Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 100

Pracownik recepcji hotelowej podszedł do mnie z jakimś mężczyzną niosącym torbę przeznaczoną na laptop.

- Przepraszam, że przeszkadzam, lecz ten pan przyszedł do pana.

- Dzień dobry, jestem kierowcą taksówki i rano przywiozłem na parking hotelowy pasażera, który miał tutaj zostawiony samochód terenowy. Podczas płacenia za kurs, poprosił o dodatkową usługę, która polegała na dostarczeniu w południe panu Marcelowi laptopa z informacją, że wyjaśnienie jest zapisane na dysku.

Kiedy to mówił moje serce zaczęło szybciej bić z prostej przyczyny, Artur nigdy by tak się nie zachował gdyby coś wyjątkowego się nie stało.

- Ile się należy za usługę? – zapytałem taksówkarza.

- Nic, wszystko zostało opłacone.

- Przepraszam, czy nic niezwykłego nie zauważył pan w jego zachowaniu? –dodałem.

- Dziwnie chodził i ruchy rąk miał takie nienaturalne.

Podziękowałem i zastanawiałem się, co mam zrobić, żeby dowiedzieć się, co się dzieje z Arturem przy silnym jego wzburzeniu. Moje nadmierne unikanie posługiwania, się komputerem, w tym momencie przyniosło żniwo i skazany byłem na pomoc kogoś biegłego. Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem wchodzącego Mateusza. Nie chciałem tracić niepotrzebnie czasu, więc zawołałem go. Szybko mu opowiedziałem o dostarczeniu torby z laptopem i jak tylko uruchomił się sprzęt, Mateusz zaczął przeglądać ostatnie zapisane pliki. Obraz, jaki się wyłowił, zmroził mi krew i zwiększył znacznie ciśnienie. Trzęsącymi rękami wybrałem telefon do znajomego policjanta.

- Cześć Mirek, przepraszam, że przeszkadzam, mam pytanie. Czy przypadkiem nie było dzisiaj jakiegoś wypadku z udziałem samochodu terenowego?

Miał wolne i dopiero na wieczór szedł do pracy, lecz nie odmówił mi przysługi, poprosił o nie rozłączanie się i przedzwonił na komisariat z telefonu stacjonarnego. Nawet długo nie rozmawiał, jak podziękował koledze za informacje. Dobrych wiadomości dla mnie nie miał.

- Oficer dyżurny dopiero przed godziną przejął obowiązki i szczegółów nie zna, przekazał mi treść komunikatu, jaki został umieszczony na naszej stronie internetowej.

„Kierowca samochodu terenowego zmierzający do naszej miejscowości nie zachował bezpiecznej prędkości, stracił panowanie nad pojazdem i na łuku drogi zjechał na przeciwny pas ruchu. Następnie uderzył w jadący prawidłowo samochód osobowy marki BMW. W wyniku zderzenia po wyłamaniu barierek ochronnych samochody wypadły z drogi i spadły z dziesięciometrowej skarpy. Oba pojazdy stanęły w płomieniach. Akcja gaśnicza była utrudniona i pomimo szybkiej interwencji straży pożarnej nikogo nie udało się uratować. Śledztwo prowadzi policja pod nadzorem prokuratury. Ruch na drodze w chwili obecnej odbywa się jednym pasem, utrudnienia potrwają jeszcze około dwóch godzin”.

Niestety nie znał numeru rejestracyjnego terenówki, podobnie jak marki i modelu samochodu, nawet koloru jeszcze nie ustalili. Kierunek do miasta, a nie z miasta trochę mnie uspokoił, lecz nie na długo. Mateusz przez ten czas rozpracował hasło zabezpieczające prywatne zapiski Artura i kolejno od najnowszych przeglądnął dokładnie pozostałe pliki.

Informacja o pobycie Krzesimira nie wróżyła dobrze, obawiałem się najgorszego i chcąc być pewnym musiałem rozpytać wśród znajomych mieszkających albo pracujących przy ulicach wyjazdowych. Na początek wybrałem ulice główne odchodzące od hotelu. Przy samym wyjeździe z miasta była stacja paliw i wszyscy zatrudnieni tam znali Artura, więc nie chcąc tracić czasu zamówiłem taksówkę. Kiedy dojechałem na miejsce wystarczyła chwila rozmowy i już miałem pewność, że był i tankował pod korek, a miał prawie pełny bak. Zaraz po napełnieniu zbiornika i uregulowaniu rachunku odjechał w kierunku, w którym doszło do wypadku. Poleciłem taksówkarzowi, żeby tam pojechał, a w momencie mijania miejsca kolizji miał zwolnic maksymalnie, żebym mógł zobaczyć jak najwięcej.

Ruch puszczany był wahadłowo i wszyscy kierujący specjalnie zwalniali chcąc zobaczyć jak najwięcej. Zaraz za radiowozem z włączonymi kogutami stała pierwsza laweta, a na niej stał spalony wrak samochodu. Marki pojazdu nie rozpoznałem, ponieważ wszystko było zgniecione i powyginane. Natomiast samochód wciągany na druga lawetę rozpoznałem natychmiast, pomimo zniszczeń, powyginana okopcona tablica rejestracyjna nie była już potrzebna.

- Proszę jechać dalej i zatrzymać się za następnym zakrętem na poboczu, na którym parkują jesienią często grzybiarze – poleciłem kierowcy.

Tak jak chciałem szofer zatrzymał się w miejscu wskazanym przeze mnie. Wysiadłem z samochodu chcąc mieć stu procentową pewność, chociaż ślady kół na podmokłym terenie doskonale były widoczne przez boczne okna pojazdu. Odciśnięty bieżnik opon był charakterystyczny i sam go wybierałem, dlatego wiedziałem, że Artur w tym miejscu ostro zawracał. Dość łatwo odkryłem tajemnicę, więc mogłem się nią podzielić z pozostałymi.

- Kochanie wiesz już coś? – zapytała mnie prawie w progu żona, gdy po powrocie wchodziłem do hotelowej sali.

Zamiast odpowiedzieć wprost mocno ją przytuliłem i powiedziałem.

- Chodź podzielimy się z pozostałymi tą smutną wiadomością.

- Kochani – powiedziałem głośno stając przed długim stołem zastawionym do poprawin przysmakami i alkoholem– opowiem, czego się dowiedziałem i co zobaczyłem.

- Artur w momencie zobaczenia Krzesimira przed szpitalem i zainteresowaniu jego nowo narodzoną córką, wiedział, że jego rodzina jest zagrożona. Chciał i musiał swojemu dawnemu przyjacielowi uniemożliwić kolejny atak, ponieważ go najlepiej znał i był jego postępowania pewny. Nie chciał dopuścić, żeby dziecko i Donata ucierpieli podobnie jak on, więc z łownej zwierzyny przeobraził się w drapieżnika. Postanowił zaatakować pierwszy w miejscu wybranym przez siebie. Zaraz po wyjeździe z miasta początkowo utrzymywał niewielką prędkość, w ten sposób śledzący go samochód zmuszony został do trzymania się z dala, żeby nie zostać odkrytym. Kiedy minął zakręt mocno przyśpieszył, pozostawiając ślady palonej gumy na asfalcie. Następnie przy następnym zakręcie gwałtownie zawrócił i jechał wprost na prześladowców. Jak zobaczyli tuż przed maską rozpędzony samochód jadący wprost na nich byli kompletnie zaskoczeni i w porę nie zareagowali. Artur na ten dzień ze spokojnego człowieka przeistoczył się w kamikadze, lecz swoim czynem ochronił wszystko to, co kochał i miał najcenniejsze.

- Tylko jak powiedzieć o tym Donacie – mówiąc to spojrzałem na żonę, która miała podobnie jak ja łzy w oczach.

Byłem pewny i czekałem na gwałtowną reakcję naszych naukowców konstruktorów na wieść, że ich konstrukcja i cała dokumentacja spłonęła w samochodzie razem z Arturem. Oni zaskoczyli nie tylko mnie, nie rozpaczali i złorzeczyli tylko byli dumni. Po zastanowieniu się doskonale ich zrozumiałem, przez ten czyn upewnili się, że to, czego dokonali jest na skalę światową, a odtworzenie tego będzie znacznie łatwiejsze niż tworzenie od podstaw.

Pogrzeb Artura odbył się z dużym opóźnieniem, ze względu na trwające śledztwo, na cmentarzu parafialnym. Nasz ksiądz proboszcz nie robił trudności z pochówkiem na świeconej ziemi osobie, która nigdy nie przyjęła żadnych sakramentów. Wbrew sobie, ponieważ nigdy coś takiego się nie zdarzyło odmówił zapłaty i mszę odprawił za darmo. Przybyli prawie wszyscy oprócz Targowskich, jakich zaprosiłem po zapoznaniu się z zapiskami Artura. Kiedy nad grobem stanęła młoda kobieta z pięknymi dużymi orzechowymi oczami, kaskadą falowanych szatynowych włosów sięgających poniżej ramion i delikatną mleczną skórą trzymająca na rekach malutkie dziecko, nie jedna osoba się rozpłakała. Wtedy w bramie cmentarza pojawiła się ciekawa para, bardzo młody mężczyzna szedł wyjątkowo wyprostowany, a obok niego kilka lat starsza kobieta o kulach. Zaraz za nimi pojawił się gość w roboczym ubraniu, który niósł wieniec. Wyprzedził on idących przed nim i położył przy grobie ładnie wkomponowane w gałązki jodły kwiaty, rozłożył szarfy i odszedł. Nie tylko ja, lecz i pozostali uczestnicy smutnej uroczystości mogli przeczytać „Ostatnie pożegnanie od przyjaciół Ilony i Roberta Cęcińskich”. Małżeństwo stanęło niedaleko wieńca, kobieta odmówiła krzesła, jakich sporo dostarczyłem ze względu na niepełnosprawnych. Kule podała do jednej ręki partnerowi i przytuliła się do niego, a on wolną objął ją w pół.

Chrzciny Zosi odbyły się miesiąc po pogrzebie ojca i chrzestnymi zostali tak jak chciał Mateusz i Wiola. Babcia stale rozpieszcza wnuczkę i nie musi ograniczać czasu kontaktu ze względu na hapteny. Natomiast ja staram się być wzorowym dziadkiem. Donata pracuje w cukierni mamy Mateusza i co raz bliżej jest jej do tej rodziny. Artur z pewnością cieszyłby się gdyby Donata z Mateuszem byli razem, wtedy Zosia miałaby pełną rodzinę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Różowa pantera 12.03.2018
    Marok to pedał
  • Pasja 12.03.2018
    Smutne. Artur poświęcił swoje życie dla ratowania rodziny. Czy dobrze zrobił? Moim zdaniem nie powinien tak postąpić. Można prawnie załatwiać pewne sprawy. Czy Krzesimir był poza prawem. Może trzeba było się przeciwstawić. Miał tylu wokół siebie ludzi, którzy go kochali. Pozostawił w bólu. Pojawienie się pary na cmentarzu też wzbudza zdziwienie.
    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania