Poprzednie częściPrzynależna || Chapter 1

Przynależna || Chapter 4

- Wprowadzić.. - do sali tronowej weszło dwoje Śmierciożerców, prowadząc wykończoną nastolatkę. Dopiero gdy ta spojrzała na nią błaganie rozpoznała w niej..

 

- Ginewra Weasley - cichy syk białowosej przeszył powietrze niczym strzała - Zdrajczyni krwi..

- Będziesz walczyć z nią. Oczywiście najpierw ją uleczymy, byś nie miała tak łatwo.

- Dziękuję Panie - skłoniła głowę jeszcze niżej.

- Katarinè.. - usłyszała charczący głos rudej - proszę.. - z oczu najmłodszej latorośli Weasley'ów ciekły łzy. Któryś z obecnych wlał jej do ust kilka eliksirów, a wszystkie jej rany zasklepiły się, a ona stanęła na własnych nogach.

- Walcz Weasley - syknęła do niej, gdy śmierciożercy oddali jej różdżkę - Walcz!

- Reducto!

- Protego. Tylko na tyle cię stać? - dziewczyny okrążały się, Ruda wyglądała jak ofiara, a białowłosa była niczym drapieżne zwierzę, bawiące się jedzeniem. W końcu posłała ku Ginny zaklęcie, jednak ku zdziwieniu wszystkich nie była to Avada. Dziewczyna zaczęła znikać, krzycząc przy tym przeraźliwie.

- Brawo moja droga. Jednakże, cóż to było za zaklęcie?

- Moja matka je wymyśliła Panie - uklękła przed nim pospiesznie.

- Wstań dziecko. Wstań i podejdź do mnie - pospiesznie wykonała polecenie, a on pociągłszy jej przedramię, zaczął wypalanie Mrocznego Znaku. Bolało, ale nie na tyle, by krzyczała. Po prostu zacisnęła zęby i stała tak wpatrując się w to, co dzieje się na jej przedramieniu.

- Witaj wśród nas. Witaj Katarinè Saguaro.

 

#*#*#*#*

 

Dwie godziny później aportowała się pod bramę Hogwartu razem z profesorem Snapem.

- Expe..

- Petrificus Totalus - wystrzeliła zaklęcie w zarośla - Cholera, patrz na kogo rzucasz zaklęcia - zdjęła z czerwonowłosego zaklęcie petryfikujące i pomogła mu wstać.

- Kim ty jesteś? - syknął

- Nie czas na takie rozmowy - odpowiedziała, gdy nauczyciel otworzył bramę

- Ty - wskazał na chłopaka - za mną - szła z profesorem na równi, a on jej na to pozwalał. Nie miał nic przeciwko temu, by tak potężna czarownica szła z nim na równi - Idziemy do gabinetu dyrektora. Powiemy mu co się stało, a on jakoś to rozwiąże i przydzieli ci zadanie. Wstąpisz też do zakonu.. Chwila..

- stanął w miejscu - Ministerstwo magii. Są tu autorzy i minister.

- Legitymacja? - skinął głową - Inwisibilitatem

- Nauczysz mnie tego zaklęcia, mam rozumieć?

- Oczywiście - szli dalej, starając się omijać szerokim łukiem aurorów,aż w końcu trafili do gabinetu dyrektora.

- Dumbledor!

- Tak Severusie? - dyrektor znacząco skinął głową w stronę Ministra Magii stojącego zaraz obok.

- Miałeś zapewnić nowej uczennicy bezpieczeństwo!! - wrzeszczał - A w mugolskim Londynie napadli nas Śmierciożercy!!

- Mógłby Pan powtórzyć profesorze?

- Śmierciożercy w mugolskim Londynie. Zaatakowali mugolskie centrum handlowe!! - Minister pożegnał się z dyrektorem i opuścił Hogwart szybciej, niż ktokolwiek zdążył powiedzieć "Czarny Pan" - Potter musiała przyjąć Mroczny Znak.

- UnInvisibilitatem - Katarinè pojawiła się z odsłoniętym lewym przedramieniem - Ledwo przybyłam do waszego świata i już są problemy.. - syknęła - Gdyby nie to, że giną niewinni możesz być pewny dyrektorze, że znalazłabym sposób na powrót. A teraz proszę o sowę. Jeśli dobrze pójdzie, to uda mi się skontaktować z moim... starym znajomym - i po prostu wyszła, a dwóch mężczyzn zastanawiało się, kogo ta dziewczyna może znać.

 

#*#*#*#*

 

- Wracaj tu i oddaj mi sztylet!!! - czarnowłosy chłopak ścigał czternastoletnią Katarinè na łące pełnej kwiatów. Po dogonieniu jej odebrał jej swoją własność.

- Nie! Chcę zostawić go na pamiątkę!! - chłopak zatrzymał się patrząc na nią ze zdziwieniem, najwyraźniej łącząc fakty

- To już? - dziewczyna tylko skinęła głową, a po jej twarzy spłynęła samotna łza - Nie sadziłem, że ten miesiąc minie tak szybko..

- Ja też nie. Nie chcę wracać do siebie.. - dziewczyna mocno wtuliła się w tors zielonookiego - Jak mam się z tobą porozumieć?

- Wyślesz trzepotkę czy cokolwiek innego.. po prostu rzuć na list zaklęcie, którego cie uczyłem i wszystko będzie dobrze.. jeszcze się zobaczymy..

- Trzymam za słowo..

- Chodźmy.. - blady chłopak Chwycił jej delikatną, równie bladą dłoń w swoją i delikatnie pociągnął w stronę ogromnej kopuły

- Panienko Katarinè.. - zaczął mężczyzna w złotej zbroi - będę miał na panią oko...

- Dziękuję.

- Do zobaczenia Katarinè - chłopak wcisnął w jej rękę sztylet, jednak inny niż ten na łące. Dziewczyna wyjęła z paska z bronią jeden z dwóch toporków i podała go czarnowłosemu

- Do zobaczenia Loki...

 

#*#*#*#*

 

Pół godziny później drzwi z hukiem otworzyły się, przy okazji uderzając w ścianę. Profesor Snape, przyniósłszy sowę, zastał Katarinè na łóżku, rzucającą sztylet nad siebie i łapiącą go center przed twarzą

- Przyniosłem ci tą przeklętą sowę. Masz list? - skinięcie głową. Dziewczyna wstała z łóżka,rzucając sztyletem za siebie i trafiając w sam środek tarczy wywieszonej nad komodą - Ładny rzut... - dziewczyna szybko wyciągnęła różdżkę i celując w list wyszeptała zaklęcie

- Reach Gud ugagn , nå ut til den som snakker med ild. Så jeg befaler deg , du mystiske kraften - pergamin jakby zapłonął, a później zaczął się mienić złoto-zielonym blaskiem. Czarownica szybko podała list ptaszysku - Leć do Lokiego Laufeysona. Nie czekaj na odpowiedź - zwierzę wyleciało pelrzez okno, a ona miała nadzieję, że jak najszybciej dotrze na miejsce.

- Kim jest Loki Laufeyson? - usłyszała za plecami. No tak, całkiem zapomniała o obecności profesora

- Mężczyzną, który dał mi to - wyciągnęła dłoń w stronę tarczy, a chwilkę później pojawił się w niej sztylet

- Czy dobrze widzę... grawerunek?

- Jeg er død , noe som bringer gift

- Co to znaczy?

- Ja jestem śmiercią, którą przynosi jad. Dostałam to od Boga

- Nie wierzę w Boga, to chrześcijańskie bzdury....

- Nie mówię o tutejszych Bożkach. Mówię o Bogu z krwi i kości. O Lokim, Bogu kłamstwa, psot, ognia i wina... To między innymi jego włos jest w mojej różdżce. A teraz proszę o wybaczenie.. rzucałam skomplikowane zaklęcie i jestem zmęczona, a muszę jeszcze sporo rzeczy zrobić...

- Przyślę ci tu kolację

- Dziękuję - zamknęła za nim drzwi i poszła do łazienki..

 

#*#*#*#*

 

- Rinn....

- Loki? - dziewczyna rozejrzała się wokół. Znajdowała się w totalnej pustce

- Rinn, jestem zaraz obok.. - faktycznie, stał tuż, tuż.. na wyciągnięcie ręki

- Dostałeś mój list?

- Nie.. ale to pewnie dlatego, że jestem w Asgardzie. Ale już nie długo. Za chwilę będę na Midgardzie i..

- Chwila! Mówiłeś, że Midgard ma kilka wymiarów, tak?

- Tak...

- Jestem w 7.. nie wiem jak, nie pytaj... potrzebuję twojej pomocy.. cały Midgard potrzebuje.. Wszystko wyjaśniłam w liście.. to ważne, bardzo!!!

- Zobaczę co tam napisałaś i znów cię odwiedzę.. zresztą jak to możliwe, że mimo cotygodniowych prób,dopiero teraz się do ciebie dostałem?

- Nie mam pojęcia..

- Potter... to ja Malfoy.. wstawaj - poczuła,jak coś nią szarpie

- Muszę kończyć. Draco Malfoy próbuje mnie obudzić..

- Nędzne jego nadzieje.. - zaśmiała się cicho

- Do zobaczenia?

- Spodziewaj się mnie dość szybko.. - Wszystko zaczęło znikać, ale zdążyli jeszcze wymienić kilka słów

- Tęskniłam..

- Ja też Tęskniłem..

 

#*#*#*#*

 

Blondynka zerwała się z łóżka z uśmiechem, po czym popędziła do łazienki, całkowicie ignorując blondyna, którego przewróciła.

- Katarinè Potter!! Co to miało być że się zapytam?!?!?! - usłyszała zza drzwi, jednak nie bardzo się tym przejęła. Spokojnie weszła do wanny I szybko się wykąpała po czym wykonała serię łazienkowych czynności. Gdy wychodziła uderzyła Malfoya w nos drzwiami

- Cholera! Przepraszam Smoku!!!

- Spokojnie Wilczku.. nic mi nie jest.. poboli i przestanie, Teo i Pansy sprawiali, że byłem w gorszym stanie, nie mówiąc już o Blaisie! - oboje się zaśmiali, dziewczyna podeszła do szafy i wyjęła z niej sukienkę, którą planowała ubrać na spotkanie z przyjacielem. Była pewna, że chłopak pojawi się już dziś.

- Co ty się tak stroisz? - zapytał blondyn nieco zdziwiony. Żadne przyjęcie nie było przecież planowane, a ona wyglądała conajmniej, jakby szła na bal bożonarodzeniowy..

- Dzisiaj przyjedzie mój stary przyjaciel.. nie pytaj, przedstawię ci go - z wielkim uśmiechem na ustach zabrała różdżkę zpod poduszki i włożyła ją pod gorset sukni - Chodźmy! Założę się, że przyjdzie już na śniadaniu!! - złapała go za rękę, i pobiegła ciągnąc go za sobą..

 

#*#*#*#*

 

W Wielkiej Sali śniadanie trwało od pół godziny, wszystko wydawało się normalne, dopóki drzwi nie otworzyły się, uderzając o ściany. Do pomieszczenia szybkim, aczkolwiek dumnym krokiem wszedł czarnowłosy, młody mężczyzna o szmaragdowych oczach. W dłoni trzymał złote berło z niebieskim kamieniem, na sobie miał dziwną zbroję, a na biodrach pas z bronią. W całej sali rozległy się szepty, a dziewczyny z szóstego i siódmego roku posłały w kierunku zielonookiego spojrzenia pełne podziwu. Katarinè poderwała się z miejsca i podbiegła do owego przybysza i rzuciła mu się na szyję, a jej oczy błyszczały od łez tęsknoty i szczęścia

- Rinn! Tęskniłem za tobą!

- Loki! Tak tęskniłam.. nie widziałam cię od dwóch lat!

- Przecierz wiem.. - totalnie ignorowali pozostałych uczniów, którzy szeptali między sobą, dziewczyny, które posłały w jej stronę zazdrosne spojrzenia.. Nawet dyrektora, który ruszył w ich stronę

- Panno Potter, czy byłabyś tak dobra i przedstawiła mi swojego przyjaciela?

- Mógłbyś nam nie przerywać? - zapytał nonszalcko Loki - Jesteśmy zajęci. Ach! Rinn... jeszcze dwie osoby chciały cię zobaczyć - drzwi ponownie się otworzyły, a do Wielkiej Sali wmaszerował blondyn o włosach do ramion i niebieskich oczach oraz brunetka, drobnej budowy. Katarinè jednak wiedziała że ona ma krzepę, dowiedziała się tego podczas częstych pojedynków

- Thor! Sif! Bogowie!! - po chwili wszyscy trwali w grupowym uścisku - Tęskniłam...

- My też Katarinè - Sif dała jej całusa w policzek dyskretnie szepcząc jej do ucha - Wszystko potoczyło się jak przewidywałaś.

- Chodźcie! Loki powiedział wam o co chodzi?

- Tak, wszystko wiemy, teraz tylko chcemy porozmawiać z tym młodzikiem - wskazał na Dumbledora, a wszyscy spojrzeli na niego jak na Bellatrix całującą szlamę - Dyrektorze! ile masz lat?!?!?!

- 115 chłopcze - odpowiedział naburmuszony, a Thor klepnął Sif w ramię

- Mówiłem, że młodzik! Toż to Katarinè jest w jego wieku!

- Ale Thor... ja m 15 lat..

- W twoim wymiarze owszem.. ale twój rok, trwa tyle co dziesięć lat tutaj. Dziwna zależność, którą tłumaczył nam Hiemidall..

- Za to ty Thorze jesteś zaledwie trzy lata starszy! Loki dwa lata, a Sif rok! W tymże systemie obliczeń oczywiście.. Więc nie powinniście nazywać Dyrektora młodzikiem!

- Kiedy mój ojciec wygląda młodziej niż on, mając lat dwa tysiące!!

- Thorze! Wróćmy do tematu!

- Oczywiście, oczywiście - wtrącił się Loki - Czy moglibyśmy z Tobą porozmawiać? - zwrócił się do zdziwionego Albusa

- Zapraszam do gabinetu..

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Kajamoko 07.07.2016
    Super ^^ Troszkę sie zagubiłem w poprzedniej części, ale sytuacja została opanowana. Czyli coś zaiskrzy między Draco i Katheriné. Gdybym mogła oceniać dałabym 5.
  • bardzo mi miło :D Cieszę się, że się podoba ^^
  • Kajamoko 10.07.2016
    A kiedy następne?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania