"Przysięga".
Przemijają miesiące.
Dłużą się tygodnie.
Umierają dni.
Nękają godziny.
Dusi zaś wieczność.
Ją ci obiecałem, stając ci na straży.
Oddając tym resztki duszy.
Przyrzekałem, byś miała ile w mojej mocy.
Z życia przyjemności.
A chciałem ci dostarczać.
Radości, nadziei i ciepła co nie miarę.
Aby stać się twą opoką, pod którą odpoczniesz.
Od bólów i trudów życia swego.
Od chorób dolegliwości i problemów zdrowotnych.
A także od męk stresem przytłoczonych.
Obiecałem ci że cie nie skrzywdzę.
I choć twym zdaniem łże.
To danego słowa dotrzymałem.
Co nie było dla mnie, sam nie brałem.
Choć mi nie wierzysz, okazji miałem wiele.
Szczerość ma w tym prawdziwa.
Doskonale wiem, co przeżyłaś.
Co piętno na tobie, zostawiło.
To co w życiu cie skrzywdziło.
I światopogląd twy z hańbiło.
Gdy mimo że mój umysł umiera.
To nie pojmuje, czemu kazałaś mi odejść.
Mimo to, dałem ci wygrać.
Przyznając się, skoro tego chciałaś.
Oddałem ci upragniony los.
Uwierz mi w te słowa.
Nie mam po co kłamać.
Choć zdarzało mi się blefować.
To nigdy czynem myśląc, o sobie.
Twój zysk liczyłem, swoim poświeceniem.
I mimo że to ty, otworzyłaś me rany.
Doprowadzając do życiowej ruiny.
To i tak cię kocham, to przekleństwo jest wiecznym.
Nawet nie mógłbym, bym cie z nienawidzić.
Mimo... że powinienem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania