Chłop był postawny, urodziwy, potrafił zabawić się i poswawolić, istna dusza towarzystwa. Był przeciwieństwem jej męża Michała, niewysokiego, skupionego tylko na służbie dla ojczyzny. Ich staż małżeński był niewielki, lecz szybko okazało się, jak związek ten jej ciąży. Jeszcze te pogłoski o rychłym poddaniu twierdzy Turkom, tym samym zakończenia oblężenia, odganiały jej sen z oczu. Postanowiła, jak to nowoczesna kobieta w siedemnastym wieku wziąć sprawy w swoje ręce. Wprawę trzykrotną w pozbywaniu się swoich problemów, już posiadała. Odczekała stosowny moment jak chłop brudny i wygłodzony przyjdzie na obiad.
- Michasiu pójdziesz do piwnicy po ziemniaki – powiedziała z uśmiechem Basieńka do męża.
- Nie możesz sama pójść, albo służbę wysłać, jestem taki zmęczony – odpowiedział pan Michał.
- Kochany wiesz przecież, że ja ciemności się boję, a służba ukradnie nam tylko te zamorskie specjały. Zobacz chłopstwo tylko pragnie dorwać się do kartofli, później ponapycha te swoje wielkie brzuchy. Wyżrą wszystko, jak przyjdzie wiosna nie będzie, co posadzić. Co ja ci potem podam na obiad, codziennie kaszę – ripostowała Basieńka.
Pan Michał nie cierpiał kaszy, najadł się jej wystarczająco w wojsku jak był szeregowym. Teraz w stopniu pułkownika nie zamierzał spożywać tego samego, co zwykły szeregowy. Niechętnie wziął podane przez panią żonę drewniane wiaderko, w drugą rękę złapał podawaną zapaloną świeczkę. Żoneczka otwarła drzwi piwnicy i gestem zachęciła męża do zejścia. Schody drewniane były wyjątkowo śliskie nie tylko za sprawa panującej wilgoci, lecz od kilku dni przezorna żona polewała je obficie gorącą wodą z roztopionym smalcem. Stanął Michał na schodach, mocno trzymał się za poręcz, lecz w tym momencie przeciąg mocno trzasnął drzwiami. Rycerz odruchowo poluźnił uchwyt, w chwili jak mu świeczka zgasła i zwalił się całym swoim ciężarem ze schodów. Już leżąc w ciemnicy na wiaderku na samym dole, przypomniał sobie, że jak każdy żołnierz ma przy sobie krzesiwo. Wyciągnął sprzęt do rozniecania ognia i z wielka wprawą wzniecił ogień. Rozglądnął się za ziemniakami, ich nigdzie nie było. Piwniczka od podłogi po sufit wypełniona była prochem. Nie zdążył nawet pomyśleć, że pomylił piwnice i wszedł do tej należącej do sąsiada Ketlinga, lub jakiegoś innego sapera.
Nastąpił wielki wybuch, Basieńka ukochana żona została ochroniona przez grube ściany piwnicy, za które przezornie się schowała. Wiadomo kiedyś to się budowało, stać miało to przez wieki. Tak została wybudowana sama piwnica, pozostała część już nie. Konstrukcja twierdzy w wyższej swojej części, została wykonana z kiepskich materiałów. Kierownik budowy, inspektor nadzoru i wykonawca musieli zarobić. Starczyło tez dla przedstawiciela marszałka, upoważnionego do odbioru obiektu, on też sporo zyskał.
Kamieniec Podolski zamienił się w stertę gruzu, oblegająca armia Turecka. Odstąpiła od zdobywania gruzowiska, własnego mieli pod dostatkiem, niebyło potrzeby jego importu. Wrócili do swoich domów i już nigdy nie zrobili wyprawy na zachód od byłej twierdzy. Bali się spotkać z żywymi bombami, co w tamtych czasach występowało jedynie na ziemiach polskich. Pozostał im jedynie problem ze spłatą zaciągniętego przez Paszę kredytu u zachodnich bankierów, na wyposażenie ekspedycyjnej armii. Przed wyprawą wojenną liczyli jak zawsze na obfite łupy. Ludność okolicznych ziem wszystkie swoje oszczędności zwyczajowo zwoziła do twierdzy. Nie było potrzeby ganiania za każdym groszem wiele kilometrów, teraz po wielkim wybuchu wszelkie dobra przepadły. Jak i czy poradzili sobie z zaciągniętymi kredytami to już inna historia.
Basieńka szybko znalazła nowego męża, była przecież wdową jeszcze bardziej majętną jak ostatnio? Pieniądze ujęły jej lat i dodały jeszcze uroku. Powtarzała numer z bogatą wdową, do czasu aż stwierdziła, że starczy.
Sienkiewicz pisząc swoje wielkie dzieło, pragnął pokrzepić ducha narodu. Opisał Basię, jako dziewicę i dorzucił jeszcze bohaterskie wysadzenie twierdzy. Wszystko opowiedział mu Zagłoba, który zawsze miał pełny kufel. Nalewany przez Basieńkę, jego hajduczka.
Skromnie tylko dodam, papier jak zawsze wszystko przyjmie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania