Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Przynależna || Chapter 1

Marna istoto.. Nie dasz mi rady...

- Więc zginę w walce o moją rodzinę

- Oto ostatnia szansa Potter. Przyłącz się do mnie, a razem zawładniemy światem - wysoki mężczyzna o czarnych włosach wyciągnął dłoń w stronę tlenionej blondynki w czerwonej pelerynie. Jej twarz skryta w cieniu kaptura ledwo widocznie wykrzywiła się w sarkastycznym uśmiechu, biało - czerwona sukienka do kolan, z brązowym, skórzanym gorsetem była miejscami brudna i poszarpana. Blondynka mocniej zacisnęła dłoń na rękojeści smukłego toporka i odezwała się śpiewnym, choć lekko zmęczonym głosem

- Coraz bardziej bawi mnie Twoja zaciętość Velinie, lecz moja odpowiedź teraz, jak i po wsze czasy będzie brzmiała tak samo: Nie. 7Niegdy nie dołączę do Twojej chorej drużyny.

- Czystokrwiści mają lepsze możliwości niż Prości.

- Prości? Przy mnie nazywasz ich z szacunkiem - prychnęła - Myślisz, że nie wiem? Nazywacie ich Zepsutymi. Nie myśl, że nie mam pojęcia o tym, co się dzieje. Jestem poinformowana lepiej niż wielu z was sądzi. Twoja armia Pożeraczy Dusz niewiele może tu zdziałać. Jest nas mniej... To niezaprzeczalny fakt. Ale jesteśmy silniejsi, mamy wiarę.. I choćby.. - jednak nie dane jej było dokończyć...

- Pro Vobis! - w ostatniej chwili rzuciła niewerbalnie zaklęcie obronne unikając śmiertelnego zaklęcia, stało się jednak coś innego. Jej ciało zaczęło się rozszczepiać, a jego kawałeczki wirować w powietrzu by po chwili zniknąć.

 

#*#*#*#*

 

Obudziła się w środku ciemnego lasu. Nawet bardzo ciemnego. Leżała na czymś twardym i nierównym, wszystkie mięśnie ją bolały, obraz rozmazywał jej się przed oczami. Sięgnęła ręką do kostki i z ulgą stwierdziła, że przytwierdzony wcześniej do wysokiego pod kolano, brazowego, skurzanego kozaka sztylet jest na miejscu. Gdy wzrok wrócił do normy z jeszcze większą ulgą na twarzy zobaczyła obok swojego zmęczonego ciała srebrny toporek z ukrytą w rękojeści różdżką. Po przeanalizowaniu sytuacji w której się znajdywała doszła do wniosku, że:

1. Nie ma pojęcia gdzie jest

2. Nie ma jedzenia ani wody (ale to najmniejszy problem)

3. Nie wie jakie zagrożenia tu czekają

4. Nie wie co się stało z Velinem

5.Nie jest w stanie walczyć

- Zajebiście - sarknęła, podnosząc się z ziemi i w duchu dziękując za obecność drzewa na którym może się podeprzeć. Poczuła przerażający ból w boku, przy którym natychmiast znalazła się jej ręka - jestem ranna. No shit Katarinè.. - skarciła samą siebie i wyjęła z jednej z doczepionych do paska na udzie sakiewek ostatni bandaż, na szybko tamując krew. Słaniając się na nogach ruszyła przed siebie, a po mniej więcej godzinie wyczerpującej wędrówki wyszła z ciemnego lasu i dostrzegła najpierw ogromny zamek, a dopiero potem stojący bliżej domek. Teraz już nie dziwiła się, że było tak ciemno, wszak była noc, ewentualnie późny wieczór. Ostatkiem sił podeszła do ciężkich drzwi, zapukała i upadła do tyłu na żwirową ścieżkę raniąc uda i odsłonięte części przedramion. Ostatnim co zarejestrował jej umysł był duży, nie, wielki mężczyzna z długimi, pokołtunionymi, brązowymi włosami i podobną brodą. Poczuła jak bierze ją na ręce, potem poczuła jak odpływa, karcąc się za to w myślach.

 

#*#*#*#*

 

Najpierw poczuła zapach towarzyszący szpitalowi wymieszane z delikatną wonią męskich perfum, definitywnie należących do kilku różnych osób, wśród tego zapachu wychwyciła jeszcze delikatną lawendę, z czego wywnioskowała, że nieopodal jest również przedstawicielka jej płci. Potem dotarły do niej głosy

- Ron... przestań patrzeć na nią, jak na coś do zjedzenia... - to dziewczyna pachnąca lawendą...

- Ale ja tak na nią nie patrzę

- Patrzysz bracie - to chyba powiedziała dwójka osób.. ale synchronizacja

- Czy was nigdy, nikt nie uczył jak traktować kobiety?

- Sugerujesz coś Malfoy?

- Myślę, że Dracon ma rację. Zachowuje się pan jak napaleniec panie Potter.

- Potter? - wyszeptała.

- Odzyskała przytomność. Zostaje ze mną Potter i Malfoy, reszta wracać do dormitoriów

- Tak jest Profesorze Snape - usłyszała kroki wielu osób i zamykanie drzwi. Niepewnie spróbowała otworzyć oczy, potem jeszcze raz, udało się dopiero za trzecim podejściem. Nie widziała gdzie jest, jednak nad sobą zobaczyła kolejno mężczyznę o czarnych, sięgających ramion włosach, pięknych, czarnych oczach dużym nosie, ubranego w czarne szaty, chłopaka o włosach zblizonych kolorem do jej własnych i stalowych oczach, ubranego w czarny garnitur oraz brązowowłosego chłopaka o zielonych oczach, w okularach, ubranego w dziwną, bordowo-żółtą szatę.

- Kim jesteście? Gdzie ja jestem? Gdzie mój topór?

- Po kolei moja panno. Jestem Profesor Snape, to - wskazał blondyna - Dracon Malfoy i Harry Potter - mówiąc drugie nazwisko skinął w stronę bruneta - Jesteś w Szkole Magii i Czarodziejstwa Howart, a oto twoja własność - pokazał jej srebrny przedmiot - A Ty kim jesteś, skąd pochodzisz i co Cię tu sprowadza?

- Nazywam się Katarinè Potter, pochodzę z miasta Urg w Sybillis. Podczas walki z Velinem w ostatnim momencie utworzyłam tarczę, ale stało się coś dziwnego i trafiłam do tamtego lasu...

- Potter? Nie znam państwa takiego jak Sybillis, ani kogoś takiego jak Velin.

- To nad oceanem Parzącym. I je wierzę, że Go nie znacie.. na pewno zaatakował Was choć raz.. jeśli jesteście Prostymi lub nie chcecie przyłączyć się do PD..

- PD? - powtórzył Blondyn. Bodajrze Draco

- Pożeraczy Dusz.

- Potter, po dyrektora - okularnik szybko opuścił pomieszczenie w którym siedzieli, a dziewczyna zmieniła pozycję na siedzącą.

- Mogłabym prosić o szklankę wody? Nie piłam od kilkunastu godzin.

- Oczywiście - chłopak o stalowych oczach wyciągnął z kieszeni różdżkę i przemienił swój pierścień w srebrny kielich - Aquarius - naczynie napełniło się wodą, którą wypiła w błyskawicznym tępie

- Śmieszne zaklęcie - uśmiechnęła się niepewnie - Nie znam takiego, mimo iż inne o takich właściwościach jest mi znane. Mogę? - wskazałam na różdżkę młodszego, a ten za zgodą czarnowłosego mi ją podał - Opus Aqua - kielich ponownie napełnił się wodą.

- Skąd znasz takie zaklęcie? Nie jest znane w świecie czarodziejów..

- Czarodziejów? Jestem Przynależna wojownikom wilka - drzwi otworzyły się a do pomieszczenia wszedł uśmiechnięty staruszek z długimi siwymi włosami i brodą, ubrany w popielatową szatę, na jego twarzy gościł serdeczny uśmiech, a oczy patrzące zza okularów połówek były pełne radosnych iskier.

- Severusie.. kim jest nasz gość?

- Dyrektorze..

- Katarinè Potter.. Sir - przerwała czarnowłosemu - jestem z Urg w Sibilli, nad Oceanem Parzącym..

- Rozumiem panno Potter. Proszę się nie dziwić naszej reakcji. W tym wymiarze znamy Harrego Pottera. To nasza jedyna nadzieja na pokonanie czarownika zagrażającego światu magicznemu.

- Nic z tego nie rozumiem... W jakim królestwie się znajduję? Muszę wysłać trzepotkę to przyjaciół..

- Jesteś w wymiarze 7, planeta Ziemia, Wielka Brytania, Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

- Co? Jak to "wymiar 7"?

- Też nie rozumiem dyrektorze. Mamy jakieś inne wymiary?

- Tak moi drodzy - starzec zwrócił się w moją stronę - Moja droga, by dowiedzieć się z którego jesteś wymiaru muszę zobaczyć twoje wspomnienia...

- Nie pozwolę wejść do swojej głowy - pokręciła głową - mogę co najwyżej pokazać to wspomnienie w..

- Myśloodsiewni?

- Skoro tak się u Was nazywa Przeglądacz to nie będę się kłócić - westchnęła - proszę o mój toporek - brązowowłosy spojrzał na dyrektora, a gdy ten skinął głową podał jej własność - Veniat Ad Me - z trzonu broni wysunęła się długa na 10 cali, biała różdżka. Blondynka przyłożyła ją sobie do skroni i wybrała kilka pomocnych wspomnień, które wyjęła z głowy i włożyła do szklanej fiolki, trzymanej przez profesora Snape'a.

- Dziękujemy moja droga. Narazie trafisz do komnat Severusa.

- Ależ Albusie... - wymieniony wyżej mężczyzna wstał gwałtownie

- Bez protestów - uciął - Mam nadzieję, że zajmiesz się naszym gościem - i wyszedł, a razem z nim brunet.

- Dracon, zajmiesz się nią. Jesteś prefektem, więc w twoim dormitorium nie będzie wielu ludzi. Nie będziesz mógł zapraszać znajomych, a jeden skrzat będzie tylko na rozkazy waszej dwójki.

- Dobrze Profesorze - skinął głową, a czarnowłosy zniknął za drzwiami - nie za bardzo uśmiecha mi się ciebie pilnować.. - miał ją podnieść, ale w zatrzymał się gwałtownie - status krwi?

- Kolejny... Nie dość, że u siebie użeram się z maniakami to i teraz...ugh!!!! Czystokrwista..

- Już myślałem, że Szlama, skoro tak się wkurzyłaś. Masz szczęście, że teraz wszyscy są w Wielkiej Sali. Może nikt nas nie zobaczy.. Zgredku - koło blondyna pojawił się...

- Skrzat... u nas wszystkie... Zamordowano... - szepnęła sama do siebie

- Czego Panicz Malfoy sobie życzy?

- Przekaż Granger, że ma pojawić się w naszym pokoju wspólnym. To ważne.

- Zgredek już idzie - i zniknął

- Chodźmy - wziął ją na ręce mimo protestów i opuścili w ten sposób skrzydło szpitalne..

 

**************************

 

I co wy na to?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • anonimowa 08.07.2016
    Na początku miałam mieszane uczucia. Z gatunkiem fanfiction spotkam się po raz pierwszy. Trochę to '' dziwne'', ale ciekawe. Na chwilę obecną jestem na ''tak'' :)
  • Bardzo mi miło :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania