Przystanek

Autobus zahamował przy akompaniamencie jęków starych amortyzatorów w zatoczce na przystanku z wysprejowaną przez nicponiów nieszanujących wspólnej własności wiatą. Amelia zmrużyła oczy, by dojrzeć numer wytłuszczony na tekturce wyklejonej w jednej z szyb. 113. Czyli to nie jej. Ten, na który czekała odjechał 3 minuty temu. Kiedy z niemal nieludzkim wysiłkiem, sapiąc jak stara lokomotywa dodreptała do jego drzwi i już prawie dotykała przycisku otwarcia, nagle – ruszył. Jakby specjalnie chciał ją upokorzyć. I to w taki bezczelny sposób – zmuszając ją do pośpiechu w taki upał. Cham. Po cichu liczyła, że był to spóźniony przez wieczne korki poprzedni pojazd z tej samej linii i nie będzie musiała przez kolejne dwadzieścia minut kwitnąć na brudnej, plastikowej ławeczce prażąc się we wszechobecnym upale, ale nie. Jak się nie wiedzie to się nie wiedzie. Trudno. Poczeka. Skoro od dwóch lat jest w stanie cierpliwie czekać na wizytę u ortopedy to i dwadzieścia minut oczekiwania na autobus jej nie złamie. W porównaniu do jej niespełna siedemdziesięciu przeżytych lat, dwadzieścia minut wydaje się chwilą. Chociaż ten upał nie pomagał. Szczęście w nieszczęściu: uciekający autobus nie pokrzyżował jej żadnych ważnych planów, codzienną listę zadań zdążyła już zrealizować – zakupy na ryneczku zrobione, leki wykupione, znicze na grobach – jak co tydzień – zapalone. Pozostało czekać na transport do domu. Westchnęła ciężko i z dużej torby na kółkach wyciągnęła butelkę wody. Gdyby tylko nie było tak gorąco… Trzydzieści trzy stopnie w cieniu to nie były odpowiednie warunki na jakiekolwiek aktywności w jej wieku. Trzydzieści lat temu może by jej to nie przeszkadzało. Ale trzydzieści lat temu w ogóle mało co jej przeszkadzało. Nic nie bolało, nie strzykało, nie ciągnęło na zmianę pogody. Jeszcze jako trzydziestopięciolatka była całkiem sprawną kobietą - biegała po górach jak kozica, regularnie chodziła na wieczorki taneczne, na których razem z Gienkiem potrafiła przetańczyć prawie całą noc i dwa razy w tygodniu pływała. Teraz nawet te kilka kroków, które musiała przejść szybciej niż zazwyczaj (bo o bieganiu już w ogóle nie było mowy) było nieludzkim wysiłkiem. A kiedyś człowiek myślał, że ta sprawność jest mu dana na zawsze! Gdyby tylko wiedział…

Amelia upiła łyk wody, wzięła głęboki wdech, by uspokoić nadal rozpędzone wysiłkiem serce i rozejrzała się. Do przystanku właśnie zmierzała para nastolatków, wymachując złączonymi rękami. Dziewczyna podskakiwała lekko co drugi krok, jakby próbowała spożytkować w ten sposób rozpierającą ją energię. Chłopak patrzył na nią z uwielbieniem w oczach. Ciekawe jak długo to uczucie będzie w nich gościło. Czy zgaśnie wraz dobiegającym końca latem, czy będzie im towarzyszyło dłużej, może już na zawsze. Gienek też tak kiedyś na nią patrzył. Pamiętała jak dziś to spojrzenie, którym obdarzał ją w chwilach kiedy budziła się obok niego w niedzielne poranki, ze stopami bolącymi od tańca, ale lekka jak piórko, z głową pełną spokoju. Zakochana po uszy. Tak samo spojrzał na nią na szczycie Śnieżki, kiedy po wielu godzinach wspinaczki na szczyt ujrzeli najpiękniejszy zachód słońca jaki kiedykolwiek dane im było oglądać. Może dla postronnych obserwatorów nie był bardziej wyjątkowy niż dzień wcześniej lub tydzień później, ale dla niej był najpiękniejszym ze wszystkich, bo stanowił tło dla tego pełnego miłości i nadziei spojrzenia Gienka, który przyklęknął na jedno kolano i zapytał, czy zostanie jego żoną. Ach, jaka była wtedy szczęśliwa! Stwierdzenie, że mogłaby góry przenosić w porównaniu do jej radości brzmiało wtedy jak gigantyczne niedopowiedzenie!

Może i ci dwoje, tak jak ona i Gienek wejdą kiedyś - za kilka lat na Śnieżkę, zobaczyć ich najpiękniejszy zachód słońca. Może…

Rozważanie Amelii przerwał nagły ucisk w klatce piersiowej. Ból. Wciągnęła powietrze z sykiem. Zamiast przynieść ulgę wzmógł tylko uczucie kleszczy zaciskających się na jej sercu. I już wiedziała. To Gienek ją woła. Znowu będą mogli być razem. Może wspólnie, na szczycie Śnieżki, przekonają się, że miłość w oczach młodego chłopaka przetrwa o wiele więcej niż jedno lato. Wydając ostatnie tchnienie, Amelia pomyślała, że teraz, z góry, razem z Gienkiem zobaczy ich najpiękniejszy zachód słońca.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania