Przyszywać części z światła

Światło wisiało nad nią tak, że nie mogła niczego dotknąć.

Rozchodziło się i wzrastało dając iluzje w jej oczach.

To był dopiero początek rzeczy które niespodziewanie znikały.

Najpierw była to mała lampka zdobiona witrażem z bursztynu odziedziczona w spadku po bogatej ciotce.

Nigdzie nie mogła jej znaleźć tak jakby nigdy nie istniała.

Szukała jej po całym domu aż miała wątpliwości czy kiedykolwiek takie zdarzenie z udziałem przedmiotu miało miejsce.

Może nigdy jej tak naprawdę nie otrzymała.

Znalazła coś znacznie ciekawszego, była to teczka z starymi wierszami na strychu.

Mimo to każda kartka była pusta, ktoś musiał podmienić zawartość.

W tym domu od niepamiętnych czasów znikały różne rzeczy.

Coś nie tylko kradło dane rzeczy, ale i kazało kwestionować swoją pamięć na temat rzeczywistości.

Czuła się w tym domu przytłoczona, może dlatego, że nigdy nie był to jej prawdziwy dom.

Myliło się jej zawsze z domem naprzeciwko, który był bliźniaczą kopią tylko stał opuszczony.

Bo po co komu dwa domy?

Próbowała sprzedać nieruchomość, mimo to nikt jej nie widział,

a pustego terenu nikt nie chciał kupić.

Kupcy którzy chcieli kupić teren na dom po dokładnym oglądnięciu zmieniali swoje zdanie.

Mówili, zbyt jasno tutaj, czuje się jakby coś wypalało moje wnętrzności.

Ona jednak doskonale wszystko widziała.

Rzeczy raz z jednego domu przechodziły do drugiego i to był ten kłopot.

Nie miała czasu i ochoty przechodzić po kilka razy dziennie.

Zwłaszcza, że zmieniały położenie.

Nie można było utrzymać porządku który tak uwielbiała.

Po wsi zaczęły chodzić głosy, że kobieta jest czarownicą.

Ktoś o wyjątkowo złym humorze próbował podpalić rezydencje.

Niestety blask go oślepił i pochodnia podpaliła jego ubrania z nim samym.

Nikt już więcej nie mówił złego słowa z obawy przed magią ochronną.

Tak naprawdę nie była w żadnym wypadku czarownicą

Co najwyżej kobietą o wyjątkowym zmyśle wzroku.

W krótce ona zaczęła znajdywać czasami drugą siebie.

Witała się z nią, patrząc sobie głęboko w oczy, uświadamiając sobie jak jest samotna.

Codziennie piła kawę w ogrodzie który starała się pielęgnować.

Jednak kiedy zbyt długo przykładała do tego wagę, bała się, że przypomina swoją matkę.

Matka była kobietą o wyjątkowo paskudnym charakterze.

Wcielała się w role ofiary, z powodu tego, iż nikt nie chciał z nią rozmawiać.

Kiedy bowiem rozmawiała, nie pozwalała mówić o niczym innym jak o swoim ogrodzie.

Nawet jak natrafiała na miłośnika ogrodnictwa, to nie pozwalała dojść innym do głosu.

Przez pewien czas jak była dzieckiem, podziwiała matkę. Kiedy jednak zerwała dla niej bukiet kwiatów z ogródka, wściekła zostawiła swoje dziecko naprzeciwko, karząc jej tam być cały dzień i przemyśleć swoje postępowanie.

Wtedy po raz pierwszy z rzucanego światła, dom zaczął się rozbudowywać.

Rodzic nie przykładał wagi gdzie całymi dniami jest dziecko.

Ważne, że nie przeszkadza.

Wkrótce kiedy przyszła zobaczyła matkę z tyłu domu od strony lasu całą we krwi.

Było ślisko od deszczu, poślizgnęła się i głową uderzyła o beton.

Zakopała jej ciało aby ogród ją pochłoną.

Od tej pory miała na własność dwa domy i siebie samą.

Tak nie mogło być, chciała opuścić dom i zacząć żyć gdzie indziej.

Jednak przeszkadzała jej w tym druga wersja osoby tworząca jeden nie spójny byt.

Nie chciała odejść od domu czując bezpieczeństwo.

Nie było innej możliwości, musiała zabić inną siebie.

W tym momencie popijała kawę obserwując ryby w przydomowym stawie jak jedzą pokarm.

Przyszła do jej domu dała jej naszyjnik z pętlą jako prezent.

Nałożyła jej na szyje i zachęciła do próby lewitowania jako formę zabawy.

Udusiła się tak na śmierć.

I mogła odejść, jednak to nie ona była prawdziwą sobą.

W krótce zaczęła opadać jak płatki przekwitniętych kwiatów.

Wyszła za mąż za krawca który widząc osobę bez oczu przyszył starannie wyhaftowany zamiennik.

Niestety wkrótce jej nogi zaczęły odpadać, po parę razy w tygodniu przyszywał.

Jej kościste marniejące w oczach ciało przykrył sukienką balową.

Niestety nie mogła dłużej żyć bez siebie samej.

Znalazł na jej miejsce pękniętą bursztynową lampkę, a jej samej nigdzie nie było.

Po czasie zdał sobie sprawę. To pozostałość jej samej jest tym światłem rzucanym przez światło lampki.

Światło wisiało nad nią tak, że nie mogła niczego dotknąć.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania