Przymiarka do niebytu

Nie pasuję do dzisiejszych czasów: urodziłem się za późno, a mój świat, to krynoliny i żaboty. Patrzę, jak moje ideały tracą znaczenie, jak są niszczone, modyfikowane przez usta karłowatych intelektualistów, dostosowywane do rzeczywistości, jak stają się najeżone wątpliwościami, zastrzeżeniami, spłyceniami, jak dążą do zagłady i cuchną zredukowane do padliny. Patrzę, lecz są dla mnie teraz obce. Martwią mnie uwsteczniające procesy; nie to, że nie rozumiem konieczności zachodzących zmian. Wiem za to, że trzeba pogodzić się z ich nieuchronnością. Lecz grozą napawa mnie to, że zwyczajne, ludzkie odruchy, subtelność, szlachetność, współczucie, pojęcia te zostały wyparte z naszych norm zachowania i zdominowane przez pogardę, niewrażliwość, agresywny egoizm.

Mógłbym zająć się swoim pisaniem, zaległymi lekturami, ale coś mnie pcha w stronę literackich poszukiwań, penetracji, poznawania ludzi myślących podobnie, zarażonych bakcylem altruizmu, jakiś nałóg, może próba zrozumienia otaczającego mnie świata i odpowiedzi na pytanie, co sprawiło, że obecny uległ tak gruntownym przemianom.

Ciekawią mnie współczesne sposoby jego ujmowania, jestem w nich zagubiony, nieporadny, co innego mnie frapuje, na diametralnie inne rzeczy zwracam uwagę i przyznaję się bez bicia: tkwię w nich jak intruz, obcy, człowiek z zewnątrz, a gdzie nie spojrzę, tam króluje umysł prowizoryczny, a nieświadomość określa byt.

Jednak nie wszyscy piszą źle. Zdarzają się rodzynki, obserwatorzy lub obserwatorki obyczajowych zawirowań, bystrzy apologeci lub kontestatorzy zachodzących przemian, tych niedostrzeżonych w porę, groźnych, wymagających naprawy oraz tych, które wzbogacają i prowadzą ku lepszemu: wartych kultywowania, pielęgnacji, rozwinięcia.

Nie wszyscy przebywają w miejscach znanych nielicznym. Niektórzy z nich są zagorzałymi pasjonatami śledzącymi literackie nowości. Pisząc recenzje z przeczytanych książek, przeważnie po amatorsku, od serca i bez fachowego oprzyrządowania, dzielą się ze swoimi czytelnikami wrażeniem wyniesionym z lektury. Pociechą jest, że wśród czytających byle co, dzieła zbliżone do tandeciarskiej masówki okrzykniętej bestselerami, zdarzają się wybredni; miłośnicy utworów wartościowych. I przybywa ich coraz więcej. Coraz częściej też uprzytamniają sobie, iż aby móc wychwycić wszystkie literackie smaczki, trzeba sięgać w głąb tych utworów, które wywodzą się z mroków przeszłości. Z przeszłości, której nie wolno zlekceważyć, odrzucić jak balast i chyłkiem zapomnieć o jej istnieniu.

Jutrzejsi pisarze zaczynają rozumieć, że dzisiejszy sposób przekazywania myśli jest zlepkiem niezbornych komunikatów językowych, które o niczym konkretnym nie informują, gdyż słowa użyte przypadkowo, niby eksperymentalnie, rzekomo celowo, pochlastane prymitywizmem, okaleczone do skrótów i lakonicznych oznajmień, upichcone w swoiste zbiory zdań, w teksty-worki pełne chaotycznych słów, które czytelnik ma poskładać w zrozumiały ciąg, świadczą nie o szczerości wypowiedzi, ale o jej ubóstwie. Z wolna dociera do nich, że powinni pisać językiem jasnym, precyzyjnym, obdartym z banału. A gdy ową prawidłowość zrozumieją do końca, będą tworzyć bez obaw o zarzut uprawiania nieużytków nazywanych grafomaństwem.

*

Tak było zawsze: przemijało życie i świat zaczynał wyznawać inne wartości. Ani lepsze, ani gorsze, tylko te, które były dla niego ważne.

Ale teraz wiem coraz mniej i podobnie jak Tadeusz Borowski w opowiadaniu „Kamienny świat”, ze zdziwieniem patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość. A zdziwienie to prowadzi mnie do fascynującego opowiadania Marii Dąbrowskiej – „Tu zaszła zmiana”. I myślę wtedy, że autorzy tej prozy ustąpili miejsca ludziom, którzy, nie mając o nich pojęcia, nie tęsknią za nimi, za ich przerwaną twórczością, za tekstami budzącymi niegdyś ożywione polemiki, dyskursy prowokujące do wymiany zdań, mądrych często, a często – zacietrzewionych i akademickich.

Uświadamiam więc sobie, ilu pisarzy, malarzy, muzyków przeszło na drugą stronę i ogarnia mnie smutek. Z melancholią patrzę na wydłużającą się listę nieobecnych. Wspominam, ilu umarłych wywarło na mnie wpływ, wrosło we mnie, a ilu jeszcze zapadnie w mrok.

Lecz, póki jestem, są! Są w ciemności stając się zaprzeczeniem obecnej beztroski. Stali się dla mnie pamięcią o tych, których mało kto opłakuje, a jeszcze mniej rozumie.

Dlatego żal mi tych którzy nie zdają sobie sprawy, że też się zestarzeją i następne pokolenia też odwrócą się od nich i też nie będą podzielać ich pasji.

Nastanie kontredans mód. Obowiązek wyznawania odkurzonych idei. Dzisiejsze, staną się śmieszne, bo obecne bunty rozstaną się z życiem po to, by mogły narodzić się kolejne. I tak po kres; zawieszenia i odwieszenia, chimeryczne powroty do łask i cykliczne obalania przeszłości, bumerangi i odkrycia, maniery i style, tropy i tendencje, gusta i guściki, góra i dół, Barok i Romantyzm!

Co jest w pewnym sensie sprawiedliwe i do pewnego stopnia słuszne. Gdyż, jak rzekł Grochowiak, „bunt się ustatecznia”.

Postanowiłem więc przeczekać lepsze czasy. Niech inni nadstawiają karku, bawią się we wrażliwość, reagują na zło, krzywdę, grają w cymbergaja z głupotą. Ja z tym skończyłem. Wypisuję się z aktywności, z zaangażowania w cokolwiek. Pragnę żyć jak reszta. Jak reszta być kibicem, bezstronnym obserwatorem, który ma wiele do powiedzenia, a niczego do roboty. Wziąłem głęboki oddech i rzekłem sobie, że już nie mam zamiaru bredzić o szlachetności, honorze i pozostałych błahostkach.

*

Znudziło mnie życie. Nic już nie cieszy i tak przecieka kolejny dzień. Dzień wolny od perspektyw, od nadziei, pochmurny i gradowy. Zacząłem mieć dosyć siebie, siebie w roli zbędnego ornamentu, pariasa, którego się omija, nic mu się nie klei, nie zazębia, nie maceruje w jednorodny zamysł.

W tym momencie stwierdziłem, że ani chybi dokucza mi depresja. I się zaniosłem płaczem. Lecz że nie zwykłem był płakać bez publiki (co to za przyjemność rozpaczać do czterech ścian!), zadecydowałem, że jak nastąpi sezon na wrażliwe odbieranie świata, to będę logiczny, uczynny, wnikliwy i przepojony braterstwem jak jasna cholera. Tymczasem jest jak jest i nie ma rady. A że jest nie za dobrze, czekam na inną dekorację, nowe wdzianko do przespania doniosłych zmian.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kiedyś uważałam, że odwracanie uwagi o negatywności świata jest tchórzostwem, teraz myślę, że to jest jedna z zasad własnego BHP. Moje własne zdrowie psychiczne jest najważniejsze.

    Dziękuję za Twój tekst.
    Serdecznie pozdrawiam
  • moremover 18.02.2022
    Przyznam, że jak dla mnie trochę za ostro jak na tekst aspirujący do "starych dobrych czasów" (vide "cuchną zredukowane do padliny" przez "karłowatych intelektualistów", że uwzględnię tylko pierwszy akapit).

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania